Mój but energicznie podskakiwał na nodze, która rytmicznie uderzała o krzesło, na którym siedziałam. Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła, zauważając niezwykłą żółć pokrywającą część sufitu. Skupiłam się przez chwilę na tym kolorze, zastanawiając się czego był wynikiem. Być może jest to powolnie rozwijający się grzyb, który swoimi mackami powoli opanowuje coraz większą powierzchnię? Może nade mną jest łazienka? Przesunęłam wzrok niżej, zauważając, że ktoś patrzący na mnie z boku, wziąłby mnie za idiotkę. Ściany były w kolorze wyblakłej śliwki, a na podłodze rozciągała się wykładzina imitująca panele. Cóż… nie tak wyobrażałam sobie biurowiec jednej z najbardziej prestiżowych gazet plotkarskich. Prześlizgnęłam wzrokiem po srogo wyglądających drzwiach, zaraz po tym skupiłam się bardziej na recepcji, w której znajdowała się jedna ciemnowłosa kobieta. Oparłam rękę na twardym krześle i zerknęłam na Harryego, który znajdował się po mojej prawej stronie. Po jego twarzy mogłam dostrzec, że jest lekko spięty. Tak samo jak ja. Nie zdążyłyśmy jednak odezwać się do siebie ani słowem, kiedy kobieta przy recepcji poprosiła nas do siebie.
- Tak, słucham państwa?
Zerknęłam przelotnie na Harryego, za jego plecami dostrzegając jednego z ochroniarzy.
- Dzień dobry, nazywam się Anna Metz i jestem fotoreporterem. Niedawno odsprzedałam państwu zdjęcia, dlatego teraz chciałam upomnieć się o uregulowanie wpłaty.
Przełknęłam głośno ślinę, obserwującjej lekko drgającą powiekę.
- Z tego co wiem, wpłaty dokonywane są w trybie natychmiastowym. Niech pani poczeka – skierowała do mnie, po czym wybrała jakiś numer na telefonie.
Odwróciłam się z powrotem w stronę Harryego i powachlowałam się ręką. Gorączka, jaką powodowała pogoda za oknem, teraz zwiększyła się jeszcze bardziej. Bałam się, że za chwilę na mojej twarzy pojawią się wypieki oszustwa. Ale to nic… graj, Ania, graj! Kto wie? Może niedługo odkryję, że aktorstwo jest moim nowym powołaniem?
- Tak, rzeczywiście mamy jakieś zdjęcia wystawione na Annę Metz. Niech pani wejdzie do pokoju 8, tam powinna się pani dowiedzieć więcej.
- Dziękuję. – Natychmiast puściłam się przodem, nawet nie patrząc, czy Harry idzie za mną. Moje serce zabiło mocniej, kiedy zobaczyłam numer osiem na srogich, zamkniętych drzwiach. Wzięłam głęboki oddech, zapukałam dwukrotnie, po czym nacisnęłam klamkę.
- Dzień dobry. Nazywam się Anna Metz i chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej, na temat wypłaty za moje zdjęcia, które ostatnio pojawiły się w magazynie.
- Witam panią… ach… pan Styles! – Facet zerknął za moje plecy, zacierając już ręce. Nawet się nie zorientowałam, że Harry stoi tuż za mną, a drzwi tak naprawdę jeszcze nie zostały zamknięte. Spojrzałam zaskoczona na wokalistę. Posłusznie odsunęłam się jednak, żeby mógł zająć miejsce zaraz obok mnie. Harry przywitał się skinieniem głowy, po czym od razu przeszedł do rzeczy.
- Może pan sprawdzić, gdzie podziały się pieniądze, za zdjęcia, które zostały dostarczone?
Nie ma to jak szybki konkret. Mężczyzna szybko usiadł przy komputerze, wpisując w niego niezbędne dane.
- Przelew odbył się na konto nijakiego Marka Wannforda.
Spojrzałam zaskoczona na mężczyznę. To nazwisko rozbrzmiało w moich uszach jak sygnał alarmowy.
- Jak to Marka Wannforda?
Mężczyzna popatrzył na nas zdezorientowanym wzrokiem. Najpierw zerknął na mnie, po czym z lekko uniesioną brwią przypatrzył się oburzonemu wyrazowi twarzy Harryego.
- Dowiem się, w czym jest problem. Niech państwo zgłoszą się w ciągu kilku najbliższych dni – zmieszał się, jeszcze raz sprawdzając sprzeczne dane, które znajdowały się w komputerze. Słysząc jego słowa automatycznie wstałam, spoglądając na Harryego, u którego chyba po raz pierwszy widziałam tak zacięty wyraz twarzy. Tak! Po raz pierwszy, mimo, że nasze początki nie układały się zbyt dobrze.
Kiedy tylko znaleźliśmy się za drzwiami szturchnęłam go łokciem, uśmiechając się pod nosem. Szybko odwzajemnił uśmiech. Oboje wiedzieliśmy, że ich wkopaliśmy! Teraz nie mieli pojęcia, jak z tego wszystkiego wybrnąć! Ha!
- Dobrani z nas partnerzy – zauważyłam. Nadzieja kiełkowała we mnie teraz coraz bardziej. W końcu musi się to jakoś wyjaśnić. Ale zaraz… Mark Wannford?! Ten Mark?! Jak to możliwe, że… czyżby to on maczał w tym palce?!
*
Kiedy tylko wróciłam ze swojej wyprawy z Harrym, nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Można powiedzieć, że zostałam wkopana i nie miałam pojęcia, jak to udźwignąć. Skoro już zostałam paparazzo, to powinnam uruchomić nabyte w czasie mojej kariery kontakty i tak po prostu pstryknąć palcami, aby wszystko zostało wyjaśnione. Tak się składa, że nie jestem tak dobra, jak myślałam i nic takiego tutaj nie zadziała. Moje magiczne pstryknięcie palcami tak naprawdę nie ma w sobie mocy, a ja muszę się nieźle nagimnastykować, żeby dociec do tego, co się wokół mnie dzieje! Dlatego właśnie postanowiłam jeszcze raz porozmawiać z Johnem. Tak, wiem, że ten chłopak ciągnie się za mną wszędzie. Nasze losy są chyba ze sobą związane i ciągle się splatają. Ale obiecuję sobie, że niedługo odetnę tą cholerną pępowinę i John zniknie raz na zawsze z mojego życia!
Tym razem jednak był mi potrzebny, bo to ja zamierzałam wykorzystać jego! Nie potraktowałam go ostatnim razem zbyt miło. Można powiedzieć, że totalnie go zbyłam i interesowało mnie tylko to, aby wydostać się z jego mieszkania. To nic, teraz postanowiłam sama wpakować się w paszczę lwa! Ha, ha! Początkowo miałam nadzieję na spore wsparcie ze strony Kate, jednak uznałam, że nie będę mieszać jej w tą brudną sprawę i sama dam sobie radę.
Przemierzając ulice Londynu, skupiłam się przez chwilę na prażącym moje policzki słońcu. Chwilę później promienie jednak schowały się za chmurami, a ja skrzywiłam się lekko. Kto by pomyślał, że o tej porze roku, pogodę będą zakłócały mi chmury? Toż to szczyt! Miałam tylko nadzieję, że nie będzie padało, bo wtedy to już w ogóle byłby problem, w końcu nie wzięłam parasolki.
Czując wibrujący w mojej kieszeni telefon, szybko wyciągnęłam go i zatwierdziłam rozmowę.
- Ania, gdzie jesteś? Czekam pod twoim domem. Wolałbym tutaj długo nie stać.
- Harry, nie bądź zły, ale nie mogę teraz wrócić. Mam misję do wypełnienia – powiedziałam zgodnie z prawdą, gdyż moim celem było wyciągnąć z Johna jak najwięcej informacji na temat tego, co tak właściwie robił przed klubem tej feralnej nocy, jaki udział ma w tym Mark i o co im obojgu chodzi.
- Co ty znów kombinujesz? –usłyszałam przeciągłe westchnięcie.
- Idę do Johna. Muszę dowiedzieć się, czy nie ma z tym wszystkim czegoś wspólnego – powiedziałam to, zanim w ogóle zdążyłam zorientować się w sytuacji. Nie powinnam była mu się wygadywać! Przecież on nie pozwoli mi tam pójść, a nawet jeśli, to jeszcze przeze mnie może nabrać podejrzeń! Moje intencje są czyste jak łza… nie wiem więc, dlaczego miałby to robić, no ale lepiej zawsze chuchać na zimne.
- CO?! – Usłyszałam w słuchawce i przewróciłam młynek oczami. Tego właśnie się spodziewałam.
- Nie mam czasu tego tłumaczyć, do zobaczenia później – pożegnałam się z nim szybko, z przodu zauważając wejście do kamienicy, w której mieszkał John. Nikt nie będzie ze mnie robił głupiej dziewczynki. Rozwiążę tą sprawę sama, a gdy to zrobię, Zayn się ocknie. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. John pocałował mnie, ja tego nie chciałam, a teraz tylko muszę udowodnić to Zaynowi.
Wzięłam głęboki wdech i wstąpiłam do środka. No dobrze. Przyznam się, że nie byłam pewna, czy robię dobrze, jednak nie mogłam siedzieć z założonymi rękoma i czekać na telefon od tego magazynu! To nie w moim stylu. Musiałam działać!
Kolejny raz wspięłam się po wąskich i wysokich stopniach, które zawsze wywoływały we mnie nieprzyjemne uczucia. Byłam pewna, że stworzone były w okresie, gdy normy budowlane dla budynków wielorodzinnych jeszcze nie istniały. Zawsze przerażała mnie ich stromość. Mój wzrok przebiegł po obskurnych ścianach. Jak to możliwe, że w Londynie nadal można znaleźć takie miejsca?!
Zdeterminowana, żeby zdobyć jakieś ważne informacje, zapukałam natychmiastowo i nacisnęłam klamkę. Pewna, że będą otwarte naparłam na drzwi. Nic z tego. Nie otworzyły się, a ja przeklęłam cicho pod nosem. Miałam ochotę kopnąć w ten prostokątny kawałek drewna, jednak powstrzymałam się. Zanim zdążyłam odwrócić się w stronę wyjścia, drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się John, ubrany tylko w bokserki. Rozpoczynając grę aktorską, uśmiechnęłam się do niego w tak anielski sposób, w jaki tylko potrafiłam. Zmierzyłam go od dołu do góry, stwierdzając, że dobrze pamiętam stare czasy. Staliśmy przez chwilę, patrząc się na siebie.
- Wpuścisz mnie? – odezwałam się pierwsza, nie bardzo wiedząc, co mam zrobić. Zaczęłam okręcać kosmyk włosów na palcu. Nie spodziewała mnie jego reakcja, która polegała na tym, że zdziwiony stał w drzwiach, patrząc na mnie uważnie.
Po chwili szybko przesunął się, robiąc mi przejście. Skorzystałam z niego, ogarniając wzrokiem mały przedpokój. Szybko ściągnęłam buty i ruszyłam do salonu, gdzie od razu usiadłam na wąskiej kanapie. Spuściłam wzrok. Nie wiedziałam, jak mam zacząć to przesłuchanie. Szybko poczułam, jak John siada bardzo blisko mnie. Wzdrygnęłam się lekko, jednak w ostatnim momencie powstrzymałam odruch, który nakazywał mi odsunąć się na drugi skraj kanapy. Jego ramię otarło się o moje, a zaraz potem poczułam, że łagodnie mnie obejmuje. Jego ciepły oddech otulił moje policzki, ja jednak hardo patrzyłam na swoje złączone dłonie.
- Widzę, że jednak wróciłaś. – Usłyszałam jego szept, a po moich plecach przeszedł dreszcz podenerwowania. Policzki oblały się szkarłatem, kiedy poczułam jak jego dłoń wsuwa się na moje udo i gładzi jego powierzchnię. Wiedziałam, że część tego muszę przetrwać bez protestów. W końcu musiałam jakoś załagodzić spór, który wytworzył się między nami w ostatnim czasie.
- No? Co ty taka nieśmiała? Nie pamiętasz już, co robiliśmy razem na tej kanapie?
Ooo, nie. Miarka została przebrana!
- John, chciałam tylko porozmawiać.– Przerwałam jego zaloty, próbując odsunąć się od niego na pewną odległość. Zauważyłam, że zerknął na mnie podejrzanie, unosząc do góry jedną brew.
- Jak znalazłeś się tamtego dnia pod klubem? Jak to się stało, że znalazłeś się tam ze mną?!
- Dlaczego o to pytasz? – spojrzał na mnie nieufnie, a ja już wiedziałam, że coś się za tym kryje.
Bo to rozwaliło mi związek, pacanie, pomyślałam szybko, jednak nie wypowiedziałam tego na głos. Zamiast tego przeanalizowałam za i przeciw.
- Po prostu dawno cię nie widziałam, a ty nagle się tam pojawiłeś. – Z anielskim uśmiechem wymalowanym na twarzy udawałam niewinną istotę, a on jak kamienny mur nie dał się skuć i uronić choć odrobiny tajemnicy.
- Widzę, że się stęskniłaś. – Od razu przeszedł do rzeczy, znów znacznie się do mnie przybliżając. Jego usta dotknęły mojego ucha, a ja skrzywiłam się lekko. Nie chciałam, żeby to zobaczył, jednak nie mogłam się powstrzymać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego! Jedną rękę ułożyłam na jego nagiej klatce piersiowej i już miałam zamiar go od siebie odepchnąć, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Poczekaj tutaj – mruknął w moją stronę, po czym szybkim krokiem wyszedł na klatkę schodową.
Nie byłabym sobą, gdybym w tym momencie nie podążyła za nim. Stanęłam w przedpokoju, nie będąc pewną, czy powinnam wychodzić poza mieszkanie. Moje wątpliwości zostały jednak rozwiane, gdy usłyszałam wymianę zdań.
- To nie jest najlepszy moment.
- Mam nadzieję, że zajmujesz się właśnie nią, ale mamy problem. Ktoś zgłosił, że pieniądze nie pojawiły się na właściwym koncie. Obawiam się, że to wszystko może nie wypalić, a Paul już wydał swoją dolę.
- Jak to może nie wypalić?
Słysząc zezłoszczony głos Johna zamarłam. A więc moje przeczucie było słuszne! Maczał w tym palce, a dodatkowo maczał w tym palce także… Paul?! Menadżer chłopaków?! Jak to możliwe? Czy to znaczy, że z największą chęcią tak po prostu by się mnie pozbył i zdradziłby chłopaków? No tak… przecież skądś musieli wziąć przedmiot przetargu – zdjęcia!
- Jeśli będę wiedział coś więcej, to dam znać. Teraz zachowuj się jakby wszystko było w porządku – mruknął mężczyzna, a ja nie wytrzymałam i otworzyłam drzwi. Spojrzałam po nich zabójczym spojrzeniem i od razu wiedziałam, że byli przerażeni. Ha! Ja to potrafię przyprzeć ludzi do muru.
- Jest dobrze?! A co z moim związkiem?! Ile pieniędzy dostaliście za to, żeby pozbawić mnie szczęścia?!
Chyba pierwszy raz tak bardzo podniosłam na kogoś głos, bo wbrew pozorom jestem bardzo opanowaną osobą. Zauważyłam, że oboje zerkają na siebie przelotnie. Założyłam dłonie na piersi, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie mogłam uwierzyć, że w to wszystko wplątany był także Mark! Mark, którego widywałam w pracy, który chciał zaprosić mnie na wieczorną randkę! A właściwie to by do niego pasowało. Przecież to on, a nie kto inny, jest typowym, rasowym paparazzo. Co mogliby obchodzić go inni ludzie, skoro jest typem samotnika? Mogłam się spodziewać, że od samego początku domyślał się, co łączy mnie i Zayna.
- No, co tak zamilkliście?
Nie doczekałam się jednak żadnej odpowiedzi, ponieważ poczułam jak jeden z mężczyzn łapie mnie od tyłu w pół i unosi do góry. Wystraszyłam się nie na żarty. Kątem oka zauważyłam Johna, który przygotował się, aby zamknąć moje usta. Uprzedzając jego zamiar szybko krzyknęłam. Właściwie to pisnęłam, a mój pisk potoczył się echem po całej klatce schodowej. Szarpnęłam się raz, drugi, jednak nic nie skutkowało. Miotając głową na wszystkie strony i mając unieruchomione ręce, po chwili straciłam poczucie orientacji. Wiedziałam tylko, że znów znalazłam się w mieszkaniu Johna. Włosy opadły mi na oczy i przykleiły się do twarzy tak, że miałam ograniczone pole widzenia. Chciałam krzyknąć, jednak uniemożliwiła mi to duża męska dłoń. Ciągle starając się wyciągnąć ręce spod silnego uścisku, nie byłam w stanie zamortyzować upadku na łóżko. Jęknęłam głośno, przekręcając się na bok i czując przeszywający ból w prawej nodze. Moja dłoń natychmiastowo wystrzeliła w jej kierunku i rozmasowała bolące miejsce. Zanim zdążyłam podnieść się do pionu, usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka. Uwierzycie?!Zamknęli mnie w sypialni Johna!
Zdenerwowana uniosłam się z łóżka i lekko utykając na bolącą nogę, zbliżyłam się do drzwi. Stanęłam pod nimi i zajrzałam w dziurkę od klucza. Niestety nic nie było widać. Oparłam więc ręce o powierzchnię drzwi i wzięłam głęboki oddech.
- Wypuście mnie stąd! To jest karalne!
Nie ma to jak ratowanie się przepisami. Taaak… wszystko, co pomoże mi się stąd szybko wydostać jest dobre!
- Halooo! – krzyknęłam przeciągliwie. Oparłam się o drzwi i zaplotłam ręce na piersiach. No i co? Może mam tutaj jeszcze dłużej tak siedzieć? Skoro mnie zamknęli, to świadczy o tym, że mają coś poważnego na sumieniu, a to tylko pogarsza ich sytuację. O, to jest dobry argument.
- To tylko pogarsza waszą sytuację!– krzyknęłam w przestrzeń, mając nadzieję, że mnie słyszą. Właściwie to chciałam, żeby słyszeli mnie nie tylko oni, ale także sąsiedzi i inni ludzie. Może ktoś wezwie pomoc?! Właśnie! Gdzie jest moja komórka? Szybko przebiegłam wzrokiem całe pomieszczenie i oklepałam spodnie, chcąc wyczuć tą charakterystyczną wypukłość. Niestety nic takiego nie znalazłam, a po chwili uświadomiłam sobie, że zostawiłam ją w torbie w salonie. Złapałam się za głowę, przeklinając tą całą sytuację. Mój były chłopak trzyma mnie zamkniętą w swojej sypialni. Jakkolwiek to nie brzmi, nie podoba mi się to.
Zrezygnowana usiadłam na miękkiej pościeli i wpatrzyłam się w drzwi. Wiem, powinnam się trochę bać, jednak nie mogłam sobie wyobrazić, żeby John mógł zrobić mi krzywdę. Właściwie to raz mnie już uderzył i nie chciałabym takiej powtórki, jednak bardziej niż strach czułam teraz złość! Jak oni mogli?!
Położyłam się wygodnie, starając się zapomnieć o pulsującej z bólu nodze. Musiałam uderzyć się o kant łóżka, kiedy zostałam na nie bezczelnie rzucona. To nic, zaraz przejdzie. Westchnęłam cicho, obserwując biały sufit. Czułam się przegrana. Byłam miękka, dałam się im pokonać prawie bez walki! No bo gdzie tu walka, skoro unieruchomili moje ręce i zamknęli w pokoju? Jak długo zamierzają się tam namawiać, podczas gdy ja zostaję w zamknięciu?
Po jakimś czasie znałam już odpowiedź.
Leżałam tu już chyba dobre parę godzin, przewracając się z boku na bok i co jakiś czas wstając, żeby skontrolować sytuację za drzwiami. Krzyczałam jeszcze kilka razy, jednak byłam ignorowana. Zauważyłam, że za oknem zaczyna się ściemniać, a w moim brzuchu obudził się potwor. No tak. Skoro już mam tutaj siedzieć, to mogliby dać mi coś do jedzenia i wypuścić do toalety. Czy to tak dużo?! Nie. W takim razie zerwałam się z łóżka, na chwilę zapominając o obolałej nodze i dopadłam do drzwi.
- Do cholery jasnej! Czy ktoś wypuści mnie wreszcie do toalety? Czy ja o tak dużo teraz pro…
Zdziwiona zamarłam, słysząc trzask zamka w drzwiach. Co jest? Czyżby toaleta zadziałała? Od razu przyjęłam zaciętą minę, czekając aż jegomość wypuści mnie z tej klatki.
WOW! Masz talent dziewczyno :) Świetny rozdział :3 Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOMFGBWEJBŹNV PIIIIIIIIISZ :d
OdpowiedzUsuńjejku kochana jestes najlepsza ;) twoue opowiadanie przenosi mnie w calkiem inny swiat (o matko jak to brzmi) Kocham cie <3 powodzenia i wytrwaloscimci zycze, bo naptawde twoje teksty sa niesamowite moglabys mi powiedziec ile lat masz??? Benia ;***
OdpowiedzUsuńDziękuuuuję <3 mam 14 lat :)
Usuńo fu*ck no to naprawde gratuluje, bo piszesz bardzo dojrzale i wgl jestes swietna. Gratuluje Benia ;***
Usuńczy mi sie wydaje, czy zawsze rozdzialy byly dluzsze?
OdpowiedzUsuńrozdzial swietny!
czekam na cd.
Rose
Ps. slyszalas BSE? jak sie podoba?
byly dluzsze, ale wydaje mi się, że teraz są bardziej "żywe" bo akcja się jakos rozwija :) slyszalam bse, jezu jest cudowna, wiecej rockowego brzmienia, perkusja, bas i reszta dzwiekow gitar sprawila, że ta piosenka stala sie jedna z moich ulubionych :)
Usuńbisteee ♥
OdpowiedzUsuńhttp://alwaysclosetou.blogspot.com/