niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 5 - Karuzela wydarzeń.




Odetchnęłam głęboko, gdy zamykałam program graficzny. Przygotowane przeze mnie zdjęcia już pojawiały się na kolejnych stronach gazety. Rozciągnęłam się, ziewając przeciągle, po czym podniosłam się z miejsca i szybko pakując swoje rzeczy do torby, szykowałam się do wyjścia z pracy. Zanim jednak to zrobiłam, usłyszałam czyjś głos.

- Dobra robota – Mark mruknął do mnie znad swojego biurka. Pierwszy raz odezwał się do mnie, bo z tego, co zauważyłam ludzi trzymał na dystans. Poza tym zawsze zjawiał się w redakcji gościnnie. Był całkowicie i bezsprzecznie rasowym paparazzi. Nawet teraz mogłam dostrzec małą lornetkę wystającą z jego czarnej pakownej torby. Mimo iż swoje zdjęcia sprzedawał różnym czasopismom, właśnie to tutaj upodobał sobie najbardziej. Być może, dlatego, że ciotka zawsze chętnie widziała jego zdjęcia. Zwróciłam uwagę na aparat, który już ważył w dłoni. Taaak… to ten Mark, na którego wpadłam na korytarzu w swoim pierwszym dniu tutaj, już wtedy zauważając, że to profesjonalista. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, dziękując za miłe słowa. Był nieco dziwnym człowiekiem, od razu to wyczułam. Jego całkowicie czarne włosy i przenikliwe niebieskie oczy nie miały z tym nic wspólnego. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam swoje imię.

- Ania. – Zaczepiła mnie wysoka blondynka o ładnych zielonych oczach. To Margh, którą poznałam dzień wcześniej.

- Tak?

- Zapomniałam ci powiedzieć, że wczoraj jakiś chłopak dzwonił i szukał cię – powiedziała, a uprzedzając moje otwierające się usta, dodała – Nie, nie przedstawił się.

- No dobrze. – Uśmiechnęłam się do niej. Może to był John? Moje serce zabiło szybciej, pracując ciężej niż zazwyczaj. Może jednak pożałował swojej decyzji? Przypomniał sobie wspólnie spędzone chwile? Chce do mnie wrócić?! – Margh, muszę już uciekać, do zobaczenia! – Szybko pocałowałam ją w miękki policzek, po czym udałam się w stronę wyjścia. Uśmiechnęłam się pod nosem, odtwarzając to, co usłyszałam od Margh. Jest tylko jeden haczyk. Nie powinnam przecież o nim myśleć. Nie powinnam znów zawracać sobie nim głowy, miałam zapomnieć.

Sięgnęłam do kieszeni swoich dżinsów. Pod palcami wyczułam gładką powierzchnię zdjęcia. Miałam do tego nie wracać… zatrzymałam się jednak przy ścianie, gdzie nikogo nie było. Wyciągnęłam fotografię, przyglądając się jego radosnej twarzy. Zerkając na kosz na śmieci, stojący kilka metrów ode mnie, zawahałam się. Jeszcze raz popatrzyłam niepewnie na pojemnik i zdjęcie, po czym zdecydowanym ruchem wsunęłam je z powrotem do kieszonki spodni. Jeszcze trochę ze mną pobędzie… dopóki się nie otrząsnę.

Szybko przeszłam przez szklane drzwi, wdychając niezbyt świeże powietrze. Na ulicy jak zwykle panował hałas, a wszystkie auta i taksówki tłoczyły się po rozgrzanym betonie. Poprawiając kosmyki włosów, latające na wiosennym wietrze, zauważyłam czarny samochód. W środku siedział zakapturzony mężczyzna z czarnymi okularami na nosie, które zasłaniały mu pół twarzy. Zaintrygowana przyglądałam mu się przez krótką chwilę i byłam prawie pewna, że on patrzył na mnie. Nie nadwyrężając dłużej szyi, odwróciłam się i ruszyłam dalej przed siebie. Dzisiaj wybrałam drogę na pieszo. Uznałam, że raz na jakiś czas mogę pozwiedzać Londyn, mimo że do domu mam spory kawał. No właśnie… kawał. Popatrzyłam na swoje buty i zmieniłam kierunek, w którym szłam. Zatrzymałam się przy pobliskim postoju taksówek. Jak na złość w centrum miasta nie było żadnej, która teraz użyczyłaby mi swoich kół. W końcu to godziny szczytu i żadna na mnie nie czeka! Rozejrzałam się, zastanawiając się, co robić. Iść na pieszo? Nieee… Zadowolona ze swojego pomysłu usiadłam na pobliskiej ławeczce i założyłam nogę na nogę. Jako iż nie znam żadnego numeru telefonu do taksówek w tym mieście, zaczekam na jakąś! Rozglądając się dookoła, potrząsałam nerwowo nogą. Oparłam ręce na kolanach i spuściłam na chwilę głowę, kiedy usłyszałam odgłos podjeżdżającego samochodu. Z uśmiechem na ustach spojrzałam w tamtą stronę. Skrzywiłam się natychmiastowo, bo drogę zagrodził czarny duży samochód. Ku mojemu zdziwieniu szyba uchyliła się, a moim oczom ukazał się ten sam osobnik, co wcześniej.

- Podwieźć cię gdzieś? – spytał tym swoim urokliwym głosem, który dosłyszałam nawet siedząc na tej zielonej ławeczce.

Niepewnie podeszłam do samochodu. Trzymając mocno torbę, jakby ktoś zaraz miał mi ją wyrwać, uchyliłam usta. Czy to on?

- Emm… – wyrwało mi się i byłam pewna, że wyglądam teraz śmiesznie z tą zdziwioną i zaintrygowaną miną.

- Wsiadaj. – Zaśmiał się dźwięcznie, a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Natychmiastowo zdjął okulary, ukazując czekoladowe oczy. Rozejrzałam się, chcąc sprawdzić czy czasem żadna taksówka nie pojawiła się na postoju. Zawahałam się przez chwilę, kierując na niego wzrok.

- No dobra. – Westchnęłam. Nie będę tu siedzieć cały dzień. Nie ważne skąd się tu wziął, ważne, że ja już nie muszę tutaj siedzieć. A i gwiazdka chyba nie porwie mnie w jakiś brutalny sposób, nie?

Niepewnie usadowiłam się na siedzeniu obok niego. Nieśmiało odwzajemniłam spojrzenie, kiedy ściągnął okulary i zwrócił się w moją stronę. Chrząknęłam, przerywając ciszę.

- Skąd się tutaj wziąłeś, Zayn? – Czy ja nie mówiłam, że to nieważne? Zapomnijmy o tym, moja ciekawość wzięła górę.

- Powiedzmy, że przejeżdżałem obok i zauważyłem, jak gdzieś pędzisz. Od razu cię poznałem. – Uśmiechnął się, a jego kolczyk w wardze błysnął. – To, dokąd?

- Sloane St 11, wiesz, gdzie to jest? – upewniłam się, na co on tylko kiwnął głową i wprawnie ruszył. Po chwili jednak utknęliśmy w małym korku, przez co w ślimaczym tempie wlekliśmy się do mojego domu.

- Nie boisz się, że zaraz zrobię ci zdjęcie? – spytałam zadziornie.

- Nie masz aparatu. – Wzruszył ramionami.

- Jesteś pewny? – Zaśmiałam się pod nosem, grzebiąc w torbie. Nie zdążyłam zareagować, gdy złapał mnie za nadgarstek i odciągnął moją rękę od torby. – Spokojnie, żartowałam – uśmiechnęłam się anielsko.

- Tak myślałem. – Puścił mnie, a jego przenikliwe tęczówki przejrzały mnie na wylot. Zmierzył mnie wzrokiem, po czym ledwo zauważalnie zwilżył wargi. – Jak idzie ci praca? – odezwał się po chwili.

- Radzę sobie… a jak One Direction?

- Dajemy radę. Udało mi się na trochę wyrwać ze studia – westchnął. – Gdyby chłopaki wiedzieli, że teraz wiozę fotoreporterkę w swoim samochodzie, zagrożony kolejnymi plotkami i spekulacjami na nasz temat, chyba by mnie zatłukli. – Zaśmiał się pod nosem, a jego wzrok znów ściągnęło w moją stronę. – Ale to chyba nic złego, raz na jakiś czas zachować trochę normalności, nie sądzisz? Na przykład podwieźć dziewczynę do domu.

- Każdemu jest to potrzebne. Tak bardzo sława daje ci w kość?

- Czasami naprawdę nie mogę już tego znieść. Ale kocham to, co robię i muzykę. – Rozchmurzył się, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu, kiedy widząc kamienicę i okna swojego mieszkanka na pierwszym piętrze, odezwałam się.

- To tutaj, możesz się zatrzymać.

Podjechał tam, gdzie mu wskazałam i spojrzał w moją stronę.

- Przepraszam, że zabrałam ci czas. – W moich rękach znienacka pojawił się róg bluzki, który teraz miętosiłam. W mojej głowie trwała bitwa. Może powinnam mu się odwdzięczyć i zaprosić go na górę? Ale to gwiazda! A ja mam taki bałagan, że chyba spalę się ze wstydu. W dodatku… jak ja mam z nim rozmawiać? Może traktuje mnie… jak, jak… nie wiem co! Choć… wydaje się być zwykłym chłopakiem, który ma po dziurki w nosie szumu wokół siebie.

- To żaden problem. – Jego wzrok znów mnie przeniknął, a ja przełknęłam głośno ślinę, kiedy przeszedł mnie dreszcz emocji. – Cieszę się, że mogłem cię znów spotkać. – Uśmiechnął się, po czym minimalnie przesunął się w moją stronę na siedzeniu.

- Chyba powinnam już iść – ocknęłam się. Zaczęłam zbierać się do wyjścia. Kiedy moje stopy dotknęły już chodnika, odwróciłam się i wciąż nieśmiało odezwałam. – Jeśli byś chciał, to możesz wejść na kawę. Tylko nie wiem, czy taka dawka normalności cię nie przytłoczy – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać. Popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.

- Teraz chyba muszę wrócić w szpony Paula, który uparł się na nagrywanie nowego materiału. Ale chętnie wpadnę jutro, co ty na to?

Spojrzałam na niego zdziwiona, mrużąc lekko oczy. Czy mi się przesłyszało? Energicznie pokiwałam głową, oniemiała jego propozycją. Przyglądając się jego zadowolonej twarzy, uśmiechnęłam się jednak serdecznie i wyszłam z samochodu.

- Będę wieczorem – dodał, kiedy spojrzałam na niego ponownie.

- Do zobaczenia.

Zamknęłam drzwi, patrząc jak powoli odjeżdża spod kamienicy. Wąska uliczka wydawała się jakby za mała, żeby pomieścić to duże i eleganckie auto. Zapatrzyłam się przez chwilę przed siebie. Kiedy tylko ocknęłam się z zamyślenia, wypuściłam ze świstem powietrzem. Jest tak czarującym chłopakiem, że już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Gdy tylko weszłam do mieszkania, wcześniej prawie zabijając się w progu, zabrałam się za sprzątanie. Rozpoczęłam od małego saloniku, następnie przeszłam do kuchni, łazienki i swojej sypialni. Uwinęłam się niezwykle szybko, po czym usiadłam przed telewizorem. Nie mogłam wyobrazić sobie Zayna Malika w moim mieszkaniu, w tej starej kamienicy. Nie wiedziałam właściwie, co dzieje się z moim życiem. Wszystko nagle przewracało się do góry nogami. Dostałam pracę, rozstałam się z chłopakiem, poznałam gwiazdę One Direction. Czułam się jakbym była na jakiejś karuzeli, która nie chce się zatrzymać, a w mojej głowie wszystko zaczyna szumieć i wirować. Wszystko to wydawało się takie nierealne. Ciągle wyobrażałam sobie, że nadal jestem z Johnem i nic się nie zmieniło. Podobno nie można wchodzić do tej samej rzeki dwa razy, w takim razie nie powinnam zawracać sobie nim głowy. On już nie widzi nikogo poza tą swoją Nikki. Z kim ja się zadawałam? Westchnęłam, zastanawiając się nad tym wszystkim.

Odruchowo złapałam komórkę, która nagle się rozdzwoniła.

- Słucham? – rzuciłam, nie spoglądając na wyświetlacz.

- Ania? – Znajomy głos odezwał się, a moje serce zabiło gwałtownie.

- John? – Odezwałam się, czując jak moje gardło zasycha z nerwów, a usta uchylają się w zdziwieniu.

- Ania… musimy pogadać. Musisz do mnie wrócić, ja żałuję! – Jego głos wydawał się inny niż zazwyczaj.

- Ty piłeś – odezwałam się oburzona.

- Piłem z tęsknoty – stwierdził rozpaczliwie, a ja zamarłam.

- John, nie dzwoń do mnie, nie mamy już o czym rozmawiać. Temat jest skończony. – Drżący głos wydobył się z mojej krtani. Nacisnęłam szybko czerwoną słuchawkę i odrzuciłam komórkę w kąt. Przymknęłam powieki i westchnęłam cicho. To ta karuzela wydarzeń, która nigdy nie ustaje. W naszym życiu ciągle coś się dzieje i nie mamy na to wpływu. Czasami karuzela zwalnia, tak, że w nasze życie wdaje się rutyna. Innym razem ktoś podkręca prędkość, a my trzymamy się rękoma i nogami, aby z niej nie spaść i utrzymać się w całości.

Oplotłam kolana rękoma, wbijając się mocniej między poduszki. Czy dobrze zrobiłam? Popatrzyłam jeszcze raz na komórkę. Może jednak powinnam oddzwonić i wszystko wyjaśnić? Złapałam ją w dłoń i szybko wybierając numer przyłożyłam ją do ucha.

- Kate? – spytałam, gdy tylko przyjemny głos odezwał się po drugiej stronie. – Dawno nie gadałyśmy. – Pociągnęłam nosem, gdy po moim policzku potoczyła się samotna, zagubiona łza.



                                                                 *



Luzackim krokiem wszedł do studia. Dobrze wiedział, że się spóźnił, ale postanowił zachować pozory niewiedzy. Zręcznie przekręcił klucz w zamku – tak jak zawsze zamknęli drzwi. Wszedł najciszej, jak tylko potrafił. Dziecinnie wierzył w to, że uda mu się zakraść i twierdzić, że już dawno znajdował się w środku. Przeszedł kilka kroków, rzucając klucze na pobliski stolik, ups… miał być cicho. Głośny szczęk metalu potoczył się po ciemnym pomieszczeniu. Odrobina światła sączyła się z pomieszczenia dalej, gdzie znajdowała się sala nagrań. To właśnie tam wprowadzali swoje muzyczne pomysły w życie, podczas gdy właśnie tutaj, popijając colę, relaksowali się często przed ciężka pracą.

- Spóźniłeś się!

Groźny głos Liama potoczył się echem, odbijając się od nieoświetlonych ścian, na których wisiały ich złote i platynowe płyty. Zaśmiał się pod nosem identyfikując ten władczy głos ze swoim przyjacielem.

- Panikujesz – prychnął.

Groźny głos? Pff… przecież to on, Zayn, był tym pewnym siebie. No dobra, trochę przesadzał, w końcu Liam też miał swój charakterek. Może dlatego podczas ich kłótni, wszyscy woleli znaleźć się w innym pomieszczeniu i jak najszybciej uciekać. Teraz jednak słowo ‘spóźnienie’ przywoływało mu obraz uroczej brunetki, która lekko zarumieniona i speszona wydostawała się z jego dużego samochodu. Uśmiechnął się sam do siebie. Dobrze, że w tej ciemności Payne nie mógł tego dostrzec.

Do jego uszu doleciały odgłosy śmiechu w sąsiednim pomieszczeniu. Czyli był ostatni, no tak, spodziewał się tego już w momencie, gdy zaproponował Ani, że ją podwiezie i… warto było. Tak, przyznał sam przed sobą. Ciągle wyczekiwał ich kolejnego spotkania.

- Och… no chodź! – Zniecierpliwiony Liam odezwał się w końcu, podczas gdy wcześniej z założonymi na piersiach rękoma wpatrywał się w brata. – Zobaczysz, co nowego mamy!

Pełen euforii głos wydobył się z jego krtani. Oboje kochali tę pracę, ale obojgu dawała się ona nieźle we znaki. Nie chcąc już nadwyrężać cierpliwości bruneta, przeszedł za nim do sali, aby oddać się tworzeniu ich siły – muzyki.





                                                       *



- Wałkujemy to już godzinę.

Zmartwionym wzrokiem popatrzyła na moje policzki, na których widoczne były zaschnięte, słone krople. W odpowiedzi pociągnęłam lekko nosem i znów dmuchnęłam w chusteczkę.

- Zawsze mówiłam, że  John nie jest dla ciebie. Nie chcę stać na drodze do waszego szczęścia, ale on znów cię skrzywdzi. Jeśli mu na tobie zależy, to dlaczego potraktował cię jak pierwszą lepszą? Nikki mu się znudziła, to teraz chce do ciebie wrócić, za jakiś czas znów znajdzie sobie kolejną, a ciebie zostawi.

Powtórzyła cierpliwie, podsuwając mi pod nos gorącą herbatę. Popatrzyłam na nią, przypominając sobie, jak długo tłumaczyła mi to, że mam dać sobie z nim spokój. Z jednej strony zdawałam sobie z tego sprawę, z drugiej… nie potrafiłam tego planu wcielić w życie.

- Wiem – mruknęłam niezbyt pewnie. Upiłam łyk, nie spuszczając z niej oczu. – Dlatego nie dałam mu szansy, żeby powiedział cokolwiek jeszcze – dodałam po chwili.

- I bardzo dobrze, z takimi jak on sprawę trzeba stawiać jasno. Zdradził cię, rzucił cię, niech teraz żałuje – powiedziała z bojowym nastawieniem. Jej oczy wyrażały zdenerwowanie i coś mi mówiło, że jeśli John stanie jej na drodze, to nie potraktuje go miło.

- Dzięki, Kate. – Uśmiechnęłam się znad szklanki z ciepłym napojem. – Zjawiasz się wtedy, kiedy potrzeba.

- Od tego jestem. – Zaśmiała się, a ja razem z nią.

Wyjrzałam przez okno, patrząc na latarnie, rozświetloną na tle granatowego nieba.

- Nie uwierzysz, ale jutro mam spotkanie. – Uśmiechnęłam się pod nosem, zmieniając temat. Kate od razu się ożywiła.

- Nowy chłopak? – Charakterystycznie poruszyła brwiami.

- No coś ty. – Zaśmiałam się, uprzedzając jej domysły. – To zwykłe spotkanie, w celu odczucia normalności. – Przypomniałam sobie słowa Zayna, utrzymując ją w niepewności. Uśmiechnęłam się szeroko zerkając na jej ciekawską minę. Zupełnie zdezorientowana patrzyła na mnie zadziornie.

- Gadaj.

- To tylko spotkanie – palnęłam od razu. Co by powiedziała, gdyby wiedziała, że to Zayn? Cóż… padłaby z wrażenia. – Z Zaynem Malikiem. – Nie mogłam tego nie dodać. Po chwili uświadomiłam sobie jak śmiesznie i nierealnie to wszystko brzmi. Wzruszyłam ramionami.

- Robisz sobie jaja. – Szturchnęła mnie w bok. – Ej! – Zaplotła ręce na piersiach i popatrzyła na mnie oburzonym wzrokiem. – Mi możesz powiedzieć!

- Poznałam go na gali MTV. Ale może to i lepiej, że nie wierzysz? Sama nie bardzo rozumiem, jak to się stało – wytłumaczyłam i rozłożyłam bezradnie ręce.

- Zrób mu zdjęcie, to uwierzę – burknęła, wciąż patrząc na mnie niedowierzająco.

- Zobaczymy.

Siedziała ciągle z założonymi rękoma, wlepiając we mnie wzrok.

- Kate! No co ty… – Dałam jej sójkę w bok.

- Dziewczyno! Ale ty masz branie! Jedna fucha i już podrywasz idoli nastolatek! Jak ty to robisz? – Wybuchła. – Uch… mogłabyś mi załatwić jakiegoś Brada Pitta na jeden wieczór. Na pewno bym ten wieczór dobrze wykorzystała! – Uśmiechnęła się szatańsko, a ja roześmiałam się patrząc na jej rozmarzoną twarz.
__________________________

JEST RODZIAŁ,


WESOŁYYYYCHHHH SWIĄT WSZYSTKIM ♥

LOTS OF LOVE

9 komentarzy:

  1. Jeej wreszcie rozdział :D
    Świetny, juz nie mogę się doczekać, aż Malik wbije jej na chate :D
    Mam jakieś przeczucie, jakby Ania z Kate miały zamiar założyć się o zdjęcie Zayna, a może to tylko moje rozkminy XD Z resztą zmęczona już jestem i widać tego efekty :D
    Świetny rozdział :)
    Czekam na kolejny ♥

    http://letmefeeloursicklove1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. BARDZO CIEKAWE OPOWIADANIE <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie piszesz, strasznie się wkręciłam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez bardzo się wkręciłam i z niecierpliwością czekam na dalszy bieg wydarzeń :))

      Usuń
  4. Pomysł na opowiadanie jest świetny, rozdział oczywiście również dobry :)

    zapraszam do siebie :>
    http://mistakes-inlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie piszesz. KOCHAMMM ;*


    Zapraszam do mnie ; http://crazy-and-abnormal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy oddany komentarz, kocham Cię! x