sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 29 - Bieg w kółko.

            Przechodząc wzdłuż salonu, ścisnął mocniej w dłoni komórkę. Po chwili jeszcze raz zerknął na jej wyświetlacz, chcąc się upewnić, że nie ma tam żadnej wiadomości od Ani. Dzwonił do niej już tysiąc razy i nic. Albo nikt nie odbierał albo komórka była wyłączona. Naprawdę zaczynał się martwić. Dobrze wiedział, że nie powinna iść do Johna, jednak Ania to… Ania. Nic nie da jej się wytłumaczyć. Tak, jak kiedyś nikt nie zdołał wybić jej z głowy związku z Johnem, tak i teraz nikt nie byłby w stanie odwlec jej od planu, który sobie obmyśliła. Być może jednej osobie udałoby się to zrobić, jednak ta osoba była teraz na samym dole listy zdolnych do pomocy. Zerknął przelotnie na Zayna i znów przemierzył duży salon. Denerwował się, a kiedy się denerwował bezwiednie tarmosił swoje brązowe, półdługie włosy, przeczesywał je dłonią i znów targał. Nie mógł usiedzieć z tyłkiem spokojnie, zerkał przez okna, odchylając zwiewne firanki. Szedł do łazienki, a po chwili od nowa krążył po pokoju. Był pewien, że jego włosy były w coraz gorszym stanie, a to wszystko wina Ani!

            - A ciebie coś w tyłek ugryzło, że tak ciągle chodzisz? – zirytowany głos Zayna potoczył się po pomieszczeniu.

            - Martwię się o Anię – wyznał Harry, po czym zerknął na reakcję swojego przyjaciela. Ten popatrzył na niego w dziwny, nieokreślony sposób i przeniósł wzrok na telewizor.

            Ciało mulata na pierwszy rzut oka wydawało się odprężone, gdy siedział na sofie przed telewizorem, jednak dopiero przy dłuższym przyjrzeniu się, można było zaobserwować spięte mięśnie w okolicy ramion i szyi. Szczęka zaciśnięta była mocno i stanowczo.

            - Co znów zrobiła? – spytał jakby od niechcenia, wzrok wlepiając w ekran telewizora. Niebieskie światła odbijały się w oczach przypominających kolorem kawałki czekolady. Nieruchomo patrzyły w jeden punkt. Harry dobrze wiedział, że to tylko gra. Tak naprawdę Zayn spijał z jego ust każe słowo dotyczące dziewczyny.

            - Poszła do Johna – powiedział. Na twarzy Zayna pojawił się nieznaczny grymas, jakby za wszelką cenę powstrzymywał swoją reakcję.

            - W takim razie nie masz się czym martwić – mruknął i bardziej zagłębił się w sofę.

            - Posłuchaj, Zayn. Ja wiem, że ty nie chcesz tego słuchać, ale byłem z nią w redakcji tego magazynu, żeby dowiedzieć się czegoś na temat zdjęć. Wynagrodzenie przelano na konto Marka Wannforda, a wiesz może kto to? Bo ja tak! – Zrobił chwilową pauzę, chcąc się nacieszyć wiedzą, jaką posiadł w tajemnicy przed Zaynem. –  Ania powiedziała mi, że to paparazzo, jeden z tych, którzy gonili was tamtej nocy, gdy wyszliście bez ochrony. Wiadomo już, kto jest odpowiedzialny za te zdjęcia.

            - Faktycznie – mruknął, nawet nie patrząc na Stylesa. – Kojarzę gościa, ale nie możemy mieć pewności, że ona nie miała w tym udziału. Ktoś musiał je wynieść z domu!

            Malik podciągnął się wyżej na sofie. Kiedy Harry popatrzył na niego pobłażliwie, zamknął powieki i przetarł oczy palcami. Nie chciał widzieć tej miny, która mówiła mu, że zachowuje się jak duże dziecko. Usłyszał jak Harry znów szpera w swojej komórce. Jeszcze raz przyłożył ją do ucha, a po chwili spojrzał na nią zrezygnowany.

            - No dobra, zadzwoń z mojej, może wtedy odbierze. – Zayn przewrócił młynek oczami i podał kumplowi swój sprzęt, łudząc się, że Ania ma jeszcze ochotę z nim rozmawiać.

            - Jeśli nie, to jadę tam, a ty jedziesz ze mną.



                                                                    *



            Założyłam ręce na piersi i rozpoczęłam nerwowe postukiwanie stopą. Wreszcie zacni panowie postanowili otworzyć te cholerne drzwi! Słysząc dźwięk zgrzytającego zamka zaczęłam się trochę denerwować. Potarłam spocone dłonie o spodnie. Czy powinnam uciekać? Niee… To chyba nie będzie konieczne, prawda? A poza tym, jakie mam szanse w starciu z dwoma większymi ode mnie facetami? Nie mieli specjalnego kłopotu, żeby wrzucić mnie do tego pokoju i zamknąć na cztery spusty!

            - O, naprawdę cię tutaj zamknęli. Myślałem, że tylko sobie żartują.

            Przede mną pojawił się Paul, a jego rozbiegane i ciemne jak żuki oczy, skupiły się na mojej sylwetce. A więc trójca święta, która uknuła to wszystko przeciwko mnie, zebrała się w jednym miejscu. Zerknęłam na niego gniewnie, nie odzywając się ani słowem. Podeszłam chwiejnym krokiem w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na ból w jednej z nóg, a on wypuścił mnie grzecznie poza obręb pokoju. Znałam mieszkanie Johna  na pamięć,więc bez zastanowienia skręciłam szybko w stronę łazienki, gdzie zamierzałam załatwić swoją potrzebę. Przechodząc przez przedpokój, zerknęłam na siedzących w pokoju Johna i Marka. Miałam ogromną chęć skręcić im karki za to, jak się wobec mnie zachowali. Kiedy tylko umyłam ręce i opuściłam łazienkę, uniosłam wysoko głowę i popatrzyłam na Paula, który ciągle podążał za mną krok w krok.

            - To co, mogę iść do domu?

            - Pomyślimy, skarbie. Na razie musimy się zastanowić, co z tą sytuacją zrobić. – Uśmiechnął się jak dobry wujek. Ja jednak wiedziałam, co kryje się pod tą maską. Nie nabierze mnie!

            - Chcę stąd wyjść! – Ruszyłam w stronę drzwi, jednak na marne, gdyż zagrodził mi przejście ramieniem i ni jak nie dało się go ominąć. Oparłam się o ścianę i popatrzyłam na niego uważnie. –Proszę – pisnęłam błagalnie, mając wrażenie, że to moja ostatnia deska ratunku, aby wyrwać się z tego mieszkania, zabarykadować w swoim i pochłonąć całe opakowanie lodów.  

            Pokiwał przecząco głową, po czym złapał mnie za ramię i wskazał, żebym poszła za nim. Tak też zrobiłam, bo właściwie to nie miałam wyjścia. Czułam, że gdybym nie poszła dobrowolnie, zaciągnął by mnie tam siłą. Usiadłam na kanapie zaraz obok Marka i wlepiłam wzrok w Johna, chcąc wywrzeć na nim nacisk i uruchomić wyrzuty sumienia, które wszystko załatwią za mnie.

            - To chyba ty namieszałaś w naszych finansach, co? – Paul uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

            - Nie tylko ja – warknęłam pod nosem, myśląc o tym, że jeszcze jeden taki wytrzeszcz w moją stronę i puszczę pawia.

            - Zrobimy tak. – Zetknął ze sobą czubki wskazujących palców i popatrzył na mnie spod nastroszonych brwi. –Zrezygnujesz z pieniędzy, nie będziesz robiła utrudnień, nie powiesz nic chłopcom o tym, co się tutaj wydarzyło i pójdziesz wolno.

            Zerknęłam na niego wzburzona. Tak po prostu ma im to pójść płazem?! Nie muszę mieć pieniędzy. Chcę tylko, żeby Zayn i Harry wiedzieli, że jestem z nimi uczciwa…

            - Nie ma mowy – podniosłam głos i wstałam z kanapy. – Przez was straciłam Zayna i wszyscy myślą, że jestem jakąś cholerną oszustką. Chcecie, żebym udawała, że nic się nie stało? To chyba żart!– Prychnęłam pod nosem i ostentacyjnie zarzuciłam włosy do tyłu. Jeśli myślą, że ze mną jest tak łatwo, to się srogo mylą.

            - Ania, zastanów się chwilę, wszystko będzie chociaż po staremu. – Do moich uszów dotarł głos Johna. Spojrzałam na niego zaszokowana, lustrując jego spokojną twarz. Wyglądał jakby naprawdę chciał mi pomóc i to najbardziej wytrąciło mnie z równowagi.

            - Po staremu?! – Łzy stanęły mi w oczach. – Ty tylko wzbogacisz się o kolejną sumkę, a mój związek nadal będzie zrujnowany – pisnęłam, patrząc w jego oczy.

            - No dobra. To chyba był jednak dobry pomysł, żeby zamknąć ją w tym pokoju – gdzieś za moimi plecami wydobył się cichy śmiech menadżera zespołu One Direction. Spojrzałam na niego spłoszona,automatycznie uchylając się.

            Teraz albo nigdy.

            Zanim którekolwiek zdążyło się zorientować w tym, co się dzieje, z zawrotną prędkością ruszyłam w stronę wyjściowych drzwi. Nie złapałam ani torebki, ani komórki i butów. Po prostu pod wpływem adrenaliny zapomniałam o stłuczonej nodze i lawirowałam pomiędzy meblami, chcąc się jak najszybciej stąd ulotnić. Niestety nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, gdyż Mark rzucił się na mnie i powalił na podłogę. Donośny wrzask wyrwał się z mojej krtani, zaraz przed tym, gdy całe powietrze zostało wyparte z moich płuc. Jego cało przygniotło mnie do posadzki tak, że nie mogłam złapać tchu. Wystającypróg wbił się gdzieś w okolice mojego podbrzusza, a policzek mocno obtarł się o posadkę klatki schodowej, po której ciągle rozchodziło się echo mojego wrzasku. Nieświadomie przejechałam językiem po zębach, sprawdzając, czy nadal są wszystkie.

            Gdy tylko mój umysł zaczął kojarzyć fakty, zorientowałam się, że Mark znów bez problemu uniósł mnie i wprowadził do sypialni Johna. Po drodze zauważyłam tylko niespokojny wzrok mojego byłego chłopaka i uśmieszek na ustach Paula. Znów poczułam uderzenie. Tym razem zamiast zimnego i twardego betonu, pod ciałem poczułam miękką pościel i przeklęłam Marka w myślach. Rozumiem, że uwielbia rzucać kobiety na łóżko, ale czy musi to robić akurat ze mną?!

            Z cichym sapnięciem uniosłam się na łokciach i dotknęłam bolejącej wargi. Kiedy na moich palcach zalśniła krew, w mojej głowie zaszumiało jeszcze bardziej niż do tej pory. Dotknęłam czoła, czując, że niedługo pojawi się tam porządny guz. Nie mogę uwierzyć, że przećwiczył na mnie jakiś zapaśniczy chwyt! Usiadłam na łóżku, a po chwili znów opadłam na nie, rozrzucając nogi i ramiona na boki. Czułam smak krwi w ustach, kiedy ciężko zdmuchiwałam z twarzy kosmyk włosów.

            Słysząc trzask zamykanych drzwi, pomyślałam, że pewnie Paula opuścił mieszkanie i wrócił do swoich obowiązków.



                                                                          *



            Donośny krzyk przeszył jego uszy i wzdrygnął się zdenerwowany, a włoski na jego karku zjeżyły się na sam ten dźwięk. Spojrzał na budynek z którego się wydobywał. Tak, to tam mieszkał John. Zerknął na Harryego, który usłyszał to samo i jego twarz przejawiała takie samo przerażenie.

            - To ona? – spytał lekko drżącym głosem.

            - Nie. Przecież nie mógłby jej nic zrobić – mruknął Zayn, jednak jego serce biło w nienaturalnie szybkim rytmie, gdy przypomniał sobie, że John już raz podniósł na nią rękę.

            Musiał ją znaleźć. Ten wrzask przeraził go dostatecznie mocno, żeby nie myślał o niczym innym, jak tylko o niej.

            – Chodźmy – zadecydował w końcu, ruszając w stronę schodów.

            Gdy tylko stanęli przy drzwiach, należących do Browna, spojrzeli na siebie niepewnie, a Zayn uniósł zaciśniętą pięść. Zapukał. Chwilę potem usłyszał kroki. Ktoś ostrożnie podszedł do drzwi, zastanawiając się czy je otworzyć. Zdenerwowany Malik, bez zaproszenia nacisnął klamkę, z rozmachem otwierając drzwi, które ku ogólnemu zaskoczeniu okazały się otwarte. To co zobaczyli całkowicie ich zadziwiło. Przed nimi stał Mark Wannford.

            Bez słowa weszli do środka, przez chwilę mierząc się nawzajem wzrokiem i powoli przechodząc przez mały przedpokój. Gdy tylko wpadli do salonu, usłyszeli za sobą wrzaski Wannforda,który kazał im opuścić mieszkanie. Nie przejmując się mężczyzną, rozejrzeli się krótko po mieszkaniu, nie dostrzegając nigdzie drobnej, ciemnowłosej dziewczyny.

            - Gdzie jest Ania? – równocześnie warknęli w stronę Johna, siedzącego na sofie. Jak na zawołanie podniósł się do pionu, mierząc chłopaków wrogim spojrzeniem. Nie mógł sobie odpuścić pogardliwego uśmiechu, skierowanego wprost w ich stronę.

            - Nie wiem gdzie jest, ale nie tutaj.– John wzruszył ramionami, jednak ani na chwilę nie spuścił z nich spojrzenia. Gdyby był psem, prawdopodobnie teraz jego sierść zjeżyłaby się w geście ostrzegawczym, a wargi drżałyby, ukazując groźne zęby.

            - Halo? – Usłyszeli dziewczęce wołanie. Obydwaj zerknęli w stronę drzwi, zza których było słychać głos Ani. Zanim ktokolwiek zdążył ich powstrzymać rzucili się w tamtą stronę, pośpiesznie naciskając klamkę. Drzwi jednak nie ustąpiły. Rozejrzeli się dookoła. Ich wzrok przez chwilę zawiesił się na Marku stojącym przy wyjściu i na Johnie, który obserwował to wszystko z boku. Wszyscy byli niepewni swoich dalszych ruchów. Podczas gdy Harry i Zayn starali się wydostać dziewczynę z pokoju, John i Mark patrzyli po sobie, zastanawiając się, co zrobić, aby jeszcze bardziej nie spartaczyć roboty.

            - Wypuśćcie mnie – powtórzyła wołanie.

            - Klucz! – Zayn zerknął na Johna. Ten tylko pokiwał głową w geście bezradności, chcąc pokazać, że nie może mu pomóc. Ten gest był jednak jak zielone światło dla chłopaka. Momentalnie rzucił się w kierunku bruneta, przypierając go do ściany. – Gdzie jest ten klucz do jasnej cholery?! – warknął przytrzymując jego koszulkę tak, aby uniemożliwić mu zbędne ruchy.

            - Leży na stole.

            Puścił go, zerkając na Harryego, który złapał przedmiot i już zabrał się za otwieranie drzwi.

            - Dzięki Bogu – usłyszeli ponownie i Harry aż uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej pełen ulgi głos.

            Nie zdążył jednak wejść do pokoju, gdyż odepchnął go Zayn, wpadając do środka niczym proca. Zatrzymał się. Stanął w progu, patrząc na Anię. Ciemne, splątane włosy okalały jej zarumienione policzki. Na wardze zrobił się strupek, co świadczyło o świeżej ranie. Jego badawczy wzrok szybko zlustrował jej sylwetkę, stwierdzając, że była cała. Każda z części jej ciała nadal była na swoim miejscu. Dopiero teraz poczuł, że serce, które przyśpieszyło biegu, gdy usłyszał jej krzyk, powoli się uspokaja. Po chwili jednak znów przyśpieszało, gdy patrzył jak stała przed nim nieco zmieszana i swoimi przenikliwymi, zielonymi oczami zerkała na niego zdziwiona.



                                                                 *



            Myśląc, że w drzwiach zobaczę Harryego, podeszłam do nich, wciąż masując sobie obolałe czoło. Na jego czubku powoli wyrastał wielki guz, czułam tę wypukłość pod palcami. Gdy przed moimi oczami ukazała się postać Zayna momentalnie zesztywniałam. Szybko zdjęłam rękę z czoła, prostując się jak struna. Splotłam ręce i zacisnęłam je mocno, nie ruszając się ze swojego miejsca. Chciałam odwrócić wzrok, jednak wciąż mimowolnie zerkałam na niego niepewnie. Po chwili ruszył w moim kierunku, a moje serce zaczęło przyśpieszać rytmu. Tylko tego brakowało, abym dostała tu jeszcze zawału. Za mało jestem dzisiaj poszkodowana!

            Spuszczając głowę, zaczęłam przesuwać się ku krawędzi drzwi. Wolałam ulotnić się stąd tak szybko, jak to tylko możliwe. Muszę korzystać z okazji, że drzwi są otwarte. Tak a propos, to gdzie podział się John i Mark? Czyżby nagle przestraszyli się chłopaków? Szczerze wątpiłam, by ich szczupłe sylwetki mogły zrobić na kimkolwiek wrażenie. Dlatego właśnie musiałam się stąd w jak najszybszym czasie zbierać i wyprowadzić też stąd Zayna, który teraz stanął przy mnie i patrzył się jak zahipnotyzowany. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, nie mogąc powstrzymać tego odruchu. Niespodziewanie złapał moją twarz w dłonie i uniósł w swoją stronę. Jednocześnie nachylił się, a ja poczułam jego usta, czule przylegające do moich. Pocałował mnie namiętnie, obejmując w tali, a ja chcąc czy nie, zarzuciłam mu ręce na kark. Teraz wszystko wirowało jeszcze bardziej, niż po grzmotnięciu o podłogę na klatce schodowej! Poczułam jak ramiona chłopaka jeszcze bardziej przyciągają mnie do siebie, a wokół mnie przyjemnie promieniowało ciepło jego ciała. Wspięłam się na palce, chcąc być jeszcze bliżej niego i wtedy poczułam przeszywający ból. Stęknęłam cicho, odrywając się od chłopaka. Zayn zerknął na mnie przestraszony, jakby to on był winien tej sytuacji.

            - Ehem… Nie chcę przeszkadzać, ale moglibyśmy się stąd wynosić – mruknął w naszą stronę Harry, który katem oka ciągle spoglądał na czającego się w przedpokoju Marka.

            - Tak jest, Harry – odpowiedziałam z uśmiechem, powracając do pionu. Nie patrzyłam już na Zayna, nie wiedziałam, co znaczył ten pocałunek i nie miałam czasu się teraz nad tym zastanawiać. On jednak uciążliwie zerkał na mnie, więc złapałam go za rękę.

            - Tylko się uderzyłam. Chodźmy już.– Ruszyłam do przodu i skrzywiłam się lekko. Dopiero teraz ból w nodze się nasilił, chyba coś mi strzyknęło, kiedy chciałam się wspiąć na poziom Zayna, jednak skutecznie zamaskowałam to pokerowym wyrazem twarzy. Pociągnęłam za sobą chłopaka, który objął mnie w pasie, chcąc dać mi oparcie. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się na dworze, daleko od tego miejsca. Mijając Marka zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem. I co?! I kto jest górą?! Skończyło się trzymanie pod kluczem! Jak oni w ogóle śmiali zrobić coś takiego?

            - Nigdy więcej się do mnie nie zbliżajcie – warknęłam w ich stronę. – W przeciwnym razie zgłoszę to na policję i zrobię obdukcję. Ostrzegam. – Z gracją odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam na nich przeszywająco. Po chwili jednak zachwiałam się, przez co Zayn podtrzymał mnie, abym nie zaliczyła kolejnego już dzisiaj upadku. Mimo to uśmiechnęłam się chytrze, podchodząc do drzwi. Nic nie zepsuje mojej chwili tryumfu!

            - Poczekaj chwilę – Zayn mruknął w moją stronę i zostawił mnie przy wyjściowych drzwiach. Zerknęłam na niego zdziwiona, jednak przytaknęłam głową. Moje oczy śledziły każdy jego ruch. Pewnie podszedł do nie spodziewającego się niczego Johna i uderzył go prosto w twarz, z której trysnęła krew. Moja ręka momentalnie wystrzeliła w stronę ust, zakrywając je w geście zdziwienia. Spojrzałam na Harryego, chcąc żeby jakoś zareagował, ale on tylko wzruszył ramionami.

            - Zayn! – pisnęłam, nie wiedząc, co robić. Mark także zastygł w bezruchu. Z niego to jest jednak tchórz. Co z tego, że John to jego partner? Nigdy by się za nim nie wstawił, bo jeszcze sam by oberwał.

            Po krótkiej chwili jeszcze jeden cios wylądował na policzku Johna, a ja nie wytrzymałam, ruszając w ich stronę. Zauważyłam wściekły wzrok Browna i już wiedziałam, że sytuacja nie staje się za ciekawa. A wszystko wyglądało tak dobrze!

            - Zayn! – przywołałam go do porządku, po chwili jednak moja noga zaplątała się o gruby dywan, pokrywający podłogę w pokoju Johna i ciągle starając się utrzymać równowagę upadłam, w ostatniej chwili łapiąc się oparcia kanapy. To wystarczyło, aby ich uwaga skierowała się na mnie.

            Zdecydowanie nie jest to mój najlepszy dzień, jednak dzięki mojej nieporadności wrogie nastroje zniknęły. A przynajmniej Zayn się opanował. Podbiegł do mnie, sprawdzając czy nic mi się nie stało. Nie, jestem cała. Trochę nieogarnięta, ale jednak cała! Poczułam, że wsuwa swoje ramię na moją talię i stawia mnie do pionu. Kto jak kto, ale ja dzisiaj czułam się jak szmata do mycia podłogi. Właściwie niewiele moje samopoczucie mijało się z faktami. W końcu nie raz wylądowałam dzisiaj na podłodze i zostały wyciśnięte ze mnie wszystkie flaki poprzez wielkie cielsko Marka.

            - Chodźmy już – szepnęłam cichutko, tak że chyba tylko on mnie usłyszał. Zobaczyłam za jego plecami zezłoszczonego Johna i czym prędzej pociągnęłam chłopaka za rękę.

            - Wypad stąd, zanim wam skopię tyłki! Jazda! – wrzasnął tak, że aż podskoczyłam w miejscu. Czułam się jakby jego słowa niczym niewidzialna miotełka, wyganiały mnie stamtąd. Znów obejmując Malika dotarłam do klatki schodowej, a drzwi za naszymi plecami zatrzasnęły się nim zdarzyłam się w ogóle odezwać.

            - O matko… wreszcie – sapnęłam, po czym zerknęłam na Harryego i otarłam dłonią czoło. Widziałam, że on też czuł ulgę. Uśmiechnęłam się do niego, po czym pisnęłam niespodziewanie, czując jak ktoś podcina moje kolana i łapie mnie pod plecami.

            - Co my już z tobą mamy. – Haarry odwzajemnił uśmiech i pokiwał z dezaprobatą głową, patrząc na moją zaszokowaną minę, kiedy ulokowałam się w ramionach Zayna. Dobrze wiedziałam, o co chodziło Harryemu. Gdybym nie była uparta, żeby tutaj przychodzić, nie miałabym problemu, z którym musieli mi pomóc. Mogłam też przyjść z Kate. Może w dwójkę poradziłybyśmy sobie z wywarzeniem drzwi?!

            - Zayn! – Ocknęłam się po chwili. –Postaw mnie natychmiastowo na ziemi! – rozkazałam, kiedy byliśmy już w połowie schodów.

            - Im szybciej się stąd wyniesiemy, tym lepiej – odpowiedział tylko, nadal patrząc przed siebie.

            Zerknęłam na jego uspokojoną twarz i przejechałam lekko dłonią po lewym policzku. Nie spojrzał na mnie, jednak widziałam minimalną zmianę wyrazu jego twarzy. Nie potrafiłam ocenić, czy była to dobra zmiana.

            - Nic mi nie jest, naprawdę – szepnęłam. – Potknęłam się tylko o dywan – wyjaśniłam, przylegając bliżej do jego ciała i ciesząc się, że wreszcie mogę go objąć. Znów poczułam to przyjemne ciepło, jakie płynęło z każdego jego gestu. Oplotłam jego szyję dłońmi, chcąc mu pomóc w udźwignięciu tego ciężaru, który na nim spoczął.

            - Już cię puszczam – mruknął, gdy tylko zeszliśmy po schodach. Z wdzięcznością oparłam głowę o jego bark i uśmiechnęłam się pod nosem. Mimo iż na mnie nie patrzył i unikał mojego wzroku, czułam wyraźną zmianę. Widziałam to po nim i po całym jego zachowaniu. Wiedziałam, że powinnam z nim porozmawiać. Nie wiedziałam jednak nawet, jak zacząć.

------------------------------------------------------------------------------------

Powoli zbliżamy się do końca opowiadania, zostały mi tylko 2 rozdziały, mam już je napisane.
Dziękuję za tyle miłych słów, naprawdę, bez was nie dałabym rady napisać tego opowiadania. Szczerze to nawet sama się nie spodziewałam, że będzie tutaj ponad 30 rozdziałów. Komentarze motywowały mnie każdego dnia do napisania nowego rozdziału.
Dziękuję też za propozycję napisania książki, ale niestety nie skorzystam, haha, po prostu nie nadaję się do tego :)

                                                         JESTEŚCIE CUDOWNI ♥

9 komentarzy:

  1. Jak to jeszcze tylko 2 rozdziały? Szkoda ;(
    Masz talent :)

    Wbijajcie do nas:
    1d-jedenkierunek-onedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. bede tesknic za tym opowiadaniem, i jestem strasznie ciekawa jak to zakonczysz.
    mam nadzieje, ze bedziesz pisac kolejne opowiadanie :)
    pozdrawiam Rose

    OdpowiedzUsuń
  3. vdfgjklkh to opowiadanie jest wspaniałe. Czytając ten rozdział tak ciepło mi się robiło na sercu. Szkoda,ze jeszcze zostały tylko 2 rozdziały. Będzie mi go brakować :"")

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham cie <3 jestes po prostu cudowna. A rozdzial the best ;** Benia

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki ale ty jestes jeszcze bardziej cudowna *.* hahah szkoda ze nie napiszesz ksiązki ,a juz mialam nadzieję ze będę mogla sięgnac po nia z polki w Empiku lub innej księgarni ;).To opowiadanie jest juz twoim trzecim na początku był z Hazzą pozniej z Lou a teraz z Zaynem moze napiszesz jeszcze dwa opowiadania z Nialerem i Liamem? Mam nadzieję ze tak bo mysle ze wszystkie osoby czytające tego bloga chętnie by sledzily kolejne opowiadania ,razem ze mną;). Jestem ciekawa co wymyslilas na sam koniec opowiadania i bede go sledzic az do jego konca tak dlugo az nie pojawi się kolejne opowiadanie :)
    Zuza xx

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdzial ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy rozdział :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zarąbisty rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy oddany komentarz, kocham Cię! x