niedziela, 5 maja 2013
Rozdział 13-Uczynię Cię gwiazdą w moim wszechświecie.
Znów zagłębiony w myślach energicznie zmieniał bieg w samochodzie. Uważnie śledząc drogę, tak naprawdę przed oczami miał coś zupełnie innego. Długie, rozsypane na białej pościeli, kasztanowe włosy. Intensywnie zielone oczy, które przeszywały jego ciało za każdy kolejnym spojrzeniem. Ciepłe, delikatne dłonie wkradające się na jego barki, i gładzące jego kark. To wszystko nie mieściło się w jego głowie i po raz pierwszy miał wątpliwości, czy nie postąpił zbyt szybko. Pierwszy raz martwił się tym, że powinien był zatrzymać ten bieg wydarzeń, opanować się, poczekać. Nie chciał jej krzywdzić. Mimo że zaprzeczyła, iż jej zachowanie miało jakikolwiek związek z Johnem i tym, co się między nimi wydarzyło, to nie był tego taki pewny. Wiedział jednak, że Ann potrzebuje ciepła i wsparcia drugiej osoby. Nie wiedział, czy wyczytał to z jej oczu, gestów czy słów, bo tak naprawdę ciągle zachowywała się jak osoba, której nic nie jest. Mimo wszystko chciał dać jej tę bliskość. Była dla niego ważna. Stała się dla niego zupełnie inną osobą, niż dziewczyny które poznawał na co dzień. Wiedział, że to wszystko dzięki temu, że ją poznał, a ona poznała jego. Ciągle czuł uścisk w gardle, myśląc o tym, że mógł wykorzystać jej słabość, w końcu tak bardzo pragnął ją dotknąć…
Skręcił gwałtownie na podjazd domu. Złapał kluczyki od samochodu i wysiadł z niego, zamaszyście trzaskając drzwiami. Momentalnie usłyszał ujadanie psów. Omiótł spojrzeniem okolicę, nie widząc żadnej z niepożądanych fanek i udał się do domu.
- Widzę, że na poważnie wziąłeś sobie moje słowa. – Na wstępie usłyszał głos Harryego i uśmiechnął się pod nosem. Mimo całych wyrzutów, jakich jeszcze nigdy nie miał po nocy spędzonej z kobietą, nie potrafił się nie cieszyć, na wspomnienia jej słodkich pocałunków. – Długo się nie opierała – dodał.
Zayn spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem, którego loczek nawet nie zauważył, skupiony nad układaniem fryzury. Był pewien, że jego przyjaciel wyzbył się już uprzedzeń do tej dziewczyny.
- Przestań, to moja wina. – Nie miał nastroju ani siły żeby się z nim sprzeczać.
- Nie mów mi, że znalazłeś osobę, która wywołuje w tobie ludzkie odczucia.
Styles wreszcie odwrócił twarz w jego stronę. Zayn spojrzał na niego pobłażliwie i skierował się w kierunku kuchni. Jego myśli ciągle krążyły wokół jej zapachu i niewinnych gestów. Jak miał się skupić w takich warunkach?! Nieprzytomnie otworzył lodówkę. Przebiegł wzrokiem po produktach, które miał w zasięgu wzroku. Masło orzechowe. Jęknął cicho, kiedy przed jego oczami pojawiła się znowu ona, siedząca na blacie i jedząca kanapki z tym właśnie produktem. Złapał słoik w rękę.
- Totalnie odpływasz, człowieku – mruknął do siebie, po czym przygotował szybko kanapkę i wsunął do ust. Łapiąc w wolną dłoń drugą kromkę chleba, skierował się ku Harryemu. Usiadł koło niego, opierając łokcie na szeroko rozstawionych kolanach.
- Nie wiem, co ona ze mną robi – poskarżył się w przerwie pomiędzy gryzieniem, przeżuwaniem i łykaniem. Jakaś magiczna otoczka, pozostała z ubiegłej nocy, ciągle unosiła się wokół niego, nie pozwalając zapomnieć o doznanych uczuciach i emocjach.
- Ja też nie, mam tylko nadzieję, że nie obudzi się w niej instynkt paparazzi. – Westchnął zdegustowany, patrząc na swojego zakochanego przyjaciela. – Jesteś taki zabawny, kiedy się zakochasz.
Harry zaśmiał się, nawijając sobie skrawek jego koszulki na palce. Zayn szybko szarpnął się, żeby wyrwać materiał z jego dłoni. Z pełną buzią przeszył go tylko spojrzeniem, które wyrażało jedno – chęć mordu. Po chwili jednak oparł się wygodnie i przymknął oczy. Leciał, po prostu leciał w przestworzach, gdy nie męczyły go wyrzuty sumienia. Gdyby nie ograniczał go dach prawdopodobnie dawno byłby już w przestrzeni międzyplanetarnej, a tam i tak ciągle widziałby tylko jedną gwiazdę. Wszystkie mogły wyglądać pięknie, dla niego jednak przygasły, na rzecz tej jednej.
- Właściwie to nie pamiętam, żebyś się kiedyś zakochał, to dziwna odmiana, wiesz? Trochę ci zazdroszczę, nawet nie trochę. Ile ja mam czekać na swoją drugą połówkę? – Prowadził monolog.
- Tylko miej oczy szeroko otwarte, bo nie możesz być pewny, co ona planuje. Zakochani ludzie nie widzą oczywistości! – Zayn usłyszał podniesiony głos Harryego tuż przy swoim uchu. Podniósł gwałtownie powieki i popatrzył na niego jak na idiotę. Przełknął ostatni kęs i uchylił usta. Zatkało go…
- Hazz, daj mi spokój z tym zakochaniem! To po prostu dziewczyna, na której zależy mi bardziej niż na innych i nie martw się, ja zauważam wszystko, co powinienem! – Na przykład jej śliczne oczy, rumieńce na twarzy, kiedy zbliżał się do niej, a później muskał czule jej usta. Być może i był zakochany, ale jego brat nie musi o tym wiedzieć, o nie! Zaraz cała reszta zespołu się dowie, dotrze to do Paula, który nie będzie zadowolony. Ten, co codziennie miał inną, teraz totalnie zgłupiał.
- I zbieraj się, zaraz jedziemy to studia – stanowczo uciął dyskusję.
*
Mimo, że miałam za sobą przyjemną, ciepłą noc, to jednak moje powieki gwałtownie opadały, a ziewnięcia same przychodziły. Wytrwale walczyłam jednak ze swoim zmęczeniem i myślami, które ciągle odsyłały mnie do Zayna. Nie wiedziałam właściwie jak to teraz między nami będzie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że oboje straciliśmy głowy. Ciągle miałam niezrozumiale poczucie, że zdradziłam Johna, choć już nie jesteśmy razem!
A jednocześnie moje myśli ciągle analizowały każdy moment spędzony wspólnie z Zaynem i było mi z tym dobrze. Wiedziałam, że jeszcze za wcześnie, żeby zaczynać coś nowego. To, co przeżyłam z Johnem wydawało mi się zbyt świeże i… mimo wszystko bolesne. Nie chciałam jednak zawracać sobie dłużej tym głowy, w końcu przeszłość już do mnie nie wróci. Szczerze mówiąc, nie chciałam, żeby to wszystko wracało. John był nic nie wart. Żałuję, że tak późno sobie to uświadomiłam i wcześniej nie posłuchałam rad osób, które dostrzegały więcej niż ja.
Westchnęłam cichutko, ponownie skupiona nad obrazem wyświetlonym na ekranie monitora. Kto by pomyślał, że więcej będę pracowała nad obróbką, niż nad robieniem zdjęć? Ciocia wyraziła chęć przyjęcia większej ilości moich prac, ale wtedy musiałabym śledzić gwiazdy i nie dawać im spokoju. Początkowo wiedziałam, że będę robiła wszystko, aby zdobyć jak najlepsze ujęcie i temat, który powali wszystkich na kolana. Teraz jednak trochę się nawróciłam. Chyba pomogły mi w tym zwierzenia Zayna i choć nigdy bezpośrednio nie wspomniał przy mnie, jak bardzo nienawidzi paparazzi – ja to wiedziałam. Wcale nie czułam się z tym dobrze, dlatego zawczasu skorygowałam swoją pracę i dostosowywałam tak, aby jak najmniej zakłócać ludziom ich prywatne życie. Nie mówiłam mu tego, byłam jednak pewna, że zdaje sobie sprawę z moich działań. Ostatecznie zdjęcia robiłam w miejscach publicznych – na czerwonych dywanach, bankietach i galach. Już od jakiegoś czasu nie splamiłam się śledzeniem kogokolwiek, z czego byłam niezmiernie dumna. Moja ambicja pokazania na co mnie stać, nieznacznie opadła. Dla nas obojga zawsze wiadome było też to, że bardzo potrzebuję pracy i dlatego właśnie nie mogę z niej zrezygnować, tylko dlatego, że coś łączy mnie z gwiazdą. Jeśli nadal chciałam utrzymywać swoje małe mieszkanko i toczyć samodzielne życie, nie miałam wyjścia i musiałam na nie zarabiać.
Opadającą głowę podparłam ręką. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie. Większość pochłonięta była swoimi zajęciami. Część rozmawiała podekscytowanymi głosami w rogu pomieszczenia, parząc kawę i przegryzając ciasteczka. Kawa! Podniosłam się szybko na nogi i udałam w tamtym kierunku. Nie zwróciłam zupełnie uwagi, na zaczepki nieco starszych ode mnie kolegów, którzy zajmowali się korektą artykułów. Szybko zaparzyłam sobie kawę i wracając na miejsce, dmuchałam w jej powierzchnię, by prędzej ostygła. Usiadłam na swoim miejscu i uniosłam wzrok. Od razu napotkałam wpatrujące się we mnie, świdrujące na wylot, niebieskie tęczówki. Brązowa czupryna też była mi dobrze znana już od pierwszego dnia tutaj, kiedy to wpadłam na niego i jego super specjalistyczny sprzęt, który wtedy aż zaparł mi aż dech w piersiach. Opuściłam wzrok na kubek. Kątem oka ciągle widziałam natarczywe spojrzenie tego intrygującego, a raczej irytującego mężczyzny. Udając, że nic nie zauważam, popijałam napój, rozkoszując się dawką kofeiny, która powoli rozpływała się po moich ospałych komórkach.
Znów podniosłam na niego wzrok, a wtedy rozdrażniona dostrzegłam, że ciągle się patrzy. Niebieskie tęczówki przenikały mnie na wskroś, miały w sobie coś natarczywego, coś co powodowało we mnie rozdrażnienie, którego nie mogłam już znieść. Mark miał jakieś dwadzieścia lat. Był wysokim i dobrze zbudowanym facetem. Ale czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie denerwuje? Może nawet nie wie, że ciągle zauważam jego zainteresowanie moją osobą? Westchnęłam znużona i zabrałam się do pracy. Gdy już po piętnastu minutach skończyłam, zgrałam dane na odpowiedni dysk i udałam się do wyjścia. Pożegnałam się z resztą, także z Margh, którą minęłam w przejściu. Gdy ponownie odwróciłam się w kierunku przeszkolonych drzwi, zauważyłam jak gdzieś z boku miga mi brązowa czupryna. Znów on? Jęknęłam w duchu. Jak długo tutaj jestem ani razu się do mnie nie odezwał, a tu nagle zaczął się mną interesować. Mark. Tak, to ten rasowy, lekko przerażający mnie paparazzo.
Ruszyłam przed siebie, po chwili zauważając czarny samochód. Uśmiechnęłam się do siebie, a moje serce zabiło mocniej. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Wsiadłam do środka, a mój wzrok od razu padł na chłopaka z ciemnymi okularami na nosie.
- Cześć – szepnęłam. – Nie powinieneś znów tutaj przyjeżdżać – mruknęłam, splatając dłonie.
- Ale chciałem. – Zanim ruszył, poczułam, jak jego dłonie wkradają się pod mój podbródek, a jego ciepłe usta przesuwają się po moich wargach. Znów zapłonęłam czerwienią. Odetchnęłam dopiero, gdy odsunął się ode mnie na znaczną odległość.
- Ktoś może cię rozpoznać – stwierdziłam, spod przymrużonych powiek, gdy ściągnął z nosa olbrzymie okulary. Omiótł mnie ciemnym spojrzeniem.
- Nie przesadzaj. – Wywrócił młynek oczami i już miał ściągnąć kaptur z głowy, gdy powstrzymałam go, uparcie twierdząc, że nie jest to najlepsze miejsce na takie zachowanie.
- Zayn. A może zawiózłbyś mnie na chwilę w… inne miejsce? – spytałam, chcąc szybko oddalić się spod budynku. Zerknął na mnie zaciekawiony. – Chciałam pojechać do mamy, tak dawno u niej nie byłam. – Westchnęłam zrezygnowana. Dzwoniła do mnie, ale ostatnio ciągle byłam zabiegana między pracą, Zaynem i Johnem. Już dawno powinnam była zjawić się w swoim rodzinnym domu, bo odkąd się wyprowadziłam, rzadko tam zaglądałam i szczerze mówiąc było mi źle z tego powodu.
- Już się robi – spojrzał na mnie ciepło, a w jego oczach mogłam wyłapać zaciekawione ogniki. Swoją dłoń ulokował na moim kolanie, gładząc je lekko długimi i smukłymi palcami. Nachyliłam się nad nim i pocałowałam delikatnie w uśmiechnięty kącik ust. Po chwili już prowadziłam go ulicami w odpowiednie miejsce. Nie powiem, dobrze mieć takiego szofera. Ale gdyby się tak dłużej nad tym wszystkim zastanowić… muszę odłożyć pieniądze na samochód, koniecznie! Obserwując migające mi przez okno domy, wiedziałam, że jesteśmy już blisko. Gdy kazałam zjechać Zaynowi na podjazd, zobaczyłam w jego oczach strach. Pierwszy raz naprawdę zobaczyłam, że zabrakło mu pewności siebie. Co jest? Bał się mojej mamy?
- To… ja poczekam w samochodzie. – Chrząknął, patrząc na mnie znacząco.
- Nie ma mowy! Nie będziesz tutaj siedział – zadecydowałam, nie przyjmując odmowy.
- Ann, ale ja bardzo lubię swój samochód. – Założył ręce na piersi i popatrzył przed siebie. Po chwili już czule błądził wzrokiem po kierownicy i tapicerce. – W końcu wydałem na niego tyle pieniędzy i władowałem tyle czasu!
- Tak, jestem pewna, że go ubóstwiasz, ale teraz nie zachowuj się jak dziecko. Moja mama nie gryzie. Gorzej z tatą, ale jego nie powinno być. – Zaśmiałam się, widząc jego skrzywioną minę. – Zayn! – przywołałam go do porządku.
Zdeterminowana wysiadłam z samochodu i podeszłam do niego od drugiej strony. Dobrze wiedziałam, dlaczego nie chce tam iść. Będzie czuł się jakby już był egzaminowany. Pewnie nie podoba mu się to, że nawet razem nie jesteśmy, a już musi poznawać moją rodzicielkę.
- Okej, okej, idę! Ale odpłacisz mi się później za to – zagroził mi, próbując przyciągnąć mnie do siebie. Szybko jednak umknęłam przed jego wyciągniętymi ramionami. Śmiejąc się ponownie odskoczyłam, widząc, że nadal próbuje zapleść swoje ramiona wokół mojego ciała. Z lekkim uśmiechem na ustach złapałam go za rękę i poprowadziłam za sobą. Kiedy oboje stanęliśmy już przed drzwiami, powoli nacisnęłam klamkę. Przeszłam pierwsza przez próg, po czym odezwałam się.
- Mamo, jest tutaj ktoś?
Oczywiście, że ktoś musiał być, w końcu drzwi były otwarte, no ale zawsze lepiej się upewnić. Po chwili usłyszałam, jak moja mama zbliża się do nas. Jej zielone oczy, identyczne jak moje, iskrzyły się spod ciemnej grzywki krótkich i prostych włosów. Uśmiechnęła się na mój widok, podeszła i ucałowała mój policzek. Przytuliłam ją lekko, a kiedy oddaliłam się nieco, zauważyłam, że uważnym spojrzeniem zmierzyła postać Zayna, który sztywno przywitał się i cofnął o krok. Jego spięta twarz wyrażała teraz wszystkie towarzyszące mu emocje.
- Już myślałam, że o mnie zapomniałaś. – Mama zaśmiała się, udając, że nie jest zaskoczona widokiem chłopaka przy moim boku.
Sama nie wiedziałam, jak skwituje jego obecność, wiedziałam na pewno, że nie będzie niemiła, ani nie zacznie go egzaminować. To nie w jej stylu. Mimo, że nie pochwalała wielu moich wyborów, zawsze wiedziała, że próbując mnie do czegoś zniechęcić, zawsze odniesie odwrotny skutek. Brała wszystko na przeczekanie. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli tłumaczenia do kogoś nie docierają, musi się o tym przekonać na własnej skórze. Tak było właśnie z Johnem i ze mną. Byłam ślepa, podczas gdy i ona i Kate wykazywały trochę nieuzasadnioną, ale jednak słuszną niechęć do niego. Przygryzłam lekko wargę, przypominając sobie to, jak bardzo go przed wszystkimi broniłam. Po chwili spojrzałam na Zayna, który ciężko przełknął ślinę. Uśmiechnęłam się lekko widząc jego minę. Wyglądał jak dziecko, które właśnie zostało postawione przed rodzicem, w celu wymierzenia odpowiedniej kary za zły uczynek.
- Mamo, to jest Zayn. Mój… eee…
Zapędziłam się, przyznaję, bo teraz nie wiedziałam, co powiedzieć. Mogłabym uznać, że jest moim chłopakiem, jednak tak naprawdę nie wiedziałam na czym stoję, no i… miałam nie wiązać się przez jakiś czas. Mogłabym powiedzieć także, że to tylko mój kolega, ale tak szczerze mówiąc nie podobało mi się to określenie. Innym wariantem było powiedzieć po prostu: Mamo, to jest Zayn Malik, mój… eee… obiekt do fotografowania na czerwonych dywanach! Tak, ewentualnie w ten sposób mogłam z tego wybrnąć, jednak nie pozwoliłam sobie na to. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, gdy zdziwiona kobieta, uniosła brwi w geście zaskoczenia.
- Chłopak? – spytała, a ja wstrzymałam oddech. Jak się domyśliła, że coś mnie z nim łączy?!
- Tak, chłopak. – Zayn uśmiechnął się szelmowsko, na nowo odzyskując pewność siebie. Zdziwiona spiorunowałam go wzrokiem. W co on pogrywa? Przed moją mamą mógłby się nie wygłupiać!
- A John? – zainteresowała się. – Nic mi o nim ostatnio nie mówiłaś.
- Nie jestem już z Johnem, mamo – przyznałam, po czym przygryzłam niezręcznie wargę.
- I dobrze.
Uśmiechnęła się promiennie do Zayna, który w jednej chwili zyskał sobie jej sympatię.
- Mamo! – mruknęłam speszona jej reakcją na wieść, że John to już przeszłość.
- No już, już. Zrobię wam herbaty – zaoferowała, a kiedy tylko zniknęła nam z pola widzenia, pociągnęłam Zayna za rękę. Przywołałam jego twarz niżej i szepnęłam.
- Chłopak? – spojrzałam na niego zdegustowana.
- Coś ci nie odpowiada? – spytał z widocznym zadowoleniem, a jego wargi wygięły się w uśmieszku. Nie dając mi chwili na odpowiedź objął mnie w tali, przysuwając bliżej siebie. Razem udaliśmy się do salonu, gdzie momentalnie zabrał się za oglądanie zdjęć, stojących na wysokiej komodzie. Byłam na kilku z nich. Ja, mała, głupia, z torebką na czubku głowy. Ja, nieco starsza z dziwnym wyrazem twarzy.
Zerknęłam na Zayna. Te klika lat temu nie zdawałam sobie sprawy, że za jakiś czas ktoś taki jak on będzie stał z wielkim uśmiechem na ustach i z palcem wskazującym skierowanym na moją roześmianą buzię, widniejącą na fotografii. Gdybym to wiedziała, nigdy nie stanęłabym przed obiektywem!
- Tak, to ja – uprzedziłam jego pytanie, a on zarechotał uradowany.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Ciągle wyglądało tak samo. Nieważne kiedy się tutaj pojawiałam, zawsze było takie jakie zapamiętałam je z dzieciństwa. Cieszyłam się, że mam możliwość zamieszkania samej, bez rodziców na głowie. Zawsze jednak gdy tu wracałam, czułam się jakbym nigdy się nie wyprowadzała.
Gdy spotykałam się z Johnem, wiązałam z nami już poważne plany. Mam prawie osiemnaście lat, czułam więc potrzebę, aby się w pewien sposób ustabilizować i usamodzielnić. Z pomocą rodziców wykupiłam małe mieszkanko. Znalazłam pracę, jednak szybko ją straciłam. Nawet nie myślałam o studiach.
Byłam coraz bardziej pochłonięta moim związkiem i nawet nie zauważyłam kiedy finanse gwarantujące mi samodzielne życie były na wyczerpaniu. Wtedy jak z nieba spadł mi mój kuzyn, załatwiając pracę, a jednocześnie posypał się mój związek z Johnem. Czułam się rozbita na milion kawałeczków, a jedyną rzeczą, która trzymała mnie w stanie użytkowości była praca i oddawanie się fotografii. W tamtym czasie, w głębi duszy ciągle miałam nadzieję, że John do mnie wróci i kiedy w końcu przybiegł do mnie z podkulonym ogonem, nie potrafiłam się powstrzymać – wybaczyłam mu. Znalazłam wtedy coś jeszcze – nową przyjaźń. Długie wieczory spędzane z Zaynem pomogły mi się podbudować, a czasem też skupić na jego problemach, zamiast na swoich. Czułam się mu potrzebna, czułam, że mogę dać mu coś, czego nie może otrzymać od innych – takie chwile jak ta. Pozbawioną natarczywych spojrzeń, fleszy i całego gwiazdorstwa.
Ścisnęłam dłoń Zayna, gdy siedzieliśmy z moją mamą, popijając herbatę i przegryzając ciasteczka, które dla nas przygotowała. Spojrzał na mnie pytająco, a ja tylko uśmiechnęłam się delikatnie, opierając się chęci pocałowania jego ust. Totalnie się wyłączyłam, skupiając się na gładzeniu kciukiem jego dłoni. Obserwowałam długie, smukłe palce i tylko gdzieś w tle słyszałam, jak rozmawia z moją mamą, co chwila śmiejąc się z rzeczy, które w ogóle do mnie nie docierały.
Gdy już znaleźliśmy się w samochodzie, spojrzałam na zegarek, zauważając, że wcale nie byliśmy tam przez chwilę. Zeszło nam całkiem sporo czasu. Zapinając pas, popatrzyłam na Zayna, który już odpalał samochód.
- Przeżyłeś? – odezwałam się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Już wiem, po kim odziedziczyłaś urodę! Zresztą… chyba słyszałaś, co mówiłem. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Że co gadał? Roześmiałam się, pewna, że robi sobie ze mnie żarty.
- No co? Twoja mama jest świetna kobietą. Harry by nią nie pogardził. – Poruszył zabawnie brwiami, a ja pacnęłam się dłonią w czoło.
- Jedźmy już. – Pokręciłam wymownie głową. Ukryłam poruszenie, jakie wywołało we mnie stwierdzenie dotyczące mojej urody. – Do mnie – dodałam po chwili, gdy ocknęłam się z zamyślenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Aaaa.. przeczytałam dziś aż 3 rozdziały, a tu kolejny! XD
OdpowiedzUsuńMój uśmiech nie miał granic :)
Świetny rozdział, wręcz pochłaniam Twego bloga :D
U-wiel-biam! ♥
http://letmefeeloursicklove1d.blogspot.com/
Wspaniały *-* i wyjątkowo dlugi , życze weny ;)
OdpowiedzUsuńJolksss, jak zawsze boskooo :*
OdpowiedzUsuńMogłabyś przy komentowaniu usunąć te obrazki ? Może nikt nie komentuje, bo one są lekko wkurzające <3
Cudny rozdział! czekam na cd.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Ross