niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 5 - Karuzela wydarzeń.




Odetchnęłam głęboko, gdy zamykałam program graficzny. Przygotowane przeze mnie zdjęcia już pojawiały się na kolejnych stronach gazety. Rozciągnęłam się, ziewając przeciągle, po czym podniosłam się z miejsca i szybko pakując swoje rzeczy do torby, szykowałam się do wyjścia z pracy. Zanim jednak to zrobiłam, usłyszałam czyjś głos.

- Dobra robota – Mark mruknął do mnie znad swojego biurka. Pierwszy raz odezwał się do mnie, bo z tego, co zauważyłam ludzi trzymał na dystans. Poza tym zawsze zjawiał się w redakcji gościnnie. Był całkowicie i bezsprzecznie rasowym paparazzi. Nawet teraz mogłam dostrzec małą lornetkę wystającą z jego czarnej pakownej torby. Mimo iż swoje zdjęcia sprzedawał różnym czasopismom, właśnie to tutaj upodobał sobie najbardziej. Być może, dlatego, że ciotka zawsze chętnie widziała jego zdjęcia. Zwróciłam uwagę na aparat, który już ważył w dłoni. Taaak… to ten Mark, na którego wpadłam na korytarzu w swoim pierwszym dniu tutaj, już wtedy zauważając, że to profesjonalista. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, dziękując za miłe słowa. Był nieco dziwnym człowiekiem, od razu to wyczułam. Jego całkowicie czarne włosy i przenikliwe niebieskie oczy nie miały z tym nic wspólnego. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam swoje imię.

- Ania. – Zaczepiła mnie wysoka blondynka o ładnych zielonych oczach. To Margh, którą poznałam dzień wcześniej.

- Tak?

- Zapomniałam ci powiedzieć, że wczoraj jakiś chłopak dzwonił i szukał cię – powiedziała, a uprzedzając moje otwierające się usta, dodała – Nie, nie przedstawił się.

- No dobrze. – Uśmiechnęłam się do niej. Może to był John? Moje serce zabiło szybciej, pracując ciężej niż zazwyczaj. Może jednak pożałował swojej decyzji? Przypomniał sobie wspólnie spędzone chwile? Chce do mnie wrócić?! – Margh, muszę już uciekać, do zobaczenia! – Szybko pocałowałam ją w miękki policzek, po czym udałam się w stronę wyjścia. Uśmiechnęłam się pod nosem, odtwarzając to, co usłyszałam od Margh. Jest tylko jeden haczyk. Nie powinnam przecież o nim myśleć. Nie powinnam znów zawracać sobie nim głowy, miałam zapomnieć.

Sięgnęłam do kieszeni swoich dżinsów. Pod palcami wyczułam gładką powierzchnię zdjęcia. Miałam do tego nie wracać… zatrzymałam się jednak przy ścianie, gdzie nikogo nie było. Wyciągnęłam fotografię, przyglądając się jego radosnej twarzy. Zerkając na kosz na śmieci, stojący kilka metrów ode mnie, zawahałam się. Jeszcze raz popatrzyłam niepewnie na pojemnik i zdjęcie, po czym zdecydowanym ruchem wsunęłam je z powrotem do kieszonki spodni. Jeszcze trochę ze mną pobędzie… dopóki się nie otrząsnę.

Szybko przeszłam przez szklane drzwi, wdychając niezbyt świeże powietrze. Na ulicy jak zwykle panował hałas, a wszystkie auta i taksówki tłoczyły się po rozgrzanym betonie. Poprawiając kosmyki włosów, latające na wiosennym wietrze, zauważyłam czarny samochód. W środku siedział zakapturzony mężczyzna z czarnymi okularami na nosie, które zasłaniały mu pół twarzy. Zaintrygowana przyglądałam mu się przez krótką chwilę i byłam prawie pewna, że on patrzył na mnie. Nie nadwyrężając dłużej szyi, odwróciłam się i ruszyłam dalej przed siebie. Dzisiaj wybrałam drogę na pieszo. Uznałam, że raz na jakiś czas mogę pozwiedzać Londyn, mimo że do domu mam spory kawał. No właśnie… kawał. Popatrzyłam na swoje buty i zmieniłam kierunek, w którym szłam. Zatrzymałam się przy pobliskim postoju taksówek. Jak na złość w centrum miasta nie było żadnej, która teraz użyczyłaby mi swoich kół. W końcu to godziny szczytu i żadna na mnie nie czeka! Rozejrzałam się, zastanawiając się, co robić. Iść na pieszo? Nieee… Zadowolona ze swojego pomysłu usiadłam na pobliskiej ławeczce i założyłam nogę na nogę. Jako iż nie znam żadnego numeru telefonu do taksówek w tym mieście, zaczekam na jakąś! Rozglądając się dookoła, potrząsałam nerwowo nogą. Oparłam ręce na kolanach i spuściłam na chwilę głowę, kiedy usłyszałam odgłos podjeżdżającego samochodu. Z uśmiechem na ustach spojrzałam w tamtą stronę. Skrzywiłam się natychmiastowo, bo drogę zagrodził czarny duży samochód. Ku mojemu zdziwieniu szyba uchyliła się, a moim oczom ukazał się ten sam osobnik, co wcześniej.

- Podwieźć cię gdzieś? – spytał tym swoim urokliwym głosem, który dosłyszałam nawet siedząc na tej zielonej ławeczce.

Niepewnie podeszłam do samochodu. Trzymając mocno torbę, jakby ktoś zaraz miał mi ją wyrwać, uchyliłam usta. Czy to on?

- Emm… – wyrwało mi się i byłam pewna, że wyglądam teraz śmiesznie z tą zdziwioną i zaintrygowaną miną.

- Wsiadaj. – Zaśmiał się dźwięcznie, a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Natychmiastowo zdjął okulary, ukazując czekoladowe oczy. Rozejrzałam się, chcąc sprawdzić czy czasem żadna taksówka nie pojawiła się na postoju. Zawahałam się przez chwilę, kierując na niego wzrok.

- No dobra. – Westchnęłam. Nie będę tu siedzieć cały dzień. Nie ważne skąd się tu wziął, ważne, że ja już nie muszę tutaj siedzieć. A i gwiazdka chyba nie porwie mnie w jakiś brutalny sposób, nie?

Niepewnie usadowiłam się na siedzeniu obok niego. Nieśmiało odwzajemniłam spojrzenie, kiedy ściągnął okulary i zwrócił się w moją stronę. Chrząknęłam, przerywając ciszę.

- Skąd się tutaj wziąłeś, Zayn? – Czy ja nie mówiłam, że to nieważne? Zapomnijmy o tym, moja ciekawość wzięła górę.

- Powiedzmy, że przejeżdżałem obok i zauważyłem, jak gdzieś pędzisz. Od razu cię poznałem. – Uśmiechnął się, a jego kolczyk w wardze błysnął. – To, dokąd?

- Sloane St 11, wiesz, gdzie to jest? – upewniłam się, na co on tylko kiwnął głową i wprawnie ruszył. Po chwili jednak utknęliśmy w małym korku, przez co w ślimaczym tempie wlekliśmy się do mojego domu.

- Nie boisz się, że zaraz zrobię ci zdjęcie? – spytałam zadziornie.

- Nie masz aparatu. – Wzruszył ramionami.

- Jesteś pewny? – Zaśmiałam się pod nosem, grzebiąc w torbie. Nie zdążyłam zareagować, gdy złapał mnie za nadgarstek i odciągnął moją rękę od torby. – Spokojnie, żartowałam – uśmiechnęłam się anielsko.

- Tak myślałem. – Puścił mnie, a jego przenikliwe tęczówki przejrzały mnie na wylot. Zmierzył mnie wzrokiem, po czym ledwo zauważalnie zwilżył wargi. – Jak idzie ci praca? – odezwał się po chwili.

- Radzę sobie… a jak One Direction?

- Dajemy radę. Udało mi się na trochę wyrwać ze studia – westchnął. – Gdyby chłopaki wiedzieli, że teraz wiozę fotoreporterkę w swoim samochodzie, zagrożony kolejnymi plotkami i spekulacjami na nasz temat, chyba by mnie zatłukli. – Zaśmiał się pod nosem, a jego wzrok znów ściągnęło w moją stronę. – Ale to chyba nic złego, raz na jakiś czas zachować trochę normalności, nie sądzisz? Na przykład podwieźć dziewczynę do domu.

- Każdemu jest to potrzebne. Tak bardzo sława daje ci w kość?

- Czasami naprawdę nie mogę już tego znieść. Ale kocham to, co robię i muzykę. – Rozchmurzył się, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu, kiedy widząc kamienicę i okna swojego mieszkanka na pierwszym piętrze, odezwałam się.

- To tutaj, możesz się zatrzymać.

Podjechał tam, gdzie mu wskazałam i spojrzał w moją stronę.

- Przepraszam, że zabrałam ci czas. – W moich rękach znienacka pojawił się róg bluzki, który teraz miętosiłam. W mojej głowie trwała bitwa. Może powinnam mu się odwdzięczyć i zaprosić go na górę? Ale to gwiazda! A ja mam taki bałagan, że chyba spalę się ze wstydu. W dodatku… jak ja mam z nim rozmawiać? Może traktuje mnie… jak, jak… nie wiem co! Choć… wydaje się być zwykłym chłopakiem, który ma po dziurki w nosie szumu wokół siebie.

- To żaden problem. – Jego wzrok znów mnie przeniknął, a ja przełknęłam głośno ślinę, kiedy przeszedł mnie dreszcz emocji. – Cieszę się, że mogłem cię znów spotkać. – Uśmiechnął się, po czym minimalnie przesunął się w moją stronę na siedzeniu.

- Chyba powinnam już iść – ocknęłam się. Zaczęłam zbierać się do wyjścia. Kiedy moje stopy dotknęły już chodnika, odwróciłam się i wciąż nieśmiało odezwałam. – Jeśli byś chciał, to możesz wejść na kawę. Tylko nie wiem, czy taka dawka normalności cię nie przytłoczy – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać. Popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.

- Teraz chyba muszę wrócić w szpony Paula, który uparł się na nagrywanie nowego materiału. Ale chętnie wpadnę jutro, co ty na to?

Spojrzałam na niego zdziwiona, mrużąc lekko oczy. Czy mi się przesłyszało? Energicznie pokiwałam głową, oniemiała jego propozycją. Przyglądając się jego zadowolonej twarzy, uśmiechnęłam się jednak serdecznie i wyszłam z samochodu.

- Będę wieczorem – dodał, kiedy spojrzałam na niego ponownie.

- Do zobaczenia.

Zamknęłam drzwi, patrząc jak powoli odjeżdża spod kamienicy. Wąska uliczka wydawała się jakby za mała, żeby pomieścić to duże i eleganckie auto. Zapatrzyłam się przez chwilę przed siebie. Kiedy tylko ocknęłam się z zamyślenia, wypuściłam ze świstem powietrzem. Jest tak czarującym chłopakiem, że już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Gdy tylko weszłam do mieszkania, wcześniej prawie zabijając się w progu, zabrałam się za sprzątanie. Rozpoczęłam od małego saloniku, następnie przeszłam do kuchni, łazienki i swojej sypialni. Uwinęłam się niezwykle szybko, po czym usiadłam przed telewizorem. Nie mogłam wyobrazić sobie Zayna Malika w moim mieszkaniu, w tej starej kamienicy. Nie wiedziałam właściwie, co dzieje się z moim życiem. Wszystko nagle przewracało się do góry nogami. Dostałam pracę, rozstałam się z chłopakiem, poznałam gwiazdę One Direction. Czułam się jakbym była na jakiejś karuzeli, która nie chce się zatrzymać, a w mojej głowie wszystko zaczyna szumieć i wirować. Wszystko to wydawało się takie nierealne. Ciągle wyobrażałam sobie, że nadal jestem z Johnem i nic się nie zmieniło. Podobno nie można wchodzić do tej samej rzeki dwa razy, w takim razie nie powinnam zawracać sobie nim głowy. On już nie widzi nikogo poza tą swoją Nikki. Z kim ja się zadawałam? Westchnęłam, zastanawiając się nad tym wszystkim.

Odruchowo złapałam komórkę, która nagle się rozdzwoniła.

- Słucham? – rzuciłam, nie spoglądając na wyświetlacz.

- Ania? – Znajomy głos odezwał się, a moje serce zabiło gwałtownie.

- John? – Odezwałam się, czując jak moje gardło zasycha z nerwów, a usta uchylają się w zdziwieniu.

- Ania… musimy pogadać. Musisz do mnie wrócić, ja żałuję! – Jego głos wydawał się inny niż zazwyczaj.

- Ty piłeś – odezwałam się oburzona.

- Piłem z tęsknoty – stwierdził rozpaczliwie, a ja zamarłam.

- John, nie dzwoń do mnie, nie mamy już o czym rozmawiać. Temat jest skończony. – Drżący głos wydobył się z mojej krtani. Nacisnęłam szybko czerwoną słuchawkę i odrzuciłam komórkę w kąt. Przymknęłam powieki i westchnęłam cicho. To ta karuzela wydarzeń, która nigdy nie ustaje. W naszym życiu ciągle coś się dzieje i nie mamy na to wpływu. Czasami karuzela zwalnia, tak, że w nasze życie wdaje się rutyna. Innym razem ktoś podkręca prędkość, a my trzymamy się rękoma i nogami, aby z niej nie spaść i utrzymać się w całości.

Oplotłam kolana rękoma, wbijając się mocniej między poduszki. Czy dobrze zrobiłam? Popatrzyłam jeszcze raz na komórkę. Może jednak powinnam oddzwonić i wszystko wyjaśnić? Złapałam ją w dłoń i szybko wybierając numer przyłożyłam ją do ucha.

- Kate? – spytałam, gdy tylko przyjemny głos odezwał się po drugiej stronie. – Dawno nie gadałyśmy. – Pociągnęłam nosem, gdy po moim policzku potoczyła się samotna, zagubiona łza.



                                                                 *



Luzackim krokiem wszedł do studia. Dobrze wiedział, że się spóźnił, ale postanowił zachować pozory niewiedzy. Zręcznie przekręcił klucz w zamku – tak jak zawsze zamknęli drzwi. Wszedł najciszej, jak tylko potrafił. Dziecinnie wierzył w to, że uda mu się zakraść i twierdzić, że już dawno znajdował się w środku. Przeszedł kilka kroków, rzucając klucze na pobliski stolik, ups… miał być cicho. Głośny szczęk metalu potoczył się po ciemnym pomieszczeniu. Odrobina światła sączyła się z pomieszczenia dalej, gdzie znajdowała się sala nagrań. To właśnie tam wprowadzali swoje muzyczne pomysły w życie, podczas gdy właśnie tutaj, popijając colę, relaksowali się często przed ciężka pracą.

- Spóźniłeś się!

Groźny głos Liama potoczył się echem, odbijając się od nieoświetlonych ścian, na których wisiały ich złote i platynowe płyty. Zaśmiał się pod nosem identyfikując ten władczy głos ze swoim przyjacielem.

- Panikujesz – prychnął.

Groźny głos? Pff… przecież to on, Zayn, był tym pewnym siebie. No dobra, trochę przesadzał, w końcu Liam też miał swój charakterek. Może dlatego podczas ich kłótni, wszyscy woleli znaleźć się w innym pomieszczeniu i jak najszybciej uciekać. Teraz jednak słowo ‘spóźnienie’ przywoływało mu obraz uroczej brunetki, która lekko zarumieniona i speszona wydostawała się z jego dużego samochodu. Uśmiechnął się sam do siebie. Dobrze, że w tej ciemności Payne nie mógł tego dostrzec.

Do jego uszu doleciały odgłosy śmiechu w sąsiednim pomieszczeniu. Czyli był ostatni, no tak, spodziewał się tego już w momencie, gdy zaproponował Ani, że ją podwiezie i… warto było. Tak, przyznał sam przed sobą. Ciągle wyczekiwał ich kolejnego spotkania.

- Och… no chodź! – Zniecierpliwiony Liam odezwał się w końcu, podczas gdy wcześniej z założonymi na piersiach rękoma wpatrywał się w brata. – Zobaczysz, co nowego mamy!

Pełen euforii głos wydobył się z jego krtani. Oboje kochali tę pracę, ale obojgu dawała się ona nieźle we znaki. Nie chcąc już nadwyrężać cierpliwości bruneta, przeszedł za nim do sali, aby oddać się tworzeniu ich siły – muzyki.





                                                       *



- Wałkujemy to już godzinę.

Zmartwionym wzrokiem popatrzyła na moje policzki, na których widoczne były zaschnięte, słone krople. W odpowiedzi pociągnęłam lekko nosem i znów dmuchnęłam w chusteczkę.

- Zawsze mówiłam, że  John nie jest dla ciebie. Nie chcę stać na drodze do waszego szczęścia, ale on znów cię skrzywdzi. Jeśli mu na tobie zależy, to dlaczego potraktował cię jak pierwszą lepszą? Nikki mu się znudziła, to teraz chce do ciebie wrócić, za jakiś czas znów znajdzie sobie kolejną, a ciebie zostawi.

Powtórzyła cierpliwie, podsuwając mi pod nos gorącą herbatę. Popatrzyłam na nią, przypominając sobie, jak długo tłumaczyła mi to, że mam dać sobie z nim spokój. Z jednej strony zdawałam sobie z tego sprawę, z drugiej… nie potrafiłam tego planu wcielić w życie.

- Wiem – mruknęłam niezbyt pewnie. Upiłam łyk, nie spuszczając z niej oczu. – Dlatego nie dałam mu szansy, żeby powiedział cokolwiek jeszcze – dodałam po chwili.

- I bardzo dobrze, z takimi jak on sprawę trzeba stawiać jasno. Zdradził cię, rzucił cię, niech teraz żałuje – powiedziała z bojowym nastawieniem. Jej oczy wyrażały zdenerwowanie i coś mi mówiło, że jeśli John stanie jej na drodze, to nie potraktuje go miło.

- Dzięki, Kate. – Uśmiechnęłam się znad szklanki z ciepłym napojem. – Zjawiasz się wtedy, kiedy potrzeba.

- Od tego jestem. – Zaśmiała się, a ja razem z nią.

Wyjrzałam przez okno, patrząc na latarnie, rozświetloną na tle granatowego nieba.

- Nie uwierzysz, ale jutro mam spotkanie. – Uśmiechnęłam się pod nosem, zmieniając temat. Kate od razu się ożywiła.

- Nowy chłopak? – Charakterystycznie poruszyła brwiami.

- No coś ty. – Zaśmiałam się, uprzedzając jej domysły. – To zwykłe spotkanie, w celu odczucia normalności. – Przypomniałam sobie słowa Zayna, utrzymując ją w niepewności. Uśmiechnęłam się szeroko zerkając na jej ciekawską minę. Zupełnie zdezorientowana patrzyła na mnie zadziornie.

- Gadaj.

- To tylko spotkanie – palnęłam od razu. Co by powiedziała, gdyby wiedziała, że to Zayn? Cóż… padłaby z wrażenia. – Z Zaynem Malikiem. – Nie mogłam tego nie dodać. Po chwili uświadomiłam sobie jak śmiesznie i nierealnie to wszystko brzmi. Wzruszyłam ramionami.

- Robisz sobie jaja. – Szturchnęła mnie w bok. – Ej! – Zaplotła ręce na piersiach i popatrzyła na mnie oburzonym wzrokiem. – Mi możesz powiedzieć!

- Poznałam go na gali MTV. Ale może to i lepiej, że nie wierzysz? Sama nie bardzo rozumiem, jak to się stało – wytłumaczyłam i rozłożyłam bezradnie ręce.

- Zrób mu zdjęcie, to uwierzę – burknęła, wciąż patrząc na mnie niedowierzająco.

- Zobaczymy.

Siedziała ciągle z założonymi rękoma, wlepiając we mnie wzrok.

- Kate! No co ty… – Dałam jej sójkę w bok.

- Dziewczyno! Ale ty masz branie! Jedna fucha i już podrywasz idoli nastolatek! Jak ty to robisz? – Wybuchła. – Uch… mogłabyś mi załatwić jakiegoś Brada Pitta na jeden wieczór. Na pewno bym ten wieczór dobrze wykorzystała! – Uśmiechnęła się szatańsko, a ja roześmiałam się patrząc na jej rozmarzoną twarz.
__________________________

JEST RODZIAŁ,


WESOŁYYYYCHHHH SWIĄT WSZYSTKIM ♥

LOTS OF LOVE

środa, 27 marca 2013

Rozdział 4 - Sposób.


            Umowa podpisana, pierwsze zadanie wykonane praaawie dobrze. Prawie, bo wpadłam na czerwony dywan, prosto pod nogi jednej z super przystojnych gwiazd, zaliczając jednocześnie glebę. Później miałam wtopę na after party, gdzie rozwinęłam znajomość z tą właśnie gwiazdką, kosztem tego, że nie mogłam wyciągnąć swojego aparatu, w celu wykonania ciekawych ujęć zgromadzonych tam gości. Zadanie wykonane było jednak pod tym względem, że miałam zdjęcia, które wystarczająco usatysfakcjonowały ciotkę. Cóż mogę powiedzieć? Tylko po tym jednym wieczorze, zdążyłam przekonać się, że to wcale nie jest łatwy zawód. Poza tym moja praca nie polegała tylko na fotografowaniu. Oprócz tego musiałam zajmować się także obróbką zdjęć, a tym samym musiałam opanować obsługę różnych programów graficznych. Ciocia zadbała o wszystko, także o to żebym się nie nudziła i co najważniejsze żebym się nieleniła. Bez obaw. Ta praca jest mi cholernie potrzebna. Już dawno odciążyłam finansowo rodziców, a co za tym idzie muszę na siebie zarabiać, choć wciąż jest ciężko. Moje małe mieszkanko jest w opłakanym stanie, ale uwielbiam je. To moje miejsce w Londynie, do którego zdążyłam się już bardzo przywiązać.

            Wracając do pracy: brnęłam w ten świat coraz głębiej i teraz już wiedziałam, że byłam totalnym żółtodziobem. Gdy tylko po podpisaniu umowy z ciotką, wyszłam z jej gabinetu, od razu napotkałam ironiczne spojrzenia moich nowych kolegów i jedno pobłażliwe, należące do Margo Luft. Powiem szczerze, że przeraziła mnie perspektywa pracy z tymi ludźmi. Ich ironiczne uśmieszki prześladowały mnie w drodze do mojego stanowiska pracy. Gdy tylko usiadłam przy biurku, które było wyznaczone mi przez ciotkę, ogarnęłam okolicę przelotnym spojrzeniem. Przyjrzałam się bliżej komputerowi, dużemu monitorowi, szufladkom i jednej z szafek. Wszystko było do mojej dyspozycji. W pojemniczku stojącym na biurku dostrzegłam kabelki pod różnego rodzaju aparaty, a także przenośny dysk. Wypuściłam ze świstem powietrze. Zauważyłam, że agencja ciotki miała niezłe obroty, skoro stać ją było na takie wyposażenie dla zwykłego pracownika.

            Westchnęłam cicho, ukradkowo spoglądając na moich nowych kolegów. Na razie było ich tylko dwóch i ta blondynka, która jak powiedziała mi ciotka, nazywała się Margo. Było wcześnie, może dlatego nie widziałam tutaj żadnych innych osób. Szybko jednak przestałam się nad tym zastanawiać, kiedy dostrzegłam, jak ci dwaj wspomniani wcześniej mężczyźni znów zerkają na mnie z wielkimi uśmiechami na twarzach. Śmiali się zemnie! Przecież jeszcze nic nie zdążyłam zrobić!

            Zarzuciłam długie włosy do tyłu i podniosłam się z siedzenia. Wyprostowałam się, mocno ściągając łopatki i wypychając do przodu biust. Podeszłam do nich pewnym krokiem. Dopiero wtedy mogłam przyjrzeć się dokładniej ich twarzom i zauważyć, że są trochę ode mnie starsi. Byli przeciętni, nic nie wyróżniało ich z tłumu typowych, młodych Brytyjczyków. Mogli mieć jakieś trzydzieści lat, jednak z tego co widziałam, całkowicie zachowywali swoje nastoletnie usposobienie. Kiedy stanęłam przed nimi i założyłam ręce na biodra, zwrócili na mnie ponownie uwagę. Ich głowy powolnie obróciły się w moją stronę.

            - Ehem… – odezwałam się. – O co wam chodzi?

            Wyrzuciłam to z siebie, czując jak moja złość powoli narasta. Miałam nadzieję, iż nie przeszkadza im, że tak od razu przechodzę na ‘ty’. Obaj zaśmiali się ponownie.

            - Musisz się jeszcze wiele dowiedzieć – wtrącił jeden z nich, jakby to wszystko wyjaśniało.

            - Może wy mi w tym pomożecie? –zasugerowałam delikatnie, bo ta niewiedza doprowadzała mnie już do szału. Zaczęłam nerwowo zagarniać włosy za ucho, jakby bojąc się, że mam na twarzy coś odbiegającego od normy, co może wywoływać ich dziwne zachowanie. Nic jednak o tym nie świadczyło.

            - Bo widzisz – zaczął drugi. – Praca paparazzo to nie tylko zwykły zawód, to powołanie!

            Popatrzyłam na niego krzywo, jednak na moje usta powoli wymykał się nikły uśmieszek. Traktowali fotografię jak jakieś bóstwo, mimo, że sami zdjęć nigdy nie robili – tego też zdążyłam się już dowiedzieć.

            - Mnie nie musisz tego mówić, bo kocham robić zdjęcia. Nie bez powodu tutaj jestem – obruszyłam się, zakładając ręce na piersi.

            - Ale widzisz – rozpoczął rzeczowym tonem. – Tutaj liczą się tylko najlepsi, a dobry paparazzo nie ma żadnych skrupułów. Ty poległaś już w pierwszym dniu. Szczerze to aż przykro mi to mówić.– Westchnął teatralnie, a ja tylko przymrużyłam oczy, szukając ratunku u drugiego z nich.

            O co tu właściwie chodzi?! Czyżby to, że wpadłam na ten cholerny dywan niosło ze sobą konsekwencje? Każdemu może przytrafić się wpadka, szczególnie, że było to moje pierwsze zadanie!

            - Wiem, że te zdjęcia już pewnie dotarły do wszystkich, no ale każdemu mogło się zdarzyć!

            Westchnęłam i zdezorientowana odwróciłam się od nich. Po chwili jednak usłyszałam koło siebie delikatny kobiecy głos.

            - W ten sposób, chcą ci zakomunikować, że jesteś skończona jako paparazzo.

            Moje mięśnie zesztywniały. Spiorunowałam wzrokiem Margo, która mimo wszystko uśmiechnęła się do mnie delikatnie.

            - Chodzi o stary przesąd. W tej branży panuje przekonanie, że paparazzo, który da się sfotografować w czasie pracy, długo nie pociągnie w tym zawodzie. Coś w tym jest, w końcu tylko najlepsi robią zdjęcia, będąc niezauważalnymi.

            Zmroziło mnie. Przesąd?! O to im chodzi?! Przesąd?! Dobrze, że ciotka nie jest przesądna, inaczej nigdy nie dostałabym tej pracy. I ja się dziwiłam, że patrzą na mnie z ironią? Mam nadzieję, że wszyscy szybko o tym zapomną! Nie ma mowy, żebym straciła tą pracę! Już ja im pokażę…

            - Ale nie przejmuj się. – Ciepła dłoń dziewczyny przesunęła się po moim ramieniu, a ja obudziłam się z zamyślenia i szoku, jaki we mnie wywołała. – To tylko takie gadanie – dodała, chcąc podnieść mnie na duchu, ja jednak wiedziałam, że święcie w to wszystko wierzy. Tak jak i wszyscy ludzie stąd!

            - Taaa… – mruknęłam tylko, chcąc jak najszybciej stąd zniknąć i wyrobić sobie u wszystkich lepsze zdanie.

            - Pani Bein kazała ci przekazać, że krążą plotki o Taylor Swift, która wieczorem ma zawitać w domu Eda Sheerana. Masz to sprawdzić. To nie powinno być trudne. – Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, a ja na nowo odżyłam. Na to właśnie czekałam!



                                                                            *



            Zaraz po pracy, gdy tylko wpadłam do domu, rozwaliłam się na kanapie. Westchnęłam ciężko wyciągając z tylnej kieszeni spodni małe zdjęcie. Popatrzyłam na twarz tego drania i przełknęłam ciężko ślinę, przez ściśnięte gardło. Nie rozklejałam się, po prostu jego wspomnienie wywoływało we mnie ból. Powinnam przestać się tak zachowywać, to nie jest normalne! Jak oparzona, szybko rzuciłam fotografię na podłogę. Starannie postawiłam swoje nogi obok niej, bo mimo wszystko nie chciałam jej nadepnąć.

            Kiedy zostawałam sama w domu, bez szumu ludzi naokoło, szara rzeczywistość do mnie powracała. Nie miałam go już obok, żeby przytulić się i wypłakać w męskie ramię. Teraz to on mnie zranił inie potrafiłam sobie z tym poradzić. Ukryłam twarz w dłonie. Dlatego właśnie musiałam coś robić, musiałam ciągle być zajęta, żeby odciążyć moje myśli od tych najbardziej bolesnych wspomnień. Wstałam gwałtownie, zmierzając w kierunku kuchni. Kiedy zerknęłam na zegarek okazało się, że jest punkt szesnasta. Zręcznie złapałam za ściereczkę i zaczęłam wycierać wszystko po kolei. Gdy tylko skończyłam, zabrałam się za szorowanie innych powierzchni kuchni, a zaraz po tym odkurzyłam całe mieszkanie i powycierałam wszystkie kurze. Wyczerpana stanęłam na środku salonu i popatrzyłam dookoła siebie. Byłam teraz sama. Choć miałam przyjaciół i rodzinę, brakowało tutaj tego kogoś. John dawał mi poczucie stabilności, co wydaje się głupie, bo w efekcie końcowym mnie zdradził. Westchnęłam głęboko. Przysiadłam ponownie na kanapie, zerkając na ściany. Nie zdążyłam jednak złapać oddechu, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich, poprawiając włosy, które spadały na każdy skrawek mojej twarzy. Trzeba przyznać, że nie wyglądałam zbyt dobrze.

            - Tak, pani Grosse? – spytałam uprzejmie, widząc moją sąsiadkę z dołu, spoglądającą na mnie zza okularów powiększających jej oczy. Przez moją głowę zaczynały już przelatywać uroki i zaklęcia, mające na celu usunięcie jej sprzed moich drzwi. Nic jednak nie zadziałało i pani Grosse zagrzmiała.

            - Pomogłabyś mi dziecko, pomogłabyś!

            Rzuciła z wyrzutem, mierząc mnie wzrokiem.

            - Zawsze wydawałaś się być rozsądną dziewczyną, zapuszczasz się kochana! – zbeształa mnie. Chyba chciałaby, żebym czytała jej w myślach i kiedy tylko o tym pomyśli, zjawiała się w jej drzwiach. Prychnęłam zmęczona, jednak posłusznie spytałam.

            - Co pani potrzebuje?

            - Co potrzebuję?! – zająknęła się chwilowo, mlaskając wąskimi ustami. – Moje zakupy są zostawione w sklepie na rogu, za ciężkie, żebym je sama przyniosła.

            Wreszcie zdradziła mi, po co tak właściwie mnie potrzebuje. Spojrzałam na nią z góry. Była tak mała, że nawet ja ją przewyższałam.

            - Zaraz je pani przyniosę, niech pani poczeka w domu – uspokoiłam ją. Dobrze, że nie męczyła mnie często, bo robiłabym chyba za darmową pielęgniarkę. Mimo wszystko pani Grosse radziła sobie całkiem dobrze. Jej cięty język już nie jednego ustawił do pionu.

            Szybko ubierając lekki płaszczyk,opuściłam mieszkanie. Nie powiem… zestresowałam się trochę. Sprzątanie zajęło mi sporo czasu, teraz jeszcze rundka do sklepu po zakupy, a później wycieczka pod dom Sheerana. Stresowałam się, bo miałam mało czasu. Musiałam jeszcze spakować potrzebne rzeczy, takie jak na przykład latarka, aparat i poważnie zastanawiałam się nad jakaś małą drabinką. W końcu może mieć pod domem wysoki mur, a ja jestem niska. Szybkim krokiem dotarłam do spożywczaka, a jeszcze szybciej z niego wróciłam. Ciągle ciekawiło mnie, po co jednej osobie aż tyle zakupów? Przecież jej to starczy na dwa tygodnie. Czułam, jak ramiona torby wżynają się w moje dłonie. Kiedy tylko dotarłam pod drzwi mojej sąsiadki, pozwoliłam sobie wejść bez pukania. Przywitałam się szybko, zostawiłam torby i prawie biegiem udałam się na górę, do siebie.

            Czterdzieści minut później byłam już pod właściwym adresem. Nabrałam do płuc powietrza i rozejrzałam się dookoła. Liczyłam na mur, a przed sobą ujrzałam wielki żywopłot. Nie zmartwiłam się tym jednak bardzo, ponieważ miałam ze sobą podręczny stołeczek! Taki rozkładany, na którym można sobie stanąć. Wiem, wiem, że jestem pomysłowa. A teraz trzeba tylko poczekać na Taylor i porobić zdjęcia. Tak, to będzie łatwe. Wyciągnęłam więc mój nowy aparat fotograficzny, założyłam właściwy obiektyw, włączyłam go i usiadłam nieopodal bramy wjazdowej na skromną (jak na gwiazdę) posesję.

            Siedziałam, czekałam, siedziałam, czekałam. Spoglądałam na zegarek, odmierzając czas, który spędziłam w oczekiwaniu. Mój tyłek już prawie przyrósł do ziemi i nie miałam wcale ochoty się podnosić, jednak nagle dostrzegłam światła jakiegoś samochodu, który skręcił w tą stronę. Momentalnie podskoczyłam zadowolona tym, co widzę. Moje pierwsze podglądanie gwiazdy, czas zacząć! Schowałam się za jakimś drzewem.

            Gdy samochód był już blisko, zrobiłam pierwsze zdjęcia. Nie miałam jednak czasu, by je oglądać. Tutaj mógł się szykować romans! Chciałam zajrzeć przez bramę, jednak od tej strony nie było nic widać. Deptałam zadbaną, jak na tę porę roku, trawę, ale nie przejmowałam się tym. Bardziej byłam zajęta przemieszczaniem się szybko w kierunku północnym, a później zachodnim, ciągle taszcząc za sobą ciężki futerał, w którym znajdował się stołeczek. Może nie był on najlepszym pomysłem, jednak zawsze lepsze to niż mała drabina! W każdym razie rozstawiłam go zręcznie i wskoczyłam na niego. Okazało się jednak, że wciąż jestem za niska. Ugięłam się więc na nogach i zakołysałam, chcąc sprawdzić jak stabilnie stoi mój stołeczek. Uf, jest dobrze, więc… siup!     Podskoczyłam jak szalona, chcąc choć trochę dojrzeć, co dzieje się za szczelnym, roślinnym murem i z hukiem spadłam na ziemię. Jęknęłam przeciągle, a po chwili zatkałam sobie usta dłonią, orientując się, że mogli mnie przecież usłyszeć.

            - To jest śmieszne, Ania -powiedziałam do siebie i zebrałam się z trawnika.

            Znów stanęłam na rozkładanym stołeczku. Chwyciłam pewnie aparat w dłonie i podniosłam go najwyżej, jak mogłam. Zaczęłam pstrykać zdjęcia na oślep. Miałam nadzieje, że dzięki swojej intuicji uda mi się uchwycić dobry moment. Wyciągnęłam się jeszcze bardziej.Jeszcze chociaż jedno zdjęcie… Stanęłam zbyt bardzo na skraju stołka. Poczułam, że tracę równowagę i aż przeszył mnie zimny dreszcz, gdy stołeczek wymsknął się spod moich nóg. Zleciałam prosto w ostre i kłujące krzaki. Zamknęłam gwałtownie oczy, czując jak twarde gałązki wbijają się w całe moje ciało. Kiedy poczułam, że dalej już nie upadnę, gdyż zatrzymałam się na gęstych gałązkach, westchnęłam głęboko.

            - Dosyć tego – warknęłam pod nosem.Wyplątałam się z diabelskich sideł i otrzepałam się z paprochów. To chyba nie jest dla mnie! Miałam im udowodnić, że się mylą, co do mojego powołania, ale to po prostu trudne!

            Tupnęłam w ziemię jak małe dziecko. Zabrałam ze sobą wszystko to, co miałam i udałam się na autobus. O ironio, jako profesjonalista, powinnam mieć też super samochód z przyciemnianymi szybami. Niestety prawda jest taka, że nie stać mnie, a mój gruchot już do końca wyzionął ducha!

            W drodze do domu, od razu wyciągnęłam swój sprzęt. Włączyłam aparat i bardzo ciekawa zabrałam się za przeglądanie zdjęć. O taaak… na pewno coś mam, więc to niemożliwe, żebym wróciła z pustymi rękoma! Szybko jednak moja mina zrzedła. Zerknęłam zza przymrużonych oczu na wyświetlacz. Ed Sheeran i Harry Styles?! Harry Styles w samochodzie, Harry Styles na chodniku, przed wejściem do domu przyjaciela. Czyżby to było przyjacielskie spotkanie?! To miał być przecież romans z Taylor!



                                                           *



            - Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzęich! Nienawidzę i nie znoszę paparazzi! – Obserwował jak jego kolega szarpie się za swoje brązowe włosy. Uśmiechał się tylko subtelnie pod nosem. Gdyby tylko wiedział, jakie on sam ma plany, chyba przykułby go kajdankami do najbliższego drążka, albo nawet do samego siebie.

            - Jak można tak zatruwać innym życie? To pasożytnictwo! – wściekał się. Miał powód, ale taka jest ich praca, w końcu za coś muszą żyć. Zawsze jednak uważał, że zarabiać mogą w inny sposób, nie kosztem innych.

            - Wybrałeś sobie takie życie, to teraz masz. – Wytknął mu język, nie zmieniając swojej półleżącej pozycji.

            - Zayn, nie rozśmieszaj mnie. – Harry zerknął na niego krzywo, jednak po chwili przypatrzył się mu dłużej badawczym wzrokiem, marszcząc czoło. – Uderzyłeś się ostatnio w głowę? – podsunął, na co jego przyjaciel wybuchł śmiechem.

            - Dobrze wiedzieliśmy, że jeśli nam się uda, to tak będzie. – Zayn po chwili spoważniał i odpowiedział szczerze.

            - Nie myślałem wtedy o tym! Nie chciałem, o tym myśleć także dzisiaj, kiedy nagle jakaś glizda wyskoczyła z tym swoim fleszem i zrobiła zdjęcie mi i Cher! Znów będą wypisywać, że mamy romans – jęknął przeciągle.

            - Zawsze możesz je wykupić – wtrącił Zayn, szczerze współczując swojemu przyjacielowi. Ciągle miał jednak wrażenie, że ostatnio trochę wyolbrzymiał problem paparazzi.

            - I tak będą kopie…

            - Zawsze jest większa szansa, że nie.

            Popatrzyli na siebie uważnie, a Hazza pokiwał głową, zgadzając się z Malikiem.

            - Chyba tak zrobię.

            Wyszedł z pokoju, klnąc pod nosem. Zayn śledził wzrokiem każdy jego ruch. Czuł się dziwnie ze świadomością, że chce przed nim bratem coś zataić. Nigdy tego nie robił, poza tym trudno było im coś ukryć. Znali się na wylot, zawsze widzieli, czy coś jest nie tak. To co planował chciał jednak na razie zachować dla siebie. We wspomnieniach ciągle odtwarzał jej duże, głębokie, zielone oczy i kasztanowe włosy, opływające delikatną twarz. Tylko w myślach, mógł się zastanawiać, jak Ania zareaguje na jego ponowny widok. A tak, miał zamiar znów przyjrzeć się jej zaskoczonej, pełnej uroku twarzy. Nie wytrzymałby, gdyby tego nie zrobił.





———————————————————————

WIEM, ŻE TEN ROZDZIAŁ NIE POWALA, NO ALE MUSICIE JAKOŚ PRZEBRNĄĆ TE MOMENTY NUDY.

NOO,
enjoy :)

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 3 - After Party.


            - Dostaniesz się na after party.

            Że co?! Mówi to tak, jakby wszystko było już załatwione! Ale niby jak mam to zrobić? Nie ma tam wstępu żadna zeznanych mi osób, więc jak do cholery…? Niech jeszcze tylko powie, że to próba moich umiejętności, jako fotografa, który potrafi przemknąć się wszędzie i uchwycić każdy moment…

            - Dzisiejszy wieczór to twój chrzest bojowy, nie zapominaj – ciągnęła dalej. – Ale nie martw się, mam znajomości, więc możesz się odprężyć. – Zaśmiała się dziewczęco. Starałam się zrobić to, o co prosiła, dziwnie się przy tym czując. Ciotka chyba znała mnie lepiej, niż mi się wydaje.

            - Tak jest, ciociu. Jeśli mi się uda, porobię zdjęcia.

            Wysłuchawszy jej dalszych uwag i instrukcji, rozłączyłam się z ulgą. Chyba dobrze, że dzisiaj ubrałam się bardziej wyjściowo. Moja intuicja chyba nieźle funkcjonuje, dzięki czemu nie wkopałam się w kompletny brak stroju, w miejscu, gdzie będzie od cholery gwiazd.

            Co ja właściwie tutaj robię? Muzyka zagłusza moje szare komórki i ciężko mi się właściwie na czymś skupić. Być może to szum adrenaliny, krążącej w moich żyłach ma w tym jakiś udział, ale siedząc na tym wygodnym krześle, zaczynałam powoli odpływać. Podniosłam się jednak by znów zrobić parę zdjęć. Spostrzegłszy migającą ikonę w rogu ekraniku, zmieniłam akumulator. Musiałam być przygotowana na after party, na które według doniesień ciotki, bez problemu powinnam zostać wpuszczona. Wszystko miało pójść gładko, ponieważ przy wejściu miał stać ‘jej’ człowiek.

            Uznałam, że mogę sobie zrobić chwilową przerwę w pracy. Zawiesiłam aparat na szyi i udałam się w stronę toalet. Nie bardzo jeszcze orientowałam się w tym biznesie. Mijając innych fotografów, zauważyłam, że uśmiechają się oni porozumiewawczo, choć niektórzy zachowywali się naprawdę wyniośle. Wpadłam do łazienki, która na szczęście była pusta i usiadłam między zlewami. Wyjmując z torebki puder, rozkoszowałam się chwilą ulgi dla moich zmęczonych już nóg. Poprawiłam szybko makijaż i starałam się przydymić oczy na czekającą mnie później robotę. Nadaję się do tego, nadaję się do tego – powtarzałam sobie w myślach, kiedy już myślałam że pogoń za fotografiami jest powyżej moich możliwości.

            Odwracając się od swojego odbicia, wróciłam na galę. Wchodząc do obszernej sali usłyszałam ryk tryumfu i obejmujących się chłopaków. Przystanęłam w odpowiednim miejscu, czekając aż udadzą się odebrać nagrodę, po czym uwieczniłam tą chwilę.



                                                               *



            Przez moment zahaczył wzrokiem o postać stojącą przy drzwiach. Mimo iż ciągle się starała, to nie wyglądała nazbyt pewną siebie osobę. Na jej szyi znajdował się pasek, który utrzymywał duży profesjonalny aparat. Zmrużył oczy, przypatrując się, jak jej dłoń delikatnie muska powierzchnię obiektywu. Wyglądała, jakby przygotowywała się do jak najszybszego uruchomienia go i zrobienia zdjęcia, które podbije świat. Wcale się temu nie dziwił. Znał ich. Znał także ten zawód i wiedział, na co ich stać.Z jego doświadczeń wynikało, że zazwyczaj fotografami były wielkie szuje, bezwzględne bestie, które nie cofną się przed niczym, żeby zdobyć dobre ujęcie. Zachowywali się jak potwory, które idą do celu po trupach. Ta dziewczyna jednak nie pasowała mu do tego opisu. Jej delikatna sylwetka i dziewczęca uroda wzbudzała w nim dziwne uczucia, których nie mógł utożsamiać z nienawiścią.Widział już wielu fotografów. W ich oczach często czaiła się jakaś dziwna euforia i zafascynowanie pracą. Ona różniła się od większości z nich. Wydawała się być jakby nie na swoim miejscu. Kiedy wyobraził ją sobie przemykającą między tłumem, aby dostać się do celu, potrząsnął energicznie głową. Niee…sprawiała wrażenie zagubionej.

            Przeklął przez chwilę w myślach,zauważając, że odkąd się pojawiła, myśli tylko o niej. Jego umysł skupił się na jednym punkcie – na tym, w którym się znajdowała. Zauważył, jak szybko przemknęła pod ścianę, chowając się w mniej widocznym miejscu, jak te pasożyty…



                                                                 *



            Czując się trochę niezręcznie w atmosferze panującej wokoło mnie, przemknęłam cicho pod ścianę, nie chcąc zbyt zwracać na siebie uwagi. Nikogo tutaj nie znałam. Dziwne by było znać kogoś, kiedy wszyscy są gwiazdami, nie licząc masy nieodłącznych ochroniarzy, kelnerów i innych osób mających na celu umilenie czasu wybrańcom, znajdującym się tutaj. Tak, gdybym kogoś stąd znała, na pewno nie żyłabym na takim poziomie jak dotychczas, bo prawdopodobnie sama byłabym gwiazdą. Ale nie, nigdy nic szczególnego nie przytrafiło się w moim życiu, a teraz znajduję się tutaj w celach służbowych! Wyłącznie służbowych!

            Musnęłam delikatnie ręką aparat,który nadal posłusznie wisiał na mojej szyi. Zauważając przechodzącego kelnera, w dłoń chwyciłam szampana, znajdującego się na tacy, którą niósł. Oparłam się o kremową ścianę, odchylając głowę. Zauważyłam, że after party to dla menagerów miejsce zawierania nowych znajomości, projektów, czy wpływów, a dla samych zespołów okazja do porządnego popicia. Przyznam, że widząc tyle znanych mi z telewizji czy innych mediów osobowości, dostałam niemałego zawrotu głowy.Wiedziałam jednak, że skoro od teraz mam być taka jak paparazzi, nie mogę okazać jakiejkolwiek słabości. Nie mogę mieć żadnych skrupułów, muszę być bezwzględna i nie liczyć się z nikim ani niczym!

            Sącząc powoli napój, spostrzegłam, jak niektóre osoby powoli się do siebie zbliżają i nawiązują głębsze kontakty. Zaintrygowana, spokojnie obserwowałam to wszystko, a moja ręka samowolnie rwała się w stronę sprzętu. Korzystając z tego, że znajdowałam się w mało uczęszczanym miejscu – pod ścianą, odstawiłam kieliszek, włączyłam aparat i ukradkiem przymierzyłam się do zrobienia zdjęcia.

            - Czy mam od razu wezwać ochronę?

            Męski głos wydobył się zza mojego ramienia. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, a po chwili oblało mnie gorąco, wpływając znacząco na rumieniec na mojej twarzy. Przyłapali mnie!

            - Wolałabym nie – odezwałam się na tyle hardym głosem, na ile było mnie w tej chwili stać.

            Powoli odwróciłam się w stronę swojego rozmówcy i zamarłam. Przełknęłam głośno ślinę, mierząc od góry do dołu sylwetkę wysokiego chłopaka. Czarne włosy nadal miał ułożone idealnie, a brązowe oczy mimo mroku, błyszczały, jednocześnie wpatrując się we mnie. Zadarłam głowę do góry, by móc na niego spojrzeć.

            - W takim razie mam nadzieję, że schowasz ten aparat i dzisiejszego wieczoru więcej go nie włączysz, chyba że wolisz, żebym od razu ci go zabrał i po prostu wyrzucił.

            Wzrokiem zjechał na moją dłoń, która ciągle kurczowo ściskała aparat. Z niemym przytaknięciem nacisnęłam odpowiedni przycisk i pokazałam mu wyłączony aparat.

            - Tak może być? – Uśmiechnęłam się, w celu rozładowania napięcia, choć nie byłam pewna, czy tak łatwo mi to popuści. Wydaje się, że tylko on spośród tylu ludzi zorientował się, że nie powinno mnie tu być.

            - Tak. – Jego pełne wargi wygięły się w uśmiechu. – A teraz może napijesz się ze mną drinka? – spytał niespodziewanie.

            - Myślę, że nie jest to najlepszy pomysł. – Uśmiechnęłam się przepraszająco, próbując opanować podejrzliwość i zaskoczenie. Zaraz po tym jak to powiedziałam, zaczęłam zastanawiać się, jak stąd zwiać. Nie zdążyłam się jednak nawet dobrze rozejrzeć, gdy znów się odezwał.

            - Inaczej nie będę mógł mieć cię na oku i nabiorę podejrzeń – skwitował i spojrzał na mnie tak, że już wiedziałam, co oznaczają te podejrzenia.

            - No dobrze – mruknęłam, nie mając innego wyjścia.

            Chwiejnym krokiem mój rozmówca podszedł do najbliższego wolnego stolika. Poczekał na mnie i razem usiedliśmy na małej, dwuosobowej sofie. Aparat położyłam na kolanach. Ścisnęłam zdenerwowana skrawek materiału mojej sukienki. Już wiedziałam, że jest po mnie. Nie pamiętałam nawet, jak on się nazywa! Znam jego zespół, ale jak oni mieli?

            - Jak się nazywasz? – spytał, kiedy poprosił już drinki.

            - Ania – odpowiedziałam nieco spięta. Czy to dobrze, że już wie, jak się nazywam? Jeszcze chwila a pozna całą moją biografię, żeby zdać relację ochronie!

            - A więc powiedz Ania, jak się tutaj dostałaś? Wcześniej widziałem cię na czerwonym dywanie i jestem pewien, że nie powinno cię tutaj być.

            - Myślę, że to jak się tutaj znalazłam nie jest takie ważne – stwierdziłam, a on popatrzył na mnie sceptycznie. O tak, ważniejsze jest, jak się stąd wydostanę! Ale teraz już nic ode mnie nie wyciągnie.

            - Czy już zapomniałaś, że przed chwilą mogłaś stąd z głośnym hukiem wylecieć? Mam nadzieje, że jesteś tylko paparazzo, a nie dodatkowo naszą fanką, bądź co gorsza stalkerką.

            - Nie pochlebiaj sobie, nawet nie pamiętam, jak się nazywasz – stwierdziłam, wzruszając ramionami i od razu tego pożałowałam, gdyż ujawniłam swoją niekompetencję. Nerwowo pociągnęłam łyk napoju. Zadziwiające było, że mimo zaistniałej wcześniej sytuacji tak od razu przeszliśmy na ty, potrafiąc naturalnie rozmawiać.

            - Nie wiesz? To chyba nie jesteś zbyt dobra w swoim fachu. Mylę się?

            - Nie, to mój pierwszy dzień. I nie wiem jeszcze, czy zaliczę go do udanych.

            - Pierwszy dzień, a już odbyłaś wycieczkę na czerwony dywan, prosto pod moje stopy, a także wpadkę na afterparty. Czego ci dzisiaj jeszcze potrzeba?

            - Dobrego zdjęcia.

            Stwierdziłam krótko, spoglądając na niego. Poczułam, jak podnosi się nieznacznie, opierając się łokciami o stół tak samo jak ja. Spoglądał na mnie ciekawsko, a ja znów pociągnęłam duży łyk napoju, starając się na niego nie patrzeć, choć mój wzrok sam podążał w tamtą stronę.

            - Mógłbym ci pozwolić zrobić sobie zdjęcie – odezwał się w końcu, a ja kątem oka zauważyłam, że uważnie obserwuje moją reakcję na swoje słowa. Czyżby sprawdzał, jak zawziętym fotografem jestem?

            - Tutaj? – zdziwiłam się. W końcu jeszcze przed chwilą dostałam kategoryczny zakaz dotykania aparatu.

            - Jeśli masz ochotę, możemy przenieść się w bardziej ustronne miejsce.

            Zakrztusiłam się napojem, kaszląc i wydając odgłosy jak zdychające zwierze. Poczułam, jak jego dłoń odgarnia mi włosy, po czym delikatnie klepie mnie po plecach. Kiedy już odrobinę się uspokoiłam popatrzyłam na niego przerażonymi i załzawionymi oczami, nie wiedząc, co powiedzieć.

            - Spokojnie! Nie o to mi chodziło. –Zaśmiał się dźwięcznie, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. -Gazety dużo się rozpisują, ale nie we wszystko trzeba wierzyć – poruszył znacząco brwiami, co znów skwitowałam uśmiechem. Spojrzałam na zegarek i przygryzłam wargę. Czas spadać…

            - Chyba będę uciekać, wolę nie narażać się więcej swoją osobą i swoimi zdjęciami – mruknęłam i podniosłam się do góry. Popatrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Poprawiłam aparat na szyi, posłałam mu ledwo widoczny uśmiech i… zwiałam. Pragnęłam teraz znaleźć się w domu, zdjąć buty i położyć się na łóżku.

            Szybkim krokiem przebiłam się przez dym papierosowy i gęstą, gwiazdorską atmosferę. Ruszyłam w stronę drzwi, a kiedy przekroczyłam ich próg, poczułam przyjemny wietrzyk, orzeźwiający moją twarz.

            - Anne! – Usłyszałam za plecami.Odwróciłam się zdezorientowana. Podszedł do mnie szybkim krokiem i wystawił rękę. – Zayn Malik.

            Poczułam, jak palą mnie policzki, kiedy ściskałam lekko jego dużą dłoń. Miałam nadzieję, że nie był zły. W końcu zapomniałam, jak się nazywał! To gwiazda, a oni mogą nie być przyzwyczajeni do takich zachowań. Żegnając się z nim delikatnym uśmiechem, na który się zdobyłam, odeszłam z miejsca zdarzenia. Wsiadając do czekającego na mnie samochodu, wypuściłam długo wstrzymywane powietrze i zapaliłam samochód, który po chwili zgasł. Dopiero teraz spostrzegłam, jak szybko bije mi serce, a zaraz po tym zorientowałam się, że mój pojazd już całkowicie wyzionął ducha. Czas na pieszą wycieczkę.



                                                                    *



            Wracając do mieszkania, już na progu pozbyłam się butów. Usłyszałam tylko huk, który wydobył się po ich upadku na zimną podłogę. Na boso przemaszerowałam do swojej sypialni, gdzie zdjęłam aparat i rzuciłam się na łóżko. Kładąc się na wznak, wpatrywałam się szeroko otwartymi oczyma w cienie malujące się na suficie. Po chwili jednak szybko znów złapałam za aparat. Otworzyłam zdjęcia, by powoli je przejrzeć. Mimowolnie uśmiechnęłam się lekko na myśl o dzisiejszym dniu. Nie wszystko wyszło jak powinno, ale cieszyłam się, że miałam szansę przeżyć coś takiego.

            Zawiesiłam się na chwilę wpatrując w czekoladowe oczy, patrzące na mnie z góry. W tle widać było gapiów, tłum paparazzi, fanów i przede wszystkim ciemne niebo. Przypomniałam sobie, jak jego pomocna dłoń, zacisnęła się na mojej, żeby pomóc mi wstać. Był cholernie przystojny!  Westchnęłam cicho. Czemu każdy facet nagle przypominał mi o Johnie? W wirze przygotowań do pierwszego mojego zlecenia, zdążyłam już o nim praktycznie zapomnieć. Zawsze w niespodziewanym momencie pojawia się przed moimi oczami, zakłócając myśli.

            Spokojnie ułożyłam się do snu, pod dłonią ściskając puchową poduszkę. Obserwując wschodzące słońce, dzielnie trzymałam się, nie chcąc przymykać powiek. Zmęczenie, które ogarnęło mnie po dzisiejszym dniu skutecznie jednak zabrało ode mnie mętlik panujący w głowie i zamknęło oczy.

            Następnego dnia obudziłam się z bólem przeszywającym moje czoło i skronie. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale ponowny natłok myśli już od rana dawał mi się we znaki. Przecierając oczy, podniosłam się do pozycji siedzącej. Mimo lekkich zawrotów głowy, szybko skierowałam się w miejsce, w którym zawsze stało zdjęcie Johna. Przełknęłam ciężko ślinę przypominając sobie to, co spotkało mnie w ostatnich dniach. Słone kropelki natychmiastowo pojawiły się w moich oczach.

            Już nic nie poradzę na te swoje reakcje. Mimo starań, nie potrafię przejść przez życie z uniesioną głową, omijając wszystkie problemy jak gdyby nigdy nic. Biorąc głęboki oddech, odwróciłam twarz, a mój wzrok padł na aparat fotograficzny. Lekko uśmiechnęłam się na myśl o Zaynie, którego miałam okazję wczoraj poznać. Wstając z łóżka sięgnęłam po aparat i szybko podłączyłam go do komputera. Podczas gdy zdjęcia się zgrywały, ja odsłoniłam rolety, wystawiając twarz do porannego słońca, które ogrzało moją delikatną, jasną skórę. Po chwili odwróciłam się w stronę swojego laptopa, stojącego na małym biureczku w rogu sypialni. Szybko odszukując wybrane ujęcia, uśmiechnęłam się na widok ciemnych oczu.

            - Miło było poznać – szepnęłam sama do siebie.



                                                           *



            Przechodząc dumnie londyńskim chodnikiem, uniosłam głowę, by móc spojrzeć na budynek, do którego zmierzałam. Ścisnęłam mocniej uchwyt swojej przewieszonej przez ramię torebki, w której spokojnie spoczywała płytka z moimi nowymi zdjęciami. Mistrzostwem one nie były, jednak niektóre zdecydowanie wydawały się być niepowtarzalne!

            Przechodząc przez obrotowe szklane drzwi i poprawiając spódniczkę, westchnęłam głęboko. Spokojnie, muszę tylko udawać pewną siebie, silną kobietę, która wie czego chce od życia, wie jak to dostać i właśnie zrobiła zdjęcia życia! Słysząc stukot własnych czółenek, przyśpieszyłam kroku, a kiedy dostałam się pod drzwi mojej cioci, zapukałam nieśmiało.

            - Dzień dobry, ciociu. – Uśmiechnęłam się miło. – Przyniosłam zdjęcia, o które prosiłaś – powiedziałam, wsuwając się do środka. Moja ciocia jak zwykle przywitała mnie przesłodzonym uśmiechem, który jednak w jej wypadku wydawał się być całkowicie szczery. Na jej biurku, tak jak przy moich poprzednich wizytach, znajdowało się pełno gazet najróżniejszych wydawnictw, które strona po stronie nieustannie przeglądała.

            - Pokaż, pokaż… – zainteresowała się natychmiastowo, wyciągając dłoń obwieszoną biżuterią w moją stronę.

            Szybko wyjęłam płytę i podałam jej. Zanim się obejrzałam już wyświetlała moje zdjęcia, uważnie je studiując.

            - Tak… te są dobre. – Wskazała na filigranową blondynkę na czerwonym dywanie. – Przydadzą się do działu z modą –mruczała pod nosem, podczas gdy ja obserwowałam ją z niepokojem.

            Czy tylko ja zauważyłam, jak świetne są zdjęcia z perspektywy mrówki, siedzącej na czerwonym dywanie? Nikt nie miał takiego zdjęcia! Ale chyba nie powinnam się nic odzywać, więc tę uwagę zostawię dla siebie.

            - Cieszę się, że Tony mi cię polecił. Zostajesz na stałe, prawda? – Uśmiechnęła się w końcu ciotka.

            - Och… oczywiście, jeśli jest taka możliwość! – Ucieszyłam się. W końcu popłyną fundusze, których w ostatnim czasie strasznie mi brakuje!

            - Usiądź sobie, skarbie. Czas omówić szczegóły twojej pracy i podpisać umowę. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja jak na niewidzialnych sprężynkach przeszłam przez pokój, by w końcu z wielkim uśmiechem na twarzy opaść na krzesło. Jedyne, co musiałam teraz zapamiętać to etykę paparazzi. Po pierwsze „prawda”. Po drugie „obiektywizm”.No i oczywiście „uczciwość”, w końcu nie możemy być przekupni.

            Tak, to nie powinno być trudne,wszystko sobie zapamiętam.
____________________________

EJ, WIECIE CO?

ZAYN JEST ZAJEBISTY.


wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 2 - Miej nadzieję.


            Moje łóżko wydawało się być nadzwyczaj przytulnym miejscem. Pod grubą warstwą kołdry, mogłam odciąć się od wszystkich i wszystkiego. Wtykając nos między puchowe poduszki, oddalałam się od całego świata, a szczególnie od niego, tej jednej osoby, której postępowania nadal nie mogłam zrozumieć. Może wydać się to dziwne, ale w tych dniach byłam wyjątkowo wrażliwa. Nie miałam też siły, aby wstać i zmierzyć się z czekającym mnie zadaniem, jakim jest bycie paparazzo, uganianie się za gwiazdami i poddanie się temu całemu szaleństwu. To dla mnie koszmar, któremu mimo wszystko poświęcę się, jak tylko mogę.

            Przekręcając się na drugi bok, jęknęłam głucho. Po tym jak zasnęłam na kanapie mój kark nie czuł się najlepiej.W dodatku łupało mnie gdzieś w boku, a mój telefon znów się rozdzwonił. Szczerze mówiąc, dziwiłam się sama sobie, że nie odebrałam, w końcu tak wyczekiwałam telefonu od Johna. Wiedziałam jednak, że to nie on dzwonił, a mianowicie Kate. Nie musiałam nawet zerkać na ekran komórki, aby to wiedzieć.

            Z niechęcią podniosłam się z łóżka. Moje skołtunione włosy szybko zaczesałam do góry. Sięgając stopami zimnej powierzchni, wzdrygnęłam się lekko. Uniosłam się jednak z łóżka i czując lekkie zawroty głowy, przeszłam do saloniku, gdzie znajdowała się moja komórka. Niechętnie podniosłam ją, kiedy już przestała dzwonić. Zerknęłam na ekranik,odczytując wiadomość.

          Od: Kate
            „Słyszałam o tym, co się stało. Jak się czujesz?

            No tak, martwiła się o mnie, a ja zachowywałam się głupio, nie odbierając jej telefonów. Skierowałam szybko palec na zieloną słuchawkę. Nacisnęłam ją, wyczekując odgłosu łączenia.

            - Ania! – Usłyszałam na wstępie.

            - Nie odbierałam wcześniej, bo… tak jakoś wyszło – pośpieszyłam z tłumaczeniem.

            - Jak się czujesz? – Udała, że nie usłyszała tego, co powiedziałam wcześniej.

            - Wszystko w porządku, naprawdę –powiedziałam zmęczonym i zaspanym głosem.

            - Na pewno?

            - Właściwie… mogłabyś wpaść do mnie. Dawno cię nie widziałam – westchnęłam w aparat telefonu.

            - To wszystko przez tego…

            - Już nic mi o nim nie mów! – zaprotestowałam.– Umówimy się później – pożegnałam się prędko i odłożyłam telefon na stolik.Usiadłam zrezygnowana na kanapie, zakładając skrzyżnie nogi. Wpatrzyłam się tempo w przestrzeń, a przed moimi oczami ukazała się twarz Johna.



            -Kocham cię, przecież wiesz o tym. – Do moich uszu doleciał jego miękki głos.

            Wiem, szepnęłam w myślach, kiwając posłusznie głową. Ciemnozielone oczy zawiesiłam na jego twarzy, dokładnie obserwując każdą jej rysę, podkreślone kości policzkowej skręcone, ciemne włosy. Uniosłam się lekko na jego kolanach, żeby sięgnąć jego ciepłych warg.

            -Ja ciebie też – mruknęłam cichutko.

            -Nigdy cię nie zostawię – obiecał. – Nigdy nawet o tym nie myśl – szepnął w moje wargi. Uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi.



            Nie trudno było mi wtedy uwierzyć w te słowa. Moje serce należało wtedy tylko do niego, teraz zaś rozpadało się na tysiące kawałeczków przy każdym z tych wspomnień. Nie mogło zrozumieć powodów jego zachowania, ani przyjąć do wiadomości faktu jakim się ono stało. Tak naprawdę ono nadal należało do niego. Miałam wrażenie, że była to umowa, o której wcześniej nie miałam pojęcia, wiążąca nas na stałe i chociażbym robiła wszystko, co w mojej mocy, to nie dam rady jej zerwać.

            Nie potrafię.



                                                                       *



            Przykładając komórkę do ucha, z mistrzowską zwinnością wymijałam napotykanych na drodze ludzi. Dlaczego o tej godzinie jest ich tutaj aż tylu!? Przelotnie zerknęłam na zegarek, znajdujący się na mojej lewej ręce. Czy oni nie powinni być w pracy? Odgarnęłam włosy,opadające na moją twarz. W tym samym momencie usłyszałam odpowiedź w telefonie.

            - Słuchaj, jesteś mi bezzwłocznie potrzebna – sapnęłam w komórkę, w szybkim tempie dalej przemierzając londyńskie ulice, mijałam zadbane ale też i odrapane kamienice. Po drodze widziałam zielone skwerki i ustawione prosto ławeczki.

            - Już się robi, ale o co chodzi? – Kate odezwała się zadowolona w telefonie. W jej głosie doskonale słychać było niezwykłą ciekawość.

            - Nie wiem, jak się ubrać. Musisz mi pomóc! – jęknęłam, po czym zatrzymałam się przed jednym z butików. Swój wzrok zawiesiłam na karmelowej sukience o ładnym kroju.

            - Tak jest – ucieszyła się.

            - Już wiem, gdzie się spotkamy.

            Uśmiechnęłam się do siebie, zerkając na wystawę sklepu.

            Gdy tylko się z nią umówiłam,usiadłam na pobliskiej ławeczce, otaczającej drzewo. Swój wzrok znów wlepiłam w tę kuszącą kieckę, wykonaną ze zwiewnej i na pewno bardzo miękkiej i przyjemnej tkaniny. Nie miałam pojęcia, ile kosztowała, ale wyglądała skromnie i wygodnie.Wydawało mi się, że takiej właśnie potrzebuję na pierwszy dzień pracy.Założywszy nogę na nogę, zaczęłam nerwowo potrząsać stopą, aż do czasu, gdy wśród wysokich budynków pojawiła się uśmiechnięta dziewczyna.

            Kate miała normalną budowę ciała, nie była za chuda ani za gruba. Przewyższała mnie o dobre pół głowy, a jej ładną twarz okalały ciemne, praktycznie czarne, falowane włosy, które teraz lekko powiewały na chłodnym wietrze. Jej policzki były zaróżowione, ale nie ze wstydu czy nieśmiałości, widać było, że jest zmęczona szybkim chodem. Doceniałam jej poświęcenie, aby jak najszybciej do mnie dotrzeć. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, gdy zbliżyła się wystarczająco.

            - Widzę, że już otrząsnęłaś się po stracie chłopaka, bardzo dobrze, bo to dupek – wyrzuciła z siebie na wstępie, jednak spostrzegłszy moją niezbyt zachwyconą minę, która od razu pojawiła się na wspomnienie Johna, pohamowała się przed kolejnymi komentarzami na temat chłopaka.

            - Wolę o nim nie mówić – szepnęłam,a w swoim głosie znów usłyszałam drganie, mam tylko nadzieję, że Kate niczego nie zauważyła. Szybko zerknęłam na jej badawczą twarz i skupione na mnie ciemne oczy.

            - W każdym razie… – Wzięłam ją pod rękę, odzyskując panowanie nad sobą. – Mimo iż będę w pracy, muszę dobrze wyglądać, nie sądzisz? – Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy po wejściu do sklepu zerknęłam na cenę owej sukienki. Miałam nadzieję tylko, że wystarczy mi funduszy, do czasu gdy dostanę pierwszą wypłatę w nowej pracy. Nie ukrywałam, że w tym momencie pieniądze stały się celem priorytetowym i wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby w nowej pracy wykazać się od jak najlepszej strony. Zakup sukienki to pierwszy taki krok. Nic się nie stanie, gdy odrobinkę na nią wydam…

            Po godzinie, zaspokojone zakupami,wstąpiłyśmy do kawiarni w centrum handlowym. Zajęłyśmy miejsce zaraz koło wyjścia i dużej szyby, odgradzającej nas nieco od przechodniów. Teraz, kiedy na mojej twarzy gościł uśmiech, a rozmowa z przyjaciółką toczyła się tak, jak zawsze, poczułam się, jakby John nigdy nie istniał. Czasami bałam się tego, że na mojej drodze już nigdy nie stanie żaden facet, który nadawałby się dla mnie. Nie wiem w ogóle, czy potrafiłabym kogoś jeszcze tak pokochać. Starałam się jednak na razie o tym nie myśleć.

            Rozmowa rozmową, ale kiedy znów stoczyła się na niebezpieczne tory, postanowiłam wyjątkowo nad sobą panować.

            - Jak on mógł tak z tą Nicki? – Kate ciągle nie mogła tego zrozumieć zachowania Johna. Nigdy go nie lubiła i nawet gdyby zdrada nie była tak dużym przewinieniem z jego strony i tak robiłaby wszystko, żeby na niego ponarzekać. Wzruszyłam ramionami,przypominając sobie moment, gdy mnie zostawił. Ja też nie wiedziałam, co w niego wstąpiło.

            Podniosłam wzrok znad splecionych, leżących na stoliku dłoni.

            - O wilku mowa – wtrąciłam spokojnymi opanowanym głosem.

            Ani jednego drgnięcia, czy potknięcia z mojej strony. Aż sama nie wiem, jak to zrobiłam. Czułam się z tego powodu dumna. Spostrzegłam, że Kat głęboko wciąga powietrze na widok przedmiotu grzechu mojego faceta – Nicki, czy jak jej tam było.

            Pękałam z zadowolenia, zauważając, że widok długonogiej blondynki Katy zszokował bardziej niż mnie. Pewnie jeszcze dalej rozpływałabym się nad tym, jaka jestem świetna, gdyby nie osoba,która w pewnej chwili zjawiła się obok niej. Zmrużyłam oczy, a zauważywszy, że owy mężczyzna, który jej towarzyszy, nie jest Johnem, z którym ostatnio spędzała bardzo dużo czasu, nie wytrzymałam. Zdobyła kolejny łup!

            - A to ździra! – warknęłam, a szklanka, którą trzymałam w dłoni, wysunęła się i z hukiem upadła na stolik. Odbijając się od jego krawędzi, w szybkim tempie ominęła moje łapiące ją dłonie i roztrzaskała się na podłodze. Zamknęłam z przerażeniem oczy, a na około zrobiło się jakoś dziwnie cicho. Uchyliłam prawą powiekę, nie wiedząc, jak się wytłumaczyć. Powoli wyprostowałam się na krześle i popatrzyłam na bałagan,który narobiłam. Nicki i jeden z wielu jej chłopaków już zniknęli, a mi pozostał ten bajzel. Zerkając na twarze innych ludzi, uśmiechnęłam się przepraszająco, modląc się, aby wrócili już do swoich zajęć, pałaszowania ciastek, czy upajania się zapachem codziennej kawy.

            - Przepraszam, zaraz to posprzątam –wyrwałam się, gdy do naszego stolika podszedł przystojny kelner. Popatrzyłam na niego maślanym wzrokiem. Wbrew moim przypuszczeniom, wcale nie był zły. Jego oczy przesuwały się ze mnie na Katy i z powrotem. Na jego ustach gościł ledwo zauważalny uśmiech. Wiedziałam, że jestem uratowana!

            - Nie trzeba, ja to zrobię –stwierdził, a jego wzrok jeszcze raz zaczepił o Kate. Z chytrym wyrazem twarzy, natychmiast na nią spojrzałam. Jej oczy błyszczały, a wargi wygięte były w uśmiechu.Czyżby coś się tutaj kroiło?

            - Katy! – Pomachałam jej dłonią przed oczami. Ocknęła się jak gdyby nigdy nic i popatrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem.  Pokręciłam z politowaniem głową i oparłam ją z rezygnacją na otwartej dłoni.

            Wszędzie wokół mnie rodzi się uczucie, a moje umiera.



                                                                           *



            Dzisiaj jest ten dzień, w którym okaże się jak szybko potrafię dostosować się do nowych sytuacji. Wnioskując po niedawnych wydarzeniach – nieszybko, jednak nadal na siebie liczę. Będę się przedzierać przez tłum, fotografować wszystko, co się rusza, pchać się do przodu, czołgać i przeskakiwać. Być może i jestem początkującym fotografem, ale nie dam się i pokażę innym, jak to się robi. Tak, Ania, wmawiaj sobie to dalej, a może ci się uda wreszcie w to uwierzyć.

            Wzdychając ciężko stanęłam przed lustrem w swojej nowej kreacji. Sukienka była prosta. Nie chciałam być zbyt odwalona, ale pragnęłam też ładnie wyglądać podczas takiej uroczystości. Na nogi nałożyłam buty na niziutkim obcasie, w których czułam się wygodnie, po czym wyprostowałam się jak wykałaczka, chcąc sprawdzić, czy tak lepiej się prezentuję. Pewność siebie – podstawa podstaw. Przejeżdżając dłońmi po delikatnym materiale, wygładziłam małe fałdki, które na nim powstały.Spojrzałam na siebie krytycznie z każdej strony, po czym uznałam, że nie jest najgorzej. Nałożyłam lekki makijaż. Delikatnie pomalowałam rzęsy, otaczające duże oczy i zatrzepotałam nimi dynamicznie. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy poprawiłam kasztanowe włosy, a ciężki aparat przewiesiłam przez szyję. W dłoń chwyciłam poręczną torbę, włożywszy do niej wcześniej jeszcze dwa inne obiektywy.Udałam się do samochodu i cieszyłam się, że ten stary, biały rzęch w ogóle odpalił!

            Droga minęła mi bardzo szybko, gdyż do wyznaczonego miejsca miałam dosłownie kawałeczek. Uważnie zaparkowałam samochód pomiędzy jakimś dużym, czarnym dżipem i srebrnym mercedesem, po czym wysiadłam z niego i rozejrzałam się po okolicy. Wszędzie pełno było bramek,sprzętu i kabli, tak kabli. Kierując się za kilkoma innymi osobami, przeszłam wąskim przejściem do oddzielonej strefy dla fotografów. Przy wejściu pokazałam swój identyfikator i z godnością wkroczyłam na teren otaczający czerwony dywan.

            Dotarłszy na miejsce, stanęłam przed czerwonym dywanem, nabrałam do płuc dużą dawkę powietrza, chcąc zmniejszyć nerwy, które mi towarzyszyły. Jak na razie prawie nikogo jeszcze nie było,tylko ludzie z ekip telewizyjnych i technicy wędrowali w tą i z powrotem.Rozdanie nagród MTV – tak, to moje zadanie.

            Strefa dla fotografów, w której ostateczną walkę mieli stoczyć paparazzi, nie była wcale oddzielona od czerwonego dywanu, po którym miały stąpać gwiazdy. Zdziwiłam się tym, nie byłam pewna, czy jest to dobre rozwiązanie, jednak jestem teraz łowcą i nie będę przejmowała się takimi drobnymi sprawami! Przypominając sobie o pewnym szczególe, sięgnęłam do torby i zagłębiłam się w poszukiwaniach. Przypięty do specjalnej smyczy identyfikator założyłam na szyję, żeby jakiś niepowołany osobnik nie wywalił mnie stąd, zanim zdążę zrobić pierwsze zdjęcie.

            Moje myśli były tak zaprzątnięte wokół samej imprezy, że nie zauważyłam, jak kilkanaście metrów ode mnie zaczął się zbierać spory tłumek różnych fanów i ludzi, którzy udali się tutaj z ciekawości. Wejście na dywan miało rozpocząć się o godzinie 21. Koło mnie już zjawiło się wiele innych fotografów, którzy patrzyli na mnie nieco sceptycznie.Dominowała płeć męska, czego o dziwo się spodziewałam. Wyczuwając podniosłą atmosferę, zauważyłam, jak pierwsza gwiazda tego wieczoru podjeżdża pod wyznaczone miejsce. Uśmiechając się i machając do ludzi, blondynka pozowała do zdjęć. Nie powiem, pierwsze wyszły mi bardzo korzystne, więc byłam zadowolona.Zaraz za nią ukazały się inne divy. Z szybkością maszyny na swoim aparacie naciskałam odpowiedni przycisk, a błyski wydobywające się z mojego jak i z aparatów moich ‘kolegów’, uderzały w oczy, powodując miliony jasnych plamek.

            Z transu wyrwały mnie nagłe, podniesione krzyki. Nie bardzo wiedziałam skąd się wzięły, w końcu wcześniej nie były aż tak donośne. Aż w końcu dotarło do mnie, kto jest sprawcą tego zamieszania. Gdy wychyliłam się lekko do przodu, zobaczyłam piątkę chłopaków maszerujących przed siebie. One Direction, rozpoznałam ich. Wychyliłam się jeszcze bardziej, przesuwając swoje stopy coraz bliżej krawędzi dywanu. Kiedy znaleźli się bliżej, przyłożyłam aparat do oczu, przymierzając się do świetnego ujęcia. Przez obiektyw zauważyłam, że wzrok niektórych błądził po fotografach,którzy stali obok mnie.

            Nagle poczułam, jak ktoś mocno napiera na mnie od tyłu. „Nie pchaj się tak!”, usłyszałam jeszcze zza siebie.Zbuntowałam się w myślach. Kto tu się pcha? Ale już nie zdążyłam zareagować. Nie wiedziałam, co się stało, kiedy zostałam mocno szarpnięta do przodu, przez co potknęłam się o skrawek podwiniętego dywanu i próbując utrzymać się na nogach,jak długa lgnęłam przed nogami jednego z piątki chłopaków. Na szczęście nie trafiłam na nikogo z ich świty! Wszyscy ci ludzie jak satelity krążyli wokół tych chłopców!

            Jęknęłam głucho. Moje żebra cierpiały. Ręka podwinięta pod moje ciało nadziała cię na sprzęt. Ale pytam…Dlaczego akurat tutaj nie było odgradzających nas barierek?! Zamknęłam oczy wystraszona tym, co się teraz dzieje. W jednej sekundzie usłyszałam nasilony odgłos migawek. Dasz radę, Ania. Uniosłam jedną powiekę do góry, napotykając nieco szydercze spojrzenie czarnowłosego chłopaka, który obszedł mnie dookoła, jakbym była rozsiewającym zarazę osobnikiem i dalej pozował do zdjęć. Nie zwracając jednak większej uwagi na jego zachowanie, szybko przyłożyłam aparat na wysokość oczu i pstryknęłam zdjęcie prosto w członka zespołu, który stał teraz nade mną. Jego lekki uśmiech błąkający się na twarzy, momentalnie został uwieczniony. Wykorzystałam okazję! Takiego zdjęcia nie będzie miał nikt. Odejmując urządzenie, spojrzałam w jego ciemne tęczówki i zarumieniłam się lekko. Z całego zespołu jedynie on wyciągnął do mnie rękę w geście pomocy. Zamrugałam gwałtownie i złapałam ją. Dopiero, kiedy się podniosłam, zauważyłam, że zatamowałam cały ruch na czerwonym dywanie. Czy nawet w tym miejscu korki są możliwe?!

            Uniosłam głowę, chcąc spojrzeć na sporo wyższego ode mnie chłopaka. Mój wzrok przesunął się po jego zdrowo opalonej skórze i pociągłych policzkach. Miał zgrabny nos, czarne, piękne włosy, a oczy w kolorze płynnej czekolady, które hipnotyzowały jednym spojrzeniem. Jego pełne wargi wygięły się w nikłym uśmieszku, podczas, gdy ja bezustannie się w niego wpatrywałam..

            - Pośpiesz się, zanim zareaguje ochrona. – Jego zmysłowy, niski głos uderzył w mój umysł. Mrugnął jednym okiem i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że ciągle trzymam go za dłoń. Zabrałam czym prędzej rękę.

            - Przepraszam – szepnęłam,otrząsając się z szoku pourazowego. Spuszczając wzrok i słysząc, jak wrzask dzikich fanów się nasila, ulotniłam się szybko we właściwe miejsce. Ciągle starałam się na nikogo nie patrzeć. Wiem, że nie powinnam była wypadać tam tak bez uprzedzenia, ale to nie była moja wina. Miałam szczęście, że ochrona nie zareagowała. Zdenerwowało mnie tylko zachowanie tamtych trzech, a zachowali się, jakby zobaczyli napaloną przedstawicielkę płci żeńskiej, która jest jakimś pasożytem, pragnącym ich zgwałcić. Przepraszam bardzo, ale ja nie rzuciłam się na nich, tylko koło nich. A! I wcale się nie rzuciłam, zostałam wypchnięta!

            Powracając do świata trzeźwo myślących ludzi, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, kiedy zobaczyłam,że chłopak o hipnotyzujących, głębokich oczach, zerka cały czas na mnie, jakby czekał na następne zdjęcie. Zmagając się z rumieńcami wstępującymi na moje policzki, zajęłam się pracą. Natychmiastowo spełniłam jego nieme życzenie,robiąc mu kolejne zdjęcie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że moje serce biło nienaturalnie szybko i teraz zaczynało powoli powracać do naturalnego tempa. Zaraz, ale jak on się nazywał? Nieważne, nie to teraz mam na głowie.Wyczuwając wibrujący telefon, odetchnęłam głęboko i odebrałam.

            - Ania! – Wyjątkowo władczy głos przywitał mnie przez aparat telefonu.

            - Tak, ciociu? – spytałam potulnie,próbując przebić się przez szum i gwar, panujący wokół mnie.

            - Dostaniesz się na after party.

            Że co?!
__________________

JEJEJEJE NAPISAŁAM DRUGI ROZDZIAŁ. OGÓLNIE TO JUSTO MAM POPRAWE Z PLASTYKI, KARTKOWKE Z BIOLOGII I ZAJEC ARTYSTYCZNYCH + SPRAWDZIAN Z ANGIELSKIEGO. ALE CO TAM, DAM RADE XD

Enjoy :3

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 1


       Zacznijmy od początku.

        Poniedziałek, godzina piąta trzydzieści. Rozpoczęcie tygodnia dla większości ludzi jest takie jak zwykle. Znów zaczynają się obowiązki, praca, szkoła. Dla mnie jednak był on nieco dziwny i inny. Nie mogłam już z lubością w oczach wpatrywać się w wytłuszczone na ekranie mojej komórki imię „John”. Nie mogłam też nacisnąć odpowiedniego przycisku, który połączyłby mnie właśnie z nim. Właściwie wcale tego nie chciałam. Moim celem było zapomnieć, a co za tym idzie? Nie płaszczyć się przed kimś, kto na to nie zasługuje. W końcu właściwa kolej rzeczy powinna być taka, że on mnie zdradza i on błaga o wybaczenie. Nic na to nie poradzę, że było odwrotnie. Ja zostałam zdradzona, on mnie rzucił, a teraz najchętniej zadzwoniłabym, żeby usłyszeć jego kojący głos. No, może do wczoraj był kojący. Od teraz powinien mi się kojarzyć tylko z jego okropną, ociekającą fałszem buźką. Nie mówię, że nie był przystojny, bo był… i to jak! Nie bez powodu nie mogłam oderwać wzroku od jego miękkich warg i migoczących piwnych oczu.

       Właściwie to dla mnie nadal była niedziela. Noc, która ciągnęła się od naszego zerwania, a właściwie brutalnego porzucenia właśnie mnie, trwała w nieskończoność. Tak, zdecydowanie można by uznać, że dzisiaj jest niedziela.

            Wolne.

            Wolne od ludzi. Wolne od jego wizerunku przed moimi oczami, wolne od myślenia, co dalej z moim życiem. Bo kiedy słone krople w moich oczach powoli zaschły, a z policzków starłam ciemne smugi, mogłam zacząć się zastanawiać nad czymś innym. Potrzebna mi również praca. Chłopak… jak chłopak, kiedyś przekona się, że Nikki była nic nie wartą…echem, może daruję sobie epitety. W każdym razie będzie żałował, że nie ma już mnie! Tak! Tego zamierzam się trzymać, nie chcę przez niego płakać i choć wiem,że jest to zadanie na granicach moich możliwości, to zawsze można spróbować.

            Ponownie zerknęłam w duże łazienkowe lustro. Przejeżdżając opuszkami palców pod oczami, westchnęłam. Mimo wszystko nie uda mi się cofnąć czasu i nie sprawię, żeby niedziela w jakiś cudowny sposób rozpoczęła się od nowa. Muszę coś zrobić z tymi okropnymi worami pod oczami i wyjść na miasto. Sięgając po wszelkie potrzebne środki do makijażu, wygięłam krzywo usta, spoglądając pobłażliwie na swoje odbicie. Każdy zorientowałby się, że jest to wymuszony uśmiech, a przynajmniej osoby, które mnie znały. Przeczesałam szybko włosy, zbliżając się do lustra. Z uwagą i bezgraniczną powagą obejrzałam moje urocze worki, znajdujące się tuż pod ciemnozielonymi oczami. Ostatni raz wyglądałam tak po śmierci mojego ukochanego i jedynego psa.

            Już nigdy więcej nocnego płaczu, obiecałam sobie, po czym spojrzałam na zegarek. Piąta czterdzieści pięć. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Chyba wszystko było przeciwko mnie i wszystko skłaniało mnie, żebym o nim myślała. Kiedy poczułam, jak w moich oczach ponownie zbierają się łzy, przechyliłam głowę do góry, mrugając gwałtownie. Nie mogłam uronić już ani jednej kropelki! Gdy tylko udało mi się zatrzymać niecierpliwy potok, znów poprawiłam makijaż. Nikt nie mógł zorientować się, że coś jest nie tak. Mi samej na pewno też niedługo przejdzie. Nie mogę się przecież cały czas zadręczać, czemu zostawił mnie dla niej…

            Łapiąc szczotkę, przeczesałam długie pukle kasztanowych włosów. Szybko związałam je w koński ogon i przyjrzałam się sobie krytycznie. Teraz powinnam przywołać uśmiech na twarz. Chociaż… właściwie to miałam jeszcze trochę czasu, żeby pozadręczać się myślami i nie udawać, że wszystko jest w porządku. Bo nie było. Przechodząc do kuchni małego, nieco zagraconego mieszkanka, spojrzałam na zegarek. Była już dokładnie szósta rano.

            Zanim usiadłam przy małym stoliczku pod oknem, włączyłam czajnik. Czekając na gotującą się wodę podparłam brodę splecionymi dłońmi. Wsłuchiwałam się w odgłosy, dochodzące mnie zza okna. Już o tej godzinie dużo samochodów toczyło się wąskimi ulicami Londynu. Błądząc pustym wzrokiem po pomieszczeniu, natrafiłam na lodówkę. O nie! Gwałtownie zerwałam się z miejsca, przesuwając głośno krzesełkiem po płytkach. Szybkim krokiem podeszłam do niej i starając się nie patrzeć na białe drzwiczki, odciągnęłam magnesy, chwytając w dłoń zdjęcie, które tam wisiało. Nie wytrzymałam! Mój wzrok szybko ześlizgnął się na fotografię, odszukując uśmiechniętą twarz Johna tuż obok mojej. Jakaś niewidzialna dłoń ścisnęła moje serce, a do oczu napłynęła nowa dawka łez.    Wciąż przypomniało mi się jego zachowanie. Wczoraj był taki… obojętny, wyprany z emocji, bezwzględny. Nadal nie mogłam uwierzyć, że między nami już koniec.

            Chciałam podrzeć to zdjęcie, skończyć z tym raz na zawsze, a zaraz po tym wyrzucić je do kosza na śmieci.Raz… dwa… trzy. Nie mogłam! Zginając je na pół, z bolącym sercem wcisnęłam jedno tylnej kieszeni moich dżinsów. Zganiłam się w myślach, podchodząc do czajnika. Chwilę później, popijając kawę, zastanawiałam się, co robić dalej. W końcu udałam się przed telewizor w moim małym saloniku. Swoje ciało wcisnęłam głęboko w kanapę i łapiąc obiema dłońmi kubek wpatrzyłam się w jakiś bezsensowny obraz. Nie wiem, jak długo tak siedziałam. Zorientowałam się, że trochę czasu minęło, kiedy zadzwoniła moja komórka.

            Skrzywiłam się lekko pod wpływem muzyki, dobiegającej z telefonu, która zakłóciła moją błogą ciszę, wypełnioną niemym cierpieniem rozpadającego się na kawałki serca. Telewizor ciągle był wyciszony.

            Gdy jednak uświadomiłam sobie, iż telefon faktycznie dzwoni, moje serce zabiło mocniej, może to był on?! Wyraźnie odczuwałam głuche łomotanie w klatce piersiowej. Złapałam za komórkę, nie patrząc na ekran. Odchrząknęłam i odezwałam się dźwięcznie, witając rozmówcę.

Zaszczycił mnie Andy. Chwilowo poczułam małe rozczarowanie, ale cieszyłam się też, że nie muszę znów zmierzyć się z moim byłym chłopakiem. Ta konfrontacja chyba by mnie zabiła.

            Mój rozmówca zaś wydawał się być zadowolony z siebie, wyrzucając na raz potok słów.

            - Czekaj, czekaj… czy dobrze zrozumiałam, że znalazłeś mi pracę? – po chwili wydusiłam zaskoczona.

            - Tak jest, kuzynko! Słyszałem, że potrzebujesz… no, ale skoro nie chcesz…

            - Nie! Masz rację, potrzebuję –sapnęłam w komórkę. – A teraz mów, co wiesz. – Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech, z Andym zawsze można było pogadać na jakiś neutralny temat. Jego głos był zazwyczaj tak przyjaźnie nastawiony do wszystkich, że aż przyjemnie się go słuchało. Zdecydowanie tego teraz trzeba mi było.

            - Jeśli chcesz wiedzieć więcej, spotkaj się ze mną za jakąś godzinę. Może w Cafe? – zaproponował.

            - Okej, będę – zgodziłam się, odruchowo zerkając w ekran telewizora. Była mała szansa, że dostrzegę w nim swoje odbicie, a także widniejące pod moimi oczami worki, a przecież były takie duże! Kończąc połączenie pognałam w stronę łazienki, jeszcze raz obejrzałam się na wszystkie strony. Jest dobrze, prawie nic nie widać… a przynajmniej nie odbiega to jakoś bardzo od normy. Nie zniosę w końcu, gdy będzie mnie ktoś wypytywał, czemu tak wyglądam lub dlaczego źle spałam. Nie lubię kłamać, a mówić o Johnie też nie chcę.


*


            Stukając moimi nowymi czółenkami, krok za krokiem znajdowałam się coraz bliżej kawiarni. Mimo, że nastrój miałam pod psem, a moje oczy same się zamykały, to czułam zniecierpliwienie i ciekawość. Andy nie powiedział mi zbyt dużo, a ja trochę obawiałam się jego pomysłu. Nie zmniejszało to jednak mojej chęci, by dowiedzieć się, co tym razem wymyślił.

            Pochylając głowę w dół, wpatrywałam się w swoje stopy. Czułam jak delikatny wiosenny wietrzyk rozwiewa moje długie włosy i przyjemnie omiata policzki. O tej porze roku wszystko budziło się do życia. Czemu jednak moja miłość umarła? Właściwie nie siebie powinnam o to pytać. Zapytanie to powinnam skierować do Johna. To on mnie zostawił. Wiem, że powinnam to zaakceptować i nie zgrywać zazdrosnej eks, ale przecież dla niego to uczucie też wiele znaczyło, prawda?

   - Ania! Tutaj!

            Sprzed budynku dobiegł mnie donośny głos mojego kuzyna. Uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc jego sterczące rdzawe włosy – jak zwykle rozczochrane. Podeszłam do niego, zwiększając natężenie stukania, po czym przytuliłam go do siebie. Być może zrobiłam to zbyt gwałtownie, okazując potrzebę pocieszenia, jednak nie mogłam się powstrzymać. Andy popatrzył na mnie tylko nieco podejrzliwym wzrokiem, starając się odczytać z mojej twarzy, czy coś się stało. O nic nie pytał.

            Oboje z uśmiechami wstąpiliśmy do kawiarni. Siadając przy stoliku, wpatrzyłam w niego swoje zielone oczy.

            - Mam dobrą wiadomość. – Uśmiechnął się.

            - Tak właśnie myślałam, inaczej chyba byś mnie tutaj nie ściągał – mruknęłam w jego stronę.

            - Dawno cię nie widziałem. Taki też mógł być powód, nie sądzisz? – spytał z błyskiem w oku. – Ostatnio cały czas spędzałaś z Johnem.

            Skrzywiłam się lekko, gdy wypowiedział jego imię. Nie umknęło to jego uwadze.

            - Coś nie tak między wami? – zaniepokoił się. Cały Andy, jak już zauważy, że coś jest nie tak, drąży i drąży aż znajdzie powód.

            - Nic nie jest tak, jak powinno być, ale nie chcę o tym mówić.

            Nabrałam głęboko powietrza, po czym przygryzłam mocno wargę, uważając na pieczenie, które pojawiło się w kącikach moich oczu. Czy ja do cholery muszę być tak wrażliwa, czy jak to tam nazwać? To naprawdę nie jest fajna cecha, a przynajmniej nie dla mnie. Szybko potrafię się rozkleić, mimo iż ze sobą walczę.

            - Mama cię zatrudni – zmienił szybko temat, nie chcąc brnąć w to jeszcze bardziej.

            - Och… – mruknęłam mile zaskoczona.– Ciocia?

            - Tak jest. Zatrudni cię jako fotografa. Wiem przecież, że potrafisz sfotografować wszystko, co się rusza, więc poświadczyłem za ciebie.

            Chłopak wypiął dumnie pierś. Sięgające za ucho włosy, przeczesał lekko dłonią, zaciskając na czubku, tak jakby chciał je zaraz wyrwać z cebulkami. Najwidoczniej brak mojego entuzjazmu, co do jego pomysłu nie działał na jego nerwy zbyt dobrze.

            - Andy, potrzebuję pracy, ale bez przesady! – Wyrzuciłam z siebie, mierząc jego sylwetkę wzrokiem. Mój brat cioteczny całkowicie i nieodwracalnie dawał mi znać, że nie jest zadowolony z mojej reakcji.

            - Ciocia na pewno nie chce żadnych początkujących – westchnęłam.

            - Gadasz głupoty. Potrzebujesz przecież pracy, więc korzystaj, jasne? – upewnił się.

            Przytaknęłam krótko głową. Na moją twarz wypłynął nikły uśmiech. Mam już pracę. Jedno z głowy.







                                                                   *



            Kiedy przed moimi oczami pojawił się wysoki londyński budynek, stanęłam lekko przerażona. Z onieśmieleniem obserwowałam przeszklone ściany o zielonkawym połysku i idealnie wybrukowane podłoże.

            Bałam się, że ciotka oczekuje pomnie czegoś szczególnego, a ja nie będę zdolna spełnić jej oczekiwań. Zdecydowałam jednak, że przyjmę tą pracę. Jest mi cholernie potrzebna i co by nie było, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby spisywać się jak najlepiej. Biorąc wdech, spuściłam nieco wzrok na stopnie, znajdujące się przede mną. Automatycznie ku nim ruszyłam. Musiałam w końcu zmierzyć się z tą ostatnia prostą. Ponownie wsłuchując się w rytmiczne uderzanie moich butów, myślami odleciałam zupełnie gdzie indziej. Nic dziwnego więc, że na pierwszym zakręcie zdążyłam wpaść już na niczemu winnego człowieka.

            - Przepraszam! – pisnęłam. Na moje policzki wypłynęły małe rumieńce, kiedy dostrzegłam w jego dłoniach ogromny aparat fotograficzny. Facet zdecydowanie wyglądał profesjonalnie, mimo to bardziej mój wzrok przykuła jego brązowa czupryna i przenikliwe niebieskie oczy. Zdecydowanie zwracał na siebie uwagę!

            Zbierając się w sobie, zapukałam do jasnych drzwi, na których widniała pozłacana tabliczka z napisem „Hannah Bein”. Po chwili gabinet stanął przede mną otworem, a przed moimi oczami ukazała się ciotka. Na jej głowie jak zwykle widoczne były mocno poskręcane blond loczki, przepasane gdzie nie gdzie nutami siwizny. Z uśmiechem wciągnęła mnie do swojego biura.

            Mój wzrok przelotnie przesunął się po kremowych ścianach, na których wisiały oprawione w ramki pierwsze strony z magazynów plotkarskich i innych. Pod ścianą stało kilka brązowych, niczym niewyróżniających się szafek, a na środku pokoju znajdowało się biurko. Sprawiało wrażenie zaśmieconego.

            - Ania, tak się cieszę, że podejmujesz u mnie pracę – zaświergotała przejęta. – Tak dawno cię nie widziałam!

            Uściskała mnie przyjaźnie, a domoich nozdrzy dotarł mocny zapach całkiem przyjemnej nuty zapachowej.

            - Dziękuję ciociu, za tą pracę –odezwałam się pobłażliwie.

            Machnęła ręką na znak, że to nic wielkiego. Zasiadając po drugiej stronie biurka, odsunęła sprzed siebie stertę gazet. Nie tylko jednego, ale różnych, przeróżnych wydawnictw! Kiedy moje oczy przebiegły po tytułach, okazało się, iż o istnieniu połowy nie miałam nawet pojęcia!

            - Ach… trzeba pilnować konkurencję.– Wzruszyła ramionami, lekkim ruchem głowy wskazując gazety.

            - Wracając do tematu. Fotoreporter –to twoje nowe ja.

            Uśmiechnęła się zachęcająco w mojąstronę, a ja przełknęłam tylko głośno ślinę.

            - Właściwie nazywaj to jak chcesz, skarbie. Potocznie możesz mówić paparazzo, ale pamiętaj, że jak na razie pracujesz dla naszej agencji. Zobaczymy, jak sprawdzisz się w takiej roli.Chrzest bojowy przejdziesz… – Zajrzała do kalendarza. – Dnia dwudziestego marca o godzinie dwudziestej pierwszej, na czerwonym dywanie.

            Przytaknęłam sztywno głową. Paparazzi?! Nie dałam po sobie poznać szoku, jaki wywołało u mnie to słowo. Pozostańmy przy fotoreporterze, brzmi to o wiele korzystniej, gdyż paparazzi kojarzą mi się tylko z bezwzględnymi, męczącymi ludzi, wysportowanymi facetami! Wysportowanymi, tak, tak… W końcu muszą za nimi się nieźle nabiegać!

            - Po więcej informacji możesz zgłosić się jutro. – Uśmiechnęła się pocieszająco. – Witam w pracy.

            -Ja też witam i choć dobrze wiem, że paparazzo to nie jest zawód cieszący się aprobatą społeczną, to… sprawdzę się!


 
                                                     *



            Wyczerpana i bardzo śpiąca wróciłam do domu. Co, jak co, ale nieprzespana noc nie wpłynęła na mnie dobrze. Gdy tylko zamknęłam drzwi, czarną torbę rzuciłam na podłogę. Nogi szybko wyskoczyły z butów, na boso kierując się w głąb mojego skromnego mieszkanka. Jedną dłonią przeczesałam włosy, drugą zaś nadal kurczowo trzymałam pudełko z nowym aparatem fotograficznym. Razem z nim padłam na małą kanapę w saloniku.  Założyłam skrzyżnie nogi, po czym wpatrzyłam się w opakowanie. Zerwałam kawałki taśmy, by po chwili otworzyć go i napawać się jego widokiem. Najlepsze jest to, że to bardzo dobry sprzęt, a ja nie zapłaciłam ani grosza. W końcu to na koszt firmy, jak powiedziała ciotka. Moja ręka zastygła wraz z nim na wysokości oczu. Nie mogąc się powstrzymać, choć wiedziałam, że jest włączony, nacisnęłam przycisk i…

            - O cholera! – Wyrwało mi się.

            Ale daje po oczach! W moim polu widzenia wciąż znajdowały się liczne mroczki, pozostałe po nagłym oślepieniu fleszem. Nie spodziewałam się, że lampa nie będzie wyłączona.

            Opuściłam aparat, kładąc go koło siebie. Przewracając się na bok, cicho westchnęłam, oparłam głowę na poduszce i przymknęłam lekko oczy. Tak właściwie nie miałam siły cieszyć się z nowego zakupu, z wizji nowych zdjęć. Moje myśli zaprzątał John. I znów, kiedy zostałam sama nie mogłam się go pozbyć. Prawą ręką sięgnęłam do kieszonki swoich spodni. Wyciągnęłam komórkę, rozsuwając klapkę. Żadnego połączenia. Żadnej wiadomości. Nawet nie próbował ze mną porozmawiać, nawet nie próbował przeprosić. A przecież musi mu zależeć… zawsze mu zależało…

            I mi też.

            Sfrustrowana rzuciłam komórką w poduszkę spoczywającą po drugiej stronie kanapy. Głuchy odgłos poniósł się po pomieszczeniu, a w moich ciemnozielonych oczach stanęły łzy. Jakby na zawołanie telefon rozdzwonił się, a do moich uszów doleciały dźwięki ustawionej piosenki.

            - Teraz to mnie w tyłek pocałujcie –mruknęłam w przestrzeń, po czym wtuliłam twarz w poduszkę. Miałam ochotę zatkać uszy i śpiewać pod nosem, udając, że nic mnie nie obchodzi. Zamiast tego moje powieki powoli opadły, a po rumianych policzkach potoczyła się nowa dawka słonych kropel.
__________________

NO OK, JEST PIERWSZY ROZDZIAŁ. JEDNAK ROZDZIAŁY BĘDĄ CO 2-3 DNI, BO POSTANOWIŁAM SIĘ UCZYC XD
I OGÓLNIE PIERWSZY ROZDZIAŁ MOŻE WYDAWAĆ SIĘ WAM NUDNY, ALE OBIECUJĘ, ŻE W NASTĘPNYM AKCJA ZNACZNIE SIĘ ROZKRĘCI :)

enjoy :)

poniedziałek, 11 marca 2013

Prolog.


  Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, że jedno wydarzenie może być jak iskra? Twoja nieuwaga lub umyślnie działanie uruchamiają cały łańcuch niespodziewanych sytuacji. Jak kostki domina uderzając jedna o druga, rozpędzają się, aby w końcu znaleźć jakiś punkt, który je zatrzyma. W błyskawicznym tempie zmieniają swoje położenie i sytuację, w jakiej się znajdują. Zmieniają Twoje życie...

  Z twoim życiem też mogłoby tak być. Gigantyczny karambol nagłych zdarzeń. Nawet nie zorientujesz się, a nastąpi jakiś ruch, który uruchomi cały mechanizm.

Wróciłam pamięcią do momentu, w którym ten ciąg rozpoczął się w moim przypadku, a nie było to wcale tak dawno temu. Zacisnęłam chwilowo mocniej powieki, pod dłonią wyczuwając prześcieradło.Mlasnęłam praktycznie bezgłośnie, a do mojej głowy powracały wszystkie wydarzenia z poprzedniego wieczoru i te, które doprowadziły mnie do tego momentu. Nie wszystkie były uzależnione ode mnie, choć część sama sprowokowałam. Czy to los tak chciał? Pragnęłam wiedzieć, czy do tego to wszystko dążyło. Żebym czuła kogoś odpowiedniego przy swoim boku? W takim razie, czy to jest ta podpora dla przewracających się kostek, która ustabilizuje burzliwy okres? Żeby się o tym przekonać, musiałam podnieść zaspane powieki, spojrzeć na niego i upewnić się, że ciągle jest obok.

 Chciałam, żeby był parasolem, pod którym mogłabym się schować i obserwować wszystkie problemy z boku. Jak krople deszczu po parasolce, troski spływałyby po niewidzialnej powłoce, a ja ukryta w jego ramionach, radziłabym sobie z każdą przeszkodą. Wierzyłam, że w końcu tak się stanie, bo razem moglibyśmy więcej. Mimo przeciwności byłby moim przyjacielem i chłopakiem.

Skupiając się na jego intensywnym zapachu krążącym w moich nozdrzach, niepewnie wypowiedziałam jego imię.
_________________

Cześć :3
To je prolog, miałam czytać "Zemstę", ale nic nie rozumiem, to sobie napisałam, proszę bardzo :3

Mam nadzieję, że się podoba. I tak sobie postanowiłam, że rozdziały będą codziennie. :3
A co do tamtego opowiadania to rozdziały zapisałam sobie w wersjach roboczych. Trochę nad nim popracuję, założę nowego bloga i wstawię :D

No dobra,
enjoy :3