sobota, 25 maja 2013

Rozdział 18 - Bezbronna.

            - John… – szepnęłam, nie chcąc zwracać na nas uwagi. Czy on jest chory? Tak! Mam do czynienia z chorym człowiekiem. Kto inny zachowuje się w bestialski sposób, a potem wraca z podkulonym ogonem? Znów!? Albo jest chory albo po prostu czegoś ode mnie chce.

            - Nic nie mów – wszedł mi w słowo, dotykając palcem moich ust.

            Miałam ochotę go ugryźć. Jego dłonie powędrowały na moje ramiona, a ja zaczęłam delikatnie wyrywać się z jego uścisku.

            – On po prostu tak na mnie działa, nie mogę znieść jego obecności przy tobie – wyznał, tym razem gładząc moje włosy i policzki.

            - Daj mi spokój! – powiedziałam wyraźnie, odpychając jego ręce, które mimo wszystko ponownie do mnie lgnęły. Nie ugłaska mnie. Nie chciałam mieć z nim styczności.

            Czułam jego skórę, która tak bardzo mnie teraz odpychała. Jeszcze jakiś czas temu gotowa byłabym błagać go o chwilę zapomnienia i ukojenia w jego ramionach, ale przecież ja też miałam prawo do szczęścia i do uczciwości! Wątpiłam, czy on zna to słowo. Ciągle jak kameleon przemieniał się w zupełnie innego chłopaka. Dostosowywał się do sytuacji i towarzystwa, które go otaczało. Miałam kolejny przykład na to, jak fałszywy i zakłamany jest. I nie, nie zamierzałam znów wpadać w to bagno, jakim był związek z nim. Nie zdążyłam mu jeszcze tego wytłumaczyć, podczas gdy jego dłonie zakleszczały się na moich biodrach.

            - Ann– mruknął cicho, chcąc zmiękczyć moje serce. Patrzył na mnie swoimi piwnymi oczyma, jakby prosząc o to, co było dawniej. Żeby się nie przeliczył!

            - Nie mogę! – Zacisnęłam mocno usta i powieki. – Odsuń się ode mnie. – Po chwili zawahania powiedziałam to zdanie, twardo podkreślając każde z wypowiedzianych słów. Zepchnęłam jego dłonie, czując ciepły oddech na policzku. Gdy przez moją głowę przepływały już tylko i jedynie myśli dotyczące jak najszybszej ucieczki z miejsca zdarzenia, aby nie musieć dłużej zerkać w jego piwne oczy, moje ciało nagle zesztywniało.

            - Czy nie słyszałeś, co ona powiedziała?

            Ja i John jak na komendę spojrzeliśmy w bok. Widziałam, jak cyniczny uśmieszek stopniowo wypływał na usta bruneta. Posłusznie jednak odsunął się ode mnie i zabrał swoje nachalne dłonie. Czułam się osaczona!

            - No nie, kolejny laluś?

            Zmierzyli się wzrokiem. Harry jednak zachował swoją dumę i nie skomentował jego uwagi. Znów poczułam, jak ktoś palcami oplata moje ramię i prychnęłam zdenerwowana. Brunet pociągnął mnie w swoją stronę, a ja posłusznie przesunęłam się, oddalając się od Johna.

            - Nie zbliżaj się do niej – syknął wokalista. Byłam pewna, że na jego twarzy maluje się złość, choć nie mogłam tego dostrzec, mając wzrok wbity w nasze stopy.

            - Ze mną tak się nie gra, Styles. Zapamiętaj te słowa i przekaż Malikowi czy jak mu tam.

            Ignorując słyszalną groźbę w jego słowach, ruszyliśmy koło siebie. Moje serce powoli wracało do naturalnego rytmu, a chwilowo wzburzony po niedawnym spotkaniu byłego chłopaka umysł, zaczynał myśleć trzeźwo. Wzięłam kilka głębokich oddechów i niezręcznie przetarłam dłonią twarz. Nie wiedziałam, jak się odezwać i co powiedzieć. Byłam zdenerwowana, że ciągle okazywałam się być taką sierotą! Nie potrafię sobie nawet poradzić z nachalnym facetem! Zawsze musi pojawić się mur, którego nie potrafię przeskoczyć sama. Ktoś zawsze musi mnie podsadzać… Jak miałam się teraz do niego odezwać? Było mi głupio, bardzo głupio.

            W końcu uznałam, że po prostu podziękuję za ratunek i wrócę do swojej pracy. Nim zdążyłam ulotnić się poza zasięg Harryego, ten zatrzymał mnie.

            - Nie tak szybko.

            Zadarłam głowę, spoglądając na jego twarz. Co tym razem? Czemu oni wszyscy czegoś ode mnie chcą?

            - Co się stało? – spytałam.

            Wskazał na jeden z wolnych stolików. Posłusznie przy nim usiadłam, a mój wzrok momentalnie powędrował po twarzach wszystkich osobistości, pozujących właśnie do zdjęć. Odłożyłam na bok aparat, który ciążył na mojej szyi, oparłam brodę na złączonych rękach, wspartych o stół i czekałam.

            - Myślałem, że już masz to za sobą – stwierdził, zerkając na Johna, który pojawił się gdzieś po drugiej stronie sali, trzymając Nikki pod rękę.

            - Bo mam. Już wszystko skończone – odpowiedziałam pewnie.

            - Lepiej zastanów się, czy to faktycznie prawda i nie okłamuj Zayna.

            Jego spojrzenie przeszyło mnie na wylot, a  moje ciało przeszedł dreszcz.

            - Nie okłamuję go. Zayn dobrze wie, jak stoi sytuacja. Nie jestem w stanie omijać Johna szerokim łukiem. Nie miałam pojęcia, że on tutaj będzie – broniłam się. W końcu nie miałam szans, żeby choćby domyślić się, że Nikki, TA Nikki jest modelką. I to dlatego na nią poleciał! W końcu JA modelką nie jestem…

            - Posłuchaj… Zayn to mój przyjaciel. Jesteśmy jak bracia. Nie chcę żeby zawiódł się teraz, kiedy wreszcie wierzy, że prawdziwe uczucie istnieje. Nie chcę, żebyś mu to zrobiła, rozumiesz? – Westchnął ciężko, wbijając we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz złapie mnie za ramiona i gwałtownie potrząśnie, żeby jego słowa dotarły do najgłębszych zakamarków mojej świadomości. Czy naprawdę ma wrażenie, że byłabym w stanie zrobić coś krzywdzącego Zaynowi? Po tym co sama przeszłam?

            - Zayn to nie dziecko. – Popatrzyłam na niego surowo. Jest dorosły. Sam potrafi o siebie zadbać i choć wiedziałam, jak zaślepiająca może być miłość, to mimo wszystko… Zayn… to mój Zayn. – Wydaje ci się, że wiesz wszystko, ale tak nie jest. John mnie skrzywdził, zburzył wszystkie moje plany i marzenia. Myślisz, że mi było łatwo? – oburzona zaplotłam ręce na piersi. – Mimo wszystko rozumiem, że martwisz się o niego. Wiem, że bliska osoba, która cię opieprzy kiedy trzeba i wesprze w trudnych chwilach, jest bardzo ważna w życiu. Sama się o tym przekonałam.

            Złapawszy swój aparat fotograficzny, wstałam. Spojrzałam jeszcze raz na jego skupioną twarz.

            - Dziękuję za pomoc, a teraz muszę lecieć. Goście powoli uciekają, a mnie nikt nie zagwarantuje pieniędzy, które daje ta praca – skwitowałam i odeszłam, pozostawiając go samego sobie.



                                                                                 *



            Już następnego dnia wyglądałam przez okno, czekając na niego. Nie mogłam się doczekać, żeby znów ujrzeć jego magiczne spojrzenie i pełne wargi, które ucałują mnie czule na przywitanie. Mimo, że było gorąco, wychyliłam się przez okno, twarz wystawiając na działanie słońca. Moje serce drgnęło w piersi, kiedy zobaczyłam jak duży, czarny samochód podjeżdża pod kamienicę, w której mieszkam.
Jak zwykle miałam wrażenie, że jest zbyt duży w stosunku do wąskiej uliczki, obstawionej osobówkami. Szybko odwróciłam się od okna. Złapałam za torebkę, którą sobie wcześniej naszykowałam i klucze. Wyszłam z mieszkania, szybko je zamykając. Kiedy tylko odwróciłam się, żeby zejść po schodach, napotkałam ciepłe dłonie, oplatające moją talię. Tak jak mówiłam, jego usta natychmiastowo wpiły się w moje wargi. Byłam zdziwiona, że po mnie wszedł, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Założyłam mu ręce na kark, a kiedy już się od siebie odsunęliśmy, popatrzyłam na niego jak urzeczona.
 Poczułam, jak delikatnie smyrga mnie po policzku. Uśmiechnęłam się szeroko i złapałam jego dłoń, w której znajdowała się pojedyncza gałązka pachnącego jaśminu.

            - To dla ciebie – szepnął czule, a ja musnęłam ponownie jego wargi. – A teraz zabieram cię na spacer.

            Czując intensywny zapach kwiatów, złapałam jego dłoń.

            - Tak bez ochroniarzy? – upewniłam się.

            - A skąd wiesz, czy jakiegoś nie zabieram ze sobą? – Uśmiechnął się diabelsko. – Ej! – obruszył się, gdy dostał kuksańca w bok.

            - Nie zabierasz, prawda? – spytałam, zerkając na jego lekki uśmiech błąkający się na twarzy.

            - Miałem nadzieję, że spędzimy to popołudnie wyłącznie razem. – Musnął moje czoło, zanim wydostaliśmy się na zewnątrz, gdzie od razu poczuliśmy niesamowity żar słońca. Wsiedliśmy do samochodu. Gdy tylko się w nim ulokowałam, poprawiłam białą sukienkę, którą miałam na sobie.

            - Gdzie dalej? – Oparłam się wygodnie, ciesząc się, że w samochodzie było o wiele chłodniej.

            - Zobaczysz – stwierdził tajemniczo, a ja popatrzyłam na niego całkowicie zaintrygowana.

            Czyżby znalazł miejsce, w którym fani i mi podobni, czyli paparazzi, nie będą nam przeszkadzać? Londyn jest wielkim miastem. Mieszka tutaj osiem i pół miliona ludzi, dlaczego więc akurat nas mieliby wyłapać w tłumie? Odpowiedź na to pytanie znałam – to się sprzeda, za to będzie dużo pieniędzy, to jest warte tego, żeby przeczesać cały Londyn w poszukiwaniu dwójki ludzi. Uff… Jak na razie nikt nie ma pojęcia o tym, gdzie ciągle znika Zayn Malik. A w każdym razie nikt oprócz Harryego, Kate, mamy i… Johna.

            Mimo że napawało mnie przerażaniem to, że mogą na nas polować moi koledzy z pracy, to starałam się nie dać tego po sobie poznać. Mimo iż sama mogłam paść ich łupem, to byłam wierna swojemu zawodowi. Wiedziałam już, jak potworna może być ta praca… ciągle jednak ją wykonywałam.

            Nie, nie chowałam się już w krzakach i nie biegałam za gwiazdami, aby zrobić im zdjęcie. Fotografowałam tylko w miejscach publicznych, jednak dobrze wiedziałam, że moi koledzy spędzają sen z powiek wielu osób. Choć może się wydawać to nieprawdopodobne, to jednak sami celebryci wiele zawdzięczają fotoreporterom. Kto inny wypromowałby ich aż tak dobrze? Kto inny sprzedałby najmniejszą plotkę i byłby pod telefonem, czekając na znak od nich? Tak! Gwiazdy same po nas dzwoniły i wcale nie zdarzało się to tak rzadko, jak to się może wydawać. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że paparazzi żerują głównie na nieszczęściu ludzi…

            Napawając się zapachem jaśminu, poczułam, że samochód stanął. Momentalnie rozejrzałam się naokoło i zauważyłam, że jesteśmy nad Tamizą. Popatrzyłam na Zayna niepewnie, ten jednak pośpieszył mnie do wyjścia. Opuściłam szybko pojazd i stanęłam obok niego, gdy zerkał na rzekę. Złapaliśmy się za ręce, a on nie śpiesząc się poprowadził mnie wzdłuż brzegu. Szliśmy w ciszy, wspólnie napawając się śpiewem ptaków i zapachem skoszonej trawy. Czułam jak żwir, po którym stąpaliśmy, chrzęści pod moimi stopami. Robiło mi się coraz bardziej gorąco, kiedy Zayn skręcił w lewo. Moim oczom ujrzały się łódki! Popatrzyliśmy na siebie w tym samym momencie, a moje usta wygięły się w uśmiechu.

            - Zapraszam na pokład. – Uśmiechnął się szelmowsko, a ja popatrzyłam na niego, będąc w niemałym szoku. Nie miałam pojęcia, że Zayn mógłby kiedykolwiek wpaść na taki pomysł. On i łódka? A teraz zestawcie sobie jego postać i takąż właśnie łódkę. Pasuje wam to do siebie? Bo jak dla mnie była to zupełna nowość. I ten ton, jakim zwrócił się do mnie… niezapomniane.

            Złapałam się jego ręki i weszłam na pokład. Za nami wszedł również jeden z pracowników, którego zadaniem było sterowanie maszyną w drugim końcu pokładu i udawanie, że go tam nie ma. Nawiasem mówiąc, ciekawa byłam, jak dużo Zayn zapłacił mu, żeby nie pisnął słówka o naszym spotkaniu.

            Z lekkim uśmiechem na twarzy usiadłam przy barierce. Zauważyłam zastawiony już stół i bukiecik świeżych, drobnych kwiatów. Wciągnęłam ich zapach, przymykają powieki. Czułam wiatr we włosach i choć wiedziałam, że niedługo będę miała na głowie siano, to jednak nie przejmowałam się tym zbyt bardzo. Teraz był czas na relaks, w pełnym tego słowa znaczeniu. Opierając się o wykwintnie obite siedzenie, otworzyłam tylko jedno oko, nie chcąc być oślepiona przez promienie słoneczne.

            - Chodź do mnie – zawołałam go, a kiedy tylko zobaczyłam, jak podąża ku mnie, uśmiechnęłam się szerzej. Znów wystawiłam twarz do grzejącego nas słońca, gdy poczułam jak Zayn  siada obok mnie. Wyciągał kieliszek napełniony czerwoną cieczą, a ja wzięłam go natychmiastowo w dłoń i zerknęłam na niego spod ociężałych powiek.

            - Pijesz? – spytałam.

            - Tak, on nas odwiezie – stwierdził, wskazując na sternika. Po chwili przyjrzał się uważniej mojej twarzy, a ja spuściłam lekko wzrok.

            Patrząc w jego magiczne oczy, przypomniałam sobie oskarżycielski wzrok Haryego. Zielone same tęczówki patrzyły na mnie w zupełnie inny sposób. Zaciskając mocniej palce na kieliszku, przyglądałam się swoim paznokciom. Nie chciałam mówić mu o kolejnym spotkaniu z Johnem. Nie… nie będę go denerwować. W końcu to, że go spotykam jest normalne, prawda?
 Mieszkamy w jednym mieście, przypadkiem chodzimy na te same imprezy, w innych celach, to prawda, ale jednak się spotykamy. A spotkania z Johnem wcale nie są dla mnie łatwe. Przypominają mi o tym, jak bardzo można popaść w coś po uszy, stracić kontrolę i zakochać się lub po prostu uzależnić od innej osoby. Ciężko jest wtedy odejść i zakończyć pewien etap w swoim życiu. Gdyby Zayn mi nie pomógł, prawdopodobnie trwałoby to dłużej, bo jestem taka głupia! Zbyt głupia, żeby wiedzieć, co jest dla mnie odpowiednie i żeby zauważyć, jacy ludzie kręcą się wokół mnie.

            - Coś się stało? – Jego lekko zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia.

            Patrzył na mnie ciepło! Ciepło… a przynajmniej miałam takie wrażenie. Jednak skąd miałam wiedzieć, czy tym razem mam rację? Czy zależy mu na mnie, czy traktuje mnie tak, jak każdą poprzednią? Sytuacja z Johnem wiele mi uzmysłowiła, nie pomogła mi jednak nie popełniać błędów. Choć byłam zapewniana, że jestem dla niego ważna, nie wiedziałam tak naprawdę, co kryje się w sercu Zayna Malika. Zerknęłam na niego ponownie. Chciałam, żeby jego słowa okazały się szczere. Wątpiłam w nie? Nie, moje serce było ich pewne. Ufnie biło szybciej i mocniej za każdym jego spojrzeniem, które lekko przysłaniała długa firanka ciemnych rzęs. Wierzyło w każde jego słowo. To tylko rozum podpowiadał inne rozwiązania.

            - Nie, nic się nie stało. – Uśmiechnęłam się nikle. Złożyłam pocałunek na jego miękkich wargach i obiecałam sobie znów uwierzyć w szczerą miłość. Chciałam czy nie, rwałam się do niej, choć doświadczenia sugerowały mi uciekać, a czerwona kontrolka paliła się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.



                                                                           *



            Zerkając w ciemne niebo, chwyciłam dużą dłoń. Pociągnęłam go za sobą, a po chwili stanęłam na palcach, przyciągając go bliżej siebie.

            - Chodźmy na spacer – szepnęłam w kierunku jego ucha. Poczułam dreszcz, który przebiegł po jego ciele i z lekkim uśmiechem pocałowałam kącik jego warg. – Zostaw samochód, chodźmy. – Pociągnęłam go mocniej.

            Być może wypiłam za dużo wina, wszystko możliwe, jednak miałam taką ochotę pospacerować po londyńskich ulicach nocą, że nie mogłam się powstrzymać!

            - Dobrze. – Czułam, jak jego dłonie obejmują mnie czule. – Nie zmarzniesz?

            - Jak mnie przytulisz to nie – zaśmiałam się i pociągnęłam go do przodu.

            - Już się robi. – Objął mnie. Zauważyłam jednak, że rozgląda się nerwowo.

            - Chyba nikt nas nie zauważy? – upewniłam się. Nie chciałam narażać go na niedogodności. – Zakamuflujemy się. Poza tym jest już ciemno.

            Kiwając głową, szybko podszedł do samochodu i wyjął z niego dwie pary dużych okularów. Podał mi jedną, a ja nałożyłam je na nos. Sam sięgnął jeszcze po obszerną bluzę i ukrył głowę pod kapturem. Teraz widziałam tylko jego nos i usta. W ogóle miałam ograniczone pole widzenia. W końcu było już ciemno! Coś czułam, że zaraz pozbędę się tych okularów…

            - Roztrzep włosy, niech opadają ci bardziej na twarz – polecił.

            - Już, już. – Przerzuciłam pukle włosów do przodu. Poprawiłam grzywkę, tak aby odpowiednio zakrywała mi czoło. – Jak wyglądam? – Zaśmiałam się, spoglądając na niego zza czarnych szkieł.

            - Jak zwykle cudownie – mruknął w moje usta i złożył na nich przelotny pocałunek. – Chodź. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął w odpowiednim kierunku.

            Mimo, że mieliśmy kawał do przejścia… to naprawdę był kawał, to jednak całkiem dobrze dawaliśmy sobie radę. Moje nogi powłóczyły raz do przodu, raz do tyłu. Raz się śmiałam, raz uciekałam przed goniącym mnie Zaynem, a mój kamuflaż przestawał odpowiednio spełniać swoją rolę. Szybko dostaliśmy się pomiędzy wyższe, dziewiętnastowieczne budynki, które tworzyły regularną zabudowę miasta. Krocząc deptakiem, po którym nie poruszały się samochody, cieszyliśmy się jak dzieci. Wcale nie zachowywaliśmy się cicho, choć było już po dwudziestej trzeciej.

            Wypuściłam gwałtownie powietrze, kiedy poczułam jego ręce oplatające mnie w okolicach żeber. Moje mięśnie napięły się, kiedy zaczął obracać mnie o trzysta sześćdziesiąt stopni.

            - Aaa… Zayn!

            Krzyczałam i śmiałam się jednocześnie. Gdy postawił mnie na ziemi, złapałam się go kurczowo.

            - Tak to mi nie rób. – Łapiąc za materiał bluzy, przyciągnęłam go do siebie. Po chwili ruszyliśmy do przodu. Przeszliśmy już kawał drogi. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zdecyduję się na przebrnięcie przez taki odcinek Londynu? Na pewno nie ja! Idąc przed siebie, widziałam, jak w niektórych oknach zapala się światło, czyżby to z naszego powodu? Trudno!

            Gdy widziałam uśmiech na twarzy Zayna, wiedziałam, że dawno nie miał okazji wyjść gdzieś nierozpoznany. Mijaliśmy kilka osób po drodze, nie było ich jednak wiele… Londyn jakby zasnął, a nasze kamuflaże jak na razie działały! Choć miałam ochotę ściągnąć mu ten wielki kaptur i okulary, to wiedziałam, że nie mogę.
Z lekkim uśmiechem powolnie posuwaliśmy się do przodu. Omijaliśmy główne arterie komunikacyjne, ciesząc się spokojną nocą. Wchodząc pomiędzy niskie, ale jednak blisko usytuowane kamienice, poczułam jak Zayn pociąga mnie gwałtownie w swoją stronę. Nim zdążyłam zorientować się w sytuacji, oparł mnie o chłodną ścianę i złapał za moje nadgarstki, opuszczając je tuż obok moich bioder. Choć miał na nosie duże czarne okulary, miałam wrażenie, że wiem, w którą stronę zerkają teraz jego oczy – prosto w moje. Musnął lekko moje wargi, a po chwili pocałował mnie namiętnie. Założyłam ręce na jego kark i uśmiechnęłam się przez pocałunki.

            - Szalejesz. – Pogłaskałam go po gładkim policzku. Z szelmowskim uśmiechem uchylił wargi, żeby mi odpowiedzieć. Nie zdążył jednak tego zrobić. Momentalnie zastygł bez ruchu, a mnie oślepił mocny błysk flesza, wydobywający się gdzieś zza jego pleców. Popatrzyłam wystraszona na Zayna, poprzez mroczki tańczące w moim polu widzenia. Kurczowo złapałam za jego bluzę.

            Jestem paparazzo, powinnam znać takie momenty, powinnam być przygotowana na każdy ich krok, jednak tej sytuacji kompletnie się nie spodziewałam. Czułam się osaczona. Całkowicie bezbronna w stadzie swoich. Jeszcze bardziej skuliłam się za sporo ode mnie wyższym Zaynem i przełknęłam głośno ślinę.

            - Hej, hej!

            Usłyszałam wrzaski kilku mężczyzn i ich głośne, szybkie kroki, które zbliżały się w naszą stronę.

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 17 - Zagubiona.


       - Już wiem, kto musiał to zrobić. – Jej wargi mocniej zadrżały, kiedy oburzona, przyglądając się Zaynowi, wypowiedziała to jedno zdanie.

            - Ale co się stało? – wtrąciłam się, wyglądając zza ramienia Zayna, który wyprostował się momentalnie, poważnym wzrokiem zerkając na panią Grosse.

            - Wodaa! Zalał mnie chłopczyna jeden, bo przecież Ania nie mogła by tego zrobić… – Popatrzyła na nas groźnie, a raczej na chłopaka, który prawie całe przejście zasłaniał swoją sylwetką. W tym momencie jednak nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Dosłownie go zatkało, a jego malinowe wargi zastygły. Uniósł jedną brew do góry, patrząc na nią z przekąsem, a ja uśmiechnęła się mimowolnie widząc tą dezorientację.

            - Już idziemy zobaczyć, co się stało. – Uśmiechnęłam się, chcąc załagodzić jej złość, w końcu nic poważnego nie mogło się stać! Staruszka kiwnęła tylko głową i poprowadziła nas za sobą, do mieszkania, znajdującego się piętro niżej. Złapałam Zayna za rękę, uśmiechając się lekko. Ja już znałam możliwości pani Grosse, biedaczek jeszcze niestety nie. Czasem trzeba się z nią poważnie naużerać! Gdy tylko znaleźliśmy się w jej mieszkaniu, zaprowadziła nas do łazienki i pokazała stojącą tam wodę!

            - Słyszałam, jak woda u was leciała, słyszałam. Chcieliście? To teraz macie! – Kiwnęła głową w kierunku przemoczonej posadzki. To prawda, brałam prysznic, ale przecież tyle wody nie spadłoby z sufitu! Nawet gdybyśmy ją zalali, porobiłyby się zacieki na ścianach, a tyle wody nie stałoby na podłodze. Zerknęłam przelotnie na Zayna, który wzruszył ramionami.

            - Pralka się pani zepsuła – powiedział na głos. Jednak gdy tylko napotkał groźny wzrok kobiety i zauważył, jak jej wargi wyginają się w krzywą linię, od razu sprostował swoją wypowiedź. – Zaraz tu posprzątamy!

            - Taaak, tak – poparłam go, energicznie kiwając głową. – Niech się pani niczym nie przejmuje!

            Wyprowadziłam ją z łazienki, kierując w stronę jednego z wygodnych foteli. Dobrze, że chociaż dla mnie nie była tak wstrętna! Już po chwili wróciłam do Zayna, który usiadł na skrawku wanny.

            - No to się wpakowaliśmy – mruknął, patrząc na mnie z lekkim uśmieszkiem.

            - Och… no wiesz, zalałeś jej łazienkę, to teraz cierp! – Weszłam do środka, a moje kapcie momentalnie zrobiły się mokre, nasiąkając rozlaną wszędzie wodą. Słysząc charakterystyczne chlupanie, podeszłam do chłopaka i założyłam mu ręce na kark. Nachyliłam się nad nim i musnęłam jego pełne wargi.

            - No to teraz już mamy rozrywkę na sobotę – uśmiechnęłam się lekko, wskazując na wodę.

            Niespodziewanie pociągnął mnie tak, że usiadłam okrakiem na jego kolanach. Zaśmiałam się do jego ucha. Po chwili jednak szybko się podniosłam, obciągnęłam ubrania i złapałam za znaleziony mop, będąc gotowa do pracy. W swoją dłoń chwyciłam ścierkę, która po chwili wylądowała na twarzy Zayna. Spojrzał na mnie groźnym wzrokiem, jednak posłusznie wraz ze mną zaczął usuwać wodę z podłogi. Nim się zorientowałam, poczułam ześlizgujące się po moich plecach krople wody. Zimny dreszcz przeszył moje ciało i wzdrygnęłam się, odwróciwszy się w stronę chłopaka. Założyłam dłonie na biodra i spojrzałam na niego karcącym wzrokiem.

            - Hej, hej… co ty robisz? – Po chwili roześmiałam się, bo kolejna porcja zimnej wody uderzyła mnie prosto w twarz. Zamknęłam gwałtownie usta. Schyliłam się, nabierając w szczelnie ściśnięte dłonie wody i oddałam mu.

            - Mokra wyglądasz taaaak seksownie – zamruczał do mojego ucha, wcześniej obejmując mnie w tali i przyciągając do siebie mocniej.

            - Ach taaak? – przeciągnęłam, wyrywając się z jego objęć. – A jak wyglądasz ty? – Zaśmiałam się pod nosem, łapiąc za słuchawkę prysznicową. Odkręciłam na chwilę wodę, a jej strumień skierowałam prosto na niego. Zdezorientowany ruszył w moją stronę. Nie zdarzył już jednak uchronić się przed wodą. Poczułam, jak jego dłonie łapią za moje nadgarstki. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, a wtedy słuchawka wyślizgnęła się z moich palców i spadając na dół, opryskała nas oboje. Momentalnie poczułam, jak nowe pokłady wody opływają moje stopy. Zachwiałam się niepewnie na ślizgach płytkach i to był błąd! Wymachując rękoma, nie zdołałam utrzymać się w pionie. Nie ma to jak zgrabność! Zayn, który nadal trzymał moje ręce, wygiął się pod moim ciężarem. Zdążył mnie utrzymać, przyciągając w swoją stronę. Czułam jak cała moja bluzka, spodnie i włosy przemiękają do suchej nitki i przyklejają się do mokrego ciała. Nabrałam głęboko powietrza do ust i przymknęłam oczy.

            - Aaa… wyłącz to! – zaczęłam krzyczeć.

            Gdy zauważyłam, że niesforny strumień wody został już opanowany, zerknęłam niepewnie na Zayna. Woda spływała po jego twarzy, kiedy patrzył na mnie z lekko uniesioną brwią.

            - Co to miało być? – spytał poważnie, jednak widziałam iskierki zadowolenia połyskujące w jego oczach.

            - Mówiłeś, że lubisz mnie mokrą – zaśmiałam się cicho.

            Jego brązowe oczy ponownie były radosne. Jak małe dziecko, cieszył się z każdej takiej chwili, rozkoszował tym, co oboje nabroiliśmy. Dotknęłam dłonią jego policzka i przejechałam wzdłuż jego ust.

            - Czas na sprzątanie.

            Kiwnął posłusznie głową, dając znak, że jest gotowy na starcie z mokrą i niebezpieczną posadzką.

            Już prawie skończyliśmy, gdy do środka wślizgnęła się pani Grosse. Uśmiechnęłam się do niej, zgarniając do tyłu moje długie, przemoczone włosy. Oboje nic nie odezwaliśmy się na temat naszego wyglądu. Grzecznie zakomunikowaliśmy, że skończyliśmy swoją pracę, więc teraz zmywamy się na górę. Kiedy tylko opuszczaliśmy pomieszczenie, zauważyłam mierzący nas wzrok sąsiadki i ciche westchnięcie.

            - Co ten chłopak z nią robi?

            Cóż… chyba rozkochuje mnie w sobie coraz bardziej! A mi jest z tym tak cholernie dobrze, że aż boję się tego uczucia! Nic nie zmieni faktu, że czuję się w jego towarzystwie cudownie. Ciągle towarzyszył mi ten przejmujący dreszcz i motyle w brzuchu, kiedy jego usta dotykają moich. Spojrzałam na Zayna i oboje wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Wcale nie przeszkadzało nam to, że byliśmy cali przemoczeni. Z uśmiechami spletliśmy nasze dłonie, kierując się na górę.



                                                                          *



            Siedział na sofie w dużym, przestronnym salonie. Puszyste, aczkolwiek stylowe dywany, leżały jak wyspa na ciemnych panelach, pokrywających podłogę. Lampa, zapalona w rogu pomieszczenia, powodowała, że wnętrze przyciągało swoją przytulną atmosferą. Miękkie, liczne poduszki, ułożone pod jego plecami. Ciągle się w nie zapadał i ciągle poprawiał swoje oparcie, aby opierać się stabilniej.

            Przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Miał wieczór tylko dla siebie, jednak wolałby dzielić go znów z nią. Nie zapomniał jednak, a raczej nie miał możliwości, żeby zapomnieć, że ona ma jeszcze pracę. Tak jak on, musi zarabiać na swoje utrzymanie. Najgorsze było to, że im ciekawsze zdjęcie zrobiła, mogła dostać za nie więcej pieniędzy. Chciałby wspomóc ją finansowo, przecież miał warunki ku temu, nie chciał jednak, by czuła się… kupiona. Z drugiej strony nie podobała mu się jej praca, mimo, że wyjaśniła mu, iż już dawno skończyła z pogonią za gwiazdami. Właściwie to rzadko ta pogoń wychodziła jej na dobre. Kiedy opowiedziała mu o starym przesądzie, parsknął śmiechem. Twierdziła, że fotograf, który raz da się sfotografować w trakcie pracy, nie zrobi kariery w tym biznesie, gdyż prawdziwy paparazzo jest jak szpieg – nieuchwytny i niewidzialny. Śmiał się, patrząc z jaką powagą to mówi, jak zabawnie marszczy czoło i krzywi się pod wpływem jego reakcji. Bardzo zależało jej na tym, żeby dobrze wykonywać swoją pracę. Teraz jednak cieszył się, że ten przesąd rzeczywiście miał coś w sobie…

            Powiedziała mu, że skończyła z tym. Teraz fotografuje gwiazdy i ludzi publicznych tylko wtedy, gdy są w pracy. Twierdziła, że nie narusza ich prywatności, jednak on miał już spore doświadczenie z ludźmi z jej otoczenia i na początku sceptycznie podchodził do jej deklaracji. Chciał jej wierzyć i  właściwie tak było. Nawet jeśli naginałaby prawdę, to czuł, że mimo wszystko ślepo udawałby, że nie widzi nic nieodpowiedniego.

            Nie powiedział o tym wszystkim Harryemu. On przecież nie uwierzył by w ani jedno słowo. „Omotała cię” – skwitowałby zapewnienia o jej prawdomówności. Dobrze wiedział, jak jego przyjaciel potrafi być uparty. Oboje tacy byli, dzięki temu zawsze dostawali to, co chcieli. Dzięki temu też odnieśli sukces.. Zawsze wiedzieli, jak zdobyć to, czego im potrzeba.

            Zwilżył wyschnięte wargi, chwytając w dłoń pilot. Włączył pierwszy lepszy kanał, na którym jakaś reporterka wypowiadała się na bliżej nieokreślony temat. Nie słuchał tego, co mówiła, nie zwracał uwagi na obrazy przewijające się przed oczami, teraz widział ją. Spała wtulona w jego nagą klatkę piersiową, która unosiła się miarowo. Obserwował, jak jej włosy, rozsypane na ramionach, tworzą zawiłe kształty, a malinowe usta układają się w zabawny dziobek. Była taka niewinna, a zarazem pewna swego. Była zagubiona w świecie, z którego niedawno się wyrwała, a powoli zagłębiała się w inny, ten, w którym ucieczka przed oczami tysięcy ludzi to codzienność. Zagłębiała się tam razem z nim. Oboje wpadali w otchłań, z której ciężko jest się wygrzebać. Z miłości raczej ciężko się wyleczyć. Może trwać ona latami, możesz myśleć, że wszystko już za tobą, jednak w najmniej oczekiwanym momencie okaże się, że to uczucie powoli do ciebie powraca.

            Westchnął bezgłośnie, nie chcąc przypominać sobie wszystkich dziewczyn, z którymi wcześniej się spotykał. Same wypłynęły jednak na powierzchnię jego myśli, jakby chciały być do niej porównywane. Nie mógł jednak tego zrobić, tu nie było czego porównywać. Wszystkie poprzednie były tyko po to, żeby zaspokoić jego potrzebę fizycznej bliskości. Żadna nie zbliżyła się ani o minimetr do jego zabarykadowanego wnętrza. Choć wydawało im się, że to miłość, za każdym razem się myliły. Każda miała nadzieję, że ta jedna wspólna noc coś dla niego znaczy, widział to w ich spojrzeniu i gestach, żadna jednak nie miała racji. Każda się zawiodła.

            Chcąc uwolnić się od niesfornych myśli, wstał energicznie, powracając do świata żywych. Przemierzając przestronne mieszkanie, wspiął się na schody prowadzące do ich sypialni, łazienek i innych mniej ważnych pomieszczeń. Wiedział, gdzie szukać Stylesa. Otworzył szybko mahoniowe, masywne drzwi. Dobrze wiedział, że już mało czasu pozostało mu do wyjścia.

            - Paul z ekipą za chwilę powinni być – zakomunikował, jednocześnie sugerując, że powinien przyśpieszyć strojenie się.

            - Tak, tak… już za chwilę idę – mruknął, zerkając na swoje odbicie w lustrze. Przetestował swoje czekoladowe spojrzenie, uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się nieznacznie. Tak jest, każdy z nich miał to wyćwiczone do perfekcji. Po tylu latach wiedzieli już, co dobrze wygląda w obiektywie aparatu, a jakich zachowań lepiej unikać. Nauczyli się także nie reagować zbyt gwałtownie na flesze, chcąc uniknąć efektu naćpanej twarzy na fotografii. Zayn popatrzył jak Harry chwyta za perfumy i wylewa ich sporą część na siebie.

            - Bo kwiatki powiędną. – Zaśmiał się, widząc jego poczynania.

            - Nie przesadzaj. – Tamten wyprostował się dumnie, znów zerkając na swoje odbicie w lustrze. – Coś chciałeś? – mruknął jeszcze, pakując swoją podręczną torbę.

            - Nie…

            Harry zerknął na niego podejrzliwie, wiedząc, że coś jest grane. Wyczuwał to w samym jego głosie, spojrzeniu, czy też zachowaniu.

            - Uh… bo wiesz, że prawdopodobnie będzie tam Ania?

            - Niby skąd miałbym wiedzieć? – zapytał zdawkowo. Nie chciał być dla niego odpychający, w końcu to jego kolega z zespołu, są praktycznie jak bracia. No ale na miłość boską… czy on musi spotykać się akurat z paparazoo? Chciał czy nie, musiał być choć trochę tolerancyjny w stosunku do tej dziewczyny. Nie chciał jednak wykazywać się ani gramem entuzjazmu. Niech sobie nie myśli, że zmienił do niej nastawienie!

            - Mam nadzieję, że nie będziesz patrzył na nią jakoś krzywo – Zayn odezwał się szybko, a gdy napotkał szydercze spojrzenie loczka, zaraz dodał. – Ona dobrze widzi, że nie pałasz do niej sympatią.

            - To dobrze. Nie będę musiał jej oszukiwać. – Wzruszył ramionami.

            - Harry.

            Zayn spojrzał surowo prosto w jasne, zielone tęczówki.

            - Och… przecież dobrze wiesz, że postaram się nie patrzeć na nią krzywo! Ale nic nie obiecuję!

            - Muszę zapalić – stwierdził, kierując się na dół.

            Po chwili już go nie było.



                                                            *



            Podniosłam potężny aparat do oczu, znów naciskając przycisk robiący zdjęcia. Stałam prawie naprzeciw wybiegu, a kolejne modelki pojawiały się przed moimi oczami. Ich zwiewne kreacje wcale teraz nie przyciągały mojego wzroku, no… może troszeczkę! W każdym razie skupiałam się teraz na pracy! Tak, to jest to. Oderwałam się na chwile od aparatu, czując nasilający się ból w plecach. Wyprostowałam się, po czym przykucnęłam, nie chcąc się ponownie schylać. Z namysłem zerknęłam na obiektyw. Szybko zmieniłam ustawienia przesłony, a także zwiększyłam szybkość migawki. Gotowa do dalszej pracy, znów przybliżyłam urządzenie do swojego bacznego oka. Zamrugałam gwałtownie i znów spojrzałam przez wizjer, a kiedy zobaczyłam to, co zobaczyłam, zakrztusiłam się własną śliną i ledwo udało mi się złapać odpowiednie ujęcie. Co to ma być?!

            Spokojnie. Powiedzmy, że rozpływam się w stoickim spokoju, a przynajmniej chciałabym, ale nic nie poradzę na to, że widok tej, tej… modelki?! Tak, modelki! Widok tej modelki powoduje, że nie mogę normalnie myśleć, a moja krew się burzy. Spojrzałam jeszcze raz przed siebie i zauważyłam, że nie poznała mnie. Mnie! Nikki, która jakiś czas temu odebrała mi faceta, nie poznaje mnie! Nieco spłoszona rozejrzałam się dookoła, kiedy uświadomiłam sobie, że blisko niej może czaić się inny, niezbyt mile widziany osobnik. Na samą tą myśl serce podeszło mi do gardła, a dłonie zaczęły się pocić. Nie mogłam jednak długo rozglądać się po ciemnej sali, gdzie jedynym oświetlonym obiektem był wybieg, ponieważ kolejna modelka dumnie kroczyła już w moją stronę. Szybko skupiłam się, choć było to ciężkie, na tym co miałam do zrobienia.

            Niecierpliwie czekałam na koniec pokazu, a jednocześnie bałam się, że ujrzę go gdzieś w tłumie. Chyba nigdy nie będę gotowa na bezpośrednią konfrontację! Po tym jaki był dla mnie gdy byliśmy razem i jak się zachowywał, gdy mnie zdradzał, nie byłam tak właściwie pewna, gdzie znajduje się jego prawdziwe ja. Jedno wiedziałam na pewno, a przynajmniej wystarczająco wbito mi już do głowy, że to nie jest osoba dla mnie i przebywanie w jej towarzystwie nie wpłynie na mnie korzystnie! Ale zaraz! Po co ja się tym martwię? Przecież jego tu nie ma, nie ma! Nikt nie powiedział, że ciągle z nią jest. To, że był z nią widziany o niczym przecież nie świadczy! A nawet jeśli… czy zabrałaby go na swój pokaz? No właśnie, no właśnie…

            Co ja sobie myślałam?! Ona jest modelką, a ja… fotoreporterką. Wybrał modelkę! Wysoka, wychudzona, zgrabna, długie nogi i blond włosy. Co mógł widzieć w takim kurduplu, no nie oszukujmy się, jak ja? Uch…

            Dostrzegłam, jak na wybieg wchodzi projektantka, a jej modelki podążają za nią. Westchnęłam z ulgą. Jeszcze tylko trochę zdjęć znanych osobistości i ulatniam się do domu. Przebiegłam wzrokiem po pierwszych rzędach. Mój wzrok trochę dłużej zatrzymał się na brązowowłosym chłopaku. Szybko uniosłam aparat i zrobiłam mu zdjęcie. Popatrzyłam na nie z nieco krzywym uśmiechem – nie wyszedł zbyt dobrze. Tak, to był Harry. Nie zamierzałam jednak zdradzać się, że w ogóle zauważyłam jego obecność, noo… chyba że miałabym mu zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Tak poza tym oprócz mnie było tutaj niewielu fotografów. Wszystko dlatego, że organizatorzy nie chcieli mieć tutaj wielkiej pogoni za osobistościami. Miał być to miły, kulturalny pokaz i mała wyżerka zaraz po nim.

            Zauważyłam, że światła stopniowo rozjaśniają się, wciąż pozostając przygaszonymi. W tym miejscu zadbano nawet o odpowiedni klimat zaraz po pokazie. Zaczęłam dyskretnie przemieszczać się między stolikami, tak aby prawie nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Po serii głośnych braw w sali rozbrzmiały rozmowy. Chcąc nie chcąc, uchwyciłam jedno spojrzenie. Natychmiast jednak odwróciłam się, próbując nie zwracać uwagi Stylesa. Jestem w pracy! Dlaczego jednak śledził mnie wzrokiem? Czyżby miał wrażenie, że na potrzeby dobrego zdjęcia zaraz włożę ten aparat komuś w tyłek? Nie, nie denerwuję się. To przyjaciel Zayna. Był dla mnie miły, kiedy widziałam go ostatnim razem i choć dobrze wiemy, że się nie lubimy, to muszę go tolerować.

            Nagle poczułam mocny uścisk w okolicach mojego zgiętego łokcia. Szczupłe palce wbiły się gwałtownie w moje ramię, zakleszczając się silnie. Zaskoczona nie zdążyłam odwrócić wzroku, bo ten ktoś już odciągał mnie w bardziej ustronne miejsce. Stanął, sapnął, a piwne spojrzenie omiotło moje policzki, usta, nos i dłonie.

            - Czego chcesz? – warknęłam, zanim zdążył wypowiedzieć choć jedno słowo.

            - Ania, to wszystko potoczyło się beznadziejnie. Sam już nie mogę odnaleźć się w tym, co robiliśmy dobrze, a co nie. Uważam, że powinniśmy o tym zapomnieć.

            Zatkało mnie. Patrzyłam na Johna szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, co dotarło do moich uszu..



poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 16 - Szczęście.


            Wybiegłam na zewnątrz i stanęłam jak wryta. Dostrzegłam, jak John trafia pięścią prosto w twarz Zayna, a ten oddaje mu podwójną dawkę. Głuchy dźwięk uderzenia zmroził moją krew, a zauważywszy czerwoną maź, która pojawiła się na twarzy Johna, nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, gdzie się podziać i czy tylko krzyczeć na nich, czy może jednak wkroczyć pomiędzy ich bojowniczo nastawione sylwetki. Gdy usłyszałam tupot nóg, należących do Kate, szybko oprzytomniałam. Podjęłam decyzję. Korzystając z okazji, że Zayn i John w czasie rozpoczętej już przepychanki odbili się od siebie, wbiegłam pomiędzy nich. Stanęłam na szeroko rozstawionych nogach i wyciągnęłam przed siebie ręce. W myślach zalęgło się ziarno strachu. Bałam się stanąć tyłem do Johna, który nadal wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę, ale mimo wszystko odważnie to zrobiłam. Swoje dłonie ułożyłam na klatce piersiowej zdyszanego Zayna i naparłam na niego, zmuszając go do odwrotu. Widziałam, że jeszcze ze sobą nie skończyli, miałam to jednak gdzieś, bo nie chciałam mieć tutaj dwóch stratowanych facetów na głowie. Szybko złapałam Zayna  za rękę, stanowczo zaciskając swoją dłoń na jego.

            - Zayn, przestań – syknęłam.

            Moje ciało potwornie się trzęsło i nie potrafiłam tego opanować. Gdy zobaczyłam, jak John szybko zbiera się z chodnika, trzymając się za nos, znów ścisnęłam mocniej ciepłą, męską dłoń. W moich oczach nagle pojawiły się łzy złości, strachu i żalu. Dlaczego j e g o widok ciągle wywoływał we mnie taką reakcję? Może to dlatego, że za każdym razem, kiedy ostatnio go widziałam, ranił mnie lub bliskie mi osoby? Moja prawie zabliźniona rana w sercu, zapiekła żywym ogniem.

            - Chodź Kate. – Nieco rozedrganym głosem zawołałam przyjaciółkę, Zayna  ciągle kurczowo trzymając za dłoń. Dobrze widziałam, że Kate w przeciwieństwie do mnie, cieszy się z zaistniałej sytuacji. Nie to, że chciała, żeby się pozabijali, niee… Ona po prostu cieszyła się, że ktoś wreszcie tak dosłownie przyłożył Johnowi prosto w twarz. Miałam wrażenie, że sama stoi niecały metr od mojego byłego chłopaka, jakby czekała aż tylko się podniesie i… No tak, ale leżącego się nie kopie! Widząc wzrok Johna skierowany w stronę naszej trójki, przeszył mnie zimny dreszcz. Błyski złości migały w jego oczach, a usta zacisnęły się w wąską kreskę. Pierwszy raz tak naprawdę zobaczyłam coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej. Nawet kiedy mnie uderzył, w jego oczach nie było tyle wściekłości co teraz. Szybko złapałam Kate za rękę i pociągnęłam za drzwi wejściowe.

            - Spróbuj jeszcze raz tu przyjść. – Usłyszałam syk Zayna i walnęłam go porządnie w bok, aby już się nie odzywał. Zbierając w sobie siłę, popchnęłam go do przodu i zamknęłam drzwi z domofonem. Chciałam mieć pewność, że ten niepożądany osobnik się tutaj nie dostanie.

            - Co to miało być!? – Po chwili wściekła odwróciłam się w stronę Malika. Ten jednak spojrzał na mnie całkowicie nieprzeniknionym wzrokiem i uśmiechnął się lekko, patrząc na moją zdenerwowaną twarz. – Jak mogliście rzucić się na siebie!? Czy ja mam tutaj zawału dostać!?

            Panikowałam, wiem, ale chyba normalne w takiej sytuacji, prawda?

            Gdy dochodziliśmy pod właściwie drzwi, moje ręce zdążyły się już trochę uspokoić, a adrenalina opaść, co nie zmieniało faktu, że byłam wściekła. Myślałam, że dostanę szału! Tak się bałam, że cokolwiek się im stanie, że teraz musiałam to jakoś odreagować. Właściwie to… popatrzyłam jeszcze raz na Zayna, żeby bliżej mu się przyjrzeć i otworzyłam szeroko oczy.

            - Ty krwawisz! – jęknęłam z bólem, stając już w przedpokoju. Wspięłam się na palce, przyglądając się jego twarzy. Jeszcze tego mi było trzeba… zadrapanej buźki pięknego Malika!

            - Nie przeżywaj już tak! – Ujął moją twarz w dłonie i uśmiechnął się, patrząc na mnie zupełnie spokojnymi już oczyma. Patrzył na mnie ciepło, bez grama furii, jaką wywoływał u niego John. Chwilowo odleciałam do innego wymiaru, zatracając się w tym czekoladowym morzu. – Należało mu się – dodał po chwili, jakby tłumacząc swoje zachowanie.

            - To… może ja zrobię herbatę. – Kate odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu, szybko jednak zniknęła w odpowiednim pomieszczeniu, celowo zostawiając nas samych.

            - Dobrze wiem, jaki jest John! To nie było zabawne – ostrzegłam go, ten jednak uniósł zabawnie brew. – No dobra. – poddałam się. – Kiedyś nie wiedziałam, jaki jest, ale teraz wszystko jest już jasne – sprostowałam, wyrywając się z objęć jego dłoni. – A teraz chodź tutaj!

            Posadziłam go na kanapie w saloniku, sama zaś udałam się po bardzo ubogo zaopatrzoną apteczkę. Sięgnęłam wodę utlenioną, waciki, plastry i inne rzeczy, które miałam. Gdy wróciłam, zdziwiona zauważyłam, że Zayn siedzi grzecznie tam, gdzie go zostawiłam.

            - No proszę… coś ty taki cichy? – Nie mogłam się powstrzymać, musiałam o to zapytać.

            - Wolę cię nie denerwować. – Mrugnął jednym okiem, po czym przyciągnął mnie do siebie gwałtownie. Chcąc czy nie, usiadłam na jego kolanach. Uśmiechnęłam się lekko, obserwując, jak delikatnie gładzi mnie po kolanie. Popatrzyłam na niego czule i pocałowałam delikatnie w czoło.

            - Nie rób tak więcej – zastrzegłam, mając na myśli bójkę z Johnem. Delikatnie przejechałam palcem po zakrwawionej wardze. – Mam nadzieję, że macie dobrą makijażystkę – dodałam, przemywając mu obolałą wargę.

            - Na razie nie mam w planach żadnych konferencji, wywiadów czy spotkań. – Musnął delikatnie moje usta. Momentalnie zapłonęłam czerwienią, gdyż poczułam, jak jego ręce wkradają się pod cienki materiał mojej bluzki.

            - Opanuj się – szepnęłam i w tym momencie weszła Kate, niosąc trzy kubki z gorącym na pojem.

            - Widzę, że w czymś przeszkodziłam. – Poruszyła zabawnie brwiami, zerkając na nas ukradkiem, a ja energicznie potrząsnęłam głową, czując jak moje włosy stopniowo przyklejają się do zarumienionych policzków.

            - Musiałam zebrać go do kupy – wyjaśniłam, wskazawszy na jedynego mężczyznę w tym gronie. Zeszłam z jego kolan i usiadłam obok. Zaśmiałam się donośnie, kiedy jego ręce powędrowały na moje boki, aby mnie połaskotać.  – W każdym razie… – zaczęłam, chcąc przedstawić ich sobie.

            - Jestem Kate. – Dziewczyna wystawiła rękę, uprzedzając moje słowa.

            - Zayn. – Uśmiechnęli się do siebie.

            - I już cię lubię! – zakomunikowała, a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Klepnęłam się ręką w czoło, spoglądając na nią zza kurtyny ciemnych włosów. Tak, tak… oto cała Kate.

            - Wreszcie ktoś mu przyłożył, sama bym to zrobiła, nawet namówiłabym do tego Ann, ale nie wiem, czy mi wyszłoby to tak dobrze jak tobie! – Roześmiana opadła zaraz obok mnie, a ja popatrzyłam na nią pobłażliwie.

            - Nie zapominaj, że ode mnie już oberwał!

            - Szczerze mówiąc, ciężko mi w to uwierzyć, Ania. Nasza Ann babrałaby się w przemocy? To do ciebie nie podobne, chociaż… Chłopak naprawdę ci się naraził. Że też wcześniej mnie nie słuchałaś!

            - Masz rację, ciężko mi sobie wyobrazić Ann, uderzającą kogokolwiek w twarz – poparł ją Zayn, a ja spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem. Trzyma jej stronę!?

            Przecież ja to zrobiłam, zrobiłaaaam!



                                                        *




            Kiedy siedzieliśmy razem z Kate, nie mógł powstrzymać rąk. Ciągle czułam jak gładzi moje udo lub jak podwija koszulkę do góry, by móc pogładzić plecy. Patrzyłam na niego maślanym wzrokiem, niemo prosząc, żeby się opanował. Ten jednak ciągle przytulał mnie do siebie, a jego usta czule lądowały na mojej skroni. Choć poznałam już Zayna dość dobrze, przynajmniej takie mam wrażenie, to chyba jeszcze nigdy nie odnosił się do mnie z taką delikatnością i czułością. Być może jest inaczej, bo po prostu jesteśmy razem. Trzeba przyznać, że jest to wielka rewolucja w moim, a także w jego życiu. Dla niego oznacza to rezygnację z jedno nocnych wypadów. Zrobi to? Dla mnie? Nie wiedziałam, co o tym myśleć, chciałam jednak spróbować z nim być. Wybrałam tą drogę, bo żadna z poprzednich i tak nie wydawała mi się odpowiednia. Gdy jego dłoń ponownie wsunęła się pod moją koszulkę i przesunęła się na brzuch, złapałam go z nią stanowczo i odsunęłam od siebie.

            - Zaayn… – szepnęłam cichutko jego imię, tak, żeby nie zwróciła na to uwagi Kate. On jednak nie przejął się tym zbyt bardzo.

            Widziałam, że cieszył się, poznając moją przyjaciółkę. Kiedy już zapewniłyśmy go, że Kate  zachowa nasz związek w tajemnicy, od razu się wyluzował. Problem dotyczył jednak ciągle Johna, a to dlatego, że on mógłby roznieść jakąś kosztowną informację, jak ta, że jeden z członków One Direction umawia się z paprarazzo. Musiałby mieć tylko jakieś dowody… Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, iż nie zrobi nieprzemyślanego ruchu. Nie będzie gadał wszem i wobec, że jestem z Zaynem. Mimo wszystko, to inteligentny facet i dobrze wie, że nikt by mu w to nie uwierzył. Nikt, oprócz kilku przewrażliwionych fanek, a to nie o nie mogłoby mu chodzić.

            Kiedy tylko zamknęłam drzwi za Kate, poczułam ciepłe dłonie, gładzące moją talię. Odwrócił mnie do siebie przodem i oparł o drzwi. Zadarłam głowę do góry, chcąc spojrzeć w jego kojące oczy. Ten szybko jednak zatopił swoje usta w mojej szyi, a ja westchnęłam cichutko, obejmując jego kark dłońmi.

            - Tęskniłem za tobą – mruknął mi do ucha, a po moich plecach przebiegł milion dreszczy. Za nic nie przyznam mu się, że prawie oszalałam bez niego. O nie! Uzależniłam się, dobrze to wiem, jednak zostawię to tylko dla siebie.

            - A ty…? – Zaczął ściągać moją koszulkę. Popatrzyłam na niego pobłażliwie i uśmiechnęłam się delikatnie.

            - Nie. – Zaśmiałam się chicho, przygryzając jego wargę. Zayn zmierzył mnie ostrym spojrzeniem. Jego dłonie momentalnie, pomknęły do guzika od moich spodni. Kiedy go odpiął, szybko ściągnął ze mnie dżinsy, a chwilę potem jego wielka koszulka wylądowała gdzieś na podłodze.

            - Nie jesteś już chyba na mnie zła?

            - Jestem.

            Droczyłam się z nim.

            - Należało mu się za to… – mruknął w moje wargi, kiedy przed moimi oczami stanął John. Jego kasztanowe włosy i piwne spojrzenie. Jego uśmiech, który zawsze wywoływał u mnie szybsze bicie serca. Zerknęłam na Zayna z nadzieją, że nie zauważył mojego chwilowego zamyślenia.

            Pogładził mnie delikatnie po policzku, spoglądając wprost w moje oczy. Miękłam pod nimi, jak nigdy pod spojrzeniem żadnego mężczyzny.

            - I tak nadal jestem zła. – Musnęłam jego pełne wargi. Sam ten gest przeczył moim słowom.

            - Zaraz zobaczymy – mruknął zmysłowo, po czym zaniósł mnie do sypialni, chcąc udowodnić mi, jak bardzo się mylę.



                                                     *



            Przy nim mój świat wirował i wszystko zmieniało się. Kiedy tylko zobaczyłam jego subtelny uśmiech, sama odwzajemniałam się tym samym. Jego ciepłe dłonie wędrujące po moim ciele skutecznie wypędzały mi z myśli wszystkie nieważne w tym momencie sprawy. Magiczne spojrzenie czekoladowych tęczówek odbierało mi mowę. Ciągle zerkałam w nie niepewnie, mając wrażenie, że wszystko co w tej chwili mam, nagle zniknie, a balonik wypełniony szczęściem w niewyjaśnionych okolicznościach pęknie. Teraz już wiedziałam, że każda sytuacja bardzo szybko może ulec zmianie.

            Miałam wszystko, miałam swoją miłość, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zaraz po tym w moim sercu pojawiła się pustka, kiedy straciłam to wszystko. Mój system wartości zawalił się, jak domek z kart. Swoją uwagę skierowałam na pracę, chciałam oddać się jej, żeby nie myśleć o niczym innym. Na moim sercu była prawie nieuleczalna rysa, która piekła jak żywa rana. Pustkę wypełnił on. Był przy mnie, kiedy go potrzebowałam, a ja byłam przy nim kiedy on potrzebował mnie. Był dla mnie jak powietrze, które pozwala mi się wyleczyć z poprzedniego uczucia i zastąpić je nowym, głębszym.

           Przyłożyłam miękkie usta do jego czoła i musnęłam je lekko. Poczułam jak jego duże dłonie mocniej zaciskają się na mojej tali. Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w jego opuszczone powieki, długie ciemne rzęsy i zmysłowe usta. Leżąc z głową na poduszce, miałam jego twarz na wprost swojej, a poranne promienie słoneczne jeszcze do mnie nie docierały.
Czułam się przy nim dobrze i bezpiecznie. Ufałam mu. Z jakiegoś powodu bardzo szybko zdobył sobie moje zaufanie. Prawdopodobnie dlatego, że z początku naszej znajomości to on dużo mówił. Mimo, że się bał, powierzył mi swoje odczucia, codzienność, jaką jest One Direction i swoje życie. Powiedział mi to wszystko, dzieląc się częścią siebie. Po jakimś czasie ja odwzajemniłam się tym samym.
Jak mogłabym tego nie zrobić? Szybko czułam, że stał się nieodłączną częścią mojego życia. Cieszyłam się, że jest obok mnie, jednocześnie jednak bałam się tego, co rodziło się w moim sercu i umyśle. Miałam ochotę po prostu nachylić się nad nim i szepnąć mu do ucha, jak bardzo go kocham. Nie mogłam jednak tego zrobić. Rozum podpowiadał mi, że to nie jest odpowiedni krok. Bałam się, że coś znów potoczy się nie tak i wszystko pryśnie jak mydlana bańka, a mój balonik wypełniony szczęściem zniknie.

            Gdyby ująć to wszystko logicznie, to powinnam skończyć z facetami, a nie angażować się w związki z nimi. Ostatnio nie za ciekawie się to skończyło. Najbardziej bolał mnie fakt, że z Johnem mogliśmy rozstać się z klasą, porozmawiać jak dorośli ludzie, wyjaśnić sobie pewne sprawy i po prostu rozeszlibyśmy się w swoje strony. Nie twierdzę, że wtedy czułabym się lepiej, jednak na pewno to byłoby bardziej godne rozwiązanie. Bałam się, bo nie wiedziałam, czy powinnam nadal wierzyć w facetów. Bałam się, bo wnioskując po moich ostatnich przygodach, to nie może skończyć się dobrze.

            Ciągle zerkałam na jego twarz, kiedy poruszył lekko nosem i otwierał zaspane oczy. Zamrugał kilkakrotnie, a ja musnęłam jego usta, zanim zdążył zareagować. Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie wiedząc co się wokół niego dzieje. Po chwili westchnął głęboko i wtulił się w moją szyję. Poczułam jak jego usta ślizgają się po mojej skórze i zaśmiałam się cichutko.

            - Co dzisiaj? – odezwał się zachrypniętym głosem.

            - Sobota. Teoretycznie wolne, ale… – mruknęłam, przeciągając ostatni wyraz..

            - Wolne – sapnął, nie dając mi dokończyć. – Zabiorę cię gdzieś dzisiaj.

            - Wykluczone – musnęłam jego nos. – Mam dzisiaj pracę. Idę porobić zdjęcia na pokazie.

            - Na pokazie? Jest sobota! – Popatrzył na mnie wzburzony, a ja zaśmiałam się z jego miny. – Harry idzie na jakiś pokaz, zabiorę się z nim. – Uśmiechnął się łobuzersko.

            - Nie ma mowy, nie będę mogła się skupić, jeśli tam będziesz.

            - Aż tak na ciebie działam? – Poruszył cwanie brwiami, a ja roześmiałam się dźwięcznie.

            - Uwielbiam cię. – Tyle powiedzieć mu mogłam.

            - A ja ciebie. – Odpłacał mi się tym samym. – Zróbmy śniadanie.

            Usiadł, przecierając oczy dłońmi. Poczekałam aż wyczłapie się z łóżka, po czym sama ziewnęłam przeciągle i złapałam za jego koszulkę, wciągając ją na siebie. W swojej nowoczesnej sukience powędrowałam do łazienki, gdzie spotkałam chłopaka. Trąciłam go zabawnie biodrem, żeby odsunął się od umywalki i szybko opłukałam twarz. Umyłam sprawnie zęby i poczekałam aż zrobi to Zayn. Po chwili wygoniłam go do kuchni. Sama zaś zamknęłam się w pomieszczeniu i szybko udałam się pod prysznic. Nic nie mówię, ale takie poranki podobają mi się coraz bardziej.

            Dzień zapowiadał się bardzo upalnie. Czas mijał szybko i choć jeszcze niedawno chroniliśmy się przed chłodnym wiatrem, to teraz za oknami promienie słoneczne mocno dawały się we znaki. Wesoło przeszłam do kuchni, z której dolatywał jakiś przyjemny zapach. Zdziwiłam się, widząc Zayna, bawiącego się w robienie tostów. Stał tam w samych bokserkach. Był tak zajęty i skupiony, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że weszłam. Z uwagą opuszczał górną część opiekacza, żeby przygotować nam posiłek. Podeszłam do niego z delikatnym uśmiechem na ustach, przyglądając się, jak marszczy przy tym swój zgrabny nosek. Westchnęłam z rozmarzeniem. Znów tak jest. Przygotowuje dla mnie śniadanie! Mogłoby tak być zawsze…

            - Mmm… skarbie – mruknęłam, przesuwając dłonie po jego karku. Ten jak na komendę odwrócił się do mnie, a jego czekoladowe spojrzenie powoli omiotło całą moją sylwetkę. Uśmiechnął się do mnie, niemo pytając, czy coś się stało. Stanęłam na palcach, chcąc dosięgnąć jego ust, a on jak na komendę schylił się w moim kierunku, złączając nasze usta w czułym pocałunku. Oderwałam się od niego i zerknęłam na opiekacz.

            - Mam nadzieję, że dobre to śniadanie – zaśmiałam się i wyswobodziłam z jego objęć, żeby wyjąć gotowe tosty, podczas gdy on usiadł przy stole.

            - Chyba nadużywam twojej gościnności – mrugnął do mnie łobuzersko, sięgając po jeden z tostów.

            - Mi tam się to podoba. – Wytknęłam mu język. Chwilę później uśmiechnęłam się ciepło, widząc jak szybko pochłania posiłek. – Harry nie będzie się denerwował, że znów nie ma cię na noc? – spytałam niepewnie zerkając na jego komórkę.

            - Spokojnie, Harry to nie mój opiekun, on nie ma tutaj nic do gadania. – Pokiwałam zrozumiale głową. – Dobrze wie, gdzie teraz jestem. – Zaczął rysować wzroki na mojej dłoni, leżącej na stole.

            Nagle do naszych uszów doleciał dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni, chwilę potem nawet nie zdążyłam zareagować, bo Zayn już podniósł się, żeby otworzyć drzwi. Zdecydowanie zbyt bardzo się u mnie rozgościł, przecież nie wiadomo kto to był! A jak to moja matka?! Widząc Zayna, jedzącego śniadanie u mnie w domu, będzie na niego krzywo patrzyła! Jestem dorosła, jednak wolałabym uniknąć takich sytuacji…

            - Ja otworzę! – Z mocno bijącym sercem krzyknęłam zduszonym głosem i udałam się szybko za nim. Oczywiście nie zdążyłam zagrodzić mu drogi, gdyż zdążył już złapać za klamkę. Co za niemądry typ! Pociągnął za nią, a przed naszymi oczami ukazała się starsza pani Grosse. Uśmiechnęłam się do niej, wyglądając zza ramienia Zayna.

            Pani Grosse spojrzała groźnie na chłopaka, a dopiero później zaszczyciła mnie spojrzeniem. Jej mocno zaciśnięte usta, tworzyły wąską linię, a grube okulary znajdujące się na nosie, powiększały naznaczone licznymi zmarszczkami oczy.

            - T… tak pani Grosse? – odezwałam się niepewnie, widząc pytające spojrzenie mojego chłopaka. Ta jednak mocno pomarszczoną i kościstą dłonią sięgnęła w kierunku koszulki Zayna. Złapała go za nią i przyciągnęła do siebie, przez co biedak musiał się posłusznie schylić i przeżyć bliskie spotkanie z jej badawczym wzrokiem.

          – Już wiem, kto musiał to zrobić. – Jej wargi mocniej zadrżały, kiedy oburzona, przyglądając się Zaynowi, wypowiedziała to jedno zdanie.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 15 - Przyszłość.


            Czemu czas bez niego tak mi się dłużył? Kiedy nie było go obok mnie znów powracałam myślami do Johna, który już dawno powinien był wyparować z mojego umysłu. Czułam jednak, że zaraz chyba oszaleję. Roztargniona chodziłam po salonie, co chwila okrążając mały stolik i wyglądając przez okno. Jego ciągle nie było, gdzie się podziewa teraz, kiedy moje nerwy szaleją w oczekiwaniu? Kilka głębokich wdechów i już po wszystkim. No, dalej Ania, dasz radę. Zatrzymałam się gwałtownie obok okna. Uchyliłam je szerzej, pozwalając, żeby ciepłe powietrze przedostało się do wnętrza mojego mieszkanka. Nabrałam dwa głębokie oddechy powietrza i stęknęłam cicho, czując, jak niewygodna rama okna wbiła się w moje żebra, gdy się przez nie wychyliłam.

            Muszę być dla niego wyrozumiała, powtarzałam w myślach. W końcu nie od niego zależy to, kiedy ma czas. Dobrze wiedziałam na co się piszę, zadając się z nim i stając się jego dziewczyną! Ale co mam poradzić na to, że już się stęskniłam?! Nie widziałam go już siedem dni. Mieszkamy w tym samym mieście, a już całe siedem dni nie widziałam go ani razu, nie licząc wywiadów w telewizji. Moje serce biło jak oszalałe, gdy na horyzoncie pojawiał się jakikolwiek ciemny samochód, och… to po prostu niewyobrażalne, co facet może zrobić z kobietą! Najpierw John, a teraz on. Nie! Nie myśl o Johnie, to już stara historia. Nie każdy musi być taki jak on! Oczywiście, że Zayn nie może taki być, bo gdyby kiedyś okazało się, że… nie! Pozytywne myślenie, to podstawa. Gdyby kiedyś naprawdę coś podobnego wyszłoby na jaw, chyba bym umarła. Właściwie to umarłaby cała moja wiara w jakąkolwiek możliwość związku z facetem i zostałabym lesbijką. O, to też jakieś rozwiązanie, ale chyba nie odpowiada mi w wystarczającym stopniu. Wolałabym po prostu kupić sobie gromadkę kotów, pomijając szczegół, że jestem na nie uczulona i bawić je jak swoje dzieci i wnuki. Zastąpiłyby mi każdego i odwzajemniałyby moją wielką i nieposkromioną miłość. Tak jest! Jak nie kot, to pies, w końcu to najlepszy przyjaciel człowieka. Nie zrani, chyba że ugryzie i nikomu nie wyjawi żadnych sekretów, bo chcąc czy nie, nie ma takiej możliwości!

            O czym ja myślę? Nie dajmy się zwariować. Ależ to oczywiście, że nieobecność Zayna wcale a wcale na mnie nie działa. W ogóle nie myślę o jego pełnych wargach, które mam ochotę pocałować i długich palcach, przejeżdżających po mojej skórze. Nie, nie, nie… to pragnienia śmiertelników, mnie nie dotyczą!

            Nagle coś usłyszałam. Nie, nie był to jego głos albo warkot silnika, podjeżdżającego pod kamienicę. Nie! To była moja magiczna komórka, która właśnie obwieściła przybycie nowej wiadomości. Powłócząc nogami, przebrnęłam przez pokój, sięgając po małe urządzenie. Gdy zobaczyłam t o imię, zaschło mi w gardle. Otworzyłam wiadomość i jęknęłam przeciągle. Czy on mi  to robi na złość? A właściwie to… czy oni wszyscy mi robią na złość?!

            Było tak jak myślałam. Okazało się, że Zayn nie może przyjechać teraz, bo znów im coś wypadło – pojawi się dopiero wieczorem, ale na pewno będzie. No zobaczymy książę, czy będziesz, bo w innym wypadku chyba walnę głową o mur lub sama się do ciebie wybiorę i sterroryzuję Harryego, który i tak mnie nadal pewnie nie lubi! Nie, muszę zachować pozory normalności, bo w końcu to nie jest normalne, co ten chłopak ze mną zrobił. Definitywnie straciłam zdrowy rozsądek. W mojej przepełnionej głowie kotłowały się tylko obrazy związane z nim. Zrezygnowana wybrałam numer do Kate, w końcu dawno jej nie widziałam.

            - Masz chwilę? – odezwałam się, gdy usłyszałam jej głos po drugiej stronie.

            - Teraz? Jasne. – Usłyszałam krotką odpowiedź. – Oprócz tego, że właśnie obsługuję trzech zagranicznych klientów, którzy nie znają angielskiego, to nic absolutnie się nie dzieje – zakomunikowała zadowolona, a ja słysząc jej głos uśmiechnęłam się do siebie.

            - W takim razie spodziewaj się mnie za dziesięć minut!

            Rozłączyłam się i szybkim krokiem udałam się w stronę lusterka. Poprawiłam tylko włosy i już chwilę później wciągałam buty. W przelocie chwyciłam moją małą torebkę i klucze. Do kawiarni, w której pracowała moja przyjaciółka, dotarłam bardzo szybko. Gdy tylko weszłam, wesołe dzwoneczki rozdzwoniły się tuż nad moją głową. Zamknęłam drzwi i podeszłam do lady, przy której stała Kate.

            - Co tam? – Usiadłam na stołeczku i popatrzyłam, jak stojąc w białym fartuszku wyciera jakieś naczynia.

            - Po staremu, coś rzadko się do mnie odzywasz, ale wybaczam, bo domyślam się, czym było to spowodowane – wyrzuciła mi na wstępie. Popatrzyłam na nią potulnie i uśmiechnęłam się delikatnie.

            - Przecież wieeesz… – Westchnęłam.

            - Wiem. Praca, Zayn, John, spanie. – Przekręciła wymownie oczami, a ja zaśmiałam się cicho, widząc jej minę.

            - Mówiłam ci przecież, że rzuciłam Johna– przypomniałam.

            - Byłam pewna, że znów do niego wróciłaś. Znając ciebie, wszystko jest możliwe. – Popatrzyła na mnie znacząco, uśmiechając się pobłażająco.

            - Nie martw się, jak na razie nie mam takiego zamiaru i myślę, że on też nie, po tym jak walnęłam go w twarz, przy oglądającej tą scenę kochance. – Wypięłam dumnie pierś, starając się żartować z sytuacji, która mnie wtedy spotkała. Szybko jednak stłumiłam głupią dumę. – Ale on mi oddał. – Oparłam głowę na ręce, przypominając sobie ten fakt.

            - No coś ty! Tego akurat nie mówiłaś! Jak on mógł?!

            Wydzierałaby się tak jeszcze dłużej, gdybym jej nie zasugerowała, że w pomieszczeniu znajdują się także inni ludzie.

            - Nie panikuj już tak. To ja miałam obolały policzek, nie ty. – Wytknęłam jej język. – Poza tym… po co do tego wracać?

            - Zawsze niepotrzebnie go usprawiedliwiałaś i jak widzę nadal ten zwyczaj z ciebie nie wyszedł! Ocknij sięęę! Ziemia do Ani! W dwudziestym pierwszym wieku kobiet się nie bije.

            - No cóż… sama zaczęłam. – Spuściłam głowę. Nie były to dla mnie miłe wspomnienia. Wszystko to już przetrawiłam i przemyślałam, więc nie chciałam przerabiać tego ponownie.

            - Daj spokój, jak spotkam tego pasożyta, to zobaczy, gdzie raki zimują! Tak w ogóle… zaraz kończę zmianę, pójdziemy się przejść, co ty na to?

            Pokiwałam głową, zgadzając się z jej pomysłem. Odwróciłam się na stołeczku i zamarłam. Naprzeciwko mnie znajdował się John w towarzystwie długonogiej blondynki Nikki Był nadal z tą jedną, z którą zdradził mnie pierwszy raz!? Moje serce zabiło gwałtownie, a ręce zaczęły się pocić. Spojrzałam wystraszonym wzrokiem w stronę Kate, która jak gdyby nigdy nic patrzyła na niego znad uniesionych brwi.

            - Często się tu ostatnio pojawia. Gdybym nie wiedziała, że to śmieć, pomyślałabym, że chce za którymś razem cię tu spotkać.

            Przełknęłam głęboko ślinę, starając się nie zauważać, że siedzi zaraz za mną i zachowywać się naturalnie. Mam go całkowicie gdzieś! Już dla mnie nie istnieje, traktuję go jak powietrze, o tak! Zacisnęłam ręce w pięści, nie chcąc okazać ani grama uczucia. Zdradził mnie z nią i w dodatku tak po prostu się z nią teraz mizdrzy. Czułam jego wzrok wymierzony w moje plecy. Zacisnęłam wargi w poczuciu bezsilności. Nigdy nie pomyślałabym, że Johna stać na coś takiego, na takie zagrania względem mnie! To tylko świadczyło o tym, że nigdy nie znałam go zbyt dobrze. Grał i potrafił zmieniać wcielenia w zależności od osoby, z którą przystawał.

            - Hej, John! – Zobaczyłam, jak koło mnie Kate przywołuje go gestem ręki. No nie, co ona kombinuje? Spojrzałam na nią pytającym i jednocześnie karcącym wzrokiem, ta jednak pokiwała przecząco głową, dając znak, abym się nie odzywała. Na jej zawołanie brunet od razu pojawił się przy nas. Jego uśmiech był tak samo czarujący, jak zawsze. Nie zdradzał jego prawdziwej osobowości. Ja jednak nie zamierzałam dać się znów nabrać i z tego, co zauważyłam Kate też nie.

            - Słucham cię, Kat? Czyżbyś stęskniła się za moim towarzystwem? – Dobrze wiedział, że zawsze tolerowała go tylko i wyłącznie ze względu na mnie.

            - Oczywiście, że tak, chciałam życzyć powodzenia na nowej drodze życia – prychnęła, po czym pełna szklanka lodowatej wody wylądowała na jego twarzy oraz bluzce. Parsknęłam cicho śmiechem, spoglądając na jego zaszokowaną minę. – Parasoleczka do koktajlu. – Kate uśmiechnęła się wrednie i wykorzystując jego dezorientację, we włosy wetknęła mu kolorową parasoleczkę. John szybko wyjął ją, wyrzucając na ladę. Zamrugał gwałtownie powiekami, gdyż do oczu dostała mu się woda i popatrzył na Kate przeszywającym wzrokiem.

            - Później się policzymy – warknął, po czym złapał za rękę Nikki i dumnie wyszedł z kawiarni. Jak ja mogłam tak go kochać? No jak? Tylko, że… przy mnie był zupełnie inną osobą. To teraz wszystko się zmieniło. Roziskrzonym wzrokiem spojrzałam na Kate, a ta uśmiechnęła się do mnie tryumfalnie.

            - Ty powinnaś była to zrobić, nie ja. – Szturchnęła mnie. Wytknęłam jej język, czując ulgę jaka na mnie spadła, po wyjściu mojego byłego chłopaka. Uf… już po wszystkim. Pierwsze spotkanie od czasu rozstania zaliczone!

            - Oj, chodź i już nie gadaj! – Pociągnęłam ją za rękę zza lady. W biegu zdążyła odłożyć swój fartuszek i udała się za mną. Miałam jej tyle do szczegółowego opowiedzenia!



                                                  *



            Wszyscy wiedzieli, że się z kimś spotyka, na szczęście nie wiedzieli nic więcej. Oprócz Harryego. Oboje dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że Paulowi ta sytuacja nie odpowiada. Menadżer wciąż jednak zaciskał jednak usta i w ogóle się na ten temat nie odzywał. Zayn ciągle śledził ukradkiem jego wzrok, nieufnie zerkający w jego stronę.

            Liam ma dziewczynę, wszyscy ją znają i lubią, dlaczego z nim miałoby być inaczej? Przygryzł nerwowo wargę, siadając na jasnej sofie, zaraz obok Harryego. Łokcie wsparł na szeroko rozstawionych kolanach i spuścił głowę. Nie mógł już znieść jego karcącego spojrzenia. Mimo, że Louis nic nie mówił, doskonale wyrażał to, co o tym wszystkim myśli. Oczywiście to było nie do uniknięcia. Wcześniej czy później musiał im wspomnieć o tym, że z kimś się spotyka. Nie daj boże wypłynęłoby w prasie jakieś ich wspólne zdjęcie, a on nie poinformowałby wcześniej menadżera!

 Mimo wszystko zawsze musieli być przygotowani na niezręczne pytania dziennikarzy. W każdym razie… dostał kategoryczny zakaz publicznego wspominania o swojej dziewczynie. Ta sytuacja denerwowała go coraz bardziej, jednak posłusznie zgodził się, a właściwie to tylko wykonywał rozkaz. Był zazdrosny o Liama. Dlaczego może publicznie mówić o swojej sympatii, a on nie? Czym się różnił od niego? Obydwoje byli w końcu członkami tego samego zespołu, a dzielenie ich na dwie grupy, ze względu na stopień pożądania fanek, całkowicie mu nie odpowiadało. Był pewny, że związek z Anią jest czymś poważniejszym, niż zdarzało mu się do tej pory. Patrząc na zaciętą minę Paula, domyślał się, że pod tą maską złości menadżera, tli się ogromna nadzieja na to, że znów jest to tylko przygodna znajomość, która skończy się w ciągu kilku najbliższych dni. To przykre, że ktoś ko jest z nimi od samego początku bardziej liczy się z ich karierą i wizerunkiem niż z tym, żeby byli po prostu szczęśliwi.
Zastanawiał się, czy ten człowiek zawsze taki był, czy dopiero teraz taki się stał. Być może sukces tak go zmienił? Tak samo jak i ich, cały zespół… Nie miał co się oszukiwać. Na każdym z członków One Direction sława odcisnęła swoje piętno, przez jednych lepiej, przez innych gorzej skrywane i okazywane.

            Gdy pierwszy raz wspomniał im o Ani, był pewien, że szykują się kłopoty, jednak myślał też, że Paul przymknie na to trochę oko. Zawiódł się, widząc, jak w jednej chwili stał się dla niego obcy. I nie tylko dla niego. Harry, choć nie miał zaufania do Ani i powiedzmy szczerze wolał mieć z nią jak najmniej do czynienia, ciągle stał po jego stronie. Na niego też Paul patrzył chłodnym okiem. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że choć nie zawsze zgadzali się ze swoimi decyzjami, przyjmowali je do wiadomości i wspierali się nawzajem.

            Kiedy wyczuł, że Harry odwraca się w jego stronę, również na niego zerknął, jakby czekając na jego słowa..

            - Paul  albo zaraz spali cię wzrokiem albo wyjdzie z siebie – usłyszał szept Stylesa, na co tylko wzruszył ramionami.

            - Wolałbym to drugie – przyznał Zayn, chrząkając prawie bezgłośnie. W cieszy jaka panowała w pomieszczeniu, każdy szelest wydawał się dudnić w uszach. Paul zaalarmowany wymianą zdań między chłopakami, klasną dwa razy w dłonie, aby zwrócić na siebie uwagę.

            - Mam nadzieję, że czytaliście wstępną listę pytań!

            - Pytają o to, co zawsze, dobrze wiesz, że odpowiedzi też się za bardzo nie różnią. – Harry pośpieszył z odpowiedzią.

            - Zayn, ty także wiesz jakie są ewentualne odpowiedzi, prawda?

        Harry popatrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem, próbując otrząsnąć się z otępienia, wywołanego natrętnymi myślami.

            - Dlaczego miałbym nie wiedzieć? Harry już ci mówił, że reporterzy nie wykazują się zbyt dużą kreatywnością.

            W przelocie ujął wzrok Harryego i już wiedział, o co chodzi. Zerknął na Stylesa, a potem ponownie na Paula. Uniósł jedną brew, zastanawiając się, czy naprawdę aż tak się tego boi?

            - Na pewno spytają nas także o to, czy jesteśmy singlami. – Harry wyrzucił w końcu z siebie myśl, która wkradła się do umysłów wszystkich zgromadzonych mężczyzn, żaden jednak nie chciał wyrazić jej na głos.

            - Odpowiedź jest chyba jasna? – Zayn zwrócił się tym razem do Liaama, wpatrując się w jego zimne i ciemne oczy.

            - Tego się spodziewałem. Za pięć minut wchodzicie – rzucił krótko, lecz z wyraźną ulgą, po czym opuścił pomieszczenie. Wszyscy jak na komendę podnieśli się z siedzeń i przeciągając się lekko podenerwowani udali się w kierunku drzwi.

            - Chyba go uszczęśliwiłeś. – Harry znów szepnął do niego w drodze na scenę.

            - Jak cholera – mruknął ironicznie, po drodze napotykając rozweselony wzrok kumpla, który poklepał go tylko po ramieniu i wysunął się do przodu, żeby jako pierwszy wejść na scenę. W momencie, w którym stanęli przy wyjściu zza kulis, zobaczyli pracującą ekipę. Jeden mężczyzna podszedł do nich i podał im po mikrofonie, który następnie mieli wziąć ze sobą, aby móc prowadzić swobodną rozmowę.

            - Za chwilę wchodzicie. Witacie się i siadacie na tych dwóch podwójnych sofach. Po wywiadzie żegnacie się i tą samą drogą, co wcześniej, wracacie tutaj, wszystko jasne?

            Pokiwali zgodnie głowami. Robili to już dużo razy, nie byli jakimiś nowicjuszami, więc kiedy tylko prowadząca zapowiedziała ich jako gości, sprawnie ruszyli w jej kierunku. Od razu ogłuszył ich pisk fanek i klaskanie innej, spokojniejszej części publiczności. Momentalnie mieli ochotę zatkać sobie uszy, jednak z pewnym uśmiechem podeszli do prowadzącej, aby uścisnąć na powitanie jej szczupłą dłoń.
Chwilę później cały zespół usiadł już w przeznaczonym dla nich miejscu. Mimo iż piski trochę ucichły, niektóre fanki i tak ciągle stały i krzyczały, a to bardzo utrudniało im rozmowę. Na szczęście po tylu latach tych nieustannych dźwięków i reakcji na ich widok, przywykli. Wywiad zaczął się jak zwykle. Na pytania dotyczące nowej płyty odpowiadali bardzo starannie, nie chcąc zdradzić zbyt wielu szczegółów. Harryemu jak zwykle buzia się nie zamykała i żeby móc coś powiedzieć najczęściej trzeba było się po prostu wtrącić.

            - Teraz zadam wam pytanie, na które czeka większa część waszych fanów! Czy nadal jesteście singlami?

            Właściwie to czemu miałby nie powiedzieć prawdy i nie przytemperować trochę Liama? Chciał być z Anią, chciał, żeby cały świat wiedział o tym, że znalazł kogoś, kto daje mu, to czego do tej pory zawsze mu brakowało. Pierwszy raz czuł, że tego chce!

            - Oczywiście wszyscy byliśmy singlami. Teraz jednak los mój i Liama się odmienił – wyrzucił z siebie, nie przemyślawszy wcześniej, co tak właściwie robi. Piski na widowni zamarły i już wiedział, że się zapomniał. Powiedział o jedno słowo za dużo. Popatrzył na publiczność zebraną w studio i nim zdążył w jakikolwiek sposób się zrehabilitować, usłyszał koło siebie prychnięcie Harryego i jego wymuszony śmiech. Popatrzył na jego twarz i również uśmiechnął się krzywo, jednak najwidoczniej przekonująco. To był żart, to był tylko głupi żart!

            - Tak, nadal jesteśmy singlami. – Usłyszał głos swojego brata, tuż obok siebie, jednak jego już tam nie było. Myślami odleciał już do jednego zakątka w Londynie, w którym znajdowała się teraz ona. – Tylko Liam ma dziewczynę, co już wcześniej mówił.

            I tylko Liam ma prawo, żeby się do tego przyznać, TYLKO Liam może dzielić się swoim szczęściem.



                                          *



            Siedziałyśmy z Kate na podłodze w salonie. Z lodówki wyciągnęłyśmy wszystkie zapasy lodów i innych słodyczy. Raz po raz, zajadałyśmy się mrożonymi przysmakami, rozmawiałyśmy i przeskakiwałyśmy pilotem z kanału na kanał, szukając jakiegoś ciekawego filmu. Co chwila wybuchałyśmy śmiechem, gdy któraś z nas rzuciła coś śmiesznego na temat programu w telewizji. Tak bardzo brakowało mi takiego spotkania! Obgadałyśmy wszystko, co leżało nam na duszy i działo się ostatnio w naszym życiu.
Cieszyłam się, że teraz razem z nią, możemy się bezczynnie lenić. Chwilowo zapomniałam nawet o nieobecności Zayna! Tak, tak… nawet to potrafiła zdziałać moja przyjaciółka. I choć rozmawiałyśmy o nim, to na chwilę ograniczyłam tę ogromną chęć ponownego zobaczenia go. Przeciągnęłam się wygodnie, moje wyprostowane plecy opierając o kanapę, gdy nagle usłyszałam donośne wołanie. Moje imię potoczyło się wyraźnie po cichym mieszkaniu. Spojrzałam zdezorientowana na Kate. Obydwie znałyśmy ten głos. Aż za dobrze! Lubił szeptać mi nim, że mnie kocha i potrzebuje. Rzadko jednak kiedy brzmiał tak agresywnie jak w tej chwili. Byłam pewna, że to znów on. Podniosłam się i obciągnęłam bluzkę. Chrząknęłam zdenerwowana i podeszłam do okna, wychodzącego na ulicę. Odsłoniłam lekko zasłonkę, jednak zanim w ogóle zdążyłam wyjrzeć ponownie usłyszałam wołanie.

            - Ania! Powiedz tej suce, że gorzko pożałuje, że mnie polała i… – Nie dokończył, tylko obejrzał się w bok. Moje serce zabiło gwałtowniej, kiedy ujrzałam czarny, duży samochód i stojącego przy nim Zayna. Oczy jak zwykle zdobiły duże okulary. Nawet z daleka zauważyłam, jak gwałtownie zaciska pięści i zamarłam. Podeszli do siebie i wymienili między sobą ciche zdania, mierząc się wzrokiem. Po chwili zobaczyłam, jak ręce Johna powoli kierują się na klatkę piersiową Zayna i odpychają go gwałtownie.

            Mocnym pchnięciem otworzyłam okno i wyjrzałam przez nie.

            - John! – krzyknęłam na niego z wyrzutem, jakbym w ogóle mogła coś zdziałać. Ten jednak nawet nie zareagował na moją pretensjonalną uwagę. Zagryzłam wargę. Moja dłoń zacisnęła się na białej firance.

            - Zayn, nie rób nic głupiego – szepnęłam w przestrzeń i odwróciłam się, biegiem udając się do drzwi.



sobota, 11 maja 2013

Rozdział 14 - W porę.


            Kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi w moim mieszkaniu, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. No… może pozornie wszystko było w jak najlepszym porządku, ja jednak widziałam smutne spojrzenie Zayna, przysłonięte gęstymi rzęsami. To dziwne, bo jeszcze jakiś czas temu był w świetnym nastroju. Ech… faceci!

            Patrzyłam na niego, uważnie obserwując te smutne brązowe tęczówki. Poza nimi wszystko wydawało się być w normie. Może jednak zbyt bardzo go przeforsowałam u mamy? Może jednak nie powinnam była zabierać go tam i skazywać na nasze towarzystwo? Nie rozumiałam, co jest nie tak. Podeszłam jednak do niego, momentalnie wtulając się w jego obszerną bluzę. Miałam gdzieś, co teraz krąży po jego głowie, jak to wszystko wygląda. Po prostu musiałam go przytulić. Ostatecznie tak czy siak, jesteśmy także przyjaciółmi. Poczułam, jak jego dłonie delikatnie wkradają się na moje plecy. Przytulił policzek do moich włosów.

            - Coś się stało? – szepnął w moje włosy, a ja pokręciłam przecząco głową. Jeśli chodzi o mnie… cóż, nie ukrywam, że dziwnie czułam się z tą całą zaistniała sytuacją i nie wiem, ile czasu minie zanim moje burzliwe życie uczuciowe się ustabilizuje, jednak teraz chodziło o niego.

            - Dlaczego jesteś smutny? – spytałam, stając na palcach.

            - Powiedzmy, że po prostu intensywnie myślę – przyznał, odchylając się ode mnie na chwilę. Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, a ja uniosłam brwi w geście zapytania. Uśmiechnęłam się lekko, łapiąc skrawek jego bluzy i pociągnęłam go do pokoju. Usiedliśmy na sofie, nie odrywając się od siebie. Ponownie wtuliłam się w jego ciało, a ciepło jakie od niego biło ogarnęło mnie od czubka głowy do stóp, powodując mrowienie w dole brzucha. Czułam jak złapał moją dłoń, po czym splótł nasze palce. Uśmiechnęłam się delikatnie, zerkając w jego czekoladowe, błyszczące tęczówki. Moje myśli intensywnie krążyły wokół nas, zdawało mi się, że jego tak samo. Oboje zastanawialiśmy się, nad wszystkim co się ostatnio wydarzyło.

            - Wiesz… – zaczęłam cicho, wsłuchując się w krople deszczu, które nagle zaczęły uderzać o szybę. – Chyba źle się zachowałam ostatniej nocy. Jak jedna z wielu… – Przymknęłam oczy, wreszcie wspominając naszą wspólną noc. Wyczuwając jego przyśpieszony oddech, pogładziłam delikatnie męską dłoń.

            - Nie jesteś jak jedna z nich – zaprzeczył po chwili milczenia. Mogłam się wcale nie odzywać, jednak nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła tematu, który mnie nurtował i ciągle nie dawał spokoju. Po prostu musiałam to zrobić. – Ja za to boję się, że cię… skrzywdziłem. – Spojrzałam na niego zdziwiona. – I wykorzystałem. – Ciężko wydusił z siebie ostatnie słowa.

            - Zayn. – Spojrzałam na niego czule. – Jeśli nie traktujesz mnie tak jak jedną z… wielu – parsknęłam w myślach, zwracając uwagę na niezręczność naszej poważnej rozmowy, w której tak uważnie dobieraliśmy każde słowo. – No to nie wykorzystałeś mnie.

            Opuszkami palców przejechałam po jego policzku, zbliżając się do ust.

            - Z tobą jest zupełnie inaczej. – Niepokojące ogniki zapłonęły w jego oczach. Uśmiechnęłam się minimalnie, zastanawiając się nad jego słowami. Opuszki palców przesunęłam na usta, a później na klatkę piersiową, pod swoimi palcami wyczuwając szybko bijące serce. Chciałam odgadnąć jego uczucia i to co kręci się w jego głowie. Choć dostałam gwarancję, że byłam dla niego ważna, to jednak nie wiedziałam do końca, na czym stoimy.

            - Jesteś zdenerwowany? – spytałam, jeszcze raz kładąc rękę na jego piersi. Powoli uczyłam się odczytywać jego zachowania, a gdy palcami wyczuwałam przyjemny materiał koszulki i jego lekko napięte mięśnie, wiedziałam, że coś jest grane.

            - Czekam, aż mnie pocałujesz. – Lekko zachrypnięty głos prawie mnie zahipnotyzował, a jednocześnie zaskoczył. Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego uchylone usta i błyszczący kolczyk. Spojrzałam niepewnie w jego oczy, więc co? Brniemy w to wszystko dalej?

            - Więc teraz jesteś moim chłopakiem – zmieniłam temat, jakbym w ogóle nie usłyszała jego poprzedniej odpowiedzi. – A przynajmniej tyle wie moja mama.

            - Tak, jesteś moją dziewczyną. – Roziskrzone, czekoladowe oczy przykuły całą moją uwagę.

            - Ona ma cię za mojego chłopaka, przy czym nie wie nic o tym, co przytrafiło mi się z Johnem – wspomniałam, a moja dłoń momentalnie pogładziła fragment  jego policzka tuż obok kącika idealnie wykrojonych ust. Zayn wlepił we mnie swoje roziskrzone spojrzenie. – No co?

Nie odpowiedział jednak nic, poczułam jak lokuje swoje dłonie na moich plecach, przysuwając mnie bliżej siebie. Jego ciepłe wargi otarły się o moje, by po chwili pogłębić pocałunek.

            - Wreszcie się doczekałem – zmysłowo mruknął w moje wargi, a ja tylko oparłam czoło o jego. – Mam nadzieję, że teraz nie wyjdzie na to, że wbrew swojej męskiej naturze, tylko ja z nas dwojga chcę poważnego związku. Chcę dzielić się z tobą swoimi uczuciami i wiedzieć, że John już nie ma znaczenia. Nie wiem, czy to tylko ja zwariowałem?

            Popatrzyłam na niego z uśmiechem. Mój wariat. Zwariował. Tylko, że jeśli on zwariował, to ja chyba jeszcze bardziej. Pasujemy do siebie, prawda?

            - Ja chyba też, nie jesteś osamotniony – szepnęłam w jego usta, ale wiedziałam, że wszystko wyraźnie do niego dotarło. Poczułam jego wargi na swoich.

            Wariat i wariatka, razem, tutaj, teraz. Gdy czas się zatrzymuje, wrażenie że wszystko co ważne masz w swojej bezpiecznej dłoni, nasila się. Niewidzialne nitki, za które tak jak w teatrze ktoś pociąga, nagle znalazły się w twojej zaciśniętej pięści i masz kontrolę nad każdym elementem swojego życia. Złapałaś je i jesteś w stanie opanować wszystkie wydarzenia, które mają nadejść. W tej jednej chwili, czujesz, że możesz wszystko. Możesz polecieć do nieba, odwrócić bieg wskazówek zegara, wszystko może się zmienić. Czując ciasno zaciśnięte wokół siebie męskie ramiona, unosisz się na skrzydłach miłości.

            Moje serce biło niepowtarzalnie szybko, czułam jak pochyla się nade mną, z delikatnością całując każdy skrawek mojej szyi. Odchyliłam głowę, czując, jak odgarnia moje kasztanowe włosy. Jego dłonie wsunęły się pod moją bluzkę, smyrgając mnie po plecach. Wtuliłam się w jego bluzę, muskając ustami płatek jego ucha.

            - Zostań dzisiaj też ze mną – szepnęłam, a deszcz który rytmicznie uderzał w szyby okien, nagle nasilił się. – Nie idź tam – mruknęłam, ściskając w dłoni jego białą bluzę, dla podkreślenia swoich słów.

            - Zostanę – obiecał.

            Czułam, jak wypełnia moje mieszkanie czymś specyficznym. Teraz dopiero widziałam, że zawsze mi tego brakowało. Właściwie odkąd zaczął mnie odwiedzać, w celu ucieczki do normalności, zauważyłam różnicę w atmosferze, jaka panowała w moim mieszkaniu. Wypełniał je ciepłem i spokojem. Na mojej twarzy w jego obecności zawsze malował się uśmiech, a na policzkach pojawiały się lekkie rumieńce. Lubiłam to uczucie, kiedy był obok, a ja w każdej chwili mogłam poczuć jego bliskość. Od kiedy tylko go poznałam tak właśnie było. Dopiero teraz to sobie uświadamiałam, wtulając się w niego mocniej i wdychając zmysłowy zapach.



                                                                 *



            Muszę przyznać, że zaczęło mi brakować całego zamieszania, jakie pojawiało się na wszystkich bankietach wśród fotoreporterów, starających się uchwycić jak najlepsze ujęcie. Pomyślałam o tym właśnie dlatego, że dostałam kolejne zlecenie!
Ciotka znów ściągnęła mnie do swojego gabinetu i objaśniwszy mi rangę wydarzenia, podkreśliła, że liczy na świetne zdjęcia. Jak zwykle może być to trudne, gdyż nie mam zbyt dużego doświadczenia – właściwie prawie wcale go nie mam.
Nie wrosłam jeszcze także w to całe środowisko gwiazd i paparazzi uganiających się za nimi. Choć początkowo miałam plany stać się najbardziej bestialskim paparazzo, jakiego widział świat, spójrzmy prawdzie w oczy – dawno z tego zrezygnowałam.
Odrobinkę cieszyłam się, że nie nadaję się do tej roboty. Kiedy widziałam moich kolegów (mam tutaj na myśli tego jednego, brązowowłosego profesjonalistę, który bardzo lubił wlepiać we mnie swoje niebieskie oczęta) wybiegających z budynku z podręczną (na pewno ciężką!) drabinką, uśmiechałam się tylko pobłażliwie, mimo wszystko gratulując im wytrwałości i ambicji. A jeśli chodzi o tego gościa… był dziwny. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak w stosunku do mnie. Gdy dzisiaj podeszłam do niego, chcąc zagadać jak tam mu się wiedzie, po prostu przeszył mnie wzrokiem i jakby trochę się spłoszył. Co jest?! Nic mi nie odpowiedział, tylko kiwną zaprzeczająco głową, jakby szybko chciał się ulotnić, żeby móc spoglądać na całe pomieszczenie ze swojego super odosobnionego kąta.
Przez to wszystko zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak, czy jednak z nim. Może ma zaburzenia osobowości? A może problemy rodzinne? Mniejsza z tym! Odkąd zerka na mnie znad swojego biurka, co chwila sięgam po podręczne lusterko, żeby upewnić się, że nad górną wargą nie pozostał mi wąsik stworzony z pianki na kawie lub coś w tym stylu. Na szczęście rzadko zjawiał się tutaj, w pracy. Zazwyczaj udzielał się światu na zewnątrz, fotografując ludzi.

            Zawsze gdy na niego patrzyłam, miałam wrażenie, że praca jest całym jego życiem i nie wyobraża sobie, że teraz mogłoby się coś zmienić. Był specyficznym człowiekiem, a ja z moją wrodzoną dociekliwością, zainteresowałam się jego dziwnym zachowaniem, które coraz bardziej mnie denerwowało. Kogo nie wkurzyłoby nieustanne gapienie się? Choć przyznaję… znalazłam na to sposób. Musiałam po prostu sama zerknąć prosto w jego oczy, a szybko odwracał głowę. Czułam się przez to nieswojo i obco. Dobrze, że tylko on jeden tak się zachowywał i nikt raczej nie zwrócił uwagi na nasze krzyżujące się spojrzenia. Mark, bo tak się nazywał, był raczej osobą wyalienowaną.

            Obracając się na krześle, wyprostowałam obolałe plecy. Wyciągnęłam przed siebie ręce, chcąc dać im trochę ruchu. Po chwili szybko wstałam, podchodząc do Margo. Ta jak zwykle uśmiechnięta spojrzała na mnie swoimi żywymi piwnymi oczami, za ucho odgarniając przefarbowane na blond włosy.

            - Już przesłałam ci te zdjęcia, o które mnie prosiłaś – powiedziałam z uśmiechem. Szybko usiadłam koło niej, w dłoń łapiąc jedno z ciasteczek z opakowania, które leżało na biurku.

            - Dzięki wielkie, teraz będę mogła skończyć robotę. Chcesz kawy? – zaoferowała, a ja przytaknęłam szybko głową. Gdy tylko znalazła się obok mnie z gotowym napojem, opadła na fotel. – Uf… ale ciężki dzień dzisiaj – stęknęła.

            Skierowałam wzrok na swoich kolegów, którzy żywo nad czymś dyskutowali.

            - Taak – odpowiedziała mi na moje nieme zapytanie. – Znów spóźniają się z korektą artykułów, a jak się nie pośpieszą to nie złożymy wydania na czas.

            - Spokojnie, na pewno ze wszystkim zdążycie. – Uśmiechnęłam się pocieszająco.

            - Miejmy nadzieję, bo jak nie to twoja ciotka da nam wszystkim popalić. – Złapała się za głowę, jakby ta miała jej za chwilę odpaść.

            - Dobrze wiesz, że jest bardzo ugodową osobą – przypomniałam.

            - Wiem, tak tylko się śmieję. – Na jej twarzy znów pojawił się nikły uśmiech. Pociągnęłam łyk kawy, zerkając na Margo spod przymrużonych powiek.

            - Margo, nie miałabyś ochoty wybrać się gdzieś po pracy? – zaproponowałam i zauważyłam, że jej twarz rozjaśnia się. Wiedziałam, że ta dziewczyna jest ode mnie starsza, jednak różnica wieku nie była duża, a dzięki temu dobrze mi się z nią przebywało i rozmawiało.

            - Jasne, czemu nie? Przyda mi się spora dawka odprężenia po tym wielkim chaosie, jaki tu panuje – podniosła głos, wymownie spoglądając na mężczyzn, stojących nieopodal i rozmawiających żywiołowo. Zaśmiałam się pod nosem. Wszyscy tutaj dobrze się rozumieli i tak naprawdę złość nigdy nie trwała długo, nawet jeśli spóźnialiśmy się z terminami. Pracowałam tutaj tylko chwilę, nie zawsze byłam na miejscu, a jednak już zdążyłam poczuć tę małą nić przyjaźni, jaka się między nimi wytworzyła.

            - To widzimy się później. – Mrugnęłam do niej porozumiewawczo i udałam się do swojego stanowiska.

            Już godzinę później zbierałam swoje rzeczy, chcąc szybko znaleźć się poza tym budynkiem. Wiedziałam, że Zayn tym razem nie sprawi mi niespodzianki, przyjeżdżając pod budynek, niczym moja osobista taksówka. Uprzedził mnie, że ma bardzo ważne spotkanie, a potem wywiad. Ostatnio zrobiło się o nich cicho w mediach i osobiście nie miał ochoty na rozgłos, wiadomo jednak było, że już musieli przygotowywać grunt pod nową płytę.

            Z lekkim uśmiechem na ustach udałam się w kierunku Margo, która stała gotowa do wyjścia. Gdy tylko mnie zobaczyła, wspólnie ruszyłyśmy w kierunku drzwi. Przekroczywszy próg, uderzył nas powiew ciepłego powietrza, które niosło ze sobą lato. Skręciłyśmy za róg, podążając w kierunku pobliskiej herbaciarni. Po pięciu minutach byłyśmy już na miejscu. Herbaciarnia znajdowała się w bocznej uliczce, zaraz koło ruchliwej czteropasmówki, którą pędziło sporo samochodów i przejeżdżały tramwaje. Mimo tego wnętrze było niespodziewanie przytulne i ciche, a cały uliczny gwar w jakiś nadzwyczajny sposób się ulatniał. Zza okna, na którym znajdowały się brązowe zasłony, widać było tylko pobliskie budynki i kilka samotnie stojących drzew. Choć herbaciarnia była bardzo mała, bez problemu przecisnęłyśmy się między fotelami z miękkimi, wzorzystymi obiciami. Szybko usiadłyśmy przy stoliku w najdalszym kącie pomieszczenia. Dopiero teraz, jeszcze raz obiegłam wzrokiem wystrój.
Na stolikach znajdowały się ładne narzuty i ręcznie robione obrusiki, a na nich ciężkie lampy i ozdobne cukiernice. Ściany pokryte były sztucznymi roślinami, z lampkami, które nie raz były pewnie zapalane. Wszystkie meble zrobione były ze starego drewna, a w tle słychać było cichutką melodię. To wszystko dodawało temu miejscu niesamowitego uroku i jestem pewna, że nie jedna osoba chciałaby sobie uciąć drzemkę w tak miłej i spokojnej atmosferze.

            Razem z Margo zamówiłyśmy sobie kremówkę i herbatę. Gdy tylko dostarczono nam to, na co najbardziej czekałyśmy, od razu zabrałyśmy się za jedzenie. Już w ciągu tych kilku minut jak zwykle powrócił temat pracy i tego co się w niej dzieje. Gdy chodzisz do szkoły, wszędzie może pojawić się temat szkoły, gdy zaś pracujesz, praca jest jednym z nieodłącznych elementów twojego życia.

            - Myślałam, że ich zatłukę, na szczęście wyrobili się. Co za lenie! – denerwowała się Margo, wspominając dzisiejszy nerwowy dzień, jednak jej głos nadal brzmiał cicho, tak aby nie przeszkadzać parze, która znajdowała się dwa stoliki dalej.

            - Mówiłam, że będzie dobrze. Ale fakt, faktem, mieli na to mnóstwo czasu – przyznałam. Po chwili przypomniałam sobie, o co chciałam ją zapytać.

            - Margo, nie masz wrażenia, że Mark zachowuje się trochę… dziwnie? – spytałam, zerkając na nią kątem oka.

            - Mark Wannford? Szczerze mówiąc prawie go nie znam, wiesz przecież, że pracuje na zlecenie i praktycznie u nas go nie ma.

            - No tak, wiem, ostatnio tylko… coś jest z nim nie tak, nie wiem, czy zawsze taki był?

            - Chodzi ci o to, że ciągle się na ciebie patrzy? Chłopcy też się z tego śmiali – przyznała, a mnie zamurowało. Popatrzyłam na nią uważnie, a moja mina musiała chyba wyrazić wszystkie moje emocje, więc zaśmiała się dźwięcznie i powiedziała.

            - Nie przejmuj się. Mark jest rasowym paparazzi, więc albo szuka sensacji w twojej osobie, co jest raczej mało możliwe albo po prostu wpadłaś mu w oko. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a mnie krew odpłynęła z twarzy. Czyżbym miała rację, mówiąc Zaynowi, aby kamuflował się, przyjeżdżając po mnie i nie ryzykował pokazywaniem się u mnie w pracy?! Przełknęłam głośno ślinę, czując suchość w gardle.

            - Coś nie tak? – Margo szturchnęła mnie lekko. – To przecież nic dziwnego, jesteś śliczną dziewczyną!

            Nie, nie, nie! Nie o to mi chodzi! Mam gdzieś czy mu się podobam, czy nie. Obchodzi mnie tylko to, co się do cholery dzieje w jego głowie!

            - Nic się nie stało – mruknęłam i przywołałam na usta nikły uśmiech, który zlikwidował ślady po moim chwilowym zmrożeniu. – Myślę, że o nic takiego nie chodzi Markowi. Jest jakieś dziesięć lat ode mnie starszy – dodałam.

            - Tym bardziej może mu się podobać młodsza dziewczyna! Nie martw się, jakby się narzucał, daj mi tylko znać. – Poruszyła porozumiewawczo brwiami, mnie jednak to nie pocieszyło.

            Ręce spociły mi się ze zdenerwowania, kiedy pomyślałam, ze mógł widzieć Zayna, siedzącego w samochodzie pod naszym miejscem pracy. Dziwne wydawało się tylko to, że jeszcze nikt nie zrobił mu zdjęcia. W takim razie być może naprawdę Mark gapił się na mnie z ciekawości i po prostu ma taką naturę. Przystawiłam do ust filiżankę z ciepłym płynem. Kilka łyków pomogło mi ocknąć się z zamyślenia.

            - A ty… masz kogoś? – spytałam po chwili.

            - Ach… lepiej nie gadać, jakiś czas temu rozstałam się z facetem. Byliśmy razem trzy lata. – Westchnęła cichutko i skierowała wzrok na łyżeczkę, którą monotonnie poruszała, mieszając herbatę.

            - Wiem coś o tym. – Uśmiechnęłam się pocieszająco. – Tylko, że ja rozstawałam się z nim dwa razy i powiem ci, że za drugim było mi łatwiej. Ciągle mam jednak wsparcie od innej osoby i nie wiem, jakbym sobie bez niego poradziła, pewnie nadal chodziłabym jak struta, po nocach płacząc w poduszkę i udając, że wszystko jest w porządku.

            Nie wiem, co mi się stało. Gdy tylko dała mi znak, żebym mówiła dalej, opowiedziałam wszystko po kolei, omijając oczywiście niektóre szczegóły. Nie wspomniałam o tym, kim jest Zayn, jak się nazywa i co robi. Wyjaśniłam jedynie, że poznałam go przypadkiem i tak się zaczęła nasza przyjaźń, a teraz także coś więcej. Kiedy Margo słuchała mnie z taką uwagą, widziałam w jej dużych piwnych oczach zrozumienie i wiedziałam, że jej mogę się zwierzyć. Ona także opowiedziała mi o ostatnim facecie i o tym jak bardzo przeżyła rozstanie, do którego oboje doprowadzili.
Opowiadała o tym, że tęskni i że chciałaby do niego wrócić, nie miała jednak odwagi żeby mu o tym powiedzieć.

            Kiedy rozstałyśmy się, wychodząc z herbaciarni, zrobiło mi się o wiele lżej na duszy. Wreszcie mogłam opowiedzieć to wszystko komuś, kto nie znał Johna, nie znał Zayna, nie oceniał ich, tylko posłuchał tego, co mówię. Margo rozumiała mnie i nie zadawała zbędnych pytań.

            Słysząc rytmiczne uderzania moich wysokich butów, udałam się na przystanek. Wsiadłam w autobus, który przyjechał i już po piętnastu minutach byłam niedaleko swojej kamienicy. Szybko przemierzając ulicę dotarłam pod drzwi, prowadzące na klatkę schodową. Wspinając się po schodach, usłyszałam dźwięk mojej komórki, obwieszczający nową wiadomość. Stanęłam pod drzwiami, sięgając po małe urządzenie.

Od: Zayn

"Myślę o Tobie x"
– przeczytałam i uśmiechnęłam się do siebie. Czułam, że powoli wszystko zacznie się normować, jeśli w ogóle jest to możliwe z gwiazdą u boku. Czułam, że chcę spróbować podążać tą ścieżką dalej i sprawdzić co przyniesie mi los. Choć w moim sercu nadal czaiła się rysa po Johnie, odbudowywało się ono na nowo.