środa, 10 lipca 2013

Rozdział 26 - Przeciwne strony.


            - Co ty robisz?! – warknęłam, kiedy już uwolniłam się od nachalnych ust Johna. Niestety mój głos zabrzmiał bardziej płaczliwie niż groźnie.

            - Ania, nie zaczynaj od nowa. – Odsunął się nieznacznie, z kieszeni dżinsów wyciągając paczkę papierosów. Szybko odpalił jednego z nich, a ja założyłam ręce na piersi i obserwowałam ulatujący  w górę dym. Potarłam dłońmi o ramiona, zauważając jak chłodne stało się nocne powietrze. Mimo tej całej adrenaliny, poczułam, że moje palce kostnieją.

            - Muszę zadzwonić – mruknęłam, z roztargnieniem odgarniając z twarzy moje splątane, długie włosy. Czym prędzej opuściłam Johna. Odeszłam od niego na kilka kroków, obserwując fotoreporterów, krzątających się w pobliżu bocznych drzwi. Szybko wybrałam odpowiedni numer. Przyłożyłam telefon do ucha, czekając aż odbierze. Nie rozumiem, dlaczego zostawił mnie tutaj samą! Jak mógł?!

            - Ej, ej… idziesz ze mną. – Nim zdążyłam się choćby obrócić, John wyrwał telefon z mojej dłoni.

            - Oddaj mi ten telefon – wykrzyknęłam. Kiedy mnie zignorował, z bezradności, uderzyłam się ręką w głowę.– Z tobą jak z dzieckiem. Nie rozumiesz, że muszę zadzwonić?

            Moja cierpliwość stopniowo się kończyła. Miałam dość tego, że John mną pomiata, rządzi i kieruje moimi czynami. Teraz liczyło się tylko to, żeby zadzwonić do Zayna. Czułam niepokój gromadzący się w moim sercu. Zalegał tam, jak niewidzialna, zimna powłoka, która utrudniała mi oddychanie. Z drugiej strony ciągle była we mnie nadzieja, że Zayn nie wyciągnie pochopnych wniosków. Nie powinien tego robić, w końcu wie, że dla mnie liczy się tylko on. Jednak nie jestem w stanie przewidzieć tego, co zrobi w nerwach. Trzęsące się dłonie, zacisnęłam w pięści, nie chcąc pokazać jak bardzo jestem zdenerwowana i spanikowana.

            - Nie będziesz teraz nigdzie dzwoniła, a teraz chodź. – Złapał mnie za rękę i pociągnął gwałtownie. Co on do cholery jasnej robi? On chyba chciał mnie naprawdę zabić. Każdy wie, że tak szybki chód w tych wysokich butach może spowodować niejeden wypadek.

            - John, nigdzie nie idę. – W końcu, po wielu próbach, wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i zatrzymałam się w miejscu, zakładając ręce na piersi.

            - Idziesz albo zarzucę cię na ramię i nie będziesz miała wyjścia. – Popatrzyłam na niego ze złością w oczach. Czułam tylko gniew, zapomniałam o tym, co nas kiedyś łączyło, zapomniałam o tym, jak się zmienił i że Zayn prawdopodobnie widział nas razem. Skupiłam się tylko na tym, że on mi rozkazuje! Nie, nie, nie. Nie ze mną takie numery!

            - Mów, czego chcesz. Nie mam czasu.

            Zaprowadził mnie do swojego, dobrze znanego mi już samochodu. Otworzył przednie drzwi, czekając aż wsiądę do środka. Tupiąc nerwowo stopą, przez chwilę stawiałam niemy opór, lecz widząc jego nieznoszącą sprzeciwu minę, uległam, zastanawiając się, czy faktycznie użyłby siły. Chyba gdzieś we mnie odezwał się skrywany tchórz, bo nie chciałam tego sprawdzać na własnej skórze. Szybko wgramoliłam się na siedzenie, poprawiając się na nim wygodnie. Gdy zjawił się po mojej lewej stronie, zerknął na mnie ukradkiem i odpalił silnik.

            - Dokąd jedziemy? – spytałam, jednak ten nie raczył odpowiedzieć. Znów przybrałam obrażoną pozę. Niech sobie nie myśli, że ma ze mną lekko! Ciągle chciałam zadzwonić do Zayna. Strasznie martwiło mnie to, co się stało, nurtowało mnie jego zachowanie. O co tak właściwie chodziło? I o co chodziło Markowi w związku z tymi zdjęciami? Przecież ja ostatnio nie miałam żadnych dobrych zdjęć, przynajmniej tak mi się wydawało. A jeśli były jakieś dobre, to miło o tym słyszeć. To choć jeden plus tej całej sytuacji!

            Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. Dopiero, gdy wjechaliśmy na ciasne podwórko, zorientowałam się, że jesteśmy pod kamienicą Johna i zmroziło mi krew. Nie miałam pojęcia, co planował, wiedziałam jedynie że żaden z jego planów nie będzie dla mnie korzystny.

            - O nie… Nie pójdę do ciebie.

            - Ania, mi naprawdę nie chce się ciebie nosić. Zrób mi tę przysługę i rusz swój zgrabny tyłek.

            Popatrzyłam na niego oburzona. Co to miało być? Zabiera mnie do siebie i jeszcze pod groźbą, że użyje siły, każe mi wchodzić na górę? To jakiś żart. Zerknęłam przelotnie na jego sylwetkę, kierującą się do drzwi pasażera. Uważnie prześledziłam linię jego ramion i posturę ciała, zastanawiając się, czy dałabym radę stawić mu czoła, gdyby faktycznie zechciał użyć siły. Chwila! Przecież tak czy siak w końcu muszę wysiąść z tego samochodu. Zauważywszy też wszystkie fakty, posłusznie wydostałam się na zewnątrz, gdy tylko otworzył drzwi. Popatrzyłam uważnie na jego twarz, ignorując intensywne spojrzenie piwnych oczu. Mogłabym zrzucić szpilki i na boso uciekać przez podwórko. Ciekawe jak daleko dobiegłabym, zanim moja stopa trafiłaby na ostry przedmiot lub kamień, a John dopadłby do mnie, zdenerwowany, że zaczęłam biec. Wzdrygnęłam się lekko, myśląc o tej całej scenie. Stchórzyłam! No ale przecież… pomimo nikczemnego planu, który na pewno ma w zanadrzu, John nie zrobi mi nic złego. Wejdę, wysłucham go i pożegnam raz na zawsze.

            - Dobrze, ale wchodzę tam na dziesięć minut i wychodzę.

            Ruszyłam do przodu, stąpając po starych wąskich i wysokich stopniach. Szybko dotarłam do drzwi jego mieszkania, ponieważ dobrze wiedziałam, dokąd się kierować. Stanęłam po ich prawej stronie i oparłam się o zimną ścianę. John przesuną się obok mnie, do zamka wsuwając pojedynczy klucz. Szybko otworzył przede mną drzwi i zaprosił do środka, po czym cierpliwie poczekał aż wejdę i zamknął je z głuchym trzaskiem za nami.

            Udałam się w głąb skąpanego w ciemności pomieszczenia. Przesunęłam opuszkami palców po kanapie znajdującej się w salonie, wyczuwając gładkość materiału. Nagle poczułam delikatne palce mężczyzny na swoich biodrach. Wzdrygnęłam się natychmiastowo i wyprostowałam jak struna, wzmagając czujność. Złapałam jego ręce w dłonie i zsunęłam z moich bioder. Nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu!

            - John, wiesz, że jak się wkurzę, to nie wyjdziesz z tego cało? – upewniłam się, zerkając na niego przez ramię. Uśmiechał się drwiąco, tak jak potrafi tylko on. Odwróciłam od niego twarz, aby nie odczytał z niej niepewności, która natrętnie dzwoniła w moich uszach.

            - Oddasz mi tą komórkę? Muszę zadzwonić.

            - Ania, chcę żebyś do mnie wróciła!

            Spojrzałam na niego zaskoczona i zbita z tropu. Moja mina musiała wyrażać, wszystkie uczucia, które w tej chwili walczyły w mojej głowie. Było to pewnego rodzaju rozbawienie, wywołane sposobem, w jaki to powiedział, a także jego naiwnością, że coś między nami nadal jest możliwe. Z drugiej strony towarzyszyło mi zwątpienie. Nie byłam pewna, czy to tylko gra, czy faktycznie wierzy w naszą utracona miłość. Do tego wszystkiego mogłam dołożyć rozzłoszczenie jego zachowaniem i bezczelnością, którą zaprezentował, traktując mnie w ten, a nie inny sposób. Najpierw mnie pocałował, później wręcz rozkazał udać się z nim, a na końcu przywiózł mnie do swojego mieszkania i mówi mi takie rzeczy. Naprawdę nie wiedziałam, któremu z tych uczuć, powinnam dać szanse uzewnętrznienia się. Nim zdążyłam ugryźć się w język, wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu:

            - Woda sodowa ci do głowy uderzyła? A może nie jesteś trzeźwy?

            - Nie wygłupiaj się. Wiesz przecież, że te inne dziewczyny to był błąd.

            - Masz mnie za idiotkę?

            Prawda jest taka, że jeszcze jakiś czas temu gotowa byłabym na wiele, żeby tylko ratować szczątki naszego związku. Byłam głupia, niepewna siebie i potrzebowałam go. Teraz na szczęście choć odrobinę zmądrzałam. Sama nie wiem, jak mogłam być tak zaślepiona i naiwna!

            - Ania…

            Podszedł do mnie bliżej, swoimi dłońmi otulając moją twarz.

            - Nie dotykaj mnie! – Wyrwałam się z jego objęcia i gwałtownie go wyminęłam, zanim zdążył złapać moją rękę. Szybko chwyciłam komórkę leżącą na stole i przeszłam do wyjścia.

            - Daj mi wreszcie spokój – warknęłam i trzasnęłam drzwiami tak, że aż się ściany zatrzęsły.

            W miarę możliwości szybko zbiegłam po schodach. Zapomniałam już o bolących mnie nogach, uwięzionych w wysokich butach. Teraz liczyło się tylko to, żeby być daleko stąd. Szybkim krokiem ruszyłam ulicami Londynu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do swojego mieszkanka i tam zrozumieć, co się dzisiaj wydarzyło. Zerknęłam na swoją komórkę i wybrałam numer Zayna. Przyłożyłam ją do ucha, oczekując, że wreszcie odbierze, nikt się jednak nie zgłosił. Co jest grane?! Pomyślałam o Harrym. Harry, to będzie moje zbawienie. Szybko wybrałam jego numer i ku mojemu zdziwieniu szybko się do mnie zgłosił.

            - Harry! – ucieszyłam się.

            - Ania! – przedrzeźniał mnie, a ja od razu wyczułam w tym jednym słowie stan upojenia alkoholowego.

            - Nie chciałam wam przeszkadzać w imprezowaniu, ale coś się stało z Zaynem. To znaczy…

            - Jak to?! Co mu jest?!

            - Matko, Harry. Nie panikuj – uspokoiłam go szybko. – Daj mi powiedzieć…

            - Mów – władczy ton głosu Stylesa aż mnie zatkał.

            - Kiedy wychodziliśmy z klubu, było pełno paparazzi. Widziałam tam Marka, mówił coś o moich zdjęciach, nie wiem, o co mu właściwie chodziło. Ale mniejsza z tym! Chwilę później pojawił się John, który wyciągnął mnie z tłumu i pocałował. Nie chciałam tego, ale on mnie pocałował i… Zayn to chyba widział. Teraz nie odbiera moich telefonów. Harry, nie wiem, co robić! – zakończyłam, robiąc głęboki wdech. – Harry…

            - Spokojnie, zaraz do ciebie przyjadę. Musimy poważnie porozmawiać – usłyszałam w odpowiedzi, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz.

            - Harry, ja nie chciałam, żeby tak to się potoczyło.

            - Wiem, zaraz będę.

            Tyle usłyszałam. Spojrzałam na ekranik telefonu, widząc, że nastąpił koniec połączenia. Zacisnęłam chwilowo mocniej oczy, nie chcą uronić ani jednej łzy. Jesteś silna, nie pamiętasz, Ann?



                                                                   *



            W jednej sekundzie wytrzeźwiał. Odwrócił się w stronę stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele i Kate. Nie miał nawet szansy z nią porozmawiać, cały wieczór się do tego zbierał, a ta jak na przekór ciągle była trzeźwa i świadoma tego co się dzieje. Ciągle miał nadzieję, że porozmawia z nią, gdy obojgu będzie dopisywał lepszy humor. Ten moment jednak nie nadszedł, a on musiał jechać do Ani. Musiał z nią poważnie porozmawiać, bo wiedział już, że Zayn tak szybko jej nie odpuści. Wzdychając ciężko podszedł do zebranych osób.

            - Niestety ale muszę już jechać, to nagły wypadek. Bawcie się dobrze. – I zanim zdążył uchwycić pytające spojrzenie Kate, odwrócił się na pięcie. Mimo, że w jego głowie nadal jeszcze szumiało, czuł się całkowicie świadomy tego, co się dzieje. Odszedł kilka kroków, gdy poczuł jej dłoń na barku.

            - Miałam nadzieję, że porozmawiamy – zaczepiła go nieco pretensjonalnym tonem, jednak wyraz jej twarzy nie wyrażał złości. Może jedynie odrobinę zmieszania, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

            - Ja też, ale teraz muszę jechać – wyjaśnił, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły, dotyczące Ani i Zayna.

            - Słuchaj Harry, to nie zajmie długo.– Kate przerwała, aby zaczerpnąć głęboko powietrza. – Jesteś świetnym chłopakiem, jednak mam nadzieję, że takie zachowanie więcej się nie powtórzy. –Spojrzała sugestywnie na Loczka. – Kocham swojego chłopaka, a my możemy być przyjaciółmi. Uwierz mi, wiem, jak to głupio brzmi, po tym co się wydarzyło, jednak ja mówię to szczerze i z całą pewnością, że to może wypalić, jeśli tylko się postarasz. Przyjaciele to uczciwy układ.

            Gdy skończyła swoją krótką przemowę, o której myślała już od dłuższego czasu, poczuła przejmującą niezręczność. Ona nic do niego nie czuła, ale co jeśli on faktycznie się w niej zakochał? Miała nadzieję, że to tylko złudzenie, zauroczenie, które nie ma większego sensu, nie mogła być jednak pewna jego uczuć i co mu tak właściwie chodzi po głowie.

            - Cieszę się, że jesteś szczera. To co zrobiłem było zupełnie nieprzemyślanym ruchem. Przyjaciele to uczciwy układ – powiedział w końcu, choć do samego końca paliła się w nim wątpliwość w te słowa. Wtedy gdy ją pocałował nie poczuł niczego szczególnego. Owszem, to był szok, że tak szybko się na to odważył, lecz dzięki temu tylko przekonał się, że nie ma u niej czego szukać. W takim razie przyjacielski układ to najwięcej na co ją było stać. Chciał brać to, co mógł, mimo iż poczuł w sobie dziwną, nieokreśloną pustkę. Znowu.



                                                                         *



            Ulokowana na mojej kochanej, miękkiej i przyjacielskiej kanapie, zwinęłam się w kłębek, rękoma oplatając nogi. Nie wiedziałam, co jest grane i nie chciałam na razie wpędzać siebie samej w panikę. Zayn nie odbierał moich telefonów, ale musiał to być tylko przypadek. Chyba zdawał sobie sprawę, że spotkanie Johna to było niechciane zdarzenie i wcale się o nie nie prosiłam. Rozmawiałam z nim już o tym wcześniej i wyjaśniłam mu już wszystko, więc nie mógł mnie o nic obwiniać! Miałam nadzieję, że chociaż Harry wytłumaczy to wszystko w jakiś sensowny sposób. W końcu chyba wiedział, co się stało z jego przyjacielem, że tak po prostu mnie zostawił…? Czułam mieszaninę strachu i wściekłości. Gdyby wrócił po mnie, na pewno nic złego by się nie wydarzyło, a John nie przyssałby się do moich ust. Przecież tak szybko go odepchnęłam! Jednak nie. On odjechał tym swoim czarnym samochodem, razem z całą swoją wielką ochroną.

            Czułam jak coś ssie mnie w żołądku, nie pozwalając się odprężyć, to chyba głód. Moje ciało było ciągle napięte, jakby gotowe na kolejne stracie z Johnem lub moimi kolegami po fachu. Przejechałam dłonią po brzuchu i zacisnęłam pięść, obserwując swoją dłoń. Po chwili znów sięgnęłam po komórkę. Zero odpowiedzi. Nie odzywał się, nie dzwonił, nawet nie napisał smsa. Skutecznie ignorował moje telefony. A może coś mu się stało?! Może miał wypadek? Nie, chyba wiedziałabym już o tym. Westchnęłam głęboko, trąc dłońmi zmęczone oczy. Kiedy tylko do moich uszów doleciał dźwięk dzwonka do drzwi, podskoczyłam jak oparzona. W biegu udałam się w tamtym kierunku, przeskakując napotkane na swojej drodze rzeczy. Z rozmachem otworzyłam drzwi. Moja mina odrobinę zrzedła, kiedy zobaczyłam, że to tylko Harry. Miałam nadzieję, że przyprowadzi ze sobą Zayna.

            - Wejdź. – Odsunęłam się z przejścia, wlepiając w niego swoje szeroko otwarte oczy. – Powiedz mi lepiej, gdzie on się podziewa?! Ja tu odchodzę od zmysłów, zastanawiając się, co się dzieje!

            - Najpierw powiedz mi, czy to ty załatwiłaś te zdjęcia?

            Kiedy nadal był w przedpokoju, popatrzył na mnie przeszywającym wzrokiem. Zerknęłam na niego całkowicie zbita z tropu. Uniosłam jedną brew i potarłam się dłonią po skroni. Szybko skojarzyłam pewne fakty.

            - Chodzi ci o te same zdjęcia, o których wspominał Mark?

            Kiwnął krótko głową, a ja podparłam ręce na biodrach.

            - To może mi wreszcie wyjaśnisz, o jakich zdjęciach mówicie?! – wrzasnęłam, zdziwiona, że potrafię aż tak wybuchnąć. Chyba nagromadziła się we mnie negatywna energia, która teraz wypływała na powierzchnię. – Mam tego dosyć – warknęłam, przechodząc do pokoju gościnnego. Czułam, że Harry po cichu podąża za mną, jakby bał się, że za chwilę zdenerwuję się jeszcze bardziej.

            - Chodzi o te zdjęcia – mruknął, a ja odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Harry popatrzył na mnie smutnym i jednocześnie poważnym wzrokiem. Jego oczy mówiły mi, że nie jest dobrze. Zerknęłam na gazetę, którą trzymał w dłoni, po czym wyrwałam ją gwałtownie. Mój wzrok padł na owe zdjęcia, które tak bardzo zawracały mi ostatnio głowę. Szybko zauważyłam podpis. Małe, jasne i pochyłe literki szybko wyjaśniły mi wszystko. Przełknęłam głośno ślinę, starając się nie otworzyć szeroko buzi. Jak to się stało?! Przecież to niemożliwe! Nigdy nie miałam tych zdjęć w dłoni. Ale zaraz…

            - To wy jak byliście mali! Zayn pokazywał mi kiedyś te zdjęcia. – Zerknęłam na niego wystraszonym wzrokiem. – No ale chyba nie myślicie, że to ja? Przecież to absurd.

            - Ania, przecież widzę, że to nie ty – przerwał mi Harry, a ja urwałam z półotwartą buzią.

            - A ty teraz tak nagle mi ufasz? – Zerknęłam na niego podejrzliwie. Czy to nie wydaje się dziwne? Moje zdjęcia lądują w gazecie, a Harry mi ufa. Apokalipsa!

            - Uważaj, bo jeszcze zmienię swoje nastawienie. – Trącił mnie lekko i usiadł na kanapie. Zerknęłam na niego krótko, dostrzegając, że rozgościł się, jakby był tutaj niepierwszy, ale setny raz.

            - Myślisz, że Zayn uważa, że to ja…ja dałam te zdjęcia?

            - Ania, Zayn stoi za tobą murem, a właściwie stał. Musisz spróbować go zrozumieć. Najpierw pojawiły się te zdjęcia. Nawet nic ci o nich nie mówił, bo wiedział, że to nie ty. Nagle jednak pojawia się osoba, która chwali cię, za świetny materiał. Mark był pewien, że za zdjęcia otrzymałabyś kupę kasy. Po chwili zjawia się twój były i całuje cię. To wygląda co najmniej na jakąś teorię spiskową, w której ty masz najważniejszą rolę. Uwodzisz, wykorzystujesz i wracasz do byłego.

            - Ale jak…

            - Nie wiem. Nie mogę mieć nawet pewności, że jesteś czysta. – Wyszczerzył się w moją stronę, jego oczy jednak były smutne. Ten wzrok mówił mi, że albo coś się stało, albo tak bardzo przejmuje się związkiem moim i Zayna.

            - Nie śmiej się… – mruknęłam, przymykając piekące oczy.

            Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Czułam, jak bardzo moje niespokojne serce chce wyrwać się z klatki piersiowej i udać się do Zayna. Tak bardzo chciałam, żeby mnie teraz przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Moje zdenerwowanie skumulowało się na tyle, że już nie byłam w stanie powstrzymywać bezsilności. To było zbyt dużo jak dla mnie. Nigdy nie radziłam sobie zbyt dobrze z nawałem problemów, a teraz miałam wrażenie, że wszystko się skumulowało –Zayn, John, a nawet moja nieudolna kariera paparazzo. Przez cały wieczór i tą noc, czułam się jakbym wpadła do wirówki, w której nie mogę odnaleźć swoich uczuć i nie mogę powiązać ze sobą faktów. Wszystko zbyt szybko wirowało i naprawdę miałam nadzieję, że kolejny dzień okaże się rozwiązaniem części z tych spraw.  Samotna łza potoczyła się po moim policzku. Szybko zgarnęłam ją wierzchnią stroną dłoni, nie chcąc, żeby Harry cokolwiek zauważył. Otworzyłam oczy, przez firankę długich rzęs zerkając na Stylesa.

            - Ania, przepraszam – szepnął, a ja spojrzałam na niego zaszokowana. Nie powinnam była się mazgaić. – To przeze mnie on myśli, że naprawdę go oszukałaś. To ja ciągle podsycałem w nim niepewność, mówiłem, że wpadł jak śliwka w kompot i nawet się nie zorientuje, a go zostawisz. Nie chciałem, żeby tak wyszło, przepraszam. Chciałem tylko jego dobra. Dobrze wiesz, jak druga osoba może wpłynąć na człowieka.

            Pomyślałam o Johniei pokiwałam twierdząco głową.

            - Rozumiem to, Harry. Dziękuję, że jesteś. Nigdy nie spodziewałam się, że w takiej sytuacji to będziesz ty.

            Oparłam się o oparcie kanapy i spojrzałam na niego, uśmiechając się lekko. Kto wie? Być może to będzie początek pewnej nici porozumienia między nami? A może nawet przyjaźni? Byłoby to co najmniej dziwne, ale takie rzeczy się zdarzają, jeśli tylko ludzie wyjaśnią sobie wszystko, co się między nimi stało.

            - Pogadam z nim – zobowiązał się, patrząc na mnie ze szczerym wyrazem twarzy.

            - I to szybko, bo jak się do mnie nie odzewie, to i tak będzie musiał mnie znosić. – Uśmiechnęłam się. Nie zamierzałam pozwolić mu się ignorować. Jak może mi to robić?! Jak może mi nie ufać?! Wydawało mi się, że stoimy za sobą murem.



                                                            *



            Słysząc ćwierkające wkoło ptaki, zastanowiłam się przez chwilę, gdzie ja tak właściwie jestem? No tak, otworzyłam jedno oko, nadal jestem w Londynie, wcale nie znalazłam się na polu lub w lesie. Przewróciłam się na drugi bok, zastanawiając się, gdzie jest teraz Zayn. Musiałam z nim porozmawiać i to koniecznie. Moje serce zabiło mocniej, gdy swoje myśli skierowałam na ten tor. Z jednej strony tak bardzo bałam się tego, co mogę od niego usłyszeć. Z drugiej strony wiedziałam, że mogę mu wszystko wyjaśnić. Kochałam go i nie mogłam tego wszystkiego tak nagle zaprzepaścić.

            Po pierwsze musiałam wyjaśnić sprawę związaną z tymi zdjęciami. Moim drugim zadaniem było dostanie się do Zayna. Jakoś to zrobię, spokojnie. W końcu ochrona zdążyła mnie już poznać i chyba wpuszczą mnie do mojego chłopaka? A poza tym, należałoby jeszcze spotkać się z Johnem i wyjaśnić całą zaistniałą sytuację. Zastanawiało mnie tylko, czy warto to robić? Bałam się, że znów coś spartolę. Może lepiej tak na wszelki wypadek trzymać się od niego z daleka? Przecież to przed tym zawsze mnie przestrzegano. Każdy zawsze mówił, że nie powinnam się z nim spotykać, bo ma na mnie zły wpływ. Nigdy nie rozumiałam dlaczego, aż wreszcie zobaczyłam ten fałsz w jego oczach. Zauważyłam też, że jego obecność w moim życiu nie przynosi mi nicdobrego. Ciągle się coś dzieje, a ja nie potrafię uwolnić się z tego ciągu przyczyn i skutków. Miałam nadzieję, że to Zayn mi w tym pomoże…

            Wstałam z łóżka. Zerknęłam na nasze wspólne zdjęcie, które umieściłam w centralnym punkcie pokoju. Tak bardzo się bałam. Martwiłam się o nas i nie wiedziałam, co dalej zrobić. Wplotłam palce pomiędzy włosy i oparłam łokcie o kolana. Zacisnęłam mocniej wargi i przymknęłam jeszcze zaspane oczy. Czas coś zrobić. Zamierzałam walczyć o nas. Nie wiedziałam, czy ten związek ma przyszłość. Dwie osoby z różnych, przeciwnych sobie światów. To jak kopciuszek i książę. Gorzej! Jak Tom i Jerry! Byliśmy przeciwnymi stronami jednej monety, jednak to te dwie strony składały się na całość i bez siebie nie mogły istnieć. Chciałam spróbować i dać temu szansę. Czułam całą sobą, że po prostu tego potrzebuję. Musiałam jeszcze raz spojrzeć w jego magiczne oczy i poczuć dotyk ust na moich. To on sprawiał, że czas zwalniał, a wszystko inne przestawało się liczyć.

            Wyprostowałam się gwałtownie. Jeśli będzie trzeba, to byłam gotowa, żeby zmierzyć się z murem dookoła jego domu. W końcu to ja tu jestem paparazzo. Jestem osobą, która spędza życie na gonitwach, mających na celu zdobycie trudno dostępnego zdjęcia. Kto jak kto, ale ja poradzę sobie z tym zadaniem lepiej niż ktokolwiek inny! Po chwili jednak jęknęłam w myślach. Czy to naprawdę jest to, co chcę robić w życiu? Kocham dźwięk migawki. Kocham to i to mnie przerażało. Miałam mieszane uczucia dotyczące mojej pracy. Chciałam być paparazzo z pazurem, chciałam być dobra w tym, co robię. Nie zawsze jednak to do czego dążymy, spełnia się. Być może nie był to jeszcze mój czas. Być może wszystko jeszcze przede mną, ponieważ w tym momencie jest jedna cena, jaką za to płacę – szczęście. Byłam pewna, że kiedyś jeszcze uda mi się to, co sobie zaplanowałam, na wszystko jednak nadchodzi odpowiedni moment.

            Kilkadziesiąt minut później już znajdowałam się przed wspomnianym przeze mnie murem. Zerknęłam w górę na wysoką bramę i ze świstem wypuściłam powietrze. To mogłoby być trudne zadanie. Nie chciałam dzwonić do Zayna, bo tak czy siak nie odbierał. Musiałam znaleźć inny sposób, by z nim porozmawiać. Jednak… zamiast wdrapywać się na sam szczyt tego masywnego muru, zamierzałam najpierw spróbować szczęścia. Gdy mój palec wylądował na pobliskim dzwonku, wytężyłam słuch. Usłyszałam krótki sygnał, obwieszczający, iż dodzwoniłam się do owej twierdzy i przez chwilę przestałam oddychać. Naprawdę się denerwowałam. Czułam się tutaj znów obca.

            - Tak?

            Moje serce zabiło gwałtownie, kiedy usłyszałam jego ostry, niezadowolony głos. Moje dłonie zaczęły się trząść, nie sądziłam, że usłyszę go tak szybko. Opanowując rozdygotane ciało, wzięłam głęboki oddech.

4 komentarze:

  1. Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! :P nie moge się doczekać następnego ;)
    Nie myślałaś może o napisaniu książki? Ja mówię tak na serio masz wielki talent (według mnie i jak myślę innych czytelniczek tego bloga też) jeżelibys się na to zdecydowała to bardzo chętnie bym ją przeczytała mam nadzieję ze pomyślisz nad tym pomysłem :)
    Zuza xx

    OdpowiedzUsuń
  2. popieram pierwszy komentarz :)
    i mam nadzieje, że Ania sie nie podda!
    bo inaczej, to zrobi sie to opowiadanie, takie, jak każde.. ohh.czekam na nn
    Rose

    OdpowiedzUsuń
  3. dawaj następny! i popieram również, masz talent WIELKI ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram pierwszy komentarz . Jak mogłaś .! Dawaj szybko następy rozdział jesteś niesamowita .! <333 Ubóstwiam wszystkie twoje opowiadania . <333

    Paulina ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy oddany komentarz, kocham Cię! x