środa, 24 lipca 2013

Epilog.

            Czując słońce głaszczące moją jasną skórę, odrobinę przesiąknięte wilgocią powietrze muskające rumiane policzki i piach pod dłonią, położyłam się zaraz obok niego. Moje serce pracowało w przyśpieszonym rytmie, pompując nie tylko ogrom krwi, ale także miłości, którą żywiłam do otaczającego mnie świata i do niego. Drobne mrówki przechodziły po moich palcach, łaskocząc mnie lekko, ja jednak prawie tego nie zauważałam.

            Westchnęłam błogo, czując jak jego usta ponownie odnajdują moje. Przesunęłam się bliżej, chcąc znaleźć się na kocu, który jawił mi się jak wyspa pośród wysokiej trawy i opadającej zasłony, stworzonej przez poranną mgłę. Przedzierając się poprzez otępienie mojego umysłu, sięgnęłam po miękki materiał, leżący nieopodal. Przyciągnęłam go do siebie, nie chcąc kończyć miłosnych uniesień. Mimo wszystko narzuciłam go na swoje odkryte ciało i przewróciłam się na bok. Ręka zapiekła mnie lekko, przez co przyłożyłam ją do ust. Po chwili poczułam jego ciepłe palce, muskające jej powierzchnię. Zwinnie chwycił ją i przyciągnął do swoich warg. Pocałunkami zgonił lekkie zaognienie, wywołane przez niepokorne mrówki, a ja uśmiechnęłam się do swoich marzeń, czując przejmujące dreszcze, jakie wywoływał we mnie tylko ten jeden jego gest. Niecierpliwymi rękoma objęłam jego nadal rozpalone ciało i przylgnęłam bliżej, wciągając niepowtarzalny zapach. Szum liści, niczym pomruk kochanka, pieścił moje uszy, a delikatne pocałunki sprawiały, że znów znajdowałam się w innym świecie. Teraz nikt ani nic nie mogłoby zepsuć tej chwili. Skóra wprost elektryzowała się pod wpływem wzajemnego dotyku. Chciałam przekazać mu to, co czuję.

            Byłam w tym miejscu z nim. Nigdy nie pomyślałabym, że tak potoczy się nasza historia. Leżąc na tym kocu, gdzie wreszcie byliśmy całkowicie sami, odcinałam się od świata zewnętrznego. Chciałam cieszyć się tym, co mam, gdyż nigdy nie wiadomo, co zdarzy się w przyszłości. Teraz już wiedziałam, że to on był parasolem, pod którym mogłam się schować i obserwować wszystkie problemy z boku. Ukryta w jego ramionach, poradziłabym sobie z każdą przeszkodą, bo razem moglibyśmy więcej. Mimo przeciwności byłby moim przyjacielem i kochankiem, bo każda przeszkoda jeszcze bardziej zacieśnia nas przy sobie. Wszystko przez co przeszliśmy, spowodowało, że jesteśmy silniejsi. Bo nawet kiedy nie radzimy sobie z otaczającą nas rzeczywistością, musimy walczyć, a także cieszyć się tym, co mamy. Tymi wspomnieniami, których nikt nam nie odbierze i uczuciami, które wypełniają nasze serca. Raz na jakiś czas możemy uciec do świata wyobraźni. Do świata uniesień, gdzie żaden dzień nie jest dniem straconym, a każda minuta to dar.



            Anna Metz.

________________________________________________________________

Tak, to już koniec, założyłam już nowego bloga, http://love-is-a-hope.blogspot.com/ nie jest jeszcze dopracowany, nawet nie wiem z kim w roli głównej on będzie (może jakieś propozycje? :)) ale mam już pomysl na opowiadanie, dziękuję wam za wszystkie komentarze, bez was nigdy nie doszłabym do końca tego opowiadania ♥
Jolks x

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 31 - Zielony, nie czerwony.


            Chyba jeszcze nigdy tak się nie stresowałam. Mój żołądek ściskał się ze zdenerwowania, a dłonie pociły się. Delikatnie poprawiałam włosy, ułożone w wykwintne fale. Moja grzywka była tak prosta jak jeszcze nigdy. Żaden włos nie odstawał w nieprawidłową stronę, wszystko było tak, jak być powinno. Na swojej twarzy czułam lekkie rumieńce, które pojawiły się wraz z podwyższonym ciśnieniem, które odczuwało moje ciało. Skutecznie ukrywane były pod warstwą podkładu i pudru. Przejrzałam się jeszcze raz w ciemnej szybie, chwytając swoje słabo widoczne spojrzenie. Zielone oczy otoczone były firanką pomalowanych, czarnych rzęs. Moje uwagi dotyczące wyglądu na szczęście zostały wzięte pod uwagę przez przedstawionych mi stylistów, dzięki czemu nie wyglądałam jak lalka Barbie, z którą ktoś robił to, co chciał. Pomimo makijażu wyglądałam względnie naturalnie, a styliści tylko podkreślili moją twarz i oczy. Westchnęłam ciężko, czując jak moja sukienka opina się w okolicy biustu. Była dopasowana, jednak wraz z długością nabierała więcej lekkości i puszystości. Położyłam dłoń na kolanie, gładząc miękki materiał. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio wyglądałam tak ładnie, elegancko i dostojnie. To nie była moja bajka, to była bajka Zayna, jednak z pełną świadomością do niej wkroczyłam.

            Jeszcze raz zerknęłam w stronę przyciemnionej szyby i zauważyłam błysk fleszy. Wystraszonym wzrokiem omiotłam wnętrze samochodu. To było dla mnie dziwne doświadczenie. Powoli stawałam się ofiarą, za którą sama powinnam biegać z aparatem. Wystawiałam się przed tych ludzi gotowa, aby lwy chwyciły mnie w swoje paszcze! Poza tym… nie to, żebym była płytka, jednak… pamiętacie ten stary przesąd, nie?



            Czyżby to, że wpadłam na ten cholerny dywan niosło ze sobą konsekwencje? Każdemu może przytrafić się wpadka, szczególnie, że było to moje pierwsze zadanie!

            -Wiem, że te zdjęcia już pewnie dotarły do wszystkich, no ale każdemu mogło się zdarzyć!

            Westchnęłam i zdezorientowana odwróciłam się od nich. Po chwili jednak usłyszałam koło siebie delikatny kobiecy głos.

            -W ten sposób, chcą ci zakomunikować, że jesteś skończona jako paparazzo.

            Moje mięśnie zesztywniały. Spiorunowałam wzrokiem Margo, która mimo wszystko uśmiechnęła się do mnie delikatnie.

            -Chodzi o stary przesąd. W tej branży panuje przekonanie, że paparazzo, który da się sfotografować w czasie pracy, długo nie pociągnie w tym zawodzie. Coś w tym jest, w końcu tylko najlepsi robią zdjęcia, będąc niezauważalnymi.

            Zmroziło mnie.



            No właśnie. Nigdy nie zapomniałam tego, co niósł za sobą przesąd. Ja i… porażka?! Nie, nie, nie…

            Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji i z tego samochodu. Moja głowa poruszała się niespokojnie, a wszystkie mięśnie spięły się w zdenerwowaniu. Zaczerpnęłam głośno powietrza, zaciskając mocno wargi, kiedy ramię Zayna oplotło mnie w talii. Przyciągnął mnie delikatnie bliżej siebie, nie chcąc zepsuć mojego wystrzałowego wyglądu. Po chwili poczułam jego ciepły oddech na policzku i wargi skradające się w kierunku ust.

            - Wyglądasz zjawiskowo – szepnął zmysłowym głosem, a ja spojrzałam na niego jakby wyrwana z transu. Mój wyraz twarzy musiał odbijać wszystko to, co działo się w mojej głowie, bo oczy Zayna z powagą zastygły w skupieniu. Po chwili uśmiechnął się uspokajająco.

            - Trzymaj mnie ciągle za rękę, to nic wielkiego. – Splótł swoje palce z moimi, a ja pokiwałam głową na zgodę.

            W jeden chwili zapomniałam o wielkich planach ucieczki, wybiciu okna lub wskoczeniu na fotel kierowcy, udając, że jestem tylko przypadkową osobą. Ale nie, byłam dziewczyną Zayna Malika, a wszyscy czekali na jego wielkie wejście.

            Zebrałam w sobie całe pokłady odwagi i odegnałam wspomnienie o przesądzie, który obowiązywał w pewnych dobrze znanych mi kręgach. Nie chciałam przyznawać tego przed sobą, ale przywiązałam się do swojej dotychczasowej pracy. Nie byłam pewna, czy po tym wszystkim przez co przeszłam w szeregach paparazzi, jestem w stanie z niej zrezygnować. Jednak musiałam, a przede wszystkim chciałam to zrobić dla siebie i Zayna.

            Nim zdążyłam zwątpić w to, co robię, drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka jasną wiązkę światła. Reflektory i flesze biły po oczach. Zayn wysiadł z samochodu, omiótł spojrzeniem wszystkich zebranych, po czym z szelmowskim uśmiechem podał mi dłoń, pomagając w wysiadaniu z pojazdu. Nie ukrywam, ta pomoc była mi potrzebna. Na tych wysokich szpilkach, w obcisłej sukience i stylizacji, potrzebowałam wsparcia. Ktoś musiał pilnować, by wszystko ciągle trzymało się na swoim miejscu. Podniosłam się do góry, uważając na to, co robię. Nie chciałam powtórzyć sytuacji, kiedy to wpadłam na czerwony dywan, lądując na nim tyłkiem. Naprawdę nie chciałam…

            Nim moja noga stanęła na czerwonej tkaninie, nim zdążyłam wykonać krok, w moje oczy rzucił się inny kolor. Intensywna zieleń wryła się w moje źrenice, mówiąc mi, iż dywan, na który wkroczę będzie w takim właśnie kolorze. Otworzyłam szerzej oczy, nie wierząc w to, co widzę. Byłam przygotowana już psychicznie na czerwony dywan, nie zielony! Czy to oznacza, że czeka mnie coś jeszcze gorszego, niż upadek i ośmieszenie na oczach wszystkich zebranych i widzów? O nie… Chyba gorzej być nie może.

            Spojrzałam przez chwile w oczy Zayna, gdy wysiadłam z samochodu i uśmiechnęłam się. Wszystko było dobrze! Ruszyłam z nim przez dywan, swoją rękę wsuwając pod jego ramię. Starałam się nie zerkać na osoby, które kojarzyłam podczas swoich zadań. Było mi głupio, kiedy pomyślałam, że stanęłam po przeciwnej stronie balustrady! W końcu jednak musiałam to robić. Skupiłam się na ciepłej dłoni Zayna, która spoczęła na moim biodrze. Jego perfumy wypełniały moje nozdrza, tłumiąc zapach unoszącego się nad nami tytoniowego dymu. Twardo przetrwałam odgłos migawek. Moich ukochanych migawek! W duszy rwałam się, aby złapać za jeden z tych aparatów! Czułam się jakbym była w transie. Moje myśli skierowane były ku zupełnie innym rzeczom niż to, że właśnie spaceruję pod rękę z Zaynem Malikiem, a pod moimi nogami widnieje zielona i brudna już tkanina. Zayn prowadził mnie i kierował. Jego obecność dodawała mi otuchy.

            Gdy już opuszczaliśmy ten wybieg, odetchnęłam ciężko. Spojrzałam na jego zadowoloną twarz i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, wkradającego się na moje usta. Czułam, że zdenerwowanie powoli przemija. I gdy już myślałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku potknęłam się! Znów! O ten cholerny dywan, którego nazwy już nie wymienię. Przeszył mnie zimny dreszcz i myślałam, że zanim upadnę to jeszcze zaraz rozpłaczę się z bezsilności, a w przerwach od łez będę rzucała najwymyślniejsze przekleństwa, jakie tylko znam! Naszykowana na życiową porażkę, zachwiałam się lekko. Silna ręka Zayna przytrzymała mnie w pionie. Wyprostowałam momentalnie swoją sylwetkę, wypychając biust do przodu i spojrzałam na fotoreporterów spode łba, zastanawiając się, czy któryś dostrzegł moją chwilę słabości. Gdy nic takiego nie dostrzegłam, przeklęłam w myślach te nowe i wysokie buty. No przecież potrafię chodzić na obcasach! To one po prostu rzucają na mnie urok! Gdy tylko wrócę do domu, utopię je w pierwszym lepszym napotkanym zbiorniku wody, oburzyłam się.

            - Dzięki – szepnęłam chwilę później, starając się uspokoić i oddychać równomiernie.

            Zayn popatrzył na mnie tylko z lekkim uśmiechem, jakby spodziewał się, że coś takiego może nastąpić.

            - Specjalnie wybrałem imprezę, na której jest zielony, a nie czerwony dywan.



                                                                              *



            Grzecznie wytrzymałam wszystkie spojrzenia, z ciekawością kierowane w moją stronę. Byłam dumna z siebie, ponieważ nie zrobiłam ani jednego fałszywego ruchu. Starałam się zachowywać z klasą, jaka przystoi towarzyszce jednego z idoli nastolatek. Już chyba dawno przywykłam do tego, że prowadzam się z gwiazdą. Teraz jednak moim zadaniem, było dorównanie jego blaskowi, co wcale nie jest łatwym zadaniem!

            Zarzuciłam długie włosy do tyłu, chcąc poczuć więcej świeżego powietrza. Jeszcze chwila… jeszcze tylko pięć minut i przeniesiemy się na after party, a tam padnę w pierwszym lepszym miejscu i porozmawiam wreszcie z Kate. Tak, z Kate. Korzystam z kontaktów, które udało mi się nawiązać w ostatnim czasie i wciągnęłam przyjaciółkę za kulisy sławy! Nie mojej sławy, no ale trzeba korzystać z przywilejów. W każdym razie chciałam żeby była tutaj ze mną. Mimo, że nie przeszła przez czerwony dywan, to jej obecność działała na mnie budująco. Gdyby ktoś pytał, ma udawać po prostu towarzyszkę Harryego. W końcu temu chłopakowi także należy się coś od życia, prawda?

            Z zamyślenia ocknęłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam gromkie brawa i wrzaski. Show zakończony został sukcesem. Nawet nie zerkając na scenę, wstałam z miejsca i poprawiłam wykwintną sukienkę. Jak automat zabiłam kilkakrotnie brawa, a po chwili poczułam ciepłą dłoń Zayna, która oplotła moją. Zerknęłam na niego, dziękując Bogu, że mam go obok siebie. Razem ruszyliśmy do przodu, kierując się w kierunku, który wskazywali nam zatrudnieni pracownicy.

            Szybko znaleźliśmy się przed drzwiami obstawionymi przez dwóch rosłych ochroniarzy, którzy wylegitymowali nas. Gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia, w moje oczy uderzyło czerwone, przyćmione światło. Uśmiechnęłam się lekko na myśl o drugim już w moim życiu after party. Miejscu biznesu, a jednocześnie imprezy i głośnej muzyki, przerwanej chwilami głośnym śmiechem. Powietrze wypełnione było sztucznym dymem, który jakby unosił się nad podłogą z lekko słodkawym zapachem. Przyłożyłam palec pod nos, powstrzymując głośne kichnięcie, gdyż takie zapachy często mnie drażniły.

            - Chodźmy gdzieś na bok. – Usłyszałam ledwo słyszalny pomruk Zayna tuż obok mojego ucha. Przytaknęłam głową na znak zgody i pozwoliłam poprowadzić się w kierunku wygodnie wyglądających, obitych w czerwony materiał kanap. Kątem oka zauważyłam Kate, której oczy błyszczały, gdy rozglądała się dookoła. Miała dzisiaj wysoko upięte włosy i karmelową sukienkę, która ładnie podkreślała jej figurę. Szybko podeszłam do niej bliżej i złapałam pod rękę.

            - Masz teraz szansę wyłapać kogoś takiego jak Brad Pitt. – przekrzyczałam najnowszy hit Katy Perry, który zabrzmiał w głośnikach. Obserwowałam, jak ludzie powoli pojawiają się w dużej sali.

            - Mam już swojego. – zaśmiała się radośnie, mając na myśli oczywiście Carla, jej chłopaka i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Ach ci kelnerzy. Kate naprawdę nam się zakochała! Westchnęłam cicho i mocniej ścisnęłam jej dłoń, aby przekazać jej jak bardzo cieszę się, że jest tutaj razem ze mną.

            Po chwili sięgnęłam po kieliszek z szampanem, który podał mi galowo ubrany mężczyzna i usiadłam tuż obok Zayna, który przyciągnął mnie do siebie bliżej. Poczułam jego usta, które powoli pieściły moje i przymknęłam oczy.

            - Zepsujesz mój makijaż, fryzurę i będziesz miał brzydką dziewczynę – szepnęłam mu prosto do ucha, aby pokonać rozbrzmiewającą naokoło muzykę.

            - Zawsze jesteś ładna, a najbardziej lubię, gdy rozczochrana wstajesz z łóżka.

            Zagryzł wargę. Roześmiana pstryknęłam go lekko w bark, na co on ponownie musnął kącik moich ust. Ignorując ciekawskie spojrzenia, objęłam go w pasie i oparłam głowę o jego bark. Tak bardzo go kochałam, że zdradziłam nawet swoich! Rzuciłam dla niego pracę i choć nie miałam pojęcia, z czego będę żyła, jedno wiedziałam na pewno, poradzę sobie. Nie miałam nawet wyjścia. Teraz, kiedy na moim horyzoncie pojawiły się nowe, a raczej stare plany, musiałam dać radę.

            Być może już nigdy nie będę musiała wrócić do zawodu fotoreportera, a być może kiedyś los zmusi mnie do takiej decyzji. Czas pokaże. Mimo, że ta praca w moim wypadku nie trwała długo, nauczyła mnie czegoś nowego. Zdobyłam niezapomniane wspomnienia, nauczyłam się wytrwałości, a także poszanowania prywatności innych ludzi. Udowodniłam sobie, że osiągnąć coś mogę tylko ciężką pracą i oddaniem. Poznałam też Zayna, a także zdobyłam nowe doświadczenie zawodowe, które będę mogła sobie wpisać do CV, chociaż tak naprawdę nadal głowiłam się, czy jest to zawód ceniony przez innych pracodawców, czy jednak nie? A nawet jeśli, to w krótkim czasie stałam się rozpoznawalna wśród fotoreporterów. Nie ma się co dziwić, niecodziennie jedna z nich przechodzi na drugą stronę mocy, stąpając po czerwonym lub w tym wypadku zielonym dywanie wraz z idolem nastolatek, który wcześniej był na celowniku jej obiektywu.

            Skupiając się na głośnej muzyce, zerknęłam na swoją małą torebkę, leżącą na kanapie. Tylko przez chwilę pomyślałam o małym aparacie cyfrowym, który w niej spoczywał, czekając aż jego właścicielka ruszy do akcji. Od razu odwróciłam wzrok, po czym znów na nią spojrzałam.

            Pokręciłam z lekkim uśmiechem głową. Jeszcze przez jakiś czas nie wybiję sobie tego z głowy.



                                                                          *



            Stąpając wolno po nierównym chodniku, rozejrzałam się dookoła. No tak, znajdowałam się przed starym dworkiem, z dużym przestronnym dziedzińcem, którego jeszcze kilka dni wcześniej nigdy nie wzięłabym za uczelnię. Teraz jednak uśmiechnęłam się do siebie i otworzyłam małą furtkę.    Ściskając w dłoniach teczkę z moim portfolio, czułam jak bardzo się stresuję. To niby nic takiego. Donoszę tylko swoje dokumenty i to, o co poproszono mnie w rekrutacji. Jednak gdy tylko pomyślałam, o możliwości studiowania w tym miejscu, dreszcz przechodził moje ciało. Miałam wreszcie szansę na to, z czego zrezygnowałam, gdy byłam z Johnem. To dla niego poświęciłam swoje marzenia. Tym razem było inaczej. Zayn wspierał mnie w moich działaniach i choć wiedziałam, że jest mu na rękę to, że zrezygnuję z pracy paparazzo, a chcę skupić się bardziej na profesjonalnej, studyjnej fotografii, to i tak cieszyłam się, że czeka na mnie w samochodzie i trzyma kciuki za moje zdjęcia.

            Odetchnęłam głęboko i chrząknęłam kilkukrotnie, gdy miałam złapać za klamkę. Nie zdążyłam jednak otworzyć drzwi, gdyż otworzyły się same. Szybko przepuściłam kilkoro osób, chcących studiować w tej placówce i sama przedostałam się do środka.

            Byłam zdziwiona, że wszystko odbyło się tak szybko. Moje dokumenty zostały złożone, a ja niemal natychmiast byłam wolna. Ucieszona wyszłam na zewnątrz i odetchnęłam świeżym powietrzem. Ha! I Co tu za stres? Wszystko poszło gładko, tylko teraz muszę czekać na wyniki.

            Sprężystym krokiem ruszyłam w stronę czarnego, bardzo dobrze znanego mi samochodu. Zauważając po drodze błysk flesza, nie przejęłam się nawet, ani nie zwróciłam na to większej uwagi. Moją uwagę pochłonęła teraz droga do Zayna, aby powiedzieć mu, jak łatwo poszło. Nie zdążyłam jednak dotrzeć na miejsce, gdy usłyszałam moją komórkę, intensywnie domagającą się odebrania.

            - Tak, słucham?

            - Czy rozmawiam z panią Anną Metz?

            Kobiecy glos odezwał się w słuchawce telefonu, a ja stanęłam na chodniku, odpowiadając twierdząco na jej pytanie.

            - W czym mogę służyć? – spytałam.

            - Jakiś czas temu była pani w naszej agencji, składając zażalenie związane z nie wpłynięciem na czas pieniędzy za dostarczone zdjęcia. Chciałam poinformować, że zdjęcia faktycznie zostały dostarczone przez Marka Wannforda, jednak z uwagą, iż podlegają pod pani autorstwo, co zgadza się z podpisem umieszczonym w opublikowanej gazecie. Miała pani rację, dlatego w najbliższych dniach otrzyma pani przelewem trzy tysiące euro. Chcielibyśmy przeprosić za pomyłkę.

            Zapadła chwilowa cisza, podczas której trawiłam otrzymane informacje. Po chwili przełknęłam ślinę i zamknęłam usta, które otworzyły się ze zdziwienia.

            - Dziękuję! Będę czekać na przelew.

            Nie zdradziłam się i niczym mistrzyni aktorstwa, zaleciłam jej jak najszybsze przesłanie pieniędzy. Po chwili rozłączyłam się i popatrzyłam niedowierzająco na telefon.

            Podsumowując: nie upiekło się tym trzem łajdakom! Uknuli spisek, z którego w końcowym efekcie skorzystałam! Tak,tak… Nic tak łatwo nie uchodzi na sucho, szczególnie kiedy zadzierasz z Anią Metz, byłym, nie do końca spełnionym paparazzo! Uśmiechnęłam się szeroko, zastanawiając się, na co wydam te piękne, świeże trzy tysiące. Bo chyba nie muszę tego oddawać chłopakom? Nie,  nie będę teraz o tym myśleć.

            Z radością moje ręce wystrzeliły do góry, a ja sama podbiegłam do czarnego pojazdu. Moja przygoda z fotografią jeszcze się nie skończyła i byłam niemal pewna, gdzieś czułam w kościach, że profesja paparazzo jak bumerang do mnie wróci. Nie myśląc już o tym dłużej, ujrzałam osobę, która czekała na mnie.

            Tylko na mnie.
_________________________________________________

NO, TYLE, JESZCZE EPILOG JAK COŚ, NIE MYŚLCIE ŻE TO KONIEC, O NIE XD


niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 30 - Zaśnij na moim sercu.

            Siedziałam z rękoma złożonymi na kolanach. Moje plecy opierały się o miękkie poduszki, a mięśnie cierpiały. Swój wygląd zdążyłam już doprowadzić do porządku. Rozczesałam splątane włosy, tak, że teraz gładko opadały na moje ramiona. Zmęczoną twarz opłukałam zimną wodą i pozwoliłam jej przez chwilę odetchnąć. Rozmasowałam bolącą nogę i na chwilę przymknęłam oczy, dając im ulgę.

            Gdy tylko opowiedziałam chłopakom o tym, co wydarzyło się w mieszkaniu Johna, Zayn zamilkł na dłuższą chwilę, a właściwie milczał, odkąd znaleźliśmy się w ich mieszkaniu, a Harry rzucał ciągłe przekleństwa. Nie mogli uwierzyć w to, że ich menadżer, Paul, również brał udział w tym całym przedsięwzięciu, które miało na celu wykluczenie mnie z życia zespołu, a jednocześnie zarobienie pieniędzy.

            Nie miałam pewności, czy mi we wszystko wierzyli. Wydawało się niemożliwe, że nie napotkali swojego menadżera w drodze na górę, do mieszkania Johna. Akurat wtedy Paul powinien wychodzić z owego mieszkania i natknąć się na swoich podopiecznych. Nie potrafiłam wyjaśnić tego faktu. Jedynym możliwym wytłumaczeniem było to, iż był sprytniejszy niż wszyscy myśleliśmy i gdy usłyszał głosy na klatce schodowej, schował się na piętrze, mając nadzieję, że nikt nie skojarzy go z tym miejscem. Chłopcy przytaknęli mi niemym skinieniem głowy. Patrzyłam na ich gest z niepewnością, którą na pewno miałam wymalowaną na twarzy.

            Teraz wyszło na jaw, jak bardzo fałszywym człowiekiem stał się Paul Higgins. Chęć zdobycia pieniędzy i rozgłosu zaślepiła w nim to, co było jedną z najważniejszych cech u menadżera – wierność swoim partnerom. Byłam pewna, że to bolało teraz zespół najbardziej. Zdrada ze strony wieloletniego partnera była jak sztylet w plecy. Tak naprawdę chłopaki nie mieli pewności, ile jeszcze przekrętów pojawiło się za ich plecami oraz jak bardzo zostali zmanipulowani.

            Przez całą drogę samochodem, zerkałam na Zayna, który nie odezwał się ani słowem, uważnie prowadząc samochód. Rozumiałam, że musiał to wszystko przemyśleć i poukładać sobie w głowie, jednak chciałam, aby już było po wszystkim. Chciałam znów poczuć, że mam w nim wsparcie! Chciałam, aby ze mną był! Pocałował mnie tam, w mieszkaniu Johna,teraz jednak udawał, że nic szczególnego się nie stało. Tchórz, mówiłam sobie. Byłam pewna, że nie wie, jak zmierzyć się z faktem, który wypłynął na powierzchnię. Ciągle zastanawia się jak ugryźć ten problem i jak przyznać się do błędu.Wiedziałam, że w mieszkaniu Johna pokazał chwilę swojej słabości, a teraz chciał odwlec naszą rozmowę najbardziej jak to możliwe. Gdy tak zastanawiałam się nad jego zachowaniem, uświadomiłam sobie, że na jego miejscu prawdopodobnie czułabym się podobnie.

            Siedzieliśmy teraz w ich domu. Byłam zaskoczona tym, że znów tam wylądowałam! Szczerze mówiąc myślałam, że zaraz po eskapadzie na mieszkanie Johna, zostanę odwieziona do domu. Tak naprawdę, to nawet miałam na to nadzieję i rwałam się na swoje wygodne łóżko. Musze przyznać, że czułam się naprawdę zmęczona! Nie pytając mnie jednak o zdanie, Zayn podjechał pod ich posesję, a ja nawet nie śmiałam odezwać się słowem sprzeciwu.Wysiadłam z samochodu, zerkając niezręcznie na Harryego. Nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, gdy poczułam dłonie Zayna, wkradające się na moją talię. Objął mnie ponownie ramieniem, nie chcąc bym obciążała obolałą nogę. Otworzyłam szerzej oczy i rozejrzałam się w poszukiwaniu Stylesa. Mógłby mnie wspomóc, przecież nic mi nie było! Uderzyłam się, kiedy zostałam bezceremonialnie wepchnięta do sypialni Johna, przez co noga została nieco stłuczona.

            - Myślę, że trzeba zadzwonić po jakiegoś lekarza. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Zayna. Wzdrygnęłam się lekko, na jego dźwięk. Wciąż czułam się skrępowana jego obecnością. Nie bardzo wiedziałam, jak to teraz między nami jest.

            - Chyba oszalałeś. Nie ma mowy! – natychmiastowo zaprzeczyłam tym planom. – Przecież nic mi nie jest. – powtórzyłam po raz kolejny tego dnia. Westchnęłam, zmęczona tymi zapewnieniami, a oni popatrzyli na siebie wymownie, co nie umknęło mojej uwadze.

            - No dobrze, niech ci będzie – odezwał się w końcu Harry, patrząc na mnie przeszywającym wzrokiem.

            Czułam się głupio. Co ja tutaj robiłam?! No tak, przywieźli mnie tutaj, a ja miałam porozmawiać wreszcie z Zaynem. Zerknęłam na niego, przygryzając dolną wargę. Podparłam dłonią policzek, zastanawiając się, jak przejść do setna sprawy. Harry, jakby zauważając moje wahanie, podniósł się z fotela. Przeciągnął się i ziewnął przeciągle. Popatrzył na mnie znacząco, uśmiechając się pocieszająco. W duchu dziękowałam mu za ten gest. Mimo iż był tak mało znaczący, poczułam się o wiele lepiej.

            - Idę się położyć – oznajmił wszem i wobec, po czym śmiałym krokiem wyszedł z salonu.

            Odetchnęłam głęboko, czekając na jakiś gest ze strony mojego chłopaka. Nic się jednak nie działo. Zayn zerkał gdzieś w przestrzeń, a ja ze zdenerwowania wykręcałam sobie palce we wszystkie strony świata. Jak tak dalej pójdzie, to faktycznie potrzebny będzie lekarz.

            - Zayn – odezwałam się nieśmiało, nie chcąc spłoszyć spokoju, jaki wytworzył się między nami. Nie wiedziałam jednak, co mogę mu powiedzieć, dlatego to jedno słowo zawisło między nami. Zauważyłam, że chłopak odwrócił głowę tak, że jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie intensywnie.

            - Ann, przepraszam – wyrzucił z siebie, a ja otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona, że nagle postanowił przejść do konkretów.

            - Nie masz za co przepraszać – wydusiłam z siebie, przez ściśnięte gardło. Już czułam pieczenie w kącikach oczu i bałam się, że długo tak nie wytrzymam.

            - Choć ciężko mi uwierzyć w to wszystko, to jednak chyba wierzę. – Zaciął się na chwilę wzdychając.

            - Zayn – szepnęłam czule i uśmiechnęłam się lekko.

            Nie liczyłam na taki obrót sprawy, jednak bardzo mnie on cieszył. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do niego powoli. Kucnęłam przy nim i ostrożnie wzięłam w dłoń jego rękę, gładząc jej powierzchnię. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten gest. Po moim ciele rozlało się ciepło, kiedy zobaczyłam, że powoli się nachyla.

            Gdy słodkie usta dotknęły moich, mój świat ponownie obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Momentalnie zarzuciłam ręce na jego kark, a dłonie zatopiłam we włosach. Przylgnęłam do niego bardziej, napierając całym swoim ciałem. W końcu pociągnął mnie w swoją stronę, a ja usadowiłam się na jego kolanach. Z miłością spoglądałam w jego ciemne, spokojne i pożądliwe oczy. Wtulając się w jego ramiona i rozkoszując przyjemnym zapachem, wdzierającym się do moich nozdrzy, wiedziałam, że to jest właśnie miejsce, w którym chcę być. Czułam się bezpiecznie, gdy mnie dotykał i delikatnie całował, gdy ciepłe i duże ramiona obejmowały mnie mocniej. Pocałował mnie w czoło i przytknął policzek do mojej głowy, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

            Wierzyłam, że jest już dobrze i że to wszystko wreszcie się skończy, a my będziemy mogli być prawie normalną parą. John już więcej nie będzie zawracał mi głowy. Nie teraz, kiedy zagroziłam mu spotkaniem z policją. Czułam jak szczęście wypełnia mnie od środka, powodując że udręki tego dnia zostają wynagrodzone.

            - Tęskniłem za tobą – mruknął gdzieś w moje włosy. Czułam dreszcz, który przeniknął moje plecy.

            - Ja za tobą też – szepnęłam,unosząc głowę, aby jeszcze raz musnąć jego pełne wargi.

            Zamilkliśmy na chwilę, gdy znów odezwałam się niepewnie.

            - Obiecaj, że będziesz mi ufał. Bez tego nie zbudujemy związku.

            - Będę.

            Zerknęłam na niego poważnie i spojrzałam prosto w oczy.

            - Wiesz, że mówię poważnie, prawda?

            - Tak, Ania. Chcę ci ufać i chcę wiedzieć, że jesteś tylko dla mnie, nie dla innych, nie dla Johna – tylko dla mnie. To nic, że jesteś fotoreporterką, bo jesteś inna niż te pasożyty i nie chcę pozwolić, żebyś zbyt bardzo wniknęła w to środowisko. Dlatego właśnie codziennie będę ci przypominał, kim właściwie jesteś.

            - Wiem, kim jestem. Nie daję sobą łatwo pomiatać i manipulować.

            - A ja jestem od tego, żeby to tylko dopilnować. – Uśmiechnął się jak rodzic patrzący na nieznośne dziecko. Nie musiał mówić, co myśli o mojej niezależności, zamiast tego musnął delikatnie moje wargi.

            - Zostań dzisiaj na noc.

            Jego dłoń delikatnie odgarnęła włosy z mojego policzka. Teraz, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy, nie potrafiłam wyobrazić sobie, abym miała oddalić się od jego ramion. Pokiwałam twierdząco głową.

            Gdy tylko dostałam się do jego pokoju, skierowałam się do łazienki, gdzie musiałam się trochę ogarnąć. Obmywając zmęczoną twarz, przeglądałam się sobie w lustrze. Wyglądałam okropnie. Moja skóra zrobiła się szara, a pod oczami mogłam dostrzec cienie. Włosy pomimo czesania wyglądały na skołtunione i straciły blask. Zdjęłam ubrania, pozostając w samej bieliźnie, a po chwili chwyciłam bluzkę Zayna, którą mi przygotował jako piżamkę i wciągnęłam ją przez głowę. Wślizgnęłam się pod cienką kołdrę na jego wielkim łóżku i przytknęłam głowę do poduszki. Gdy tylko Zayn pojawił się obok mnie, wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową i objęłam go mocno, żeby mi nigdzie nie uciekł. Pod dłonią czułam jego mocno bijące serce.

            - Kocham cię – szepnęłam jeszcze, po czym przymknęłam zmęczone powieki.



                                                                                     *



            Przecierając zaspane oczy, podniosłam się do pozycji siedzącej. Moje dłonie oparły się o miękką pościel, kiedy rozejrzałam się w koło, widząc pokój Zayna. Po chwili powróciły do mnie wspomnienia i zmęczenie tamtego wieczoru. Obciągnęłam koszulkę chłopaka, która służyła mi za piżamę i opadłam ponownie na poduszki. Do moich uszów doleciał plusk wody, wydobywający się zza drzwi łazienki. Domyśliłam się, że Zayn pewnie bierze poranny prysznic i westchnęłam cichutko, czekając na swoją kolej.

            Cieszyłam się, że wszystko zaczynało się wyjaśniać. Zayn wreszcie zaufał mi, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Przez te wszystkie wydarzenia, zaczęłam zastanawiać się, czy moja praca jako paparazzo ma sens. Oczywiście potrzebowałam pieniędzy, to było nie do podważenia, jednak chyba mogłabym znaleźć coś innego? Tylko… czy dałabym radę? Ponadto, kiedy już moja świadomość uwolniła się spod wpływu Johna, zaczęłam zastanawiać się nad studiami. Zawsze chciałam ukończyć fotografię, jednak przez niego zrezygnowałam z tej szansy. Może teraz udałoby mi się osiągnąć zamierzony cel? Moja wyobraźnia już pognała przodem, zanim w ogóle zdążyłam wypchnąć ten obraz ze swoich myśli. Studia i ja… ja i studia. Było lato, a nabór właśnie trwał. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach, zastanawiając się, czy wyrobię finansowo. Na wszystko jeszcze przyjdzie czas!

            Przewróciłam się na lewy bok, miętosząc jasną koszulkę i wciągając, wyczuwalny na niej zapach Zayna. Przymknęłam lekko oczy, słysząc, jak woda przestaje lecieć. Uśmiechnęłam się do siebie, nie mogąc się doczekać, aż zobaczę chłopaka wyłaniającego się zza drzwi. Drobne kropelki wody mogłyby pokrywać jego ładnie umięśnione ciało, a iskrzące oczy spoglądać tylko na mnie.

            Nagle z moich marzeń wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi i dźwięk głosu Harryego. Podskoczyłam gwałtownie, momentalnie siadając na łóżku i obciągając rąbek koszulki, tak, aby bardziej zasłoniła moje uda. Szeroko otwarte oczy wpatrzyłam w osobnika przede mną. Czułam jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec. Naprawdę nie znosiłam ich. Czemu zawsze musiały zdradzać moment, w który się zawstydziłam? Były jak wykrywacz kłamstw lub mojego zakłopotania!

            - Em… – mruknął Styles, a ja wyciągnęłam rękę, sięgając nią skrawek kołdry. Harry zmierzył mnie spojrzeniem, lecz szybko popatrzył w moją twarz i uśmiechnął się przepraszająco. – Szukałem Zayna – wyjaśnił, odwracając wzrok.

            - Tutaj jestem. – Zayn pojawił się w drzwiach, zanim zdążyłam się odezwać. Popatrzyłam na jego ciało, owinięte jedynie ręcznikiem i przygryzłam wargę. Ten obraz był taki sam, jak w moich wyobrażeniach.  – Co chciałeś?

            - A nieważne. – Harry machnął ręką, jednak zanim wyszedł za drzwi poruszył charakterystycznie brwiami w stronę swojego przyjaciela. Usta Zayna wygięły się w cwanym uśmieszku.

            Popatrzyłam na nich zdezorientowana i nieco skrępowana. Po chwili jednak chłopak zniknął za drzwiami, a Zayn zwrócił się w moją stronę. Podszedł do mnie powoli, przytrzymując ręcznik owinięty wokół pasa. Przysiadł na skraju łóżka, wpatrując się we mnie. Uśmiechnęłam się lekko, czując jak jego dłoń delikatnie gładzi powierzchnię mojego policzka. Jeden palec powoli przeciągnął w dół po mojej szyi, aż do obojczyków, przez co dostałam gęsiej skórki. Przyciągnęłam go do siebie, zaplatając ręce wokół jego karku. Wtuliłam się noskiem w jego szyję, wciągając świeży, przyjemny zapach. Moje dłonie oparły się gdzieś o jego klatkę piersiową. Opuszkami palców pogładziłam gładką skórę. Czułam, jak jego mięśnie napinają się pod wpływem mojego dotyku i uśmiechnęłam się lekko, całując go po szyi.

            Mimo że siedział tylko na skrawku łóżka, wdrapałam się na jego kolana, siadając na nich okrakiem. Po chwili poczułam, jak razem z nim opadam na miękkie łóżko i zaśmiałam się lekko, nie mogąc podnieść się do pozycji pionowej, gdyż chłopak trzymał mnie blisko siebie. Oparłam się głową o jego bark i położyłam się na nim całym ciężarem ciała. Objęłam go w pasie i przyłożyłam nos do jego szyi, by po chwili pocałować go kilkakrotnie w to samo miejsce.

            - Muszę porozmawiać z Harrym – szepnęłam w jego stronę i podniosłam się nieco, chcąc zerknąć w jego czekoladowe oczy. Pokiwał w zrozumieniu głową. Iskierki pożądania, jakie płonęły w jego oczach minimalnie przygasły.

            - Ale zaraz masz wracać – mruknął, a ja przygryzłam dolną wargę, jednocześnie uśmiechając się do niego czarująco. Zsunęłam się na bok i podniosłam na nogi, stąpając niepewnie na chłodnej podłodze.

            - Pożyczę. – Krótkim ruchem głowy wskazałam na jego bluzę, która wisiała na oparciu krzesła. Złapałam ją i idąc w kierunku drzwi, wciągnęłam przez głowę. Dzisiejszy dzień nie wyglądał na zbyt pogodny. Szara warstwa ciężkich chmur pokryła niebo. Ciężkie krople deszczu z trudem utrzymywały się w jej objęciach. Powietrze zrobiło się chłodne, a delikatny przeciąg, który wzmógł się, kiedy otworzyłam drzwi, tylko jeszcze bardziej mi to uświadomił.

            Uważnie stąpając po schodach, wzrokiem szukałam Harryego. Znalazłam go, siedzącego na sofie. Zauważyłam już, że było to ich stałe miejsce. Cokolwiek by się działo, Harry i Zayn siadali zawsze tam, w salonie, aby przemyśleć pewne sprawy, porozmawiać lub po prostu wypocząć po pracowitym dniu. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się ciepło. Podeszłam do niego, ostrożnie stąpając w za dużych pantoflach. Odruchowo przesunął się, robiąc mi miejsce, a ja usiadłam obok niego, podwijając jedną nogę. Patrzyliśmy przez chwilę wspólnie na jakiś poranny program, kiedy w końcu zdecydowałam się odezwać.

            - Dziękuję za pomoc, Harry.

            Spojrzał na mnie nieco zmieszany.

            - Nie masz za co dziękować. Musieliśmy coś zrobić – odpowiedział szczerze. – Znowu wpakowałaś się w kłopoty– zarechotał po chwili.

            Pokręciłam przecząco głową, czując lekkie falowanie włosów wokół moich policzków. Zagarnęłam je za ucho, spoglądając na niego uważnie.

            - Zaufałeś mi. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłeś, jednak nie poradziłabym sobie bez ciebie – wyznałam i uśmiechnęłam się serdecznie. – Za to dziękuję i mam nadzieję, że wbrew wszystkiemu, co nas rozdziela, jesteśmy przyjaciółmi – zaakcentowałam ostatnie słowa, mając nadzieję, że zapomni o wcześniejszych uprzedzeniach do mnie i mojego zawodu.

            Popatrzył na mnie z lekko uchylonymi wargami, jakby nie wiedział, co powinien odpowiedzieć. Poruszył się niespokojnie, a ja po prostu przybliżyłam się i przytuliłam go mocno. Po chwili poczułam, jak jego dłonie nieśmiało wkradają się na moje plecy i jak chłopak nieśmiało odwzajemnia uścisk. Po tym geście odsunęłam się od niego na odpowiednią odległość i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy.

            - No starczy tego dobrego, bo ten na górze będzie zazdrosny.

            Zaśmialiśmy się jednocześnie.

            - Masz rację – zgodził się Harry,zerkając ku schodom, jakby faktycznie bał się przyłapania.

            - W takim razie przyjaciele? – spytałam zadziornie.

            - Przyjaciele! – rzucił, a po chwili przybiliśmy żółwika i ponownie roześmialiśmy się do siebie.

            - Myślę, że między mną a Zaynem wszystko się ułoży – spoważniałam chwilowo, mówiąc te słowa.

            Naprawdę życzyłam sobie, aby tak było. Nawet nie wyobrażałam sobie innego scenariusza.

            - Nie masz się, o co martwić. Drugi raz nie wypuści cię z ramion. – Pokiwał gorliwie głową, a ja rozradowana podniosłam się z sofy.

            Jeszcze raz spojrzałam na niego krotko, kiedy wspinałam się po długich schodach. W szybkim tempie, poprawiając rozczochrane włosy, wróciłam do Zayna. Gdy tylko weszłam do środka, poczułam jego dłonie, chwytające mnie w tali. Ze śmiechem uwolniłam się od jego rąk i zniknęłam na chwilę w łazience. Chwilę później, nim zdążyłam ją opuścić, drzwi same się przede mną otworzyły, a ciekawski wzrok wokalisty wpadł do środka. Popatrzyłam na niego zadziornie, unosząc do góry brwi. Cieszyłam się, że jest taki jak zawsze. Kamień spadł z mojego serca, a całe ciało było rozluźnione, gdy wtuliłam się w niego, całując lekko jego usta. Czułam, że delikatnie się uśmiecha, więc popatrzyłam na niego przytomnie.

            - Co jest?

            - Cieszę się, że tu jesteś – mruknął cicho zachrypniętym głosem.

            - Ja też – szepnęłam.

            Widziałam, że ciągle patrzy na mnie poważnym i skupionym wzrokiem. Zmarszczyłam lekko brwi. No przecież wiedziałam, że nie mówi mi wszystkiego! Zastanawiałam się ciągle, co mu chodzi po głowie.

            - Zayn… o czym mi nie mówisz?

            Uśmiechnęłam się niewinnie, chcąc wyciągnąć z niego wszystko, czego nie wiedziałam. Tak, jestem dociekliwa i obawiałam się tego, co powie.

            - Myślałem o tym, żebyśmy się ujawnili – wyznał, a widząc moją minę uśmiechnął się, jakby powstrzymywał wybuch śmiechu.

            - Jak to ujawnić? – Byłam pewna, że moja twarz wyraża ogromne zdziwienie i konsternację. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. Chociaż może to jemu coś się pomyliło. Jak my możemy się ujawnić?! Paparazzo i gwiazda?! To jak pies z kotem!

            - Chcę, żebyś udała się ze mną na czerwony dywan. Tym razem znajdziesz się po drugiej stronie. – Usłyszałam i popatrzyłam na niego martwym wzrokiem, przełykając głośno ślinę.

            Nie byłam pewna, czy takie wyzwanie jest dla mnie. Ja?! Spacerująca wśród gwiazd? Trzeba przyznać, że już raz znalazłam się w tamtym miejscu. Nie było to jednak zbyt fortunne wydarzenie i myślę, że nie warto tego powtarzać. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach, przypominając sobie moment, w którym pierwszy raz miałam styczność z Zaynem. Potknęłam się o dywan i wypchnięta dodatkowo przez tabun reporterów, na tyłku wylądowałam przed One Direction. Tak… mam mieszane uczucia związane z tamtym miejscem.

            - Jesteś pewien, że to dobry pomysł?– Nie będę ukrywać, że odrobinę się bałam. Byłam gotowa być paparazzo, jednak nie byłam gotowa postawić siebie po drugiej stronie obiektywu. Mówiąc szczerze, przerastało mnie to zadanie!

            - Chcę móc wreszcie publicznie przyznać, że jestem z tobą szczęśliwy – wyznał, po czym musnął dłonią mój policzek.

            Pokiwałam niepewnie głową. Jeśli jest to dla niego tak ważne, to może powinnam rozważyć takie rozwiązanie. Wzięłam głęboki oddech.

            - Zrobię to, jeśli naprawdę chcesz.

            - Wiem, że nie jesteś do tego stworzona, ale nie będziemy musieli się już ukrywać. Jeśli chcą robić zdjęcia, to niech robią. Ja i tak mam swoją własną fotoreporterkę. – Spojrzał na mnie tak czule, że nie wytrzymałam i stając na palcach, musnęłam jego pełne wargi. Gdy odwzajemnił pieszczotę, nieświadomie cofnęłam się kilka kroków do tyłu. Napotkałam przeszkodę, na co Zayn uniósł nogę do góry i wślizgując się pod prysznic, pociągnął mnie za sobą. Zaśmiałam się dźwięcznie.

            - Co ty planujesz? – mruknęłam wprost w jego wargi.

            - Zobaczysz. – szepnął i w tym samym momencie odkręcił ciepłą wodę.

            Pisnęłam zaskoczona, czując jego ciepłe dłonie, gładzące moje ciało. Objęłam go mocniej, chcąc czuć go jeszcze bliżej. Kochałam go. Dla niego byłam w stanie nawet rzucić pracę i wyjść na czerwony dywan, choć nie byłam pewna, jak to się dalej potoczy.

            Nie da się ukryć, że łazienka to dobre miejsce na poważne rozmowy.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 29 - Bieg w kółko.

            Przechodząc wzdłuż salonu, ścisnął mocniej w dłoni komórkę. Po chwili jeszcze raz zerknął na jej wyświetlacz, chcąc się upewnić, że nie ma tam żadnej wiadomości od Ani. Dzwonił do niej już tysiąc razy i nic. Albo nikt nie odbierał albo komórka była wyłączona. Naprawdę zaczynał się martwić. Dobrze wiedział, że nie powinna iść do Johna, jednak Ania to… Ania. Nic nie da jej się wytłumaczyć. Tak, jak kiedyś nikt nie zdołał wybić jej z głowy związku z Johnem, tak i teraz nikt nie byłby w stanie odwlec jej od planu, który sobie obmyśliła. Być może jednej osobie udałoby się to zrobić, jednak ta osoba była teraz na samym dole listy zdolnych do pomocy. Zerknął przelotnie na Zayna i znów przemierzył duży salon. Denerwował się, a kiedy się denerwował bezwiednie tarmosił swoje brązowe, półdługie włosy, przeczesywał je dłonią i znów targał. Nie mógł usiedzieć z tyłkiem spokojnie, zerkał przez okna, odchylając zwiewne firanki. Szedł do łazienki, a po chwili od nowa krążył po pokoju. Był pewien, że jego włosy były w coraz gorszym stanie, a to wszystko wina Ani!

            - A ciebie coś w tyłek ugryzło, że tak ciągle chodzisz? – zirytowany głos Zayna potoczył się po pomieszczeniu.

            - Martwię się o Anię – wyznał Harry, po czym zerknął na reakcję swojego przyjaciela. Ten popatrzył na niego w dziwny, nieokreślony sposób i przeniósł wzrok na telewizor.

            Ciało mulata na pierwszy rzut oka wydawało się odprężone, gdy siedział na sofie przed telewizorem, jednak dopiero przy dłuższym przyjrzeniu się, można było zaobserwować spięte mięśnie w okolicy ramion i szyi. Szczęka zaciśnięta była mocno i stanowczo.

            - Co znów zrobiła? – spytał jakby od niechcenia, wzrok wlepiając w ekran telewizora. Niebieskie światła odbijały się w oczach przypominających kolorem kawałki czekolady. Nieruchomo patrzyły w jeden punkt. Harry dobrze wiedział, że to tylko gra. Tak naprawdę Zayn spijał z jego ust każe słowo dotyczące dziewczyny.

            - Poszła do Johna – powiedział. Na twarzy Zayna pojawił się nieznaczny grymas, jakby za wszelką cenę powstrzymywał swoją reakcję.

            - W takim razie nie masz się czym martwić – mruknął i bardziej zagłębił się w sofę.

            - Posłuchaj, Zayn. Ja wiem, że ty nie chcesz tego słuchać, ale byłem z nią w redakcji tego magazynu, żeby dowiedzieć się czegoś na temat zdjęć. Wynagrodzenie przelano na konto Marka Wannforda, a wiesz może kto to? Bo ja tak! – Zrobił chwilową pauzę, chcąc się nacieszyć wiedzą, jaką posiadł w tajemnicy przed Zaynem. –  Ania powiedziała mi, że to paparazzo, jeden z tych, którzy gonili was tamtej nocy, gdy wyszliście bez ochrony. Wiadomo już, kto jest odpowiedzialny za te zdjęcia.

            - Faktycznie – mruknął, nawet nie patrząc na Stylesa. – Kojarzę gościa, ale nie możemy mieć pewności, że ona nie miała w tym udziału. Ktoś musiał je wynieść z domu!

            Malik podciągnął się wyżej na sofie. Kiedy Harry popatrzył na niego pobłażliwie, zamknął powieki i przetarł oczy palcami. Nie chciał widzieć tej miny, która mówiła mu, że zachowuje się jak duże dziecko. Usłyszał jak Harry znów szpera w swojej komórce. Jeszcze raz przyłożył ją do ucha, a po chwili spojrzał na nią zrezygnowany.

            - No dobra, zadzwoń z mojej, może wtedy odbierze. – Zayn przewrócił młynek oczami i podał kumplowi swój sprzęt, łudząc się, że Ania ma jeszcze ochotę z nim rozmawiać.

            - Jeśli nie, to jadę tam, a ty jedziesz ze mną.



                                                                    *



            Założyłam ręce na piersi i rozpoczęłam nerwowe postukiwanie stopą. Wreszcie zacni panowie postanowili otworzyć te cholerne drzwi! Słysząc dźwięk zgrzytającego zamka zaczęłam się trochę denerwować. Potarłam spocone dłonie o spodnie. Czy powinnam uciekać? Niee… To chyba nie będzie konieczne, prawda? A poza tym, jakie mam szanse w starciu z dwoma większymi ode mnie facetami? Nie mieli specjalnego kłopotu, żeby wrzucić mnie do tego pokoju i zamknąć na cztery spusty!

            - O, naprawdę cię tutaj zamknęli. Myślałem, że tylko sobie żartują.

            Przede mną pojawił się Paul, a jego rozbiegane i ciemne jak żuki oczy, skupiły się na mojej sylwetce. A więc trójca święta, która uknuła to wszystko przeciwko mnie, zebrała się w jednym miejscu. Zerknęłam na niego gniewnie, nie odzywając się ani słowem. Podeszłam chwiejnym krokiem w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na ból w jednej z nóg, a on wypuścił mnie grzecznie poza obręb pokoju. Znałam mieszkanie Johna  na pamięć,więc bez zastanowienia skręciłam szybko w stronę łazienki, gdzie zamierzałam załatwić swoją potrzebę. Przechodząc przez przedpokój, zerknęłam na siedzących w pokoju Johna i Marka. Miałam ogromną chęć skręcić im karki za to, jak się wobec mnie zachowali. Kiedy tylko umyłam ręce i opuściłam łazienkę, uniosłam wysoko głowę i popatrzyłam na Paula, który ciągle podążał za mną krok w krok.

            - To co, mogę iść do domu?

            - Pomyślimy, skarbie. Na razie musimy się zastanowić, co z tą sytuacją zrobić. – Uśmiechnął się jak dobry wujek. Ja jednak wiedziałam, co kryje się pod tą maską. Nie nabierze mnie!

            - Chcę stąd wyjść! – Ruszyłam w stronę drzwi, jednak na marne, gdyż zagrodził mi przejście ramieniem i ni jak nie dało się go ominąć. Oparłam się o ścianę i popatrzyłam na niego uważnie. –Proszę – pisnęłam błagalnie, mając wrażenie, że to moja ostatnia deska ratunku, aby wyrwać się z tego mieszkania, zabarykadować w swoim i pochłonąć całe opakowanie lodów.  

            Pokiwał przecząco głową, po czym złapał mnie za ramię i wskazał, żebym poszła za nim. Tak też zrobiłam, bo właściwie to nie miałam wyjścia. Czułam, że gdybym nie poszła dobrowolnie, zaciągnął by mnie tam siłą. Usiadłam na kanapie zaraz obok Marka i wlepiłam wzrok w Johna, chcąc wywrzeć na nim nacisk i uruchomić wyrzuty sumienia, które wszystko załatwią za mnie.

            - To chyba ty namieszałaś w naszych finansach, co? – Paul uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

            - Nie tylko ja – warknęłam pod nosem, myśląc o tym, że jeszcze jeden taki wytrzeszcz w moją stronę i puszczę pawia.

            - Zrobimy tak. – Zetknął ze sobą czubki wskazujących palców i popatrzył na mnie spod nastroszonych brwi. –Zrezygnujesz z pieniędzy, nie będziesz robiła utrudnień, nie powiesz nic chłopcom o tym, co się tutaj wydarzyło i pójdziesz wolno.

            Zerknęłam na niego wzburzona. Tak po prostu ma im to pójść płazem?! Nie muszę mieć pieniędzy. Chcę tylko, żeby Zayn i Harry wiedzieli, że jestem z nimi uczciwa…

            - Nie ma mowy – podniosłam głos i wstałam z kanapy. – Przez was straciłam Zayna i wszyscy myślą, że jestem jakąś cholerną oszustką. Chcecie, żebym udawała, że nic się nie stało? To chyba żart!– Prychnęłam pod nosem i ostentacyjnie zarzuciłam włosy do tyłu. Jeśli myślą, że ze mną jest tak łatwo, to się srogo mylą.

            - Ania, zastanów się chwilę, wszystko będzie chociaż po staremu. – Do moich uszów dotarł głos Johna. Spojrzałam na niego zaszokowana, lustrując jego spokojną twarz. Wyglądał jakby naprawdę chciał mi pomóc i to najbardziej wytrąciło mnie z równowagi.

            - Po staremu?! – Łzy stanęły mi w oczach. – Ty tylko wzbogacisz się o kolejną sumkę, a mój związek nadal będzie zrujnowany – pisnęłam, patrząc w jego oczy.

            - No dobra. To chyba był jednak dobry pomysł, żeby zamknąć ją w tym pokoju – gdzieś za moimi plecami wydobył się cichy śmiech menadżera zespołu One Direction. Spojrzałam na niego spłoszona,automatycznie uchylając się.

            Teraz albo nigdy.

            Zanim którekolwiek zdążyło się zorientować w tym, co się dzieje, z zawrotną prędkością ruszyłam w stronę wyjściowych drzwi. Nie złapałam ani torebki, ani komórki i butów. Po prostu pod wpływem adrenaliny zapomniałam o stłuczonej nodze i lawirowałam pomiędzy meblami, chcąc się jak najszybciej stąd ulotnić. Niestety nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, gdyż Mark rzucił się na mnie i powalił na podłogę. Donośny wrzask wyrwał się z mojej krtani, zaraz przed tym, gdy całe powietrze zostało wyparte z moich płuc. Jego cało przygniotło mnie do posadzki tak, że nie mogłam złapać tchu. Wystającypróg wbił się gdzieś w okolice mojego podbrzusza, a policzek mocno obtarł się o posadkę klatki schodowej, po której ciągle rozchodziło się echo mojego wrzasku. Nieświadomie przejechałam językiem po zębach, sprawdzając, czy nadal są wszystkie.

            Gdy tylko mój umysł zaczął kojarzyć fakty, zorientowałam się, że Mark znów bez problemu uniósł mnie i wprowadził do sypialni Johna. Po drodze zauważyłam tylko niespokojny wzrok mojego byłego chłopaka i uśmieszek na ustach Paula. Znów poczułam uderzenie. Tym razem zamiast zimnego i twardego betonu, pod ciałem poczułam miękką pościel i przeklęłam Marka w myślach. Rozumiem, że uwielbia rzucać kobiety na łóżko, ale czy musi to robić akurat ze mną?!

            Z cichym sapnięciem uniosłam się na łokciach i dotknęłam bolejącej wargi. Kiedy na moich palcach zalśniła krew, w mojej głowie zaszumiało jeszcze bardziej niż do tej pory. Dotknęłam czoła, czując, że niedługo pojawi się tam porządny guz. Nie mogę uwierzyć, że przećwiczył na mnie jakiś zapaśniczy chwyt! Usiadłam na łóżku, a po chwili znów opadłam na nie, rozrzucając nogi i ramiona na boki. Czułam smak krwi w ustach, kiedy ciężko zdmuchiwałam z twarzy kosmyk włosów.

            Słysząc trzask zamykanych drzwi, pomyślałam, że pewnie Paula opuścił mieszkanie i wrócił do swoich obowiązków.



                                                                          *



            Donośny krzyk przeszył jego uszy i wzdrygnął się zdenerwowany, a włoski na jego karku zjeżyły się na sam ten dźwięk. Spojrzał na budynek z którego się wydobywał. Tak, to tam mieszkał John. Zerknął na Harryego, który usłyszał to samo i jego twarz przejawiała takie samo przerażenie.

            - To ona? – spytał lekko drżącym głosem.

            - Nie. Przecież nie mógłby jej nic zrobić – mruknął Zayn, jednak jego serce biło w nienaturalnie szybkim rytmie, gdy przypomniał sobie, że John już raz podniósł na nią rękę.

            Musiał ją znaleźć. Ten wrzask przeraził go dostatecznie mocno, żeby nie myślał o niczym innym, jak tylko o niej.

            – Chodźmy – zadecydował w końcu, ruszając w stronę schodów.

            Gdy tylko stanęli przy drzwiach, należących do Browna, spojrzeli na siebie niepewnie, a Zayn uniósł zaciśniętą pięść. Zapukał. Chwilę potem usłyszał kroki. Ktoś ostrożnie podszedł do drzwi, zastanawiając się czy je otworzyć. Zdenerwowany Malik, bez zaproszenia nacisnął klamkę, z rozmachem otwierając drzwi, które ku ogólnemu zaskoczeniu okazały się otwarte. To co zobaczyli całkowicie ich zadziwiło. Przed nimi stał Mark Wannford.

            Bez słowa weszli do środka, przez chwilę mierząc się nawzajem wzrokiem i powoli przechodząc przez mały przedpokój. Gdy tylko wpadli do salonu, usłyszeli za sobą wrzaski Wannforda,który kazał im opuścić mieszkanie. Nie przejmując się mężczyzną, rozejrzeli się krótko po mieszkaniu, nie dostrzegając nigdzie drobnej, ciemnowłosej dziewczyny.

            - Gdzie jest Ania? – równocześnie warknęli w stronę Johna, siedzącego na sofie. Jak na zawołanie podniósł się do pionu, mierząc chłopaków wrogim spojrzeniem. Nie mógł sobie odpuścić pogardliwego uśmiechu, skierowanego wprost w ich stronę.

            - Nie wiem gdzie jest, ale nie tutaj.– John wzruszył ramionami, jednak ani na chwilę nie spuścił z nich spojrzenia. Gdyby był psem, prawdopodobnie teraz jego sierść zjeżyłaby się w geście ostrzegawczym, a wargi drżałyby, ukazując groźne zęby.

            - Halo? – Usłyszeli dziewczęce wołanie. Obydwaj zerknęli w stronę drzwi, zza których było słychać głos Ani. Zanim ktokolwiek zdążył ich powstrzymać rzucili się w tamtą stronę, pośpiesznie naciskając klamkę. Drzwi jednak nie ustąpiły. Rozejrzeli się dookoła. Ich wzrok przez chwilę zawiesił się na Marku stojącym przy wyjściu i na Johnie, który obserwował to wszystko z boku. Wszyscy byli niepewni swoich dalszych ruchów. Podczas gdy Harry i Zayn starali się wydostać dziewczynę z pokoju, John i Mark patrzyli po sobie, zastanawiając się, co zrobić, aby jeszcze bardziej nie spartaczyć roboty.

            - Wypuśćcie mnie – powtórzyła wołanie.

            - Klucz! – Zayn zerknął na Johna. Ten tylko pokiwał głową w geście bezradności, chcąc pokazać, że nie może mu pomóc. Ten gest był jednak jak zielone światło dla chłopaka. Momentalnie rzucił się w kierunku bruneta, przypierając go do ściany. – Gdzie jest ten klucz do jasnej cholery?! – warknął przytrzymując jego koszulkę tak, aby uniemożliwić mu zbędne ruchy.

            - Leży na stole.

            Puścił go, zerkając na Harryego, który złapał przedmiot i już zabrał się za otwieranie drzwi.

            - Dzięki Bogu – usłyszeli ponownie i Harry aż uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej pełen ulgi głos.

            Nie zdążył jednak wejść do pokoju, gdyż odepchnął go Zayn, wpadając do środka niczym proca. Zatrzymał się. Stanął w progu, patrząc na Anię. Ciemne, splątane włosy okalały jej zarumienione policzki. Na wardze zrobił się strupek, co świadczyło o świeżej ranie. Jego badawczy wzrok szybko zlustrował jej sylwetkę, stwierdzając, że była cała. Każda z części jej ciała nadal była na swoim miejscu. Dopiero teraz poczuł, że serce, które przyśpieszyło biegu, gdy usłyszał jej krzyk, powoli się uspokaja. Po chwili jednak znów przyśpieszało, gdy patrzył jak stała przed nim nieco zmieszana i swoimi przenikliwymi, zielonymi oczami zerkała na niego zdziwiona.



                                                                 *



            Myśląc, że w drzwiach zobaczę Harryego, podeszłam do nich, wciąż masując sobie obolałe czoło. Na jego czubku powoli wyrastał wielki guz, czułam tę wypukłość pod palcami. Gdy przed moimi oczami ukazała się postać Zayna momentalnie zesztywniałam. Szybko zdjęłam rękę z czoła, prostując się jak struna. Splotłam ręce i zacisnęłam je mocno, nie ruszając się ze swojego miejsca. Chciałam odwrócić wzrok, jednak wciąż mimowolnie zerkałam na niego niepewnie. Po chwili ruszył w moim kierunku, a moje serce zaczęło przyśpieszać rytmu. Tylko tego brakowało, abym dostała tu jeszcze zawału. Za mało jestem dzisiaj poszkodowana!

            Spuszczając głowę, zaczęłam przesuwać się ku krawędzi drzwi. Wolałam ulotnić się stąd tak szybko, jak to tylko możliwe. Muszę korzystać z okazji, że drzwi są otwarte. Tak a propos, to gdzie podział się John i Mark? Czyżby nagle przestraszyli się chłopaków? Szczerze wątpiłam, by ich szczupłe sylwetki mogły zrobić na kimkolwiek wrażenie. Dlatego właśnie musiałam się stąd w jak najszybszym czasie zbierać i wyprowadzić też stąd Zayna, który teraz stanął przy mnie i patrzył się jak zahipnotyzowany. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, nie mogąc powstrzymać tego odruchu. Niespodziewanie złapał moją twarz w dłonie i uniósł w swoją stronę. Jednocześnie nachylił się, a ja poczułam jego usta, czule przylegające do moich. Pocałował mnie namiętnie, obejmując w tali, a ja chcąc czy nie, zarzuciłam mu ręce na kark. Teraz wszystko wirowało jeszcze bardziej, niż po grzmotnięciu o podłogę na klatce schodowej! Poczułam jak ramiona chłopaka jeszcze bardziej przyciągają mnie do siebie, a wokół mnie przyjemnie promieniowało ciepło jego ciała. Wspięłam się na palce, chcąc być jeszcze bliżej niego i wtedy poczułam przeszywający ból. Stęknęłam cicho, odrywając się od chłopaka. Zayn zerknął na mnie przestraszony, jakby to on był winien tej sytuacji.

            - Ehem… Nie chcę przeszkadzać, ale moglibyśmy się stąd wynosić – mruknął w naszą stronę Harry, który katem oka ciągle spoglądał na czającego się w przedpokoju Marka.

            - Tak jest, Harry – odpowiedziałam z uśmiechem, powracając do pionu. Nie patrzyłam już na Zayna, nie wiedziałam, co znaczył ten pocałunek i nie miałam czasu się teraz nad tym zastanawiać. On jednak uciążliwie zerkał na mnie, więc złapałam go za rękę.

            - Tylko się uderzyłam. Chodźmy już.– Ruszyłam do przodu i skrzywiłam się lekko. Dopiero teraz ból w nodze się nasilił, chyba coś mi strzyknęło, kiedy chciałam się wspiąć na poziom Zayna, jednak skutecznie zamaskowałam to pokerowym wyrazem twarzy. Pociągnęłam za sobą chłopaka, który objął mnie w pasie, chcąc dać mi oparcie. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się na dworze, daleko od tego miejsca. Mijając Marka zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem. I co?! I kto jest górą?! Skończyło się trzymanie pod kluczem! Jak oni w ogóle śmiali zrobić coś takiego?

            - Nigdy więcej się do mnie nie zbliżajcie – warknęłam w ich stronę. – W przeciwnym razie zgłoszę to na policję i zrobię obdukcję. Ostrzegam. – Z gracją odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam na nich przeszywająco. Po chwili jednak zachwiałam się, przez co Zayn podtrzymał mnie, abym nie zaliczyła kolejnego już dzisiaj upadku. Mimo to uśmiechnęłam się chytrze, podchodząc do drzwi. Nic nie zepsuje mojej chwili tryumfu!

            - Poczekaj chwilę – Zayn mruknął w moją stronę i zostawił mnie przy wyjściowych drzwiach. Zerknęłam na niego zdziwiona, jednak przytaknęłam głową. Moje oczy śledziły każdy jego ruch. Pewnie podszedł do nie spodziewającego się niczego Johna i uderzył go prosto w twarz, z której trysnęła krew. Moja ręka momentalnie wystrzeliła w stronę ust, zakrywając je w geście zdziwienia. Spojrzałam na Harryego, chcąc żeby jakoś zareagował, ale on tylko wzruszył ramionami.

            - Zayn! – pisnęłam, nie wiedząc, co robić. Mark także zastygł w bezruchu. Z niego to jest jednak tchórz. Co z tego, że John to jego partner? Nigdy by się za nim nie wstawił, bo jeszcze sam by oberwał.

            Po krótkiej chwili jeszcze jeden cios wylądował na policzku Johna, a ja nie wytrzymałam, ruszając w ich stronę. Zauważyłam wściekły wzrok Browna i już wiedziałam, że sytuacja nie staje się za ciekawa. A wszystko wyglądało tak dobrze!

            - Zayn! – przywołałam go do porządku, po chwili jednak moja noga zaplątała się o gruby dywan, pokrywający podłogę w pokoju Johna i ciągle starając się utrzymać równowagę upadłam, w ostatniej chwili łapiąc się oparcia kanapy. To wystarczyło, aby ich uwaga skierowała się na mnie.

            Zdecydowanie nie jest to mój najlepszy dzień, jednak dzięki mojej nieporadności wrogie nastroje zniknęły. A przynajmniej Zayn się opanował. Podbiegł do mnie, sprawdzając czy nic mi się nie stało. Nie, jestem cała. Trochę nieogarnięta, ale jednak cała! Poczułam, że wsuwa swoje ramię na moją talię i stawia mnie do pionu. Kto jak kto, ale ja dzisiaj czułam się jak szmata do mycia podłogi. Właściwie niewiele moje samopoczucie mijało się z faktami. W końcu nie raz wylądowałam dzisiaj na podłodze i zostały wyciśnięte ze mnie wszystkie flaki poprzez wielkie cielsko Marka.

            - Chodźmy już – szepnęłam cichutko, tak że chyba tylko on mnie usłyszał. Zobaczyłam za jego plecami zezłoszczonego Johna i czym prędzej pociągnęłam chłopaka za rękę.

            - Wypad stąd, zanim wam skopię tyłki! Jazda! – wrzasnął tak, że aż podskoczyłam w miejscu. Czułam się jakby jego słowa niczym niewidzialna miotełka, wyganiały mnie stamtąd. Znów obejmując Malika dotarłam do klatki schodowej, a drzwi za naszymi plecami zatrzasnęły się nim zdarzyłam się w ogóle odezwać.

            - O matko… wreszcie – sapnęłam, po czym zerknęłam na Harryego i otarłam dłonią czoło. Widziałam, że on też czuł ulgę. Uśmiechnęłam się do niego, po czym pisnęłam niespodziewanie, czując jak ktoś podcina moje kolana i łapie mnie pod plecami.

            - Co my już z tobą mamy. – Haarry odwzajemnił uśmiech i pokiwał z dezaprobatą głową, patrząc na moją zaszokowaną minę, kiedy ulokowałam się w ramionach Zayna. Dobrze wiedziałam, o co chodziło Harryemu. Gdybym nie była uparta, żeby tutaj przychodzić, nie miałabym problemu, z którym musieli mi pomóc. Mogłam też przyjść z Kate. Może w dwójkę poradziłybyśmy sobie z wywarzeniem drzwi?!

            - Zayn! – Ocknęłam się po chwili. –Postaw mnie natychmiastowo na ziemi! – rozkazałam, kiedy byliśmy już w połowie schodów.

            - Im szybciej się stąd wyniesiemy, tym lepiej – odpowiedział tylko, nadal patrząc przed siebie.

            Zerknęłam na jego uspokojoną twarz i przejechałam lekko dłonią po lewym policzku. Nie spojrzał na mnie, jednak widziałam minimalną zmianę wyrazu jego twarzy. Nie potrafiłam ocenić, czy była to dobra zmiana.

            - Nic mi nie jest, naprawdę – szepnęłam. – Potknęłam się tylko o dywan – wyjaśniłam, przylegając bliżej do jego ciała i ciesząc się, że wreszcie mogę go objąć. Znów poczułam to przyjemne ciepło, jakie płynęło z każdego jego gestu. Oplotłam jego szyję dłońmi, chcąc mu pomóc w udźwignięciu tego ciężaru, który na nim spoczął.

            - Już cię puszczam – mruknął, gdy tylko zeszliśmy po schodach. Z wdzięcznością oparłam głowę o jego bark i uśmiechnęłam się pod nosem. Mimo iż na mnie nie patrzył i unikał mojego wzroku, czułam wyraźną zmianę. Widziałam to po nim i po całym jego zachowaniu. Wiedziałam, że powinnam z nim porozmawiać. Nie wiedziałam jednak nawet, jak zacząć.

------------------------------------------------------------------------------------

Powoli zbliżamy się do końca opowiadania, zostały mi tylko 2 rozdziały, mam już je napisane.
Dziękuję za tyle miłych słów, naprawdę, bez was nie dałabym rady napisać tego opowiadania. Szczerze to nawet sama się nie spodziewałam, że będzie tutaj ponad 30 rozdziałów. Komentarze motywowały mnie każdego dnia do napisania nowego rozdziału.
Dziękuję też za propozycję napisania książki, ale niestety nie skorzystam, haha, po prostu nie nadaję się do tego :)

                                                         JESTEŚCIE CUDOWNI ♥

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 28 - Prawda.

            Mój but energicznie podskakiwał na nodze, która rytmicznie uderzała o krzesło, na którym siedziałam. Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła, zauważając niezwykłą żółć pokrywającą część sufitu. Skupiłam się przez chwilę na tym kolorze, zastanawiając się czego był wynikiem. Być może jest to powolnie rozwijający się grzyb, który swoimi mackami powoli opanowuje coraz większą powierzchnię? Może nade mną jest łazienka? Przesunęłam wzrok niżej, zauważając, że ktoś patrzący na mnie z boku, wziąłby mnie za idiotkę. Ściany były w kolorze wyblakłej śliwki, a na podłodze rozciągała się wykładzina imitująca panele. Cóż… nie tak wyobrażałam sobie biurowiec jednej z najbardziej prestiżowych gazet plotkarskich. Prześlizgnęłam wzrokiem po srogo wyglądających drzwiach, zaraz po tym skupiłam się bardziej na recepcji, w której znajdowała się jedna ciemnowłosa kobieta. Oparłam rękę na twardym krześle i zerknęłam na Harryego, który znajdował się po mojej prawej stronie. Po jego twarzy mogłam dostrzec, że jest lekko spięty. Tak samo jak ja. Nie zdążyłyśmy jednak odezwać się do siebie ani słowem, kiedy kobieta przy recepcji poprosiła nas do siebie.

            - Tak, słucham państwa?

            Zerknęłam przelotnie na Harryego, za jego plecami dostrzegając jednego z ochroniarzy.

            - Dzień dobry, nazywam się Anna Metz i jestem fotoreporterem. Niedawno odsprzedałam państwu zdjęcia, dlatego teraz chciałam upomnieć się o uregulowanie wpłaty.

            Przełknęłam głośno ślinę, obserwującjej lekko drgającą powiekę.

            - Z tego co wiem, wpłaty dokonywane są w trybie natychmiastowym. Niech pani poczeka – skierowała do mnie, po czym wybrała jakiś numer na telefonie.

            Odwróciłam się z powrotem w stronę Harryego i powachlowałam się ręką. Gorączka, jaką powodowała pogoda za oknem, teraz zwiększyła się jeszcze bardziej. Bałam się, że za chwilę na mojej twarzy pojawią się wypieki oszustwa. Ale to nic… graj, Ania, graj! Kto wie? Może niedługo odkryję, że aktorstwo jest moim nowym powołaniem?

            - Tak, rzeczywiście mamy jakieś zdjęcia wystawione na Annę Metz. Niech pani wejdzie do pokoju 8, tam powinna się pani dowiedzieć więcej.

            - Dziękuję. – Natychmiast puściłam się przodem, nawet nie patrząc, czy Harry idzie za mną. Moje serce zabiło mocniej, kiedy zobaczyłam numer osiem na srogich, zamkniętych drzwiach. Wzięłam głęboki oddech, zapukałam dwukrotnie, po czym nacisnęłam klamkę.

            - Dzień dobry. Nazywam się Anna Metz i chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej, na temat wypłaty za moje zdjęcia, które ostatnio pojawiły się w magazynie.

            - Witam panią… ach… pan Styles! – Facet zerknął za moje plecy, zacierając już ręce. Nawet się nie zorientowałam, że Harry stoi tuż za mną, a drzwi tak naprawdę jeszcze nie zostały zamknięte. Spojrzałam zaskoczona na wokalistę. Posłusznie odsunęłam się jednak, żeby mógł zająć miejsce zaraz obok mnie. Harry przywitał się skinieniem głowy, po czym od razu przeszedł do rzeczy.

            - Może pan sprawdzić, gdzie podziały się pieniądze, za zdjęcia, które zostały dostarczone?

            Nie ma to jak szybki konkret. Mężczyzna szybko usiadł przy komputerze, wpisując w niego niezbędne dane.

            - Przelew odbył się na konto nijakiego Marka Wannforda.

            Spojrzałam zaskoczona na mężczyznę. To nazwisko rozbrzmiało w moich uszach jak sygnał alarmowy.

            - Jak to Marka Wannforda?

            Mężczyzna popatrzył na nas zdezorientowanym wzrokiem. Najpierw zerknął na mnie, po czym z lekko uniesioną brwią przypatrzył się oburzonemu wyrazowi twarzy Harryego.

            - Dowiem się, w czym jest problem. Niech państwo zgłoszą się w ciągu kilku najbliższych dni – zmieszał się, jeszcze raz sprawdzając sprzeczne dane, które znajdowały się w komputerze. Słysząc jego słowa automatycznie wstałam, spoglądając na Harryego, u którego chyba po raz pierwszy widziałam tak zacięty wyraz twarzy. Tak! Po raz pierwszy, mimo, że nasze początki nie układały się zbyt dobrze.

Kiedy tylko znaleźliśmy się za drzwiami szturchnęłam go łokciem, uśmiechając się pod nosem. Szybko odwzajemnił uśmiech. Oboje wiedzieliśmy, że ich wkopaliśmy! Teraz nie mieli pojęcia, jak z tego wszystkiego wybrnąć! Ha!

            - Dobrani z nas partnerzy – zauważyłam. Nadzieja kiełkowała we mnie teraz coraz bardziej. W końcu musi się to jakoś wyjaśnić. Ale zaraz… Mark Wannford?! Ten Mark?! Jak to możliwe, że… czyżby to on maczał w tym palce?!



                                                                                  *



            Kiedy tylko wróciłam ze swojej wyprawy z Harrym, nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Można powiedzieć, że zostałam wkopana i nie miałam pojęcia, jak to udźwignąć. Skoro już zostałam paparazzo, to powinnam uruchomić nabyte w czasie mojej kariery kontakty i tak po prostu pstryknąć palcami, aby wszystko zostało wyjaśnione. Tak się składa, że nie jestem tak dobra, jak myślałam i nic takiego tutaj nie zadziała. Moje magiczne pstryknięcie palcami tak naprawdę nie ma w sobie mocy, a ja muszę się nieźle nagimnastykować, żeby dociec do tego, co się wokół mnie dzieje! Dlatego właśnie postanowiłam jeszcze raz porozmawiać z Johnem. Tak, wiem, że ten chłopak ciągnie się za mną wszędzie. Nasze losy są chyba ze sobą związane i ciągle się splatają. Ale obiecuję sobie, że niedługo odetnę tą cholerną pępowinę i John zniknie raz na zawsze z mojego życia!

            Tym razem jednak był mi potrzebny, bo to ja zamierzałam wykorzystać jego! Nie potraktowałam go ostatnim razem zbyt miło. Można powiedzieć, że totalnie go zbyłam i interesowało mnie tylko to, aby wydostać się z jego mieszkania. To nic, teraz postanowiłam sama wpakować się w paszczę lwa! Ha, ha! Początkowo miałam nadzieję na spore wsparcie ze strony Kate, jednak uznałam, że nie będę mieszać jej w tą brudną sprawę i sama dam sobie radę.

            Przemierzając ulice Londynu, skupiłam się przez chwilę na prażącym moje policzki słońcu. Chwilę później promienie jednak schowały się za chmurami, a ja skrzywiłam się lekko. Kto by pomyślał, że o tej porze roku, pogodę będą zakłócały mi chmury? Toż to szczyt! Miałam tylko nadzieję, że nie będzie padało, bo wtedy to już w ogóle byłby problem, w końcu nie wzięłam parasolki.

            Czując wibrujący w mojej kieszeni telefon, szybko wyciągnęłam go i zatwierdziłam rozmowę.

            - Ania, gdzie jesteś? Czekam pod twoim domem. Wolałbym tutaj długo nie stać.

            - Harry, nie bądź zły, ale nie mogę teraz wrócić. Mam misję do wypełnienia – powiedziałam zgodnie z prawdą, gdyż moim celem było wyciągnąć z Johna jak najwięcej informacji na temat tego, co tak właściwie robił przed klubem tej feralnej nocy, jaki udział ma w tym Mark i o co im obojgu chodzi.

            - Co ty znów kombinujesz? –usłyszałam przeciągłe westchnięcie.

            - Idę do Johna. Muszę dowiedzieć się, czy nie ma z tym wszystkim czegoś wspólnego – powiedziałam to, zanim w ogóle zdążyłam zorientować się w sytuacji. Nie powinnam była mu się wygadywać! Przecież on nie pozwoli mi tam pójść, a nawet jeśli, to jeszcze przeze mnie może nabrać podejrzeń! Moje intencje są czyste jak łza… nie wiem więc, dlaczego miałby to robić, no ale lepiej zawsze chuchać na zimne.

            - CO?! – Usłyszałam w słuchawce i przewróciłam młynek oczami. Tego właśnie się spodziewałam.

            - Nie mam czasu tego tłumaczyć, do zobaczenia później – pożegnałam się z nim szybko, z przodu zauważając wejście do kamienicy, w której mieszkał John. Nikt nie będzie ze mnie robił głupiej dziewczynki. Rozwiążę tą sprawę sama, a gdy to zrobię, Zayn się ocknie. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. John pocałował mnie, ja tego nie chciałam, a teraz tylko muszę udowodnić to Zaynowi.

            Wzięłam głęboki wdech i wstąpiłam do środka. No dobrze. Przyznam się, że nie byłam pewna, czy robię dobrze, jednak nie mogłam siedzieć z założonymi rękoma i czekać na telefon od tego magazynu! To nie w moim stylu. Musiałam działać!

            Kolejny raz wspięłam się po wąskich i wysokich stopniach, które zawsze wywoływały we mnie nieprzyjemne uczucia. Byłam pewna, że stworzone były w okresie, gdy normy budowlane dla budynków wielorodzinnych jeszcze nie istniały. Zawsze przerażała mnie ich stromość. Mój wzrok przebiegł po obskurnych ścianach. Jak to możliwe, że w Londynie nadal można znaleźć takie miejsca?!

            Zdeterminowana, żeby zdobyć jakieś ważne informacje, zapukałam natychmiastowo i nacisnęłam klamkę. Pewna, że będą otwarte naparłam na drzwi. Nic z tego. Nie otworzyły się, a ja przeklęłam cicho pod nosem. Miałam ochotę kopnąć w ten prostokątny kawałek drewna, jednak powstrzymałam się. Zanim zdążyłam odwrócić się w stronę wyjścia, drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się John, ubrany tylko w bokserki. Rozpoczynając grę aktorską, uśmiechnęłam się do niego w tak anielski sposób, w jaki tylko potrafiłam. Zmierzyłam go od dołu do góry, stwierdzając, że dobrze pamiętam stare czasy. Staliśmy przez chwilę, patrząc się na siebie.

            - Wpuścisz mnie? – odezwałam się pierwsza, nie bardzo wiedząc, co mam zrobić. Zaczęłam okręcać kosmyk włosów na palcu. Nie spodziewała mnie jego reakcja, która polegała na tym, że zdziwiony stał w drzwiach, patrząc na mnie uważnie.

            Po chwili szybko przesunął się, robiąc mi przejście. Skorzystałam z niego, ogarniając wzrokiem mały przedpokój. Szybko ściągnęłam buty i ruszyłam do salonu, gdzie od razu usiadłam na wąskiej kanapie. Spuściłam wzrok. Nie wiedziałam, jak mam zacząć to przesłuchanie. Szybko poczułam, jak John siada bardzo blisko mnie. Wzdrygnęłam się lekko, jednak w ostatnim momencie powstrzymałam odruch, który nakazywał mi odsunąć się na drugi skraj kanapy. Jego ramię otarło się o moje, a zaraz potem poczułam, że łagodnie mnie obejmuje. Jego ciepły oddech otulił moje policzki, ja jednak hardo patrzyłam na swoje złączone dłonie.

            - Widzę, że jednak wróciłaś. – Usłyszałam jego szept, a po moich plecach przeszedł dreszcz podenerwowania. Policzki oblały się szkarłatem, kiedy poczułam jak jego dłoń wsuwa się na moje udo i gładzi jego powierzchnię. Wiedziałam, że część tego muszę przetrwać bez protestów. W końcu musiałam jakoś załagodzić spór, który wytworzył się między nami w ostatnim czasie.

            - No? Co ty taka nieśmiała? Nie pamiętasz już, co robiliśmy razem na tej kanapie?

            Ooo, nie. Miarka została przebrana!

            - John, chciałam tylko porozmawiać.– Przerwałam jego zaloty, próbując odsunąć się od niego na pewną odległość. Zauważyłam, że zerknął na mnie podejrzanie, unosząc do góry jedną brew.

            - Jak znalazłeś się tamtego dnia pod klubem? Jak to się stało, że znalazłeś się tam ze mną?!

            - Dlaczego o to pytasz? – spojrzał na mnie nieufnie, a ja już wiedziałam, że coś się za tym kryje.

            Bo to rozwaliło mi związek, pacanie, pomyślałam szybko, jednak nie wypowiedziałam tego na głos. Zamiast tego przeanalizowałam za i przeciw.

            - Po prostu dawno cię nie widziałam, a ty nagle się tam pojawiłeś. – Z anielskim uśmiechem wymalowanym na twarzy udawałam niewinną istotę, a on jak kamienny mur nie dał się skuć i uronić choć odrobiny tajemnicy.

            - Widzę, że się stęskniłaś. – Od razu przeszedł do rzeczy, znów znacznie się do mnie przybliżając. Jego usta dotknęły mojego ucha, a ja skrzywiłam się lekko. Nie chciałam, żeby to zobaczył, jednak nie mogłam się powstrzymać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego! Jedną rękę ułożyłam na jego nagiej klatce piersiowej i już miałam zamiar go od siebie odepchnąć, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

            - Poczekaj tutaj – mruknął w moją stronę, po czym szybkim krokiem wyszedł na klatkę schodową.

            Nie byłabym sobą, gdybym w tym momencie nie podążyła za nim. Stanęłam w przedpokoju, nie będąc pewną, czy powinnam wychodzić poza mieszkanie. Moje wątpliwości zostały jednak rozwiane, gdy usłyszałam wymianę zdań.

            - To nie jest najlepszy moment.

            - Mam nadzieję, że zajmujesz się właśnie nią, ale mamy problem. Ktoś zgłosił, że pieniądze nie pojawiły się na właściwym koncie. Obawiam się, że to wszystko może nie wypalić, a Paul już wydał swoją dolę.

            - Jak to może nie wypalić?

            Słysząc zezłoszczony głos Johna zamarłam. A więc moje przeczucie było słuszne! Maczał w tym palce, a dodatkowo maczał w tym palce także… Paul?! Menadżer chłopaków?! Jak to możliwe? Czy to znaczy, że z największą chęcią tak po prostu by się mnie pozbył i zdradziłby chłopaków? No tak… przecież skądś musieli wziąć przedmiot przetargu – zdjęcia!

            - Jeśli będę wiedział coś więcej, to dam znać. Teraz zachowuj się jakby wszystko było w porządku – mruknął mężczyzna, a ja nie wytrzymałam i otworzyłam drzwi. Spojrzałam po nich zabójczym spojrzeniem i od razu wiedziałam, że byli przerażeni. Ha! Ja to potrafię przyprzeć ludzi do muru.

            - Jest dobrze?! A co z moim związkiem?! Ile pieniędzy dostaliście za to, żeby pozbawić mnie szczęścia?!

            Chyba pierwszy raz tak bardzo podniosłam na kogoś głos, bo wbrew pozorom jestem bardzo opanowaną osobą. Zauważyłam, że oboje zerkają na siebie przelotnie. Założyłam dłonie na piersi, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie mogłam uwierzyć, że w to wszystko wplątany był także Mark! Mark, którego widywałam w pracy, który chciał zaprosić mnie na wieczorną randkę! A właściwie to by do niego pasowało. Przecież to on, a nie kto inny, jest typowym, rasowym paparazzo. Co mogliby obchodzić go inni ludzie, skoro jest typem samotnika? Mogłam się spodziewać, że od samego początku domyślał się, co łączy mnie i Zayna.

            - No, co tak zamilkliście?

            Nie doczekałam się jednak żadnej odpowiedzi, ponieważ poczułam jak jeden z mężczyzn łapie mnie od tyłu w pół i unosi do góry. Wystraszyłam się nie na żarty. Kątem oka zauważyłam Johna, który przygotował się, aby zamknąć moje usta. Uprzedzając jego zamiar szybko krzyknęłam. Właściwie to pisnęłam, a mój pisk potoczył się echem po całej klatce schodowej. Szarpnęłam się raz, drugi, jednak nic nie skutkowało. Miotając głową na wszystkie strony i mając unieruchomione ręce, po chwili straciłam poczucie orientacji. Wiedziałam tylko, że znów znalazłam się w mieszkaniu Johna. Włosy opadły mi na oczy i przykleiły się do twarzy tak, że miałam ograniczone pole widzenia. Chciałam krzyknąć, jednak uniemożliwiła mi to duża męska dłoń. Ciągle starając się wyciągnąć ręce spod silnego uścisku, nie byłam w stanie zamortyzować upadku na łóżko. Jęknęłam głośno, przekręcając się na bok i czując przeszywający ból w prawej nodze. Moja dłoń natychmiastowo wystrzeliła w jej kierunku i rozmasowała bolące miejsce. Zanim zdążyłam podnieść się do pionu, usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka. Uwierzycie?!Zamknęli mnie w sypialni Johna!

            Zdenerwowana uniosłam się z łóżka i lekko utykając na bolącą nogę, zbliżyłam się do drzwi. Stanęłam pod nimi i zajrzałam w dziurkę od klucza. Niestety nic nie było widać. Oparłam więc ręce o powierzchnię drzwi i wzięłam głęboki oddech.

            - Wypuście mnie stąd! To jest karalne!

            Nie ma to jak ratowanie się przepisami. Taaak… wszystko, co pomoże mi się stąd szybko wydostać jest dobre!

            - Halooo! – krzyknęłam przeciągliwie. Oparłam się o drzwi i zaplotłam ręce na piersiach. No i co? Może mam tutaj jeszcze dłużej tak siedzieć? Skoro mnie zamknęli, to świadczy o tym, że mają coś poważnego na sumieniu, a to tylko pogarsza ich sytuację. O, to jest dobry argument.

            - To tylko pogarsza waszą sytuację!– krzyknęłam w przestrzeń, mając nadzieję, że mnie słyszą. Właściwie to chciałam, żeby słyszeli mnie nie tylko oni, ale także sąsiedzi i inni ludzie. Może ktoś wezwie pomoc?! Właśnie! Gdzie jest moja komórka? Szybko przebiegłam wzrokiem całe pomieszczenie i oklepałam spodnie, chcąc wyczuć tą charakterystyczną wypukłość. Niestety nic takiego nie znalazłam, a po chwili uświadomiłam sobie, że zostawiłam ją w torbie w salonie. Złapałam się za głowę, przeklinając tą całą sytuację. Mój były chłopak trzyma mnie zamkniętą w swojej sypialni. Jakkolwiek to nie brzmi, nie podoba mi się to.

            Zrezygnowana usiadłam na miękkiej pościeli i wpatrzyłam się w drzwi. Wiem, powinnam się trochę bać, jednak nie mogłam sobie wyobrazić, żeby John mógł zrobić mi krzywdę. Właściwie to raz mnie już uderzył i nie chciałabym takiej powtórki, jednak bardziej niż strach czułam teraz złość! Jak oni mogli?!

            Położyłam się wygodnie, starając się zapomnieć o pulsującej z bólu nodze. Musiałam uderzyć się o kant łóżka, kiedy zostałam na nie bezczelnie rzucona. To nic, zaraz przejdzie. Westchnęłam cicho, obserwując biały sufit. Czułam się przegrana. Byłam miękka, dałam się im pokonać prawie bez walki! No bo gdzie tu walka, skoro unieruchomili moje ręce i zamknęli w pokoju? Jak długo zamierzają się tam namawiać, podczas gdy ja zostaję w zamknięciu?

            Po jakimś czasie znałam już odpowiedź.

            Leżałam tu już chyba dobre parę godzin, przewracając się z boku na bok i co jakiś czas wstając, żeby skontrolować sytuację za drzwiami. Krzyczałam jeszcze kilka razy, jednak byłam ignorowana. Zauważyłam, że za oknem zaczyna się ściemniać, a w moim brzuchu obudził się potwor. No tak. Skoro już mam tutaj siedzieć, to mogliby dać mi coś do jedzenia i wypuścić do toalety. Czy to tak dużo?! Nie. W takim razie zerwałam się z łóżka, na chwilę zapominając o obolałej nodze i dopadłam do drzwi.

            - Do cholery jasnej! Czy ktoś wypuści mnie wreszcie do toalety? Czy ja o tak dużo teraz pro…

            Zdziwiona zamarłam, słysząc trzask zamka w drzwiach. Co jest? Czyżby toaleta zadziałała? Od razu przyjęłam zaciętą minę, czekając aż jegomość wypuści mnie z tej klatki.

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 27 - Zielone oczy.

            - Tak?

            Moje serce zabiło gwałtownie, kiedy usłyszałam jego ostry, niezadowolony głos. Moje dłonie zaczęły się trząść, nie sądziłam, że usłyszę go tak szybko. Opanowując rozdygotane ciało, wzięłam głęboki oddech.

            - To ja, wpuść mnie, proszę –powiedziałam cicho, nachylając się nad mikrofonem.

            Po chwili usłyszałam donośny trzaski zrobiło się głucho. Cholera! Przeklęłam w myślach, zastanawiając się, co teraz zrobić. Oszacowałam swoje realne szanse, zerkając w stronę niezdobytej twierdzy. Chyba jednak nie byłam w stanie wspiąć się na mur, aby przedostać się na drugą stronę. Z rozmachem wyciągnęłam komórkę. Zerknęłam na nią, aby po chwili wykręcić numer Harryego.

            - Stoję pod twoim domem, czy byłbyś łaskawy mnie wpuścić? – Byłam pewna, że wydobywa się ze mnie para, jak z lokomotywy. Gotowało się we mnie, kiedy słyszałam pełen lenistwa głos Harryego. Wiedziałam, że nie ma nawet siły, aby ruszyć się z miejsca i otworzyć mi bramę.

            - Harry! Rusz się!

            - Już, już…

            Westchnął w słuchawkę, a ja złapałam się pod biodro, stukając nerwowo nogą.

            - Rozmawiałeś z nim? On nie chce mnie znać… co ja mam teraz zrobić?

            - Jeszcze nie rozmawiałem, ale zaraz będziesz miała okazję mnie wyręczyć – mruknął w słuchawkę. W tym samym czasie usłyszałam długi dźwięk, obwieszczający otwieranie domofonu. Pociągnęłam za gałkę i zawahałam się chwilowo. Jeszcze nie wiem, jaki mam plan, ale coś muszę wymyślić. On musi wiedzieć, że nie maczałam w tych wszystkich przekrętach palców. Nawet jeśli mi nie wybaczy, tego czego nie zrobiłam… muszę mu to powiedzieć.

            Szybkim krokiem przedostałam się do środka. Bez pukania nacisnęłam klamkę, wchodząc do wielkiego domu. Zerknęłam na Harryego, który zjawił się koło mnie. Zrobił bezradną minę, a ja przełknęłam głośno ślinę.

            - Jest naprawdę wkurzony, dawno go takiego nie widziałem. Chodzi jak struty od samego rana, więc lepiej się trzymaj. – Uśmiechnął się lekko, wskazując palcem na górę.

            Pokiwałam w zrozumieniu głową. Miałam tak ściśnięte gardło, że nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Co chwila niepewnie zerkając na sufit, wspięłam się po długich schodach. Moje zaciśnięte w pięści dłonie, zaczęły się lekko pocić. Odetchnęłam jeszcze raz głęboko, chcąc nabrać trochę odwagi, aby stawić czoło prawdzie. Przemierzyłam górną partię domu. Najciszej jak tylko potrafiłam udałam się pod drzwi jego pokoju.





            Zacisnęłam rękę na klamce. Nacisnęłam ją lekko, popychając drzwi do przodu, aby szybko zerknąć na jego przygarbioną sylwetkę. Siedział do mnie tyłem, jednak już wiedział, że tutaj jestem. Zauważyłam to po jego spiętych mięśniach i wyraźnie sztywnej sylwetce. Podeszłam do niego po cichu, bojąc się zakłócić chwilowy spokój. Usiadłam na samym skraju łóżka, nie wiedząc, jak się teraz do niego odezwać i co powiedzieć. Delikatnie położyłam dłoń na jego barku i przesunęłam ją wzdłuż jego ramienia.

            - Zayn… – szepnęłam.

            Wstał gwałtownie, nie pozwalając mi się dotykać. Odwrócił się w moją stronę. Jego twarz wyrażała mieszaninę wściekłości i smutku.

            - Jak mogłaś mi to zrobić? –wyrzucił z siebie, wymachując lewą ręką, a jego ciemne oczy przeszyły mnie swoim żalem.

            - Ale Zayn… – nie zdążyłam dojść do słowa.

            - Zaufałem ci – przetarł dłonią twarz.

            Wstałam gwałtownie z łóżka, chcąc do niego podejść. Nie zdążyłam jednak nawet dotknąć jego twarzy lub dłoni, kiedy poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Moje nogi same skierowały mnie w kierunku, w którym pchała mnie siła. Po chwili plecy uderzyły o gładką powierzchnię. Gdy otworzyłam przymrużone oczy, zorientowałam się, że przyparł mnie gwałtownie do ściany. Jęknęłam głucho, pod wpływem niespodziewanego uderzenia. Przymknęłam oczy, na wprost siebie widząc jego rozgniewane spojrzenie.

            - Jak mogłaś?! – krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam, próbując wtopić się w ścianę. Moje ciało jednak nie chciało zmienić swojej formy, nie pomogło mi w ucieczce od tego ostrego, zdenerwowanego tonu. Jego ramiona opierały się po obu moich stronach, a twarz była nachylona nade mną. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, kiedy widziałam, jak jego ręka powoli unosi się.  

            - Zayn… ja… to nie ja, nie rozumiesz tego? – szepnęłam, a mój szept utknął gdzieś pomiędzy naszymi oddechami. Przez chwilę słyszałam jak głośno oboje wciągamy powietrze do płuc i ze świstem je wypuszczamy. Jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym, szybkim tempie. Podobnie musiało być ze mną. Chciałam jak najszybciej skończyć tą szopkę.

            - Nie ty się z nim całowałaś?

            A więc o to chodziło! Mógł znieść nawet to, że postąpiłam jak typowy paparazzo, ale nie mógł znieść zdrady, o której już całkowicie zapomniałam. Przecież John dla mnie nie istniał! Jak wiele razy już mu to wyjaśniałam?

            - On się po prostu do mnie przyssał, nie zdążyłam nic zrobić. Nie wiem, czego tym razem ode mnie chciał – pisnęłam zdenerwowana. Czułam się poniżona, mój głos stawał się coraz bardziej spanikowany i wyższy z przejęcia, gdy potok słów wypływał z moich ust.

            - Dobrze wiesz, że tylko ja mogę cię tak dotykać – westchnął rozgniewany, a jego dłoń uderzyła w ścianę tuż obok mojej głowy. Zamknęłam oczy, a w moich uszach rozbrzmiał odgłos tępego uderzenia. Zayn popatrzył na mnie smutno. Po chwili widziałam jak jego ręka powoli zbliża się do mojej twarzy. Przymknęłam zdenerwowana oczy, obserwując jego ruchy i mając świadomość, że ściana nie przesunie się już do tyłu i utknęłam pomiędzy nią a jego złością.

            - Nie bój się, nie uderzę cię tak, jak on to zrobił – spojrzał na mnie całkowicie spokojny.



            Poczułam promieniujący ból, rozlewający się po lewej stronie twarzy. Odrzuciło mi głowę, a włosy przesłoniły mi pole widzenia. Przez chwilę poczułam zawroty, więc oparłam się niepewnie o ścianę. Łzy już prawie wylewały mi się z oczu, szybko więc uniosłam wzrok, by spojrzeć na niego po raz ostatni.



            W jego oczach mogłam dostrzec ból. Pod moimi powiekami zaczaiły się łzy, a chwilę później poczułam jak jedna zadrugą spływają po moich zarumienionych z emocji policzkach. Nim się zorientowałam jego usta otarły się o moje. Dotyk był delikatny, jak muśnięcie skrzydeł motyla, po chwili jednak pocałował mnie gwałtownie, a ja zupełnie nie wiedziałam, co się działo. Instynktownie przywarłam do niego bliżej, a moje drżące ręce automatycznie powędrowały na jego kark. Przycisnęłam go do siebie mocniej. Chciałabym mieć wystarczająco dużo siły, aby otoczyć go ramionami i już nigdy go z nich nie wypuszczać. Oddałam jego namiętny pocałunek, czując jego duże ręce władczo oplatające moją talię. Ciągle czułam, że jest źle. Mimo iż nie mogłam zebrać myśli do kupy, to jednak wiedziałam, że jestem na straconej pozycji.

            Kiedy tylko odsunął się nieco ode mnie, zerknęłam ponownie w jego brązowe, otoczone firanką ciemnych rzęs oczy. Nadal drżącą dłonią przesunęłam delikatnie po skórze jego policzka, kierując palec wskazujący w stronę jego pełnych warg. Dotknęłam ich, przypominając sobie smak naszych pocałunków i to jak pieścił moje usta. Czułam jak wolno przesuwają się pomiędzy nami te ciężkie sekundy milczenia i ciszy. Bałam się, co nastąpi zaraz po niej. Wiedziałam, że chcę z nim być. Wiedziałam, jak chcę żyć i że takie nieporozumienie nie może stanąć nam na drodze. Nurtowało mnie jednak to, czy… on wiedział?

            - Kochałem cię, Ania.

            Przeszedł przez mnie dreszcz nadziei. Szybko jednak zapomniałam o niej, uświadamiając sobie czas przeszły w jego wypowiedzi i widząc jego zmęczony wyraz twarzy. Uśmiechał się do mnie smutno, nie odtrącając mojej dłoni, która ciągle błądziła po jego skórze. Zachowywał się tak jakby odpowiadał mu taki stan rzeczy. Jakby jeszcze przez chwile chciał poczuć moją bliskość.

            - Ja też cię kocham, Zayn –powiedziałam to nieśmiało, jakbym bała się spłoszyć motyla, który przez chwilę nie wyrywa się spod moich placów.

            Zauważyłam, że przymyka oczy, uśmiecha się do siebie i spuszcza głowę. Nie wierzył mi. Postrzegał mnie jak oszustkę! Jak osobę, która uwiodła go, rozkochała tylko dla własnej korzyści, a teraz nadal gra swoją rolę. Jego obawy dotyczące mojej osoby, które tyle osób mogło mu wpajać, utrwaliły się w jego głowie, myślach i podświadomości tylko po to, by teraz wypełznąć na wierzch. Poczułam się urażona i zraniona jego zachowaniem. Byłam zagubiona w jego silnych ramionach, które nadal przypierały mnie do ściany. Kiedy uniósł głowę, jego oczy prześwietlały mnie niczym rentgen, widziałam w nich pustkę, w której się zatapiałam. Wpadałam do środka poprzez źrenice, zniewolona przez ciemne tęczówki i gdyby nie przymknął powiek, pozostałabym tam na stałe. Zestresowana zacisnęłam w pięści spocone dłonie i zacisnęłam powieki, oczekując psychicznego uderzenia i bólu.

            - Wyjdź – syknął w moją stronę. Spojrzałam na niego, szeroko otwierając oczy, choć tak naprawdę spodziewałam się tego. Moje usta uchyliły się lekko, jakbym zaraz miała powiedzieć coś na swoją obronę, jednak nie byłam w stanie wydusić niczego. Patrzyłam na niego z wyrzutem. Nie chciał mnie słuchać, nie pozwolił dojść do słowa. Nie chciał rozmawiać, chciał tylko spojrzeć na mnie jeszcze raz, pocałować, poczuć bliskość i pożegnać ze swojego życia. Odsunął się ode mnie, pozwalając mi na przejście w stronę drzwi. Zerknęłam w ich stronę, jednak po chwili mój wzrok znów przykuła jego sylwetka. Stał obok mnie, nieco zgarbiony, jakby pierwszy raz na jego barkach spoczął taki ciężar. Nie widziałam w nim codziennej pewności siebie, tylko determinację potrzebną do ponownego uprzątnięcia swojego życia. Zrobiłam krok w stronę drzwi, po chwili jednak zatrzymałam się. Na osłabionych w stresie nogach odwróciłam się znów w jego stronę. Widziałam jak cierpliwie czeka, aż opuszczę pokój. Teraz już nie wyganiał mnie, nie krzyczał. Spinając mięśnie walczył sam ze sobą. Tak samo jak ja walczyłam, żeby nie rzucić się na niego i nie błagać o wybaczenie, choć może powinnam. Obawiam się tylko, że wtedy uzyskałabym odwrotny rezultat. Niewiele myśląc prawie przeskoczyłam dzielącą nas odległość i nim zdążył zaprotestować, stanęłam na palcach, muskając lekko jego miękkie usta.

            - Dobrze wiesz, że mówię prawdę – szepnęłam jeszcze raz patrząc w jego magiczne oczy. – Tutaj. – Położyłam dłoń na jego piersi, po czym wyszłam z pokoju.



                                                                                 *



            Opadł na łóżko, nie wiedząc czy biec za nią, czy jeszcze zaczekać. Wydawało mu się to nieuchronne, dlatego postanowił walczyć ze sobą. Ciągle był pod wpływem jej magii. Czuł się jak zaczarowany, nie zdolny do nie wierzenia jej jasnym, zielonym oczom, które teraz sprawiały, że odczuwał smutek. Czy to możliwe, że wreszcie spotkał uczciwą dziewczynę? Nie, to nie jest możliwe. Jak mógł tak długo się oszukiwać? Przecież dobrze wiedział, że mało która osoba pokochała by go za to jakim jest. Większość widzi to, co chce zobaczyć. Nie znają go, kochając swoje wyobrażenie i twarz z plakatu. Nie spotkałby takiej osoby, która potrafiłaby zauważyć jego bardziej ludzką stronę. Nie chciał się oszukiwać… było to bardzo mało prawdopodobne. W dodatku w tym zawodzie?! Zawsze przecież unikał ich jak ognia, dobrze wiedząc jakimi ludźmi potrafią być. Harry od początku mówił mu, że ten związek skończy się źle. Ach… Harry. Czyżby to on nie dał się oszukać?

            Podniósł się do pozycji siedzącej, ruszając nerwowo nogą i przygryzając wargę. Nadal była w domu. Usłyszał jej szloch, kiedy znów rozpłakała się zaraz za drzwiami. Kroki Harryego obwieściły mu, że teraz jego przyjaciel przejął rolę pocieszania dusz, a ona pewnie nadal tutaj jest. Oparł głowę na rękach. Jak można być tak głupim?! Wszystko rwało się do tego, żeby znów mieć ją w swoich ramionach. Wcale nie chciał tego tak kończyć. Jednak musiał. Nie mógł być z oszustką… nie mógł być z taką osobą!

            Podniósł się z łóżka, zaczynając krążyć po pokoju. Szybko wyjrzał przez okna, na podjeździe nie zauważając żadnego samochodu. Pewnie zjawiła się tutaj w inny sposób. Dobrze wiedział, że jej samochód nie był sprawny już od dłuższego czasu, a ona sama nie miała pieniędzy na ciągłe naprawy. Być może teraz je znajdzie? Za te fotografie na pewno dostała dużo pieniędzy. A może kochany John zdecyduje się pokryć wszelkie koszty? Przecież otrzymał już od niego sporą sumę pieniędzy – przypomniał sobie łapówkę którą mu podarował w zamian za zostawienie Ani w spokoju.

            Jego dłoń znów wylądowała na ścianie, wyładowując agresję, która skumulowała się w jego ciele na myśl o tym chłopaku. Po chwili odwrócił się i po cichu wyszedł z pomieszczenia. Nie mógł się powstrzymać i ruszył w stronę długich schodów, prowadzących do salonu. Stanął na ich szczycie, słysząc delikatny głos drobnej dziewczyny.

            - Już idę, tylko się trochę ogarnę – mówiąc to pociągnęła nosem. – Przepraszam cię, Harry.

            Zszedł niżej, chcąc jeszcze raz na nią zerknąć. Patrzyła na swoje dłonie, trzymające chusteczki higieniczne. Co jakiś czas osuszała mokre policzki, które starała się zasłonić długimi włosami. Znów próbowała być silna.

            Zszedł jeden stopień niżej. To okazało się błędem, gdyż dziewczyna wyczuwając ruch, automatycznie skierowała swój wzrok w jego stronę. Poczuł się, jakby był pod ostrzałem. Dopiero po chwili zauważył Harryego, który siedział zaraz obok niej. Zagotowała się w nim złość. Teraz nagle jest dla niej taki pomocny! Zerknął szybko na jej wystraszoną twarz.

            - Będę już szła. – Jak na komendę podniosła się do góry. Odgarnęła włosy z policzków i uśmiechnęła się delikatnie, jakby nic się nie stało. Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę wyjścia.

            Zayn szybko pokonał ostatnie stopnie, a rwące się w jej stronę dłonie umieścił w kieszeniach. To on był sprawcą jej łez. Mimo wszystkiego co się wydarzyło, miał ochotę ją przytulić, wziąć w ramiona i szepnąć, że wszystko będzie dobrze. Powstrzymał się, biernie obserwując, jak zakłada buty i poprawia ubranie.

            - Poczekaj, odwiozę cię – Harry odezwał się w najmniej spodziewanym momencie, jakby przerywając ciszę jaka wytworzyła się w domu.

            - Nie trzeba. – Ania próbowała uśmiechnąć się w jego stronę, jednak wyszedł jej tylko mały grymas. Zayn dobrze wiedział, że dziewczyna nie czuje się komfortowo w sytuacji, kiedy oboje widzą w jakiej rozsypce się znajduje. Na pewno szybko będzie chciała doprowadzić się do porządku, aby nikt nie wiedział, co dzieje się w jej wnętrzu. On sam ciągle się w nią wpatrywał, a ona jak ognia unikała jego wzroku, ciągle spuszczając głowę lub patrząc w inną stronę.

            - Chodźmy. – Harry złapał za kluczyki od samochodu, podchodząc do niej. Położył rękę na jej plecach, prowadząc ją do wyjścia z domu. Kiedy tylko znalazła się za progiem, Harry odwrócił się w stronę Malika. Popatrzyli na siebie wyzywająco, przeszywając się takimi samymi spojrzeniami.

            - Pogadamy jak wrócę – powiedział Harry, po chwili znikając za drzwiami.

            Stał jeszcze chwilę nieruchomy, wpatrując się w drzwi, za którymi Ania wyszła z Harrym. Czyżby coś go omijało?! Ta nagła zażyłość między jego przyjacielem a jego dziewczyną?! Uh… Co on wygaduje? Przecież Ania już jest… wolna. Teraz może być z każdym innym…

            Słysząc jak jakiś samochód opuszcza ich posesję przełknął głośno ślinę i strapiony usiadł na jednym ze schodków, po których dopiero co schodził.



                                                                   *



            Siedziałam w aucie Harryego. Ze spokojem wymalowanym na twarzy obserwowałam przesuwający się za oknem samochodu krajobraz. Nie chciałam na razie o tym wszystkim myśleć. Obiecywałam sobie, że więcej nie będę płakać przez mężczyzn w moim życiu. To Zayn miał być moją podporą i parasolem pod którym mogłabym się schronić przed troskami. Jak widać na drodze zawsze napotyka się jakieś przeszkody. Czasem są małe, takie, że z łatwością można je pokonać. Czasami wymagają dużego trudu i wysiłku, aby móc ruszyć dalej. Mój przypadek to ewidentnie ten drugi. Na moją drogę został zrzucony cholernie wielki konar, a ja mam tylko dwie ręce gotowe do przesunięcia go. Nie posiadam ani dźwigu ani piły, które pomogłyby mi w tym wyczynie. Cóż… być może znajdę inną drogę, bo jak widać ta, którą teraz podążam nie jest najszczęśliwsza.

            Kątem oka zerknęłam na prowadzącego Harryego. Nic nie mówił. Nie wiedziałam, co myśli o tej całej sytuacji, jednak czułam, że mam w nim swojego sprzymierzeńca. Nie wiedzieć czemu… wierzył mi. Nie potrafiłam udowodnić swojej niewinności, jednak być może coś się da z tym jeszcze zrobić? Zamierzałam wziąć się w garść i chociaż wyjaśnić zaistniałą sytuację. Czas uruchomić zdobyte do tej pory kontakty!

            - Będzie dobrze Ania, przejdzie mu. – Harry odezwał się nagle, podjeżdżając już pod moją kamienicę.

            - To chyba niemożliwe, żeby tak nagle przestał mnie kochać… – wypowiedziałam na głos swoją wątpliwość.

            - Wierz mi, że nie. Zayn nigdy nie kochał tak żadnej dziewczyny, dlatego nie mogę patrzeć na to jak rujnuje swój związek. – Spojrzał na mnie ciepło.

            - Dziękuję, Harry.

            - Nie ma za co, Ania. –Uśmiechnął się w moją stronę, patrząc jak powoli wychodzę z auta.

            - Jakoś to naprawię – mruknęłam jeszcze w jego stronę. Po chwili zatrzasnęłam drzwi od samochodu i udałam się w stronę swojego mieszkania. Musiałam się zastanowić, co teraz zrobić.