wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 24 - Kocham cię za to jaki jesteś.

            Stałam i gotowałam. Kto mi uwierzy? Naprawdę gotowałam. Gdyby to chodziło tylko o mnie, to nie było by to takie trudne. Zjadłabym to, co stworzyłam i już. W końcu chyba nie zginęłabym z własnej ręki? Tym razem jednak gotowałam dla siebie i Zayna. Miała to być prawdziwa kolacja. No… pominę fakt, że prawdziwa wytrawna kolacja odbywałaby się w eleganckiej restauracji, ale… jak na razie postanowiliśmy zadowolić się moim skromnym mieszkankiem. I wiecie co? Podobało mi się to nawet bardziej niż wyjście gdzieś, gdzie obcy kelner zerkałby na nas, a jego oczy przy każdym kolejnym kroku wychodziłyby z orbit, na widok Zayna. No właśnie! O ironio… na widok Zayna, nie mnie! Ten chłopak nawet własną dziewczynę potrafiłby przyćmić w każdym miejscu. Muszę jednak przyznać, że mimo to i tak chętnie bym się gdzieś wybrała. Ale nie narzekałam. Żyłam w cieniu i było mi z tym dobrze. Jak do tej pory nikt prócz ciągle podejrzewającego czegoś Marka nie wpadł na to, że Zayn Malik może kogoś mieć. Przestałam się jednak tym tak bardzo przejmować. Uświadomiłam sobie, że ten facet ciągle doszukuje się jakichś sensacji, używając do tego swojego wyspecjalizowanego sprzętu, za którym niejeden paparazzo skoczyłby z mostu. Tak, tak, ja też. Lubiłam robić zdjęcia, lubiłam stać koło czerwonego dywanu i uwieczniać szerokie uśmiechy malujące się na twarzach gwiazd. W dodatku… Kocham dźwięk migawki! O zgrozo. Ten dźwięk był chyba uzależniający, bo dla mnie aparat zachowywał się jak żywe stworzenie! Tu cykał, tam cykał, tworzył obrazy z szybkością jednej dwusetnej sekundy!

            Ale w przeciwieństwie do tego jak zaczynałam jako paparazzo, wyszłam na prostą i bardziej zdefiniowałam swoją osobę. Pomimo mojej determinacji i ambicji, starałam się hamować chęć rzucenia się w pogoń za gwiazdami. Nie chciałam zatracać się w tym szaleństwie, dlatego ograniczyłam liczbę śledzonych ludzi i o ile to możliwe, unikałam podążania za nimi podczas ich prywatnego życia. Można powiedzieć, że poprzednie doświadczenia i wizja zrozpaczonego Zayna skutecznie mnie od tego odciągały. Ponadto chciałam szanować prywatność innych osób, bo swoją też sobie bardzo ceniłam.

            Odkładając łyżkę obok garnka, wyłączyłam gaz i zdjęłam biały, stylowy fartuszek, który znalazłam gdzieś na dnie szafki. Dolna części materiału otoczona szerokim pasmem białej koronki skutecznie rzucała się w oczy. Westchnęłam ciężko, przecierając czoło wierzchnią częścią dłoni, a następnie udałam się przed lustro, chcąc sprawdzić jak się prezentuję. Z szybkością migawki w moim aparacie poprawiłam długie, kasztanowe włosy. Ścięta na prosto grzywka układała się nie najgorzej, dzięki czemu mogłam uśmiechnąć się do siebie w lustrze. Zerknęłam prosto w moje zielone, otoczone firanką gęstych rzęs oczy, a chwilę później otaksowałam spojrzeniem drobną sylwetkę. Dzisiaj ubrana byłam w czarną sukienkę, która sięgała mi przed kolana, a utrzymywana była na szerokich, marszczonych ramiączkach. W pasie przewiązana byłam cieniutkim paskiem.

            Z niecierpliwością zerknęłam w kierunku drzwi. Już nie mogłam się doczekać, kiedy mój książę przybędzie, aby skosztować mój specjał!

            Gdy tylko usłyszałam pukanie, podskoczyłam do góry i udałam się do przedpokoju. Złapałam za klamkę, pociągając ją w swoją stronę. Kiedy tylko zobaczyłam Zayna, na moich ustach pojawił się wielki uśmiech. Chwilę potem zauważyłam gałązkę jaśminu, który trzymał w swoich smukłych dłoniach. Wieczorną porą pachniał intensywniej, dzięki czemu z łatwością wyczułam jego zapach.

            - Dziękuję – mruknęłam, łącząc swoje usta z jego. Poczułam, że w biegu ściągnął buty i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Huk za jego plecami, obwieścił mi, że nogą zatrzasnął drzwi. Kiedy chciałam skończyć pocałunek, ten przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się w między czasie, czując jak jego ciepłe dłonie podwijają sukienkę, którą dzisiaj na siebie założyłam. Nic nie mówiąc, oderwałam się od niego i obciągnęłam materiał ubrania.

            - Kolacja czeka – mruknęłam do jego ucha, po chwili przygryzając jego płatek.

            - Zjemy później. – Usłyszałam w odpowiedzi. Poczułam jak napiera do przodu, cofnęłam się więc do tyłu, potykając się o buty stojące w przedpokoju. Roześmiałam się dźwięcznie, kiedy przytrzymał mnie przed upadkiem. Czułam jak na moje policzki wstępują rumieńce, a moja krew się burzy. Po chwili wylądowałam na wąskiej kanapie tuż obok zastawionego stołu, nad którym spędziłam sporo czasu! Beżowy obrus okrywał drewno, a ładna zastawa, serwetki i zapalone świeczki tylko dopełniały dzieła.

            Zarechotałam ciężko, czując jego ciało na sobie.

            - Zaaayn, kolacja stygnie! – mój stłumiony głos zgubił się gdzieś w plątaninie pocałunków. W pewnym momencie przebił się jednak przez jego umysł i dotarł do świadomości.

            - Nie ucieknie. – Poczułam jego usta, pieszczące moją szyję. Uśmiechnęłam się do siebie, jednak po chwili odepchnęłam go od siebie gwałtownie. Widziałam jak na jego twarz wkrada się niezadowolona mina, a czoło marszczy się pod wpływem niezadowolenia. Uśmiechnęła się do niego słodko, podnosząc się i poprawiając włosy.

            - Mogę być częściej witana w taki sposób, ale przejdźmy do jedzenia. – Wysłałam mu buziaka w powietrzu, a po chwili zerwałam się z kanapy, żeby dotrzeć do naszego specjalnego posiłku. Specjalnego, bo ugotowanego przeze mnie!

            Z uśmiechem wymalowanym na ustach udałam się do kuchni, po drodze gasząc światło. Teraz salon, w którym pojawił się mały, zgrabny stół, skąpany był jedynie w świetle świec. W moich oczach pojawiły się wesołe błyski, gdy z zapalczywością sięgnęłam w kierunku garnka. Być może nie popisałam się twórczością kulinarną, ale ważne były chęci! Na dwa talerze wygarnęłam długi makaron, na który następnie nałożyłam sos. Spaghetti to jednak coś, co potrafiłam przyrządzić bez wyrządzenia większych szkód w kuchni. Szybko chwyciłam nasze danie i ruszyłam w stronę stołu, przy którym usiadł Zayn. Na jego opaloną buzię padały delikatne cienie. Dzisiejszego wieczoru ubrany był w czerwono-białą koszulę w kratę. Prezentował się naprawdę wyśmienicie, gdy materiał opinał jego delikatnie zarysowane mięśnie.

            - Gotowe – ucieszyłam się, stawiając danie. Wygłodniały wzrok Zayna spoczął najpierw na mojej twarzy, następnie przesunął się po moim ciele, aż dotarł do talerza z potrawą. Przez chwilę zastanawiałam się, co czai się w jego głowie, szybko jednak wypchnęłam te myśli. W końcu mówiłam mu, żeby przed przyjściem nic nie jadł!

            Siedząc naprzeciwko siebie, oboje chwyciliśmy za sztućce i nawijając pierwszą porcję, zerknęliśmy na siebie przelotnie. Mimo że byłam przyzwyczajona do jego obecności i tego, jak się zachowywał, znów poczułam się, jak gdyby to była nasza pierwsza randka. Moje policzki pokryły się rumieńcem i spuściłam lekko wzrok, sama nie wiedząc, dlaczego tak zareagowałam. W świetle świeć Zayn wyglądał naprawdę przystojnie. Miałam nadzieję, że ja prezentuję się równie korzystnie.

            - Pycha! – wyrzucił z siebie, gdy tylko napchał usta. Moja samoocena momentalnie i samowolnie wzrosła. Wypięłam dumnie pierś i z zachwytu nad swoim dziełem aż nie mogłam zacząć jeść. Westchnęłam jeszcze raz. Czyż nie mówiłam, że lepiej zostać tutaj, niż iść do wykwintnej restauracji?

            - Miałam nadzieję, że ci zasmakuje.– Nie zdradziłam po sobie radości, jaką we mnie wywołała ta krótka uwaga. Pochwili moja ręka powędrowała do kieliszka z winem, które chłopak zdążył już wcześniejnalać. Szybko umoczyłam w nim usta, czując na języku cierpki, jednak przyjemnysmak.

            Przez kilka minut było słychać tylko szczęk sztućców i krótką wymianę uwag. Gdy skończyliśmy wieczorny posiłek, oboje udaliśmy się na kanapę. Wspólnie zagłębiliśmy się w poduszkach. Oparłszy głowę o jego ramię, objęłam go w pasie, on zaś rękę ulokował gdzieś na moim ramieniu, opuszkami palców gładząc je delikatnie. W mojej wolnej dłoni pojawił się pilot, którym przełączałam kolejne kanały telewizyjne. Głos w telewizorze był prawie wyciszony, bo tak naprawdę nieważne były dla nas obrazy, które przewijały się na ekranie. Siedzieliśmy w ciszy, nasłuchując ulicznych odgłosów i własnych oddechów. W milczeniu jakie panowało, czuliśmy się swobodnie, a krótkie wymiany zdań, które co jakiś czas się pojawiały, były czymś naturalnym. W tej atmosferze czułam się bezpiecznie. W powietrzu wirowały bliskość, ciepło i poczucie, że mogę na niego liczyć, chociażby w momentach, kiedy tak właściwienie robimy nic konkretnego. Po prostu spędzaliśmy ze sobą czas, chcąc nacieszyć się swoją obecnością do granic możliwości. Każda komórka mojego ciała przejmowała jego bliskość i uzbrajała się w zapasy na czas, gdy go nie będzie.

             Kiedy się ze mną żegnał, pocałował moje usta. Był to długi, namiętny pocałunek. W jego ramionach czułam się jak mała dziewczynka i było mi z tym dobrze. Wdychając zapach jego perfum, żałowałam, że dzisiaj nie może zostać dłużej. Jeszcze raz wspięłam się na czubki palców, by musnąć przelotnie jego malinowe, idealnie wykrojone usta. Chwilę później puściłam go i pozwoliłam udać się w noc. Zamknęłam za nim drzwi i westchnęłam bezgłośnie.

            Wpadłam jak śliwka w kompot.



                                                                          *



            Rano, zerkając przez przeciwsłoneczne okulary, wyszedł do wysokiego londyńskiego budynku. Zajął miejsce w głębi kawiarni, oczekując swoich towarzyszy. Poruszył się nerwowo, zerkając na zegarek, który odmierzał kolejne minuty pogodnego dnia. Jeszcze wczoraj wieczorem, gdy dowiedział się, że Zayn znów przesiaduje u Ani , zastanawiał się, czy to wszystko co robi jest dobrym pomysłem. Doszedł jednak do wniosku, że jedynym sensownym, jaki przychodzi mu na myśl. Usłyszał dzwonek, obwieszczający przybycie kolejnych klientów i uniósł głowę. Ujrzawszy wysokiego ciemnowłosego chłopaka, był pewien, że to oni.

            - Witam ponownie. – Uśmiechnął się półgębkiem, podając im dłoń. Widział podekscytowane oczy bruneta, które świeciły cwanym blaskiem. Fachowym okiem mógł stwierdzić, że chłopak nie jest rozeznany w interesach, w przeciwieństwie do tego drugiego, Marka.

            Usiedli wspólnie przy schludnym stoliku, zamawiając jedynie kawę. Zerknęli po sobie krótko. Pieniądze były czymś czego wszyscy pożądali. Mogli ich mieć miliony, tysiące lub nie mieć wcale. Stan ich portfela nie zmieniał faktu, że posiadanie kilku cyfrowych liczb na koncie sprawiało im przyjemność. Pieniądze. To ich wszyscy trzej chcieli, a jednocześnie każdy z nich mógł we wspólnym interesie znaleźć dodatkowe korzyści. Właśnie mieli to ustalić.

            - Może przejdźmy od razu do rzeczy. Masz zdjęcia? – odezwał się Mark.

            - Są tutaj. – Pewną ręką wyjął najbardziej prywatne fotografie, jakie udało mu się na szybko znaleźć w starannie ukrywanym albumie chłopaka. Krótki urywany śmiech potoczył się z ust mężczyzn.

            - Widzę, że się postarałeś. – Uśmiechnął się Mark, zerkając ukradkiem na swojego młodszego kolegę siedzącego po prawej stronie.

            - Teraz twoja kolej – Paul odezwał się po dłuższym zamyśleniu.

            - Spokojnie, o mnie się nie martw, uruchomię wszystkie kontakty. Ale… John?

            - Wiem, co robić. – Chłopak uśmiechnął się szelmowsko, opierając się wygodniej na oparciu krzesła. Na jego twarzy malowało się samozadowolenie zmieszane z podekscytowaniem. Krótkie, lekko poskręcane włosy zmierzwił otwartą dłonią i przez chwilę zacisnął ją na kosmykach. Zupełnie bezwiednie poklepał się po kieszeni, w której był portfel. Malik dał mu porządną zaliczkę. Teraz znów to zrobi, jednak całkiem nieświadomie.

            - Mam nadzieję, że Zayn da sobie spokój z Anią, a ty masz o to zadbać. – Paul zerknął na niego badawczo. Nie chciał nic złego dla dziewczyny, ani dla zespołu. Chciał po prostu, żeby ona nie zaprzątała głowy Zaynowi. Przy okazji mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdy się nad tym poważniej zastanowił to nawet trzy, ale na określenie zysków czas przyjdzie później…

            John pokiwał energicznie głową i uśmiechnął się. On też chciał ją odzyskać. Tak po prostu. Być może trochę za nią tęsknił, w końcu przez czas jaki ze sobą byli, mimowolniep rzywiązał się do niej. Przez chwilę myślał nawet o czymś poważniejszym, jednak jego entuzjazm szybko wyparował. Ania zawsze była dla niego dobra. Gdy tak rachował plusy i minusy, uśmiechnął się do siebie pod nosem. Wybaczyła mu nawet zdradę. Gdyby nie przyłapałaby go po raz drugi, byłoby między nimi zupełnie inaczej. A poza tym przyjęło się już, że to jego kobieta, a Malik po prostu się między nich wtrynił. Skoro to jego kobieta, to wypadałoby ją odzyskać…prawda?

            - W takim razie niedługo będzie po wszystkim.

            - Powinieneś często zaglądać do gazet, myślę, że niedługo zobaczysz to, co cię usatysfakcjonuje – podsunął Mark i uśmiechnął się przebiegle. W jego niewiarygodnie błękitnych oczach zapłonął jakiś przerażający błysk. – Dopiero później podzielimy się zyskiem – dodał rzeczowo.

            - W takim razie czekam na telefon. Tylko dyskretnie – Paul ściszył nieco głos. – A teraz przepraszam, ale obowiązki wzywają. Do zobaczenia. – Menadżer skinął im porozumiewawczo głową i udał się do wyjścia.

            Nie był pewien, czy robi dobrze, ale teraz nie było już czasu na wycofanie się. Wiedział, że chłopcy mogą mu potem za to wszystko tylko dziękować. Mimo wszystkiego co robił, miał na uwadze ich dobro. Skoro już w to wszedł, to musiał brnąć dalej. Zayn sam w końcu przekonałby się, że łączenie dwóch zupełnie przeciwnych sobie światów nie ma szans. Paparazzi i jego potencjalna ofiara? Przecież to nie ma racji bytu. Tak, sam by się o tym przekonał. Lepiej, że to się stanie wcześniej, a nie później. Po prostu oszczędzi mu nieuniknionego zawodu.

            Podjeżdżając pod dom, odpalił papierosa. Szary dym wypełnił mu płuca i od razu poczuł się bardziej odprężony, a spięte mięśnie rozluźniały się stopniowo. W skupieniu sięgnął do swojej teczki. Wyciągnął właściwą gazetę z zaznaczonym numerem strony i odetchnął głęboko, zatrzymując na niej przez chwilę wzrok. Znów zaciągnął się papierosem, czując jak nikotyna zaczyna krążyć po jego organizmie. Czas zacząć ostrą jazdę, pomyślał i ruszył do przodu. Podszedł do drzwi i zapukał w nie gwałtownie, oczekując aż któryś z chłopaków pofatyguje się, żeby mu otworzyć.

            - Jest Zayn? – zagrzmiał stanowczo, widząc Harryego.

            - Jest, wejdź – chłopak mruknął i udał się w głąb domu. – Rozdrażniony menadżer na trzeciej – szepnął do Malika, patrząc na niego sugestywnie. Zayn zdezorientowany popatrzył na Harryego. Co mogło się stać? Chyba nigdzie nie przyłapano ich z Anią?!

            - Powiedz mi lepiej, co to ma być. – Nim zdążył przeanalizować ich ostatnie wyjścia i zdjęcia na jakich ujęto go z Anią, usłyszał za sobą niski głos, a kolorowa gazeta wylądowała przed jego nosem.

            - Gazeta, Paul. Nie rozumiem czemu tak panikujesz. Może dlatego, że Paris Hilton przytyła dwa kilogramy? – Zaśmiał się nerwowo pod nosem, odwracając się w stronę mężczyzny.

            - Patrz uważniej, Zayn. – Spojrzał na swojego podopiecznego karcącym wzrokiem.

            Zayn z dezaprobatą zerknął ponownie na gazetę. Jego uwagę znów przykuła fotografia, a pod nią podpis. Fot. Anna Metz. Przełknął głośno ślinę. Czyżby o to chodziło?

            - Nadal utrzymujesz, że twoja dziewczyna jest barmanką, Zayn?

            W jego głowie od razu pojawił się moment, w którym wraz z Anią skłamali Paulowi co do prawdziwej profesji dziewczyny.

            - Paul, czy ty naprawdę uważasz, że to Ann? Przecież w Londynie jest pełno osób o nazwisku Metz! – Wypuścił ze świstem powietrze, nerwowo szukając wzrokiem Harryego.

            - A czy ty uważasz, że jestem aż tak głupi?! – nieoczekiwanie podniósł głos, stając naprzeciw Zayna. – Myślisz, że tego nie sprawdziłem?

            - Nie rozumiem, jakie to ma znaczenie – warknął Zayn. Dobrze wiedział, co znaczy słowo paparazzi. Nikt nie musiał mu tego tłumaczyć, jednak teraz nie miało to zupełnie znaczenia.

            - Takie, że ona cię wykiwa Zayn. Wykiwa was wszystkich. Nawet się nie zorientujecie kiedy, a będziecie się taplać w bagienku kłamstw na pierwszych stronach gazet. Myślisz, że oni nie mają swoich sposobów na takich jak ty?! To jest ich natura! Natura, Zayn! Oni to mają we krwi. Ona się zakręci koło ciebie, rozkocha w sobie, z resztą już to zrobiła, a później wykręci taki numer, że się nie pozbierasz. Później dostanie za to kasę i na tym skończy się wasza piękna miłość. Nie będzie zastanawiała się, co ty poczujesz, tylko ile za to wszystko dostanie! Właśnie takie ma to znaczenie!

            Uderzył pięścią w stół, przewracając szklankę z colą, która rozlała się, cieknąc po szklanym stole. Nie zwracając w ogóle uwagi na rozlany napój, spojrzał prosto w oczy Malika.

            - Wyjdź – syknął chłopak, mierząc go wzrokiem. Każdy mógłby tak zrobić, ale nie Ania. – I nigdy więcej nie poruszaj tego tematu.

            Zacisnął dłonie w pięści, oddychając w przyśpieszonym tempie. Gdyby jeszcze raz powiedział coś takiego o niej, nie ręczyłby za siebie.

            - Widzimy się jutro w studio, a ty pamiętaj, co ci powiedziałem. –Paul spojrzał znacząco na Zayna, a jego spięta twarz minimalnie się rozluźniła. Szybkim krokiem skierował się do drzwi, po czym wyszedł, gwałtownie trzaskając drzwiami.

            Zayn opadł ciężko na kanapę i uderzył zamaszyście w poduszkę. Zerknął przez palce na Harryego, nie chcąc słyszeć tego, co teraz powie. A nie mówił? No mówił! Sam mówił, że ona przyniesie mu kłopoty, a teraz jego stronę przejął jeszcze menadżer. Co to ma być?!

            - Jak widać ma takie poglądy jak ty – mruknął ironicznie, nie mogąc się powstrzymać przed wypowiedzeniem tego tonem ofiary.

            - Nie porównuj mnie z nim – prychnął Harry. Usiadł koło swojego przyjaciela, zerkając na jego zmęczoną twarz. Złość powoli ulatniała się z jego ciała, a krew zaczynała krążyć wolniej.

            - Ale Zayn, zastanów się nad tym. Wierzę, że Ania jest w porządku, ale i tak będę miał ją na oku, zawsze kiedy tylko nadarzy się taka możliwość.

            - Nie dobijaj mnie Harry.

            - Wiem, że ją kochasz…

            - Ale to nic nie zmienia, przecież wiem! Po prostu zaufajcie nam trochę!

            - Przecież ja już to zrobiłem. – Harry szturchnął go przyjacielsko. – Po prostu muszę czuwać nad swoim starszym i głupszym kolegą z zespołu. – Wyszczerzył się w uśmiechu, kiedy tamten zerknął na niego zabójczym wzrokiem. – Ale nie przejmuj się. Jeśli chodzi o głupotę, nie odstajesz od normy.



                                                                                     *



            Wdrapałam się na kolana Zayna, zaplatając ręce wkoło jego szyi. Przytknęłam czoło do jego policzka i uśmiechnęłam się szeroko, czując jak jego dłonie delikatnie smyrgają moje ciało. Po chwili musnęłam delikatnie jego policzek, zerkając na jego lekko przymknięte brązowe oczy. Mimo, że był rozluźniony, to wydawało mi się, że o czymś nie wiem. Jego twarz wydawała się być zmęczona, a oczy powolutku opadały.

            - Zayn. – Postanowiłam zaryzykować. – Czy coś się dzisiaj stało?

            Patrzyłam na niego, nie chcąc przegapić jego reakcji. Poruszył się niespokojnie i zerknął na mnie. Poczułam jak jego ręka wędruje na mój policzek i gładzi go delikatnie opuszkami palców.

            - Nic ważnego. – Uśmiechnął się uspokajająco i muszę przyznać, że ten jego wyraz twarzy naprawdę na mnie działał. Miałam ochotę po prostu wtulić się w jego ramiona i trwać tak jeszcze przez chwilę. Moja dociekliwość jednak nie dawała mi spokoju.

            - Możesz mi powiedzieć. – Spojrzałam na niego z małym grymasem malującym się na mojej twarzy.

            - To nic takiego – mruknął. Podniósł się nieznacznie, chcąc dosięgnąć moich ust. Ja jednak odwróciłam szybko głowę, przez co nie powiódł się jego misterny plan odwrócenia mojej uwagi.

            - Skoro to nic takiego, to mów! – Oparłam się rękoma po obu jego stronach i popatrzyłam na niego z cwanym uśmiechem. Zayn odgarnął mi włosy za ucho i westchnął ciężko.

            - Paul dowiedział się, że jesteś paparazzo. – Wzruszył ramionami.

            - Powiedziałeś mu!? – Spojrzałam na niego zdezorientowana. Wydawało mi się, że to jedna z tych ważniejszych tajemnic! Przecież on… będzie teraz przeciwko mnie! Jak to się stało, że ja w ogóle jeszcze żyję?

            - Nie, zobaczył podpis pod fotografią w gazecie, szybko skojarzył, że to ty. Ale chyba dobrze, że wreszcie dowiedział się, jak sytuacja stoi – stwierdził Zayn.

            - Był pewnie bardzo zły, co? – Przyłożyłam dłoń do głowy, czując jak zaczyna mnie pobolewać. Jak ja mam się teraz zachowywać w jego towarzystwie? Perfidnie go okłamałam, w dodatku teoretycznie powinnam polować na każdą plotkę związaną z zespołem, a będąc z Zaynem mam do tego szeroki dostęp. Co on sobie mógł o mnie pomyśleć?

            - Tak, ale to Paul, nie przejmuj się nim zbyt bardzo. Nie ma wpływu na to, z kim się spotykam. – Uśmiechnął się ponownie. Poczułam, jak jego palce wkradają się pod mój podbródek i obracają moją twarz w jego stronę. Spojrzałam w głębokie, brązowe oczy i poczułam się lepiej. Może nie będzie tak źle? Czy ja wiem… będzie bardzo źle!

            Gdy poczułam malinowe usta na swoich, przez chwilę zapomniałam o menadżerze i jego złości, bardziej zaś skupiłam się na innych przyjemnościach. W końcu oderwałam się od Zayna i usiadłam obok niego, opierając się wygodnie na kanapie i odrzucając głowę do tyłu.

            - Co my teraz z tym zrobimy? Przecież on mnie zje żywcem na śniadanie!

            - Nie wymiękaj, Ann. – Usłyszałam pewny głos Harryego i od razu przypomniałam sobie o jego obecności w tym domu. Spojrzałam w jego kierunku, widząc, jak uśmiecha się nieco ironicznie. Teraz jednak, w przeciwieństwie do początków mojego związku z Zaynem, w tej ironii widziałam nutkę przyjacielskości. Coś, czego na pewno nie dostrzegę u Paula.

            – On tylko dużo gada. Zayn ma rację, nie może kontrolować naszego życia prywatnego. W końcu przekona się, że jesteś gatunkiem oswojonego paparazzo. – Harry poruszył zabawnie brwiami, a ja wytknęłam mu język.

            - Bardzo śmieszne – mruknęłam, a po chwili zerknęłam na niego ukradkiem. Szybko złapałam poduszkę, która znajdowała się za moimi plecami i rzuciłam w niego. Co za pech! Zdążył się uchylić! Że też ma taki refleks. Jakim cudem on to zrobił?

            Gdy tak zastanawiałam się nad nadzwyczajną szybkością Stylesa, dostrzegłam jak z gniewem w oczach, zbliża się on w moją stronę. Wyciągnął wyprostowane ręce, a jego dłonie ułożone były tak, aby zakleszczyć się na mojej szyi. Uh… chyba za dużo wyobraźni, Ania!

            - Nie zbliżaj się! – krzyknęłam, tworząc z palców znak krzyża, a on zarechotał. Po chwili złapał poduszkę i oberwałam nią w głowę. – Zaaayn! Ratuj – pisnęłam, kiedy dostałam ponownie, tym razem w okolicę brzucha.

            - Harry, daj jej już spokój – odezwał się, jednak jego głos brzmiał tak, jakby usilnie próbował zachować powagę.

            - Jak możesz! – wrzasnęłam, przechwytując narzędzie moich tortur i oddałam mu z podwojoną siłą. Tylko, że to była niestety tylko poduszka i nie mogła dać mu prawdziwej nauczki.

            - Dobra, koniec. – Harry podniósł ręce w geście poddania.

            - No, i tak powinno być od samego początku. – Uśmiechnęłam się zadziornie. – Cieszę się, że wreszcie zmądrzałeś.

            W odpowiedzi usłyszałam tylko donośne prychnięcie. Zamiast jednak znów zostawić mnie i Zayna samych, chłopak usiadł po drugiej stronie sofy.

            - Harry. – Zayn spojrzał na niego wymownie, myśląc o tym samym co ja.

            - O nie! Dzisiaj wyjątkowo mi się nudzi. Nic nie robimy, nie mam weny na pisanie piosenek, nie mam gitarzysty, aby pisać muzykę – jest bardzo zajęty. Liama i Lou nie ma w domu, a Niall śpi. Co tu robić? Chyba jesteście na mnie skazani. – Założył ręce na klatce piersiowej i popatrzył na nas jakby to był koniec dyskusji. Nic się nie odezwaliśmy, będąc pod ostrzałem skupionego wzroku Harryego.. Styles nastawił telewizor, a ja wtuliłam się w ramię Zayna, czując jego delikatne pocałunki na włosach.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 23 - Szczyty można zdobywać tylko razem.



            - Zayn? – Spytałam, zaskoczona jego widokiem. Dzisiaj był ubrany w białą obcisłą koszulkę i ciemne, długie spodnie, jakby w ogóle nie przejmował się upałem wkraczającym na ulice. – Nie czytałeś tego, co napisałam? – Pamiętam, że zostawiłam mu karteczkę! Powinien wiedzieć, że musiałam wcześniej wyjść, żeby dowiedzieć się, jaki kolejny pomysł ma ciotka.

            - Czytałem – wyrzucił z siebie. Zobaczyłam, że nerwowo zaciska ręce i przygryza pełną wargę. Zerknęłam niepewnie na jego twarz. – Coś się stało?

            Wpuściłam go do środka, przesuwając się pod ścianę. Gdy tylko wszedł, zamknęłam drzwi.

            - Tak, stało się. – Usłyszałam, a moja dłoń zamarła w bezruchu. Odwróciłam się do niego z niepokojem. Co mogło się stać?! Wyszłam dopiero jakąś godzinę temu! Co w tym czasie mogło się stać?

            - Coś z Harrym? – Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć, co spowodowało jego wizytę. Ten jednak nie odzywał się ani słowem. Patrzył na mnie, swoim czekoladowym spojrzeniem ogarniając całą moją sylwetkę. Podeszłam do niego, nie wiedząc, czego się spodziewać. Dotknęłam dłonią jego smukłego policzka i przejechałam delikatnie dłonią po jego skórze. Wspięłam się na palce, chcąc być bliżej.

            - Skarbie, co się dzieje?

            Jego lekko zmarszczone czoło świadczyło o tym, że bije się z myślami. Uśmiechnęłam się do niego łagodnie, mając nadzieję, że wreszcie opadnie z niego zdenerwowanie.

            - Czy ty… – zaczął, oddychając urywanie. – Nadal czujesz coś do Johna?

            Otworzyłam szerzej oczy. Nigdy nie wpadłabym na to, że chodzi o niego. Dlaczego ten facet zawsze musi się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie mojego życia?! Zawsze i wszędzie, gdzieś się za mną wlecze. Nie mogę go wymazać ze scenariusza, choćbym nawet bardzo się starała.

            - Dobrze wiesz, że zranił mnie i żałuję, że tak późno przejrzałam na oczy. – Pogładziłam go delikatnie, chcąc go uspokoić. Zayn westchnął ciężko, sięgając po moją dłoń. Zabrał ją ze swojej twarzy, patrząc na mnie swoimi smutnymi, zmęczonymi, brązowymi oczami, pod którymi malowały się ledwo widoczne cienie.

            - Ania, nie o to mi chodzi. Powiedz mi, czy nadal go kochasz. A jeśli jego kochasz, to co w takim razie czujesz do mnie? Co ja tu robię? Jestem tylko marnym pocieszeniem?

            Wyrzucił z siebie na jednym wydechu, a mnie zatkało.  Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć, podczas kiedy on patrzył wyczekująco. Uchyliłam lekko usta, zerkając na niego z – jestem tego pewna – wystraszonym wyrazem twarzy. Bo przecież… jak mógł tak myśleć?! To prawda, ciężko było mi poukładać sobie uczucia do Johna. Wszyscy naokoło próbowali wmówić mi jakim jest łajdakiem, ja jednak zawsze go broniłam. Zawsze robiłam na przekór innym, nie pozwalając go obrażać i będąc z nim. Mimo, że przekonałam się, jaki potrafi być, nadal żywiłam do niego jakieś uczucie. Byłam pewna, że nie zawsze był tak odrzucający jak teraz. Nie mógł taki być. Myślę, że gdzieś w głębi czaił się dawny John. Ale czy to była miłość? Raczej nie…bardziej było to przywiązanie. Po takim czasie spędzonym razem, ciężko było nie czuć czegoś takiego.

            - Zayn… – szepnęłam. Było mi ciężko, patrzeć na jego smutny i niepewny wyraz twarzy. Dlaczego tak wątpił?! Dlatego, że nie potrafiłam sformułować swoich uczuć? Miałam nadzieję, że moje czyny mówiły więcej niż słowa.



            -Kocham go, kocham – wyrzuciłam to z siebie, żeby w końcu przestał wywiercać mi dziurę w plecach. – Ale chyba nie tobie powinnam to mówić. – Spojrzałam na niego przez ramię. Spłoszyłam się, kiedy okazało się, że stoi tuż za mną.

            -Masz rację, więc może powiedz to jemu?

            Odwróciłam się do niego i potrząsnęłam przecząco głową.



            - Rozumiem. – Przytaknął w końcu. Odsunął mnie gwałtownie od siebie, a zanim zdążyłam zaprotestować, udał się w kierunku drzwi. – Nie będę się więcej narzucał. Wracaj do niego, tylko jeśli znów cię uderzy, to nie ręczę za siebie – warknął, mierząc mnie wzrokiem.

            - Ale Zayn! – pisnęłam, a on nawet na mnie nie spojrzał. Stał odwrócony w stronę drzwi, jakby zastanawiając się czy wyjść teraz, czy posłuchać jeszcze, co chciałam powiedzieć, ale potem… już nigdy i tak nie wrócić.

            - Nie dałeś mi nawet dojść do słowa!– powiedziałam już ciszej, choć zabrzmiało to jak krzyk, przywołujący go do porządku. Podeszłam do niego, łapiąc jego dłoń. Drugą ręką przesunęłam po barku i plecach, ten jednak szybko odepchnął mnie od siebie. Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. Nie wiedziałam, co chcę powiedzieć, a właściwie to nie wiedziałam, czy chcę mówić to, co znajdowało się na końcu mojego języka.

            - Nie odpychaj mnie – mruknęłam jeszcze z wyrzutem, powstrzymując łzy przed wypłynięciem z moich oczu. – Zayn, jeśli chodzi o Johna… nie wiem, co do niego czuję. Czasem ciężko jest zapomnieć o wspólnej przeszłości, jednak wiem, że to na pewno nie było to. To… to ciebie kocham. Nie wiem, czemu wymyśliłeś sobie, że jest inaczej. Nie chcę cię stracić, a ty nagle przychodzisz do mnie i mówisz mi takie rzeczy. – Po moim policzku spłynęła łza, a za nią następna. Kiedy pomyślałam, że mógłby mnie teraz zostawić, a w moim sercu znów pojawiłaby się dziura…

            Odwrócił się do mnie. Poczułam jak jego dłonie lądują na mojej talii, gdy przyciągnął mnie do siebie gwałtownie. Jego usta dotknęły mojego policzka, wodząc po mokrym śladzie. Z wyrzutem spojrzałam na niego spod mokrych rzęs. Chciałam, żeby się tłumaczył, dlaczego napędził mi takiego stracha. Przecież to nie jest temat na moją słabą psychikę! Nie chcę myśleć, że chce mnie zostawić.

            - Nie płacz – szepnął, kiedy popłynęły kolejne łzy.

            - To nie rób mi tak więcej –mruknęłam, wtulając się w niego. Kiedy tylko poczułam jego perfumy i uspokajające ciepło, uśmiechnęłam się lekko. Tak bardzo, bardzo go kochałam!

            - Nie będę. Musiałem po prostu wiedzieć – powiedział, a po chwili poczułam jego usta na czubku własnej głowy. Zrobiło mi się cieplej w sercu. Nie chciałam wypuszczać go ze swoich ramion tak długo, jak będzie to możliwe.

            - Dobrze, że już wiesz – szepnęłam i cofnęłam się trochę do tyłu. Kiedy zrozumiał, że chcę się przemieścić, odsunął mnie odrobinę od siebie. Przeszliśmy do mojego małego saloniku, gdzie Zayn usiadł na wygodnej kanapie, a ja szybko wdrapałam się na jego kolana.

            - Nie chcesz więcej widzieć Johna, prawda?

            - Nie chcę – przytaknęłam i musnęłam lekko jego słodkie wargi.

            - W takim razie już więcej go nie zobaczymy. – Spojrzałam na niego zaintrygowana. Niby jak chciał nam to zagwarantować? John to pasożyt, jak się przyczepi, to ciężko się go pozbyć.

            - Nie zobaczymy go. Już dawno go nie widziałam! – Uśmiechnęłam się, odgarniając włosy opadające mi na twarz.

            - Harry powiedział mi o tym, że zaczepiał cię po pokazie mody – wyznał, a ja zesztywniałam. Myślałam, że to zostało między nami. – Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?

            - Jego już nie ma, zapomniałeś? – Uśmiechnęłam się słodko, chcąc odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnych tematów.

            - Nie pozwolę, żeby się do ciebie zbliżał. – Szczupłą dłonią przejechał po moim udzie. Przyciągnął mnie do siebie, wargami lądując na moich ustach.

            - Tak, tak. – Roześmiałam się, spoglądając na niego z politowaniem. Przecież ja nie zamierzam się z nim zadawać! Tylko czasem go spotykam, przecież to normalne. Moje mokre oczy wciąż przypominały mi o tym, jak gwałtownie zareagowałam na możliwość straty Zayna. Odrzucając te myśli, pogłębiłam pocałunek, który rozpoczął. Wplotłam palce pomiędzy jego włosy, gładząc go delikatnie po skórze. Zakleszczyłam się mocniej w jego uścisku. Patrząc w jego iskrzące się oczy, wiedziałam, że znajduję się we właściwym miejscu. Miałam nadzieję, że tym razem się nie mylę.

            - Kocham cię – usłyszałam, a po moim sercu ponownie rozlało się kojące ciepło.



                                                                            *



            Siedział w studiu, wpatrzony w Paula. Zayn go wystawił! Pojechał znów do Ani, podczas gdy powinni zająć się pracą! Jeżeli tak dalej pójdzie, prace nad albumem przeciągną się o wiele dłużej niż myśleli. A cała nagonka na jego kumpla, spadała na niego. To tak, jakby on był winien, że Zayn się zakochał. Właściwie to całkowicie zazdrościł mu tego. Też chciałby znaleźć osobę tylko dla siebie. Bardzo tego pragnął i czuł, że niedługo eksploduje z niemocy. Nie miał nikogo już od kilku lat. Sława odebrała mu ten element życia i choć bardzo chciał, nie potrafił tego zmienić. Po prostu mu to nie wychodziło.

            Z goryczą przypomniał sobie ostatni związek, w jakim się znajdował. Był z dziewczyną dobry rok. Co im jednak po tym roku, gdy nagle oboje uświadomili sobie, że to nie jest to, czego szukali? Caroline, bo tak miała na imię, wzięła go na długą pogawędkę na temat ich związku. Nie kłócili się, nie wyzywali. Spokojnie doszli do wniosku, że czas się rozstać. Nie pasowali już do siebie, oboje się zmienili i potrafili się do tego przyznać. Od dłuższego czasu między nimi nie układało się najlepiej, ona nie przepadała za jego znajomymi, a jej koleżanki wprost go irytowały. Nie pozostało im nic innego, jak tylko wzruszyć ramionami, uśmiechnąć się na pożegnanie i pójść w swoją stronę. Tak właśnie zrobili i od tamtej pory ciąży nad nim klątwa.

             Jak długo może być sam? Czemu innym zawsze się poszczęści? Był samolubny i egoistyczny, dobrze o tym wiedział, ale chciał znaleźć osobę która to zaakceptuje, a być może trochę utemperuje jego charakter. Zazdrościł Zaynowi, że choć nigdy by sobie tego nie życzył, znalazł miłość. Zazdrościł mu, że pomimo jego chęci dominacji i posiadania kontroli nad każdym elementem dotyczącym ich związku, Ania wydawała się w pełni go akceptować. Była z nim zawsze, gdy tego potrzebował. Jednego Zaynowi nie zazdrościł – tego, że Ania była paparazzo. Nie mógłby być z kimś kto na każdym kroku mógłby na czyhać na jego potknięcie. Chociaż… może i jest w tym odrobina adrenaliny? Może to jest w tym wszystkim pociągające? Nuta tajemniczości i niewiedzy?

            Gdy znów spojrzał na skupionego Paula, westchnął przeciągle. Miał właśnie nagrać pierwszą część nowo stworzonej piosenki. Robili kilka wariantów, dopiero później producent miał zadecydować, który tak właściwie jest najlepszy. Patrząc przez szybkę, przymrużył lekko oczy. Przydałaby mu się dłuższa przerwa, żeby dać odpocząć gardłu. Zanim menadżer przygotował się do kolejnego nagrania, Harry sięgnął po butelkę wody i napił się z niej łapczywie.

            - Czy nie moglibyśmy zrobić przerwy?– spytał do mikrofonu, na co Paul podniósł szybko głowę. Jego brwi ściągnęły się w zamyśleniu. Po chwili chrząknął i znów zwrócił się ku Harryemu.

            - Zróbmy dwie godziny przerwy. Może do tego czasu odnajdzie się Zayn – zawyrokował, na co Styles kiwną szybko  głową i wyszedł z sali nagrań. Szybkim krokiem udał się w stronę pokoju, w którym często przesiadywali. Minął czarną rogową sofę i szklany stolik. Swoje kroki skierował w stronę dębowych, solidnych drzwi. Gdy tylko wydostał się na mały korytarz i klatkę schodową, wyciągnął komórkę i wybrał numer do Zayna. Wszystko jednak na nic, gdyż jego telefon nie odpowiadał. Przeklął cicho pod nosem.

            Niewiele myśląc wyszedł na zewnątrz, na nos zakładając okulary przeciwsłoneczne, które przewieszone miał przez koszulkę. Włosy, które dzisiaj rano związał w małą kitkę nie rzucały się w oczy, a codzienny strój nie odbiegał specjalnie od normy. Miał zamiar pozostać nierozpoznanym. Szybko wsiadł do samochodu i odpalił go. Właściwie nie potrafił określić, jak to się stało, że po dziesięciu minutach był już pod skromną mała kawiarnią. Wyłączył silnik, zastanawiając się nad tym fenomenem. Nawet nie wiedział kiedy, Kate pojawiła się w jego głowie, a słowa Ani, że powinien ją poznać, skutecznie go tu przyciągnęły. Uderzył się otwartą dłonią w czoło, nie wiedząc, co chce tym osiągnąć.

            Po chwili był już w środku. Schylił się lekko, aby dzwoneczki wiszące nad drzwiami, nie zaczepiły jego głowy. Od razu usłyszał ich radosny dźwięk, obwieszczający kolejnego gościa, który pojawił się wewnątrz kawiarni. Omiótł wzrokiem skromne wnętrze. Pod ścianami, oknami i na środku ustawione były proste stoliki z krzesełkami. Tuż przy zapleczu znajdowało się coś na kształt baru, przy którym stały wysokie stołki. Ruszył w tamtą stronę, nie chcąc zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Zanim ludzie zaczęli przypatrywać mu się z uwagą, usiadł przy podłużnym blacie, obserwując pułki ze szklankami, talerzykami i innymi gadżetami. Po chwili jego uwaga skupiła się na ciemnowłosej dziewczynie, która krzątała się w pobliżu. W jej dłoniach tkwiła mała ściereczka, którą uprzątała okruszki, rozsypane po blacie. Szybko jednak jej wzrok wylądował na nim, a on uśmiechnął się do niej lekko.

            Wciąż wyposażony w okulary, jego wzrok przesunął się po jej firmowym fartuszku. Na piersi wisiała plakietka, a na niej jej imię i nazwisko pracownicy.  Kate Gesner, mruknął w myślach i uśmiechnął się szerzej na to spostrzeżenie. Znalazł ją bez żadnego problemu, choć początkowo wcale tego nie planował. Nie miał pojęcia, co pchnęło go kutemu miejscu. Wciąż zerkając na przyjaciółkę Ani, uniósł okulary i spojrzał na nią w świetle dziennym. Jej włosy były niemal czarne, jednak idealnie pasowały do jej rysów i lekko opalonej skóry. Wciąż trzymając w rękach szmatkę i niepewnie się rozglądając, podeszła do niego powoli.

            - Harry Styles. – Mimowolnie się uśmiechnęła, na co jego serce zabiło szybciej. – Co podać?

            - Poproszę jedno latte – rzucił pierwsze, co przyszło mu na myśl. Po chwili oblizał lekko wargę i zerknął na nią swoim ciemnym spojrzeniem, chcąc nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

            - Już się robi. – Nawet na niego nie spojrzała. Zamiast tego stanęła przy ekspresie, rozpoczynając parzenie kawy, której zapach dotarł do jego nozdrzy.

            - Ania opowiadała o tobie –rzucił, chcąc zagaić rozmowę.

            - Mam nadzieję, że tylko w superlatywach.

            - No jasne. – Rozbrajająco uśmiechnął się w jej stronę, na co ona parsknęła śmiechem i pokiwała powątpiewająco głową, nie odzywając się już ani słowem. Była zdziwiona tym, że pojawił się w tej kawiarni. Była ciekawa, co Ania naopowiadała mu o niej, że nagle się tu zjawił i nieudolnie starał się ją poderwać.

            - Twoja kawa. – Mając lekko rozbawione spojrzenie, postawiła napój tuż przed Harrym. Nim zdążył umoczyć usta w kuszącym napoju, zerknął przez szybę i wybałuszył oczy ze zdumienia. Wokół jego samochodu, najnowszego audi, zebrał się mały tłumek nastolatek. Jeszcze nie zdążyły zauważyć, że jego właściciel siedzi w środku, w kawiarni. Były nadzwyczaj zainteresowane białym wozem, który robił niesamowite wrażenie. Z hukiem odstawił szklankę na blat.

            - Co do cholery? – warknął podnosem, czym zwrócił uwagę Kate.

            - Chyba pojawiły się twoje fanki. –Kate spojrzała na niego z cwanym uśmieszkiem, unosząc jedną brew do góry. Jedną rękę założyła na biodro, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Harry zaś zaczął rozglądać się dookoła. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy gorzej byłoby gdyby znaleźli go paparazzi, czy napalone fanki. Nie chciał wybierać!

            - Chodź tutaj. – Wywróciła młynek oczami i z litości uniosła fragment blatu do góry, wpuszczając go za ladę. Po chwili poczuł jak złapała go za rękę i mocno pociągnęła za sobą na zaplecze.Wcale nie chciała zajmować się Stylesem. Nie miała jednak wyjścia, nie mogłaby zostawić go na pastwę losu, zwłaszcza, że to przyjaciel Zayna, a Zayna jak najbardziej lubiła. Był fajnym facetem dla Ani, jednocześnie miał poczucie humoru, co najważniejsze jednak przyłożył Johnowi!

            Przekroczyła próg i już otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, aby uważał. Próg był wysoki i łatwo było się o niego potknąć. Nie zdążyła jednak tego zrobić, gdyż poczuła mocne uderzenie i szczupłe ciało, które ledwo utrzymywało równowagę. Przylgnęła plecami do ściany i wyciągnęła ręce, chcąc jakoś przytrzymać chłopaka, ratując go przed upadkiem. Prawie jej się to udało, kiedy on przywarł do niej bliżej, a jej oczy znalazły się na wprost jego zaciśniętej z wysiłku szczęki. Oparł się dłońmi tuż koło jej ciała, a ona zdrętwiała.

            - Ciasno się zrobiło. – Zachichotał pod nosem, a ona prychnęła, widząc, jak jego uwodzicielski wzrok sunie po jej twarzy i zatrzymuje się na ustach.

            - Czy ty próbujesz ze mną flirtować?– spytała, zaskakując go swoją bezpośredniością.

            - Mimowolnie. – Słyszała jak przełknął głośno ślinę. Zaalarmowana jego słowami, odepchnęła go od siebie szybko. To nie było takie trudne, był niezwykle szczupły.

            - Mam chłopaka – ucięła jego zapędy najlepszym z możliwych sposobów i znów pokręciła wymownie głową. Ten chłopak był niesamowity. Dopiero co ją poznał, a już zachowywał się w taki sposób! Mimo wszystko widziała w nim trochę Zayna i uśmiechnęła się do niego przepraszająco, po czym wskazała mu drzwi. – Ja je zawołam, a ty wyjdziesz tymi drzwiami –powiedziała jeszcze, mając na myśli jego fanki, czekające przy samochodzie.





                                                                      *



            Zamierzał wziąć sprawy we własne ręce. Chciał być zapobiegliwy. Chciał, aby wszystko działo się tak jak powinno – po jego myśli. Skoro nic nie pomagało, widział jeszcze jedno rozwiązanie i zamierzał je wprowadzić w życie. Był gotów zapłacić wysoką cenę, żeby ten typ wreszcie zostawił jego dziewczynę w spokoju. Miał dość jego natręctwa i nagabywania. Musiało się to skończyć raz na zawsze. Lubił dominować, nie znosił, gdy ktoś wchodził na jego teren. Nie mógłby też znieść goryczy porażki. Przypomniał sobie, jak słodko tuliła się w jego ramionach. Czuł się odpowiedzialny za to, żeby wreszcie to wszystko się skończyło i żeby ona miała święty spokój. On sam, też chciał mieć go już z głowy. Chciał się nią cieszyć tylko i wyłącznie samemu. Nie podobało mu się, że jakiś śmieć zakłócał cały porządek.

            Zahamował gwałtownie przed jedną z kilkukondygnacyjnych kamienic. Zapamiętał, jak Ania kiedyś wspomniała o niej w swojej opowieści o zdradzie. Dobrze się składało, bo teraz informacja o jego pobycie bardzo mu się przyda, a ona nie musi o niczym wiedzieć. Zerknął z grymasem na twarzy na odpadający tynk i śmieci walające się na chodniku przy budynku. Wiedział, że mógł zabrać kogoś ze sobą, nawet Harryego, jednak chciał załatwić to sam. Jak mężczyzna z mężczyzną! Nieufnie skierował się w kierunku bramy. Przeszedł wolnym krokiem w stronę podwórka, które jak się złożyło, nie było zablokowane żadnym domofonem. Rozejrzał się po oknach budynków, zastanawiając się, gdzie mieszka John. Podszedł do pierwszej z brzegu klatki i wystawił wskazujący palec. Pod który numer zadzwonić? Trzynaście! Być może ten przyniesie mu szczęście.

            - Słucham? – Usłyszał zaraz po tym, gdy wcisnął przycisk. Był to damski głos, więc odezwał się uprzejmie:

            - Dzień dobry, szukam Johna Browna, mogłaby mi pani powiedzieć pod jakim numerem mieszka?

            Zastukał zniecierpliwiony w kawałek blachy, kiedy ona na głos liczyła numery i wymieniała sąsiadów, którzy zamieszkiwali ten budynek. Ta trzynastka to jednak nie był dobry pomysł.

            - Już wiem. To będzie następna klatka, numer dwadzieścia siedem. Tak mi się zdaje.

            Natychmiastowo podziękował, w duchu dziękując za ludzi, którzy znają całą okolicę z nazwiska i numeru mieszkania. Ruszył dalej. Gdy tylko doszedł do wybranych drzwi, zorientował się, że są otwarte. Wspiął się więc po wąskich i wysokich schodach, zerkając co chwila przez stare, niezbadane okna. Kto by pomyślał, że w słynnym Londynie i takie miejsca się znajdują? To było jednak normalne. Z jednej strony bogate dzielnice, zabytki warte obejrzenia, a z drugiej zwykłe szare kamienice, w których mieszkali tacy sami ludzie.

            Stanął przed numerem dwadzieścia siedem. Odsapnął chwilę i czując jak jego mięśnie stopniowo spinają się, zapukał. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął trochę niższy od niego chłopak o brązowych, lekko kręconych włosach i piwnych oczach. Wyraz niedowierzania na jego pociągłej twarzy, mieszał się z całkowitą wściekłością.

            - No proszę. Któż to mnie zaszczycił wizytą? – rzucił zgryźliwie. – Co cię tu przysyła? – Ciało Johna spięło się ledwo zauważalnie, ujawniając jego zdenerwowanie.    

            - Interesy. – Zayn spojrzał na niego, unosząc głowę i powstrzymując się przed rzuceniem w jego kierunku kilku niemiłych słów. Spokój, nakazał sobie. Nie mógł teraz wybuchnąć. Nie było mu to potrzebne, kiedy mógł z niego czytać jak z książki. Jego rysy zmieniały się stopniowo, a on odczytywał uczucia, które walczyły na powierzchni jego twarzy.

            - Wejdź – syknął w końcu, odsuwając się z przejścia.

            Obserwował, jak chłopak luźnym krokiem porusza się do przodu. Zacisnął mocniej zęby, a jego dłoń zakleszczyła się na drzwiach. Był ciekawy, czego chce tym razem. Już porządnie zalazł mu za skórę i jeśli nie ma na myśli czegoś ciekawego, od razu wypchnie go za drzwi. Zaraz udał się za nim, zerkając pogardliwie na gwiazdę.

            - O co chodzi?

            - Ile chcesz, żeby wreszcie zniknąć z życia Ani?

            - Trzeba było tak od razu. – Zwilżył wargi i zerknął na niego zaciekawiony i lekko rozbawiony.

            - Mów. Dostajesz raz i więcej cię przy niej nie widzę – warknął.

            - Jaką masz gwarancję, że dotrzymam słowa? – prychnął rozjuszony, jednak w głowie już teraz układał mu się plan działania, który bardzo mu się spodobał. Ach… gdyby Malik wiedział.

            - Nie mam żadnej. Mam nadzieję, że zapchasz się pieniędzmi – wyznał, wyciągając portfel. Szybko zauważył, jak John utkwił w nim swój chciwy wzrok. – Ile? Tylko nie przeholuj, bo zaraz stąd wyjdę – zastrzegł, szukając papierka, na którym zapisze czek.

            - Dwadzieścia tysięcy. – Niemalże słyszał, jak głośno brunet przełknął ślinę, a zwoje w jego mózgu pracują intensywnie.

            - Prosisz i masz. – Szybko zarysował swój podpis i zamachał mu świstkiem przed twarzą. – Więcej nie będzie takiej okazji, więc nawet nie próbuj się do niej zbliżyć – dodał, wpychając mu czek w dłonie. Stanął na wprost niego i popatrzył w jego oczy.

            - Myślę, że się dogadaliśmy. – Brown uśmiechnął się lubieżnie, pod palcami wyczuwając sumę dwudziestu tysięcy funtów.

            - Pilnuj się – warknął wokalista, spoglądając na niego z pogardą. – Następnym razem nie będę tak miły – przypomniał, po czym wyminął go i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania. Trzasnął za sobą drzwiami i zbiegł po stopniach, wychodząc na podwórko. Jeszcze raz zmierzył wzrokiem stare kamienice, ciesząc się, że już może opuścić to miejsce. Nigdy nie zamierzał tutaj wracać. Nigdy, bo przecież teraz Brown odczepi się od niej raz na zawsze. Nie miał wyjścia, musiał to zrobić.

            Sięgnął okulary słoneczne, które przewieszone miał na krawędzi koszulki i założył je na nos. Na szczęście nikt nie wpadłby na to, że jest teraz tutaj, załatwiając nie do końca czyste interesy. Żaden, z zazwyczaj bardzo domyślnych paparazzi, nie krył się za rogiem, bo musiałby się później grubo tłumaczyć, co robił w tym miejscu. Wsiadł do samochodu, odpalając go. Uruchomił szybko klimatyzację, ciesząc się chłodnym powietrzem owiewającym jego spocone ciało. Zerknął na komórkę, którą ostatnio nosił ciągle wyciszoną. Zauważył jedno nieodebrane połączenie od Harryego. Szybko zadzwonił do niego. Nie zdążył wysłuchać nawet dwóch sygnałów, gdy po drugiej stronie odezwał się jego przyjaciel.

            - Gdzie jesteś?

            - W samochodzie – odpowiedział zgodnie z prawdą.

            - To wracaj do studia! Potrzebuję cię! – Usłyszał podekscytowany głos Stylesa.

            - Zaraz będę – mruknął w odpowiedzi. Rozłączył się, nie czekając na pożegnanie i swobodnie zmienił bieg, przyśpieszając. Gdy tylko dojechał pod studio, czym prędzej udał się do środka. Gdy tylko wszedł, wiedział, że będzie miał ochrzan od menadżera. Paul na pewno nie szybko wybaczy mu tak duże spóźnienie. Znów zacznie opowiadać o tym, że powinien być odpowiedzialny i obowiązkowy, że płyta jest teraz najważniejsza i nie mogą pozwolić sobie na odpoczynek.

            - Harry? – mruknął, oczekując jakiejś odpowiedzi.

            - Jesteś! Wreszcie. Powiedz lepiej, czy Ania nie jest na mnie zła.

            Styles wyskoczył znikąd. Mimo że na jego twarzy malował się uśmiech i ciekawość, wydawało mu się, że coś jest z nim nie tak. Jego oczy, mimo zadowolenia widocznego na twarzy, pozostawały smutne i przygaszone. Malik spojrzał na niego ciekawsko i uśmiechnął się diabelsko.

            - Nie mów mi, że interesuje cię to, czy jest na ciebie zła.

            - Oczywiście, ze tak – powiedział oburzony. – Dlaczego niby nie?

            - Bo… nieważne. – Zayn machną ręką, nie chcąc dłużej ciągnąc tego tematu. Uśmiechnął się do siebie, widząc, że Harry również poddał się jej urokowi. – Myślę, że nie jest na ciebie zła. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy – wyznał. Usłyszał przeciągły gwizd Harryego  i uśmiechnął się szeroko. – A przed chwilą pozbyłem się też tego pasożyta.

            Powiedział to, mając na myśli pieniądze, które wylądowały w kieszeni Johna. Widząc pytający i zmartwiony wzrok Harryego, nie był już pewny, czy chce się z nim podzielić tym wydarzeniem. Dobrze wiedział, jaka będzie reakcja przyjaciela.

            Nie pomylił się.

         

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 22 - Nigdy nie będziesz śnił samotnie.

            Obudziłam się, pod opuszkami palców wyczuwając ciepłą skórę i klatkę piersiową, która powolnie unosiła się w górę i opadała. Przejechałam dłonią wyżej, natrafiając na jego szyję. Uchyliłam lekko zaspane oko, zastanawiając się, jak się tutaj znalazłam. Przebijając ogarniającą mnie ciemność, chciałam dostrzec, gdzie jestem, choć już domyślałam się. To był jego pokój. Było mi ciepło i przyjemnie. Znów wtuliłam nos w jego szyję, coś jednak nadal nie dawało mi spokoju. Zamknęłam oczy i pokręciłam się trochę w pościeli, chcąc przybrać wygodniejszą pozycję. No dobra, prychnęłam zdenerwowana. Idę spać! Jednak to, co nie dawało mi spokoju odezwało się w tej chwili głośnym pomrukiem. Jęknęłam cicho. Tak nie chciałam teraz wstawać! No ale jak trzeba, to trzeba. Podciągnęłam się powoli na ramionach. W ciemności ledwo zauważyłam, że mam na sobie koszulkę Zayna. Nie ma to jak koszula nocna pierwsza klasa. Uśmiechnęłam się lekko, łapiąc za materiał przesiąknięty jego zapachem. No tak, zasnęłam na kanapie, a Zayn przeniósł mnie na łóżko, uświadomiłam sobie.

            Ziewnęłam, zakrywając usta ręką i podniosłam się cichutko. Jeszcze raz zerknęłam na Zayna, który śmiesznie marszczył nos i na boso udałam się do kuchni, aby uspokoić mój zbuntowany żołądek. Zbiegłam szybko po nieoświetlonych, otwartych na salon schodach, modląc się w duchu, aby stopami trafić na odpowiednie stopnie. Skierowałam się w kierunku kuchni, sprawnie przemierzając dużą część domu. W końcu odnalazłam lodówkę. Dom był duży, jednak szybko znalazłam się u celu. Zapaliłam halogeny, które rozmieszczone były nad strategicznymi miejscami kuchni i przymrużyłam ze wstrętem oczy, gdyż światło skutecznie mnie oślepiło. Szybko zamrugałam kilkakrotnie, chcąc uwolnić się od nieprzyjemnych mroczków.

            - Ale jestem głodna – szepnęłam do siebie, otwierając lodówkę. Oby mieli coś na ząb! Poczułam gęsią skórkę, kiedy zimne powietrze otoczyło gołe ramiona. Moim oczom ukazał się jogurt. Nawet niejeden, mieli ich spory zapas! To jest coś dla mnie. Złapałam za jeden z nich i zamknęłam lodówkę.

            - Wyciągnij dla mnie też. – Usłyszałam za plecami i aż podskoczyłam wystraszona. Byłam zdziwiona, słysząc głos młodszego chłopaka. Tak jak mówił, tak zrobiłam. Złapałam jeszcze za dwie łyżeczki i z cichym trzaskiem zamknęłam szufladę. Obydwa jogurty chwyciłam w dłonie i zachowując stoicki spokój, usiadłam przy szklanym stole.

            Mój wzrok uważnie przesunął się po Harrym. Jego włosy były lekko przetłuszczone i rozczochrane. Zupełnie nie przypominał gwiazdy, którą był na co dzień. Oczy wydawały się być o wiele mniejsze, ale też łagodniejsze i spokojniejsze. Jego cera była ładna. Harry wcale nie potrzebował ton pudru, który zawsze na siebie wysypywał, żeby zakryć niedoskonałości. Ubrany był tylko w białą, nieco wygniecioną koszulkę i bokserki. Dziwnie się czułam siedząc razem z nim, jak ze starym kumplem, zajadając się jogobellą. Chciałam czy nie, nie miałam możliwości, aby szybko przebrać się w bardziej wyjściowe ciuchy i musiałam prezentować się przy nim w mojej prowizorycznej piżamce.

            - Co ty tu robisz? Przestraszyłam się.

            - Nie mogłem zasnąć i wyszedłem na papierosa – wyznał, po czym usiadł obok mnie. Nie ma to jak nocne spotkanie. Pokiwałam w zrozumieniu głową.

            - Widzę, że ty też nie mogłaś spać – dodał.

            - Zgłodniałam.

            Pełna łyżka jogurtu wylądowała w mojej buzi.

            - Rzadko zdarza mi się to jeść, to raczej przysmak Zayna. – Wskazał na nasz posiłek, a ja szybko przełknęłam to, co musiałam.

            - Głupio mi, że tak zasnęłam. Nie chciałam robić wam problemu – wyznałam i spuściłam wzrok. Przecież dobrze pamiętam, że nie jest do mnie nastawiony pozytywnie.

            - To nic, Zayn i tak nie wypuściłby cię na noc – zaśmiał się. – Poza tym… to nic złego, w końcu jesteście razem.

            Zerknęłam na niego nieufnie.

            - W takim razie nie masz nic przeciwko temu, że z nim jestem? Przeciwko mnie…?

            Popatrzyliśmy na siebie w milczeniu, a on uśmiechnął się. Gdy tylko zobaczyłam ten gest, połowa ciężaru momentalnie ze mnie spadła. Uf!

            - Powiedzmy, ze staram się ci zaufać. Pamiętaj jednak, że będę miał cię na oku! Skoro mój współlokator ma zamroczony umysł, to któryś z nas musi być czujny – stwierdził z uśmiechem, a ja odwzajemniłam się tym samym.

            Zawsze wiedziałam, że jest do mnie wrogo nastawiony. Nigdy za bardzo tego nie okazywał, mimo wszystko nie jest głupim chłopakiem, nie traktowałby mnie źle, więc traktował mnie z pewnego rodzaju obojętnością. Ciągle tak było. Dopiero teraz zauważyłam, że mnie polubił i choć kłóci się to z jego mechanizmem samoobronnym, to starał się go pokonać. Nie mogę wymagać nic więcej. Jak fotoreporterka, jedna z tych, którzy wchodzą z brudnymi butami w ich prywatne życie, może czegoś wymagać?

            Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o dłoń. Muszę zobaczyć się z Kate, już tak dawno z nią nie rozmawiałam. Jestem pewna, że ona pomogłaby mi rozszyfrować łamigłówkę, jaką był Harry, lub po prostu poradziłaby mi, jak mam się zachowywać w jego towarzystwie. Tak jak Zayn, wydawał się być zwykłym chłopakiem. Nie przyzwyczajonym do braku pieniędzy i wygód w życiu, jednak to nie zdominowało jego charakteru. Pomimo tego byli zupełnie różni. Ach, moja Kate.

            - O czym tak myślisz? – Zamrugałam gwałtownie, zerkając na niego z ukosa, gdy zadał to pytanie.

            - O Kate – powiedziałam krótko, na co on zrobił tylko zdziwioną minę, ale nie odezwał się słowem. – Ach, no tak! Nie poznałeś jeszcze Katt. – Uświadomiłam sobie ten fakt i po chwili żałowałam, że tak się nie stało. – To świetna dziewczyna, powinniście się poznać! – A gdyby się poznali, Kate by go rozszyfrowała! Co się kryje pod kopułą Harryego Stylesa? Jakie mroczne tajemnice skrywa przed światłem dziennym i co za brud o mnie pozwala wypłynąć na wierzch? No dobra, przesadzam…

            - To twoja przyjaciółka? Też jestpaparazzo? – Na jego twarz wystąpił lekki grymas, jednak ja szturchnęłam go lekko z widocznym, zadziornym uśmiechem.

            - Tak, ale nie jest paparazzo, to zupełnie nieszkodliwa pracownica kawiarni. Zayn już ją poznał.

            Zauważyłam, że jego twarz momentalnie złagodniała. Widać fakt, iż nie zagroziłaby jego gwiazdorstwu bardzo go ucieszył.

            - Chyba muszę ją tam odwiedzić, skoro tak mówisz. – Uśmiechnął się, widząc z jaką zapalczywością mówię o swojej przyjaciółce.

            - No jasne!

            Na jakiś czas zapanowała między nami cisza. Obydwoje pochłanialiśmy jogurt, którego konsumpcję na chwilę przerwaliśmy, w celu obgadywania mojej przyjaciółki. Zegar, który był jedyną ozdobą ścian kuchni, poruszał leniwie wskazówkami, a ja nawet nie miałam ochoty na niego spoglądać. Lepiej nie wiedzieć, jak mało godzin snu mi pozostało. Jeszcze raz zerknęłam na Harryego. Czułam, że rozmawia mi się z nim coraz lepiej. Widziałam jednak, że na jego twarzy pojawiło się spięcie. Chciał mi coś powiedzieć, ale wyglądał jakby słowa ugrzęzły w jego gardle, nie chcąc się przez nie przecisnąć.







            - Kochasz go? – wyrzucił z siebie, a ja całkowicie zaszokowana znieruchomiałam. Co to ma być za pytanie? Gdy już chciałam go za nie skarcić, bo to moja prywatna sprawa, zerknęłam w jego zielone oczy i przełknęłam ciężko ślinę. No tak, to pytanie było normalne z jego strony. Interesowało go to, co działo się z jego kumplem.

            - Ja… – zacięłam się chwilowo, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co czuję. – Wolę tak szybko nie definiować swoich uczuć.

            Pomyślałam o Johnie. Zawsze można się później zawieść… Lepiej nie rzucać słów na wiatr. Są ludzie, którzy twierdzą, że przeżywają właśnie swoją największą miłość, a po dwóch tygodniach się nienawidzą. Nie da się tak szybko zmienić uczuć, jeśli tak się dzieje, to znaczy, że to co mówiliśmy, nie było prawdziwe.

            - Znacie się już długo – wtrącił.

            - To kwestia punktu widzenia –mruknęłam. Z Johnem też byłam długo. Choć wiem, że niemożliwe, żeby przez ten cały czas spędzony ze mną ciągle kłamał co do swoich uczuć, to… coś się między nami popsuło.

            - Więc nie kochasz go? – zirytował się. No tak, to facet. Facet nic nigdy nie rozumie, nie urażając mężczyzn.

            Spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem. Podniosłam się z miejsca. Obciągnęłam bardziej koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Podeszłam do kosza na śmieci, wrzucając tam puste opakowanie po jogurcie. Stanęłam tyłem do Harryego, opierając ręce na blacie. Kocham, czy nie kocham? Chyba kocham, jednak nie chcę, żeby to wszystko się rozwaliło przez to jedno słowo. Boję się, że gdy powiem to głośno, coś się zmieni. Teraz… po prosu jesteśmy razem. Kiedy okaże się, jak bardzo mi na nim zależy, wszystko stanie się zbyt poważne. Zacznę marzyć lub żyć w kłamliwym złudzeniu.

            - Kocham go, kocham – wyrzuciłam to z siebie, żeby w końcu przestał wywiercać mi dziurę w plecach. – Ale chyba nie tobie powinnam to mówić. – Spojrzałam na niego przez ramię. Spłoszyłam się, kiedy okazało się, że stoi tuż za mną.

            - Masz rację, więc może powiedz to jemu?

            Odwróciłam się do niego i potrząsnęłam przecząco głową.

            - Daj mi spokój. – Odwróciłam się, chcąc go wyminąć. Nie mogę tak szybko wpadać w kolejne związki! Jak już wpadnę, to ciężko mi się z nich wywinąć, taka jest prawda!

            - Poczekaj. – Złapał mnie za ramię i nie pozwolił odejść.

            - Słucham. – Założyłam ręce na piersi, czekając, co jeszcze chce mi powiedzieć.

            - Ania, nie docinajmy już sobie, dobrze? Chciałbym… chciałbym, żebyśmy żyli w zgodnie, nie spierając się ciągle na temat tego, co jest dla Zayna lepsze. Miałaś rację. Jest dorosły i może decydować bez mojej pomocy.

            Patrzył mi prosto w oczy, a ja znieruchomiałam otępiała przez jego słowa.

            - Dobrze – powiedziałam powoli. – A zacznijmy od tego, że pozwolisz mi się wyspać. – Uśmiechnęłam się, chcąc rozładować nerwową atmosferę. Chwilę później ziewnęłam przeciągle.

            - Nie ma sprawy. – Grzecznie przepuścił mnie w progu.

            - Dobranoc – mruknęłam, a po chwili mnie nie było.

            Zerknęłam wreszcie na zegar, który wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy. Niedługo zacznie robić się jasno.Wspięłam się po zimnych schodach, a moje nogi zaczynały już dotkliwie odczuwać chłód. Mimo że lato było bardzo ciepłe, ta noc zaliczana była akurat do tych najchłodniejszych. Jednak nie przy Zaynie. Weszłam do pokoju, kierując się wyostrzonymi zmysłami. Obeszłam łóżko i wślizgnęłam się do niego, chcąc poczuć bijące od chłopaka ciepło. Przytuliłam się do niego mocniej, ręką oplatając go w pasie i przymknęłam oczy. Spał prawie nieruchomo, gdy mnie nie było. Teraz jednak poczułam, jak przez sen oplata ręką moją talię i przyciąga mnie bliżej. Uśmiechnęłam się leciutko, słysząc jego równomierny oddech i przyjemny zapach. Przypomniałam sobie słowa Zayna, które usłyszałam przed chwilą.

            - Kocham cię – szepnęłam. – Chociaż się tego boję, to kocham cię.

            Uścisk na mojej tali wzmocnił się, a ja jeszcze zupełnie nieświadoma, że niedługo ktoś wystawi nasze relacje na próbę, a osoby po których byśmy się tego nie spodziewali, staną po naszej stronie, zapadłam w sen.



                                                               *



            Lekko przecierając oczy, usiadłam na krzesełku w kuchni i westchnęłam ciężko. Gdy tylko dostałam telefon z pracy, zebrałam się z łóżka, zostawiając samego zapadniętego w sen Zayna. Nawet nie zauważył, kiedy wychodziłam. Skrzywił się tylko słodko, gdy zdjęłam jego ręce z mojej talii. Umyłam się i założyłam wczorajsze ciuchy, na które składała się bluzka z krótkim rękawkiem i zwykłe dżinsy. Musiałam lecieć do domu, aby przebrać się i ruszyć na podbój świata show-biznesu. Każde wezwanie jest tutaj ważne! W końcu muszę trzymać się w ryzach, znać wszystkie newsy i wiedzieć, co, jak, gdzie?

            Podniosłam się, stąpając boso po posadce kuchni chłopaków. Wypadałoby zrobić im coś do jedzenia. Otworzyłam lodówkę, ponownie przeglądając jej zawartość. Szybko wyciągnęłam jakieś produkty, planując zrobienie kilkunastu kanapek. Nie miałam pojęcia, ile razem potrafią zjeść, domyślałam się jednak, że dużo! Opierając się o blat, zorganizowałam sobie mały posiłek. Zaspokajając swój głód, talerz wraz z posiłkiem dla chłopaków przykryłam szczelnym kloszem. Patrząc na swoje dzieło, zastukałam kilkakrotnie paznokciami w blat, rozejrzałam się na boki, chcąc się upewnić, że nagle Harry nie wyskoczy mi zza pleców, tak jak to się odbyło w nocy. Przejechałam dłonią po gładkich szafkach, rozglądając się po pomieszczeniu. Ciągle wspominałam słowa Harryego, który uważał, że powinnam powiedzieć mu, co czuję. Postarać się, aby nie było niedomówień.

            Ścisnęłam dłoń w pięść i przymknęłam oczy. Ruszyłam przed siebie, po chwili wspinając się po schodach. Nacisnęłam klamkę od pokoju Zayna i zajrzałam po cichu do środka. Zobaczyłam go znów, zawiniętego szczelnie w cienką białą kołdrę, aż dziwne, że nie było mu gorąco. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, podchodząc do łóżka od jego strony. Zerknęłam na jego przymknięte powieki, długie, ciemne rzęsy i pełne, różowe usta. Przejechałam delikatnie po gładkim policzku i nosie, obserwując jego mimikę twarzy i brązową, ładnie opaloną skórę. Uśmiechnęłam się, widząc, jak mocno śpi. Prawie niewyczuwalnie musnęłam jego policzek, wstając.



                                                                                               *



            Zgniótł w dłoni małą karteczkę.Poszła sobie! Nawet go nie obudziła! Zerknął na zniszczony kawałek papieru i wyprostował go. Jeszcze raz przeczytał jej krótkie słowa:

               "Nie chciałam Cię budzić. Musiałam
               wyjść, bo zadzwonili z pracy. Kocham Cię.
                              Miłego dnia :) xx"

Odłożył go szybko na szafkę i przetarł dłonią twarz. Ciągle miał przed oczami jej migoczące oczy, które śniły mu się tej nocy. Na rękach czuł ciepło jej ciała, a w uszach wciąż brzęczały te same słowa. Potrząsnął głową i oparł ją na rękach. „Kocham cię, kocham, cię, kocham cię”. Czy on naprawdę już oszalał? Żeby śniły mu się już nawet wyznania miłosne? Przymknął oczy, a tam znów pojawiły się jej zmysłowe usta, wypowiadające te dwa słowa. Co jest?  Ile można myśleć o jednej kobiecie?! Cóż… właśnie przekonywał się o tym, że można w tym tkwić bardzo długo. Teraz już nawet widział ją we śnie, a kiedy chciał ją w końcu z pełną świadomością przytulić, ona się ulotniła. Podniósł się, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zszedł na dół, gdzie już zastał swojego kumpla. Wywrócił młynek oczami. Ciekawe jakiego teraz komentarza z jego strony się doczeka.

            - Twoja królewna się ulotniła – Harry odezwał się, gdy tylko go zobaczył.

            - Zauważyłem – warknął w jego stronę.

            - Coś jesteś przez nią nie w sosie.

            Zayn spojrzał na niego tylko piorunującym spojrzeniem..

            - Napisała, że dzwonili z pracy. Pewnie kolejna impreza, do której ma się przygotować – odezwał się w końcu, widząc ponaglający wzrok Harryego.

            - Kolejna impreza? A nas na niej nie ma? – zażartował, jednak napotykając pełen grozy wzrok Malika, przycichł na chwilę.

            - Raczej nie – wydusił z siebie, a po chwili zabrał się za jedzenie gotowych już kanapek.

            - Właściwie to mógłbyś się tam zjawić, Romeo. Powinieneś pilnować swojej Julii, bo znów spotka kogoś niepożądanego – zarechotał Harry, a po chwili znieruchomiał, widząc jak twarz Zayna tężeje.

            - O czym ty mówisz? – Skupione brązowe oczy utkwił w swoim przyjacielu, dokładnie obserwując wyraz jego twarzy i gesty.

            Harry chrząknął wymijająco, wiedząc, że się wkopał. Teraz, gdy zawiesili z Anne broń, nagle wygadał się, że rozdział pt. „John” wciąż ciągnie się przez jej życie. Co by tu wymyślić? Zayn szybko zorientuje się, czy mówi prawdę.

            - Harry, mów!

            Zauważył podenerwowanie na twarzy chłopaka. Choć on też wcześniej panikował, wiedząc o tym, że były chłopak znów wkracza z buciorami w życie Ani, teraz uważał, że nie jest to wcale aż tak ważne, żeby Zayn o tym wiedział. Już wszystko zostało wyjaśnione. Nie ma sensu mu o tym mówić.

            - Nie denerwuj się tylko, bo ci nie powiem – zaszantażował Zayna, wyciągając palec wskazujący, skierowany wprost na jego klatkę piersiową.

            - Jak nie powiesz, o co ci chodzi, to się zdenerwuję! – warknął, po czym zdeterminowany zacisnął usta. Usiadł koło Stylesa, wlepiając w niego swoje podejrzliwe spojrzenie. – Mów.

            - Kiedy byłem na tym pokazie mody, który był ostatnio, pamiętasz, to… – Zerknął lękliwie na Malika. – Ten cały John przystawiał się do Ani – wyrzucił z siebie, jak z armaty. Zerknął na całkowicie spokojnego Zayna i czekał na jego reakcję. Dobrze wiedział, że tak naprawdę cały się gotuje i nie usiedzi długo w takim skupieniu. No i wcale się nie mylił. Aż podskoczył do góry, kiedy zaciśnięta pięść wylądowała na stole, an aczynia zabrzęczały.

            - Ej… długo szukałem tak dopasowanego stołu – mruknął Harry, jednak szybko się opanował, widząc wzrok  Zayna. – No dobra, dobra, wal sobie w co chcesz, byle nie we mnie – prychnął.

            - Możesz mi to wytłumaczyć? – Głęboki głos potoczył się po pomieszczeniu.

            - To chyba ona powinna ci wytłumaczyć, no ale dobrze, powiem ci. Porozmawiałem z nią i teraz wiem, że ona nie wiedziała, że John tam będzie. Spotkali się przypadkowo, a ten jak skomlący piesek przybiegł do niej z podkulonym ogonem. Przy okazji trochę się do niej przystawiał. Ale spokojnie, twój kumpel zabrał ją stamtąd, nim sytuacja wymknęła się spod kontroli. – wyrzucił z siebie i znieruchomiał. Przez chwilę patrzyli na siebie, słysząc tylko tykanie zegarka, wiszącego na jednej ze ścian.

            - I ty mi dopiero teraz to mówisz?!– wrzasnął.

            - Mówiłem, że masz się nie denerwować!

            Ten jednak natychmiastowo podniósł się z miejsca, a krzesło zachybotało się niebezpiecznie. Szybkim krokiem przeszedł do przedpokoju. Zdążył tylko chwycić kluczyki od samochodu i okulary przeciwsłoneczne, aby choć trochę się zakamuflować.

            - Wychodzę! – krzyknął.

            - Ale mieliśmy jechać do studia!

            Po chwili drzwi zatrzasnęły się zanim z hukiem. Pierwsze, co poczuł, to był nagły przypływ gorąca, wywołany przez prażące słońce, ale też podwyższone ciśnienie i krążącą w żyłach adrenalinę. Skrzywił się lekko, marzył o małej ochłodzie. Wsiadł do samochodu i odpalił go, wyjeżdżając z podjazdu. Sam nie wiedział, co najpierw zrobić. Jedno było pewne. Był cholernie zazdrosny i oszukany. Był pewien, że John to już przeszłość, kiedy nagle okazuje się, że nie. Nie wiedział już, jako kogo ona go traktuje. Może był tylko zastępstwem w oczekiwaniu na Johna?

            Kiedy tylko podjechał pod jej kamienicę, wysiadł z impetem. Musiał wreszcie dowiedzieć się wszystkiego na sto procent. Być pewnym tego, na czym stoi. Nie przetrzyma, jeśli to wszystko okaże się tylko kłamliwym złudzeniem. Wszedł po schodach, przeskakując po trzy stopnie na raz. Zapukał krótko i nacisnął klamkę, drzwi jednak nie ruszyły się z miejsca. Tupnął w miejscu, waląc w nie z impetem. Już miał odejść, żeby znaleźć tego natręta Johna, gdy usłyszał kroki za drzwiami. Zawrócił natychmiastowo.

            - Zayn? – Zdziwiony wyraz zagościł na jej delikatnej twarzy.



niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 21 - Wir wydarzeń.

            - Zayn, Zayn, Zayn… ty naprawdę mnie nie rozumiesz! – przeklinałam go w myślach, wiedząc, że powinnam stawić się na spotkaniu z przerażającym mnie Markiem Wannfordem.

            - Ania. – Popatrzył na mnie chwilowo przeszywającym wzrokiem, kiedy ciągle stukałam paznokciami o drzwi jego ukochanego samochodu. – Myślałem, że już to wyjaśniliśmy – powiedział, ponownie zerkając przed siebie, aby poprawnie ustawić samochód na podjeździe.

            - Tak… – przyznałam. – Ale nie do końca.

            Westchnął zrezygnowany i opuścił samochód. Podszedł od drugiej strony auta i otworzył przede mną drzwi.

            - No chodź. – Wyciągnął w moją stronę rękę. Nieco obrażona podałam mu swoją, zerkając przelotnie na powolnie wyłaniającego się z samochodu Harryego. Znów popatrzyłam na Zayna nieco przymrużonymi oczami. Właściwie to wolałam spędzić ten wieczór z nim, ale wiedziałam, że gra toczy się o to, żeby dalej było nam razem tak dobrze jak jest teraz. Coś za coś!

            Omijając chłopaka ruszyłam w stronę drzwi. Miałam gdzieś, co w tej chwili pomyśli sobie Harry. Zawsze chciałam, aby wreszcie mnie polubił. Żebyśmy po prostu się lubili, w końcu spotykam się z jego kolegą i musimy się jakoś znosić! Teraz byłam po prostu zła i nawet poprawa naszych stosunków w tej chwili mnie nie obchodziła. Przynajmniej zgrywałam taką, która zaraz odrąbie komuś głowę, jeśli zbyt bardzo się zbliży, bo Zayn nie musi wiedzieć, że i tak wszystko uchodzi mu na sucho. Patrząc nieprzeniknionym wzrokiem na chłopaków, stanęłam przed drzwiami. Obydwoje zerknęli na siebie porozumiewawczo, nie wiedząc, czego spodziewać się z mojej strony. Widać, że brakuje im władczej ręki kobiety! Już ja zadbam o porządek, ha!

            - Zapraszam. – Zayn uśmiechnął się przymilnie w moją stronę, gdy już otworzył drzwi.

            Zmierzyłam go od dołu do góry i powędrowałam do środka przestronnego domu. Schylając się w holu zsunęłam buty ze stóp i na boso udałam się do salonu. Już dobrze zdążyłam poznać to dopracowane wnętrze. Co jak co, ale temu wystrojowi poświęcili chyba dużo czasu, starannie dobierając wszystkie jego elementy. Przejechałam opuszkami palców po materiale sofy, stojącej przed dużym telewizorem. Tuż obok niej mogłam dostrzec także szerokie i miękkie fotele. Jasny kolor tkaniny, którą były pokryte, wprost zapraszał, aby rozgościć się w ich ramionach. Uśmiechnęłam się przez chwilę do tej myśli. Przelotnie przesunęłam wzrokiem po dwóch pojedynczych roślinach, znajdujących się w białych doniczkach. Jedna z nich była wyższa ode mnie i wprost raziła swoim zielonym kolorem. Byłam zdziwiona, że tak długo wytrzymała w progach Stylesa i Malika bez ani jednego uschniętego listka. Dobrze wiedziałam, że nie słynną oni z dbałości o kwiaty. Na gładkich ścianach połyskiwał nawet jeden obraz, przez dłuższą chwilę nie pozwalając oderwać od siebie wzroku. To wszystko powodowało, że czas spędzony w tym pomieszczeniu był przyjemny. Dobrze się tu czułam, a gdy do tego wszystkiego dodawałam jeszcze lokatora tego domu, było tu idealnie.

            - Nie denerwuj się już. – Usłyszałam cichy szept w okolicy ucha, a po chwili poczułam delikatne wargi chłopaka wkradające się na mój policzek. Objął mnie rękoma w pasie i nie pozwolił wyrwać mi się ze swoich ramion.

            - Zayn… ty jesteś po prostu zazdrosny.– Olśniło mnie nagle, na co on spiął się lekko. Pogładziłam jego dłonie i oparłam się wygodniej na jego klatce piersiowej, czując bijące od niego ciepło.

            - Nie jestem zazdrosny – sprostował,a po chwili chrząknął lekko.

            - Wymyśliłeś sobie coś z tą randką –ciągnęłam dalej.

            Gwałtownie odwrócił mnie w swoją stronę, przyciągając bliżej.

            – To ty wpadłaś na jakiś kolejny, genialny pomysł.

            - Zayn, to miało być tylko spotkanie, już ci to powtarzałam.

            - A właśnie, że randka! Już ja wiem, co mu chodziło po głowie, a nie zapominaj, że masz chłopaka – jego głos stał się nadzwyczaj wysoki, a ja zachichotałam lekko.

            - Wiem, głuptasie. – Wspięłam się na palce, żeby go pocałować. Musnęłam jego delikatne wargi i uśmiechnęłam się. –Nie mówmy już o tym i tak wiem, że byłbyś po prostu zazdrosny. – Palcem delikatnie pstryknęłam go w nos. Przymknął czekoladowe oczy, zaraz potem jednak otworzył je i spojrzał na mnie surowo. Płynna czekolada wydawała się lśnić w dziennym świetle.

            - Masz rację. Byłbym cholernie zazdrosny – stwierdził niechętnie. Zmarszczył lekko czoło i przygryzł wargę, nie wiedząc, czy powiedzieć jeszcze coś więcej. W końcu odezwał się. – Ania, nie chcę cię stracić.

            Przerwał na chwilę, obserwując moją reakcję, a ja westchnęłam cichutko, nie spuszczając z niego wzroku.

            - Pierwszy raz chcę kogoś mieć przy sobie i nie chcę, żeby było inaczej. – Patrzył na mnie poważnie. Jego oczy emanowały ciepłem, a usta mimowolnie uśmiechały się dobrodusznie.

            - Ja też chcę, żeby ciągle tak było, Zayn– szepnęłam, wtulając się w niego. Naprawdę nie chciałam, żeby coś się zmieniło. Bałam się nowego uczucia, jednak chciałam, żeby trwało. Bywają momenty, kiedy zdajemy sobie sprawę z ryzykowności jakiegoś zadania. Mimo wszystko robimy to, bo choć mamy wiele do stracenia, możemy też wiele zyskać. Ja odważyłam się na taki krok. Znów poddawałam się temu wirowi wydarzeń, przeżyć i uniesień, mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nie przejadę się na tym wszystkim jak na skórce od banana, lądując twardo na moim poobijanym już tyłku. Miałam jednak nadzieję, że twardego lądowania nie będzie. To wszystko przez uczucia, towarzyszące mi przy Zaynie. Ciągle przekonywałam się, że to co czułam do Johna nie było tak naprawdę tym, o czym zawsze myślałam – to nie była prawdziwa miłość. Mimo to cholernie bolało mnie poczucie straty zaufania, poczucie bycia wykorzystaną i okłamywaną. Bolało moje serce, które teraz było już prawie pewne, że wszystko wychodzi na prostą.

            - Nie chcę wam przerywać, ale mam picie i jedzenie. – Harry wyjrzał zza progu, nadal niepewny, czy już może się odezwać. Zerkał uważnie, jak Zayn obejmuje mnie, a ja wtulona nosem w jego szyję powoli się od niego odlepiam. Swoje zielone spojrzenie Styles znowu utkwił w moich oczach. Popatrzył na mnie znacząco. Już wiedziałam, że przypomniał sobie naszą rozmowę i to, jak chciałam uświadomić mu, że Zayn jest dla mnie bardzo ważny. Chciałam czy nie, teraz też dobrze słyszał to, o czym rozmawialiśmy.

            - Co mamy do jedzenia? – pierwszy odezwał się Zayn, a ja tylko zerknęłam na chłopaków. Szczerze mówiąc to nie wiedziałam, jak zachować się w towarzystwie Harryego, aby nie zrazić go do siebie jeszcze bardziej. Może powinniśmy zawrzeć jakiś pakt? Może zapis krwią, czy jak? Dotyczący oczywiście tego, że nigdy nie będę w swoim zawodzie działała na szkodę ich zespołu i Zayna. Może takie coś by go przekonało, bo jak widać moje zapewnienia w ogóle go nie obchodziły.

            - Pizzę i colę. – Chłopak wyszczerzył się w uśmiechu.

            - Jesteś mistrzem. – Ucieszył się Harry. – Skąd ją wytrzasnąłeś?!

            - Powiedziałem Liamowi, żeby nam podrzucił. – Styles uśmiechnął się jeszcze szerzej, dumny ze swojego pomysłu. –Mam nadzieję, że się nie odchudzasz ani nic? Bo mamy tylko to – zwrócił się do mnie, a ja chcąc czy nie, spiorunowałam go wzrokiem. Ja i odchudzanie?! Chyba żart. Przecież uwielbiam pizzę, a po stresującym spotkaniu z menadżerem chłopaków musiałam jakoś odreagować!

            - A jeśli powiem, że tak…? –odezwałam się słodko, ciekawa jak mnie potraktuje.

            - Ania definitywnie je z nami –wtrącił się Zayn, nie dając już nam dojść do słowa i nacieszyć się słowną potyczką. Wzruszyłam ramionami. Zayn dobrze wiedział, że uwielbiam pizzę.



                                                                                  *



            Otwarty i podłączony do prądu laptop stał na nowym, czystym, mahoniowym biurku. Jego powierzchnia lekko połyskiwała pod wpływem światła padającego z jasnego ekranu komputera. Poza tym jednym źródłem światła, pokój skąpany był w ciemnościach, które sprawnie rozprzestrzeniały się w każdy możliwy kąt. Dojrzały, wysoki mężczyzna raz po raz szybkim krokiem przechadzał się samotnie po pomieszczeniu. Po chwili nachylił się nad biurkiem. Jego wzrok ponownie padał na monitor, gdzie wyświetlona została elektroniczna wiadomość. Był to pojedynczy e-mail, a spędzał mu sen z powiek.

            Paul Higgins był menadżerem One Direction. Menadżer to jednak w jego wypadku zbyt mało powiedziane. Był on jednocześnie producentem, opiekunem, wychowawcą i doradcą, a co najważniejsze był ich 'przywódcą'. Był tym, który wiedział, co zrobić, żeby pomóc ich talentowi wizerunkowi wybić się. Gdy wziął ich pod swoje skrzydła tak właśnie się stało. Ich kariera w szybkim tempie zaczęła rozkwitać, a zespół wybił się nie tylko w UK. One Direction osiągnęło międzynarodowy sukces. Oczywiście sami chłopcy, pomimo młodego wieku, włożyli we wszystko ogrom pracy, bez której taki sukces niebyły możliwy. Jednak to on nimi pokierował, promował, załatwiał występy i kontrakty. To on planował im cały dzień, każdą minutę wolnego czasu. A teraz, kiedy ich kariera mogłaby rozkwitać dalej coś się wypalało. Akurat teraz, gdy szykowali kolejny album, mogący osiągnąć sukces porównywalny z ich poprzednimi projektami. Już dawno wiedział, że czas zaplanować jakiś rozgłos, coś co przyciągnie uwagę do zespołu. Był jednak z tym pewien problem i coś ich blokowało.

            Już dawno przestały wszystkich dziwić zmiany w wyglądzie Harryego. To było normą, a chłopak po prostu nie mógł się powstrzymać, żeby jeszcze raz zabłysnąć. Zawsze pozostawał mu Zayn. Jednak teraz za sprawą tej dziewczyny, Ani, nagle wydoroślał i na pewno nie zgodziłby się na miłosne podboje i inne skandale związane z jego osobą. Jak to się stało, że z imprezowicza, który zawsze mógł zaryzykować uszczerbek na honorze, w celu zyskania większego rozgłosu, stał się tak… poważny? Nie mógł ogarnąć tego swoim umysłem. Jak to się mogło stać, że dziewczyna jest dla niego ważniejsza od kariery? Kiedy przegapił ten moment, aby uratować sytuację?

            Chłopcy nie rozumieją, o co toczy się walka. W tym biznesie nie można mieć słabych punktów, bo cię wygryzą. W tym biznesie potrzeba dobrych chwytów, żeby utrzymać się na powierzchni. Musiał rozpatrzeć wszystkie możliwości, a nie miał zbyt dużego pola manewru. Wiedział na pewno, że nie ujawni związku Zayna i Ani. Nie dość, że tylko odwróciłyby się od nich nastoletnie fanki, zakochane na zabój w jednym z członków zespołu, to dodatkowo zgnoili by tą Anię. Tak, ona tylko im przeszkadzała, więc powinien się jej pozbyć…

            Sugerując się mailem, który przeczytał już kilkukrotnie, znów pomyślał o pomyśle, który krążył w jego żyłach i w całym ciele tak, aby w końcu ujawnić się jako najlepszy ze wszystkich. Mianowicie mógłby ujawnić od dawna skrywane zdjęcia Harryego i Zayna. Nie był pewny tylko, jak to zrobić, w końcu chłopcy się nie zgodzą. Przełykając głośno ślinę i nerwowo stukając palcem w biurko, uświadomił sobie, że chłopaki mu ufają. Mimo wszystkich wyrzeczeń, kłótni i przekleństw nie zmienią faktu, że to on im pomógł i są mu za to wdzięczni. Gdyby to wszystko podsumować, mógłby ujawnić te zdjęcia tak, aby nie wiedzieli, ze zrobił to on. Przeklął w myślach, kiedy zorientował się, że chce, czy nie, jego myśli ukierunkowują się tak, jak życzyłby sobie tego autor e-maila.

            Jeszcze raz przebiegł wzrokiem po liście. Czarne litery domagały się ciągłej uwagi, tak samo jak ten człowiek, który był nadzwyczaj zastanawiający. Po pierwsze, nie miał pojęcia skąd wziął jego prywatny adres e-mail. Przecież był on skrupulatnie skrywany, a powierzany tylko zaufanym osobom. Sam ten fakt, pozwalał mu stwierdzić, iż facet musiał mieć szerokie kontakty i wpływy. Po drugie, musiał siedzieć w tej branży już od dłuższego czasu. Tylko dzięki temu, mógł przewidzieć, co jemu, menadżerowi sławnego zespołu, czai się w głowie. Wyczuł to, że chłopcy potrzebują rozgłosu i szumu wokół siebie, a zatem wiedział też, że pracują nad nową płytą, której przyda się takie zainteresowanie wśród przeciętnych maniaków muzyki i gwiazd. Od razu widać było, że osoba ta znała się na rzeczy i siedziała w tym po uszy. Bo jak można wytłumaczyć to, iż tak zgrabnie połączył wszystkie rzeczy, które były dla niego ważne w tej chwili z pozbyciem się zbędnej zespołowi Ani?

            A no Ania. Kto by pomyślał, że taka drobna i dziewczęcą osóbka jest paparazzo? W żadnym wypadku nie sprawiała takich pozorów. Znaczyłoby to również, że nie jedno przewinienie ma już na swoim koncie. Nie mógł uwierzyć, że Zayn złapał się jak rybka na haczyk. Przecież to paparazzo! Ale nie mógł przesądzać faktów. Zanim ich o cokolwiek oskarży, sprawdzi ten fakt. Nie mógł przecież ślepo wierzyć w te zapewnienia. Bardziej zastanawiające było jednak to, skąd ten człowiek wiedział, że Zayn spotyka się z Anią? Przecież prawie nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Mimo że nie chciał, czuł szacunek do tego mężczyzny i jego możliwości.

            Jakiemu człowiekowi by na tym wszystkim zależało? Zastanawiając się nad tym, zjechał wzrokiem na sam dół listu, przyznając przed samym sobą, że propozycja jest warta rozważenia i omówienia. Co robić?! Mógłby się zgodzić… dla nich! Dla chłopców! Przecież dobrze wiedział, co należy robić, aby ich kariera ciągle nabierała tempa. Chciał, aby wokół nich ciągle coś się działo, nie mogli dać o sobie zapomnieć.

            Zerknął na wyświetlacz i przełknął głośno ślinę, a po jego skroni pociekła kropla potu. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nikt! Szybko wystukał na klawiaturze odpowiedź, nie chcąc ukazać mężczyźnie swojego zaskoczenia, wywołanego tą wiadomością. Czuł się, jakby ktoś, kogo nie znał, czytał mu w myślach i przewidywał jego ruchy. A dokładniej ten… Jak mu tam? Zerknął ponownie na nazwisko rozmówcy – Mark Wannford.



            Propozycja jest interesująca. Wolałbym omówić to osobiście, spotkajmy się dwudziestego pierwszego, w restauracji Electric o godzinie ósmej rano. Chcę znać więcej szczegółów i dowiedzieć się, z kim konkretniej mam do czynienia. Pozdrawiam.

            P. Higgins



*



            - Nie dałeś mi nawet do niego zadzwonić – wzburzyłam się po raz kolejny tego wieczoru.

            - Mmm… nie denerwuj się już –mruknął, próbując dosięgnąć moich ust, podczas gdy ja, siedząc na kanapie, coraz bardziej się od niego odsuwałam. – Nie uciekaj mi. – Tym razem to on się oburzył, po czym szybkim ruchem przyciągnął do siebie moje nogi, a ja pisnęłam zaskoczona. Delikatnie pogładził moje łydki, na co zareagowałam uśmiechem.

            - Nie denerwuję się, ale wypadałoby chociaż zadzwonić, prawda? – Pogładziłam jego ramię, powoli przesuwając dłoń na jego szyję. Poczułam gęsią skórkę, która wstąpiła na jego ciało, pod wpływem mojego delikatnego dotyku.

            - Ann… – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, a ja roześmiałam się, kiedy przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Nim zdążyłam się zorientować, leżałam wyciągnięta na długiej sofie, a on nachylał się nade mną. – I co teraz? – Zwilżył wargi, zerkając na moje usta.

            - Teraz mnie pocałujesz –powiedziałam pewnie, a on nie czekając dłużej połączył nasze wargi.

            - Ehem. – Znaczące chrząknięcie przywołało nas do porządku. Podniosłam się gwałtownie, napotykając na ciało Zayna, z którym zderzyłam się i z powrotem opadłam na sofę. Ten podał mi rękę, na której podciągnęłam się do pionu. Poprawiłam zgrabnie włosy, chcąc sprawić, aby wyglądały na w miarę uporządkowane. Poczułam, jak palą mnie policzki i już wiedziałam, że się rumienię. Zerknęłam na Harryego, który zastygł w progu z nieco zdezorientowaną miną.

            - Moglibyście poczekać z tym aż choćby pójdę spać – powiedział, a po chwili wybuchnął śmiechem. Zerknęłam niepewnie na Zayna, który również uśmiechał się zupełnie niezrażony. – Gdybyście zobaczyli swoje miny, haha… – Styles wycofał się z pokoju, a ja również zaśmiałam się.

            - Obejrzyjmy razem film – zdecydowałam i ruszyłam w stronę pokaźnej kolekcji płyt. – Poniańczymy Harryego. – Poruszyłam zabawnie brwiami i ruszyłam w stronę szerokich schodów, na których zniknął przed chwilą chłopak.

            - Harry! – rzuciłam w przestrzeń, mając nadzieję, że mnie usłyszy. Po chwili jego sylwetka ukazała się moim oczom. Jego włosy były dzisiaj oklapnięte i w niektórych miejscach sterczały pod dziwnym kątem. – Chodź do nas – zawołałam go gestem ręki i wróciłam do salonu, gdzie zastałam Zayna rozwalonego na sofie.

            - Nie za wygodny jesteś? – Uśmiechnęłam się do niego, przechadzając się po pokoju. Podeszłam do wielkiego okna, które pokrywało ścianę od góry do dołu i odchyliłam długie firanki. Zerknęłam krótko na ciemny podjazd i małe lampy, dające minimalną ilość światła. Po chwili przeniosłam wzrok nad duży kominek, na którym stały ramki, a w nich zdjęcia. Ucieszyłam się, widząc pięciu chłopaków siedzących na schodach, który objęci uśmiechali się w stronę obiektywu.

            - Słucham was.

            W pomieszczeniu pojawił się Harry, który zerknął na nas z nad uniesionej brwi. Dzisiaj wyglądał naprawdę komicznie. Dopiero teraz zauważyłam, że jasną koszulkę poplamioną miał sosem od pizzy, którą tak się zajadał. Włosy stanowiły istny nieład, a spodnie, które tak starannie próbował utrzymać na swoich wąskich biodrach, były stanowczo zbyt luźne i ni jak, nie chciały słuchać swojego właściciela.

            - Oglądamy film – wyjaśnił Zayn. –Ania, wybierz coś! – skierował w moją stronę. Od razu zmierzyłam wzrokiem półkę z ich pokaźnym filmowym zbiorem, jakby to wybór filmu był moim nowym wyzwaniem.

            - Tylko nie horror – wtrącił Harry, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.

            - Boisz się? – Zaśmiałam się i przejechałam palcem po tytułach.

            - Nie mam dzisiaj na to nastroju –wyjaśnił od niechcenia i stanął obok mnie, przewyższając mnie prawie o głowę. –Ale skoro nalegasz. – Prychnął i wyciągnął ciemne pudełko, a ja od razu zorientowałam się, że jest to horror, jeden z tych gatunków filmów, których nie znosiłam! A wiecie dlaczego? Bo serce bije mi przy nich, tak jakby wykonywało ostatnie uderzenia i miało za chwilę stanąć, a widząc efekty pokrojonego ludzkiego ciała, żołądek podchodzi mi do gardła! Tak, to śmieszne, ale na mnie tak to właśnie działa.

            - Nie, nie, nie! – Rzuciłam się w jego stronę, chcąc zabrać pudełko z płytą.

            - Tak, tak, tak. – Zaśmiał się, widząc, jak usilnie staram się dosięgnąć film. Spojrzałam na niego z gniewem w oczach. Zaraz będzie miał horror na żywo! Zaparłam się rękoma po bokach i zdmuchnęłam włosy z oczu.  

            - Obejrzymy komedię! – zadecydowałam, a on uśmiechnął się w moją stronę.

            – Jak sobie księżniczka życzy. – Odłożył opakowanie i pozwolił mi wybrać inny film. Kiedy tylko się odwrócił, wykonałam w jego kierunku zjawiskowy wykop, dzięki któremu chciałam dosięgnąć jego zgrabnego tyłka, jednak… nie udało się! Usłyszałam tylko parsknięcie Zayna i zauważyłam, że niczego nieświadomy Harry spogląda na niego z zapytaniem w oczach. Wzruszyłam ramionami. Jeszcze ja mu pokażę!